This
ain't a song for the broken-hearted.
Notka
odautorska: Jestem definitywnie chora, so don't sue me, they're not mine.
Lemon z filozoficznym
zakończeniem.
Użyłam tu słów z piosenki ludowej
"My, Cyganie";
Z disco polo i nie pamiętam jak
się nazywała piosenka (bodajże "Grzeszna miłość");
Z piosenki Bon Jovi "It's my
life" (to tytuł, jakby ktoś nie zauważył);
Fizyka ma na mnie zły wpływ.
A zwłaszcza, gdy mam się jej
uczyć, a komputer jest włączony.
Miłego filozofowania życzy
Angevelinka (a ja idę się uczyć. Na!)
________________________________________________________________________________________________
Światło i ciemność.
Zawsze byli tylko tym.
Światłem i ciemnością.
Burzą i słońcem, zimą i latem,
życiem i śmiercią...
Światłem i mrokiem.
Z mroku powstało światło, a w
świetle narodził się mrok.
Powiązani.
Przeznaczeniem.
Their Destiny Was Foreordained.
Dwa bieguny tego samego magnesu,
dwa końce tego samego kija...
Forgive me.
To nie to samo co dwa promyki,
nadzieje przyszłości...
To nie to samo co promień
rozbudzający zimne ciernie do zakwitnięcia...
To po prostu światło i mrok...
Z dala nie z bliska, bez dotyków,
ale razem, bez czułości, ale na zawsze...
Please.
Forgive
me.
I
beg you.
PLEASE!
....
Please!...
*sob*
....Ouji-sama...
Krzyknął gdy obce ciało rozdarło
mu wnętrze, zalewając wrzątkiem wszystkie jego organy.
Ręce plątały mu się w pościeli,
nie mógł się uwolnić.
Nie po to, żeby uciec.
Po to, żeby być bliżej.
....
Zaczął oddychać szybciej.
-Huff...
huh... uch... aff...
Goku zduplikował czynność i
polizał go ostro po szyi, kończąc wędrówkę ostrym zaciśnięciem
zębów na jego włosach.
Idealnie się do tego nadawały.
....
Oblizał suche wargi.
Chciał zacisnąć zęby na pościeli,
lecz Goku przytrzymał go, zmuszając do wydawania z siebie
morderczych jęków.
Ach...
Huff...
Uch...
Huh...
Ale nie "Kakarotto".
W ciągu całej nocy żaden z nich
nie wypowiedział zrozumiałego słowa. Tylko na przemian albo
jęczeli, albo krzyczeli...
....
Zaczął krzyczeć, gdy Goku
przyśpieszył.
Krzyczeć?
Wrzeszczeć.
Drzeć się.
Wypruwać sobie płuca, szarpać
struny głosowe...
Gdzieś zabrakło miejsca na oddech.
....
Ciepło... mi...
Gorąco...
Parzy...
Huff...
Kakarotto...
Za blisko...
Boli...
Teraz już rozumiał co miał na
myśli Goten, mówiąc, że jego syn to "istna apokalipsa pełna
rozżarzonych węgli i wrzącej
lawy".
....
Taki chłodny?...
B-Boże, co za tortura...
Achhhh...
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAACH!!!
Goku nie przestając się poruszać
obrócił swego księcia o sto osiemdziesiąt stopni. Vejitta
zawył z bólu. Zaraz jednak Goku
zaatakował z podwójną siłą i sprawił, że ledwo zaczęty
ryk rozpaczy przekształcił się w
przyduszony jęk rozkoszy. Silne spracowane ratowaniem świata
dłonie przesuwały się wprawnie po
mapie ciała Vejitty, dotykając każdego czułego punktu z taką
precyzją, iż książę zaczął się
trząść i wołać o zmiłowanie. Pierwsze rozumne słowa wypowiedziane
tej nocy.
-AAAAAAAAAAAAAACH!!! NIEEEEEEE
TORTUUUUUURUJ MNIE THHHHHHAAAAAAKHAAAH!!! ....ach... ach...
ahiiiiaaaaaaaaaaaAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
GHIA!!!
MPHHHF!!! NNG!!! KHAKHARRRRRROT... to!!!
Odpowiedzią był szalony uśmiech.
Obłąkany wzrok gratis.
Koszmar.
....
....kocham ten wzrok.
Saiyański uśmiech.
Chore ruchy.
Obłąkane pocałunki.
Wściekłe pieszczoty.
Krwawy seks.
Wszystko.
Wszystko kocham.
Jak nic...
....nikogo na świecie.
....
....we
Wszechświecie...
PLEASE,
DON'T ABANDON ME...
....
NOT
AT ALL...
....
STAY
WITH ME...
....
FOREVER...
....
OR
DIE WITH ME...
....
SOON.
-GIYAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAH!!!
Odpowiedzią
był ostry krzyk.
Poczuł płomień buchający mu prosto
w twarz.
Ale to nic.
Był pusty.
Pełny od zewnątrz i pusty
wewnątrz.
I nadal nie mógł wyplątać rąk z
kołdry.
Padł na poduszki patrząc
niewidomym wzrokiem na aksamitny baldachim.
Cały czerwony.
Czerwień maków...
Karmin róż...
Purpura piwonii...
Szkarłat krwi...
To zadziwiające jak wiele istnieje
określeń na jedno słowo...
Czy jak umrę, to nakryją mi trumnę
krwistym całunem?...
....a może skończę we wspólnym
grobie żołnierzy poległych w walce...
A może...
Umrę we śnie...
....
Wpatrywał się smutnym wzrokiem w
błękitne oczy Goku, czując jak dopalają się w nim ostatnie
iskry...
....życia?...
Nie...
Wolności.
Goku pocałował go pojednawczo w
czoło.
Dwa niebieskie jeziora tonęły w
bólu.
-Chodź ze mną.
Zamknął oczy...
Zacisnął usta...
ZAMKNĘ OCZY - LIŚCIE WIĘDNĄ,
KIEDY MILCZĘ - MILCZY ŚWIAT...
Dwa żelazne ramiona otoczyły go w
pożegnalnym uścisku. Tymi rękoma można by zmiażdżyć ostre
pancerze Cella i skruszyć harde
kości Friezy... A tu były delikatne jak dłonie młodej
matki przytulającej niemowlę...
Anioła pocieszającego kalekę...
Kochanka poświęcającego swe serce
na ołtarzu miłości...
Płacz.
Tak bardzo chciał płakać...
Nie mógł.
Zapomniał...
-Nie - wymamrotał - Nie... ja
zostaję.
Głębokie westchnięcie wyrwało się
z potężnej piersi. Było coś ciężkiego w powietrzu...
....taka mgła...
....
Wstał i zaczął się ubierać.
Vejitta usiadł na łóżku owinąwszy
się w pasie prześcieradłem i patrzył na perfekcyjną grę
muskułów.
Wykuty z brązu wojownik o srebrnym
spojrzeniu i złotym sercu...
JUST
ANOTHER KISS, JUST ANOTHER LOVE...
ANYONE
ARE FORGIVEN.
Goku odwrócił się i przyklęknął
przy łóżku.
-Chodź ze mną... - powtórzył po
raz milionowy - Zobaczysz, będzie inaczej... lepiej...
Odpowiedzią był pocałunek w czoło
i delikatny glask w policzek. Książę uśmiechnął się smutno.
-Będzie tak samo...
Goku się poddał.
-Ai Shiteru, Koi... - wyszeptał na
pożegnanie i wyszedł nie patrząc już na nic.
Vejitta powoli podszedł do okna.
Goku powolnym krokiem wychodził z
budynku na mroźne powietrze. Prószył lekki śnieżek.
Było widać kłąb pary przy jego
ustach.
Zimno.
Jak w tym pokoju...
....bez niego.
....
Goku spojrzał jeszcze raz w jedno
z okien na dwupiętrowym oknie. Vejitta stał opierając się
o szybę i patrzył na niego, nie
widząc jego łez.
Ai Shiteru Koi...
Naprawdę to powiedział?...
Tak?...
GRZESZNA MIŁOŚĆ MOJA SŁODKA JEST
GRZESZNA MIŁOŚĆ MOJA KUSI CIĘ...
JEDNA JEST JEJ WADA, TY O TYM
WIESZ
GRZESZNA MIŁOŚĆ MOJA JEDNAK...
KRÓTKA JEST...
....
Krótka jak na wieczność...
Grzech...
Zwątpienie...
Szatan...
Zło...
Ten ogień piekielny oczyści nas z
grzechu.
Zapalił polano i rzucił pod
budynek. Nie wiedzieć czemu, pożar wzniósł się szybko, pożerając
łakomie czerwoną cegłę obleczoną w
szary tynk.
Vejitta nadal stał w oknie.
Nie musiał się odwracać, by
zobaczyć jak w zawrotnym tempie podłoga zawala się, a gorące
płomienie wdzierają się do pokoju.
Dom z tektury, pudełko zapałek...
Czemu tak szybko spopielał?...
Budowaliśmy go przecież trzysta
lat...
....albo i dłużej...
Kakarotto...
Czarny dym buchnął przez szybę
zasłaniając widoczność, tak samo jak złociste języki
rozwścieczonego ognia.
Szyba zaczęła się topić.
....
Kakarotto...
Poczuł wrzątek parzący mu stopy.
Stał w środku ognia. Nie zważał na to.
Co on powiedział?...
Ai Shiteru, Koi...
Kakarotto...
Nie pożegnałem się...
-<kap> - słona łza spadła z
sykiem, parując w powietrzu. Vejitta opuścił dłonie.
-Ai
Shiteru, Kakarotto...
Więc tak to jest spłonąć z
miłości... - pomyślał spalając się w czerwonym ogniu. Wokół
wirowały białe płatki śniegu...
....
Pożar zdusił się sam. Nie tknął
drzew ani okolicy, spopielał jedynie dom. Goku powolnym
krokiem podszedł do spalonych
gruzów i kopnął mocno nadwyrężony węgielek. Rozsypał się
tuż przy dotknięciu...
DOM ZBUDOWANY NA GRZECHU NIE
UTRZYMA SIĘ DŁUGO I RUNIE. MIŁOŚĆ BEZ ZAPEWNIEŃ NIE JEST
PRAWDZIWA. ZŁO ZAWSZE ZOSTANIE
ZNISZCZONE PRZEZ DOBRO... TAKIE JEST ODWIECZNE PRAWO.
....a krwisto-czerwony strzęp
nadpalonej pościeli smutno powiewał na osmalonej żelaznej belce...
Prawo jest obrzydliwe - pomyślał
Goku - Od dzisiaj to ja będę agresorem!
Kilka minut później na całym
świecie nadano komunikat o nowym najeźdźcy...