Część pierwsza ^_^
Kanashimi
obudził się nagle. Znowu ten sam sen… Ktoś go tulił: delikatnie, czule, jak
wtedy…
–Dlaczego
mnie porzuciłeś…? – wyszeptał jak najciszej mógł
Spojrzał
na zegarek. Pięć po czwartej. Jeszcze ma półtora godziny. Może pospać. „Byle
bez snów.” Zamknął oczy.
Obudził
się, gdyż ktoś potrząsał go za ramię.
–Kana,
synku, czas do pracy.
–Już
wstaję…
Kanashimi
wykaraskał się spod kołdry. Uśmiechnął się do matki.
–Jak
się spało? – zapytał
–Jak
zawsze: dobrze, ale krótko.
–Śpioch!
I tak zaśniesz, jak wyjdę.
–Później
i tak wstanę, żeby wygonić twoją siostrę do szkoły.
–Oj, to
potrwa. – zażartował, zmierzając w stronę łazienki
Wyszedł
po dziesięciu minutach.
–Nie
wdziałaś gdzieś mojej szczotki?
–Ostatnio
była na biurku…
–Sprawdzę
pod nim.
Rzeczywiście,
szczotka leżała sobie nie świadoma niczego pod biurkiem. No, ale tak to jest z
bałaganiarzami, że w swoim bajzlu wszystko znajdą. Kanashimi zaczął walkę z
włosami. Długie, prawie białe loki niezbyt chciały się słuchać. Ale w końcu
udało się je jakoś do ładu doprowadzić. Kana związał je jakąś gumką.
–No,
jestem gotowy. Zjem w pracy.
–Jak
zwykle. Miłego dnia.
–Eh,
mam nadzieję…
Kanashimi
wyszedł z domu i podreptał na autobus. „Miłego dnia? Ta, jasne.” Odkąd zmienił
posadę, żaden dzień nie był miły. Ale że dobrze płacili, postanowił jakoś
przetrwać wszelkie docinki ze strony szefa. W końcu musiał mieć pracę i
zarabiać na matkę i siostrę. „Matka by nie wytrzymała…” Była to kobieta piękna i bardzo dumna ze
swojej urody. Żadna praca nie trzymała się jej dłużej niż miesiąc.
Wysiadł
na swoim przystanku i poszedł do biura. Nie chciał się tam znajdować, wcale a
wcale. Po za tym, znając możliwości Hageshiiego, zaraz się do niego o coś
przyczepi i zacznie zamęczać… Uparciuch…
–Kashi-chan!
– „No, już się zaczęło”
–Słucham?
–Możesz
to załatwić? – Hage niewiele sobie robił z oficjalnego tonu, nadal uśmiechając
się szeroko
–Oczywiście.
–Nie
bądź taki oschły. Co robisz wieczorem?
–To co zawsze…
–Czyli
nic. To tym lepiej, bo mamy nocną robotę.
–Że co
proszę? – to już Kanashimiego zbiło z tropu
–Jak
myślisz o tym samym co ja, to jesteś świnia. – roześmiał się – Trzeba się
zabrać za finanse. Niedługo koniec roku.
–Dobrze.
– odpowiedział zrezygnowany
Znał
szefa. Wiedział, że „nocnej roboty” nie będzie chciał zakończyć na sprawdzeniu
finansów. Nie raz już tak było. Że też jemu się te podchody nie znudzą…
Zlecenie
zajęło mu pół dnia. „Jak ja lubię współpracę z Francuzami… Oni są tak cholernie
niezorganizowani, że głowa boli!”
–Zmęczony?
– Hageshii wpatrywał się w niego z uporem
–Może
troszkę…
–Idź
się zdrzemnij. Wróć o ósmej.
Kana
tylko pokiwał smętnie głową. Wrócił do domu i rąbnął się spać. Musi być
wypoczęty. Czeka go cała noc przy kompie…
~*~
–No,
dobrze, ze jesteś. Chodź.
Hageshii
wciągnął go do gabinetu i posadził przy kompie. Kanashi doskonale wiedział, co
robić. Te kolumny cyfr nie miały przed nim tajemnic.
–Kashi…
– usłyszał rozkoszne mruczenie
–Proszę
mnie zostawić. – odpowiedział stanowczo
–Ale ja
już nie mogę!
Hageshi
ściągnął go z krzesła i rzucił na podłogę. Kanashimi przyglądał mu się
przerażony.
–Ani
się waż! –wycedził przez zęby
–Robię
to na co mam ochotę. – odpowiedział, uśmiechając się przeciągle – Nie rzucaj
się, bo będzie bolało.
Chwycił
mu ręce nad głową jedną dłonią, druga w tym czasie rozpięła koszulę. Wpił się w
usta chłopaka. Kana wiercił się, próbując wyrwać się. Ale po chwili zrozumiał,
że nie ma szans. Hageshii rozpiął mu spodnie i przez chwilę mocował się ze
swoimi.
–Proszę,
nie…