Barwy świata

 

II: Ludzie przeze mnie płaczą.

 

Ioioioioioioioio!...

Biała karetka przemknęła po ulicach jęcząc głośno, granatowy radiowóz za nią, wyjąc jak potępieniec. Otworzyłem oczy i ujrzałem tłum ludzi.

Bezimienna zwarta masa.

Gwar, gwar...

Wszędzie palą się złote lampy, sklepy straszą krzykliwymi szyldami. Tak dużo tu ludzi. Tak dużo.

A ja czuję się taki opuszczony.

Gwar, gwar...

Patrzę na mały niepozorny kwiatek więdnący w pyle drogi. Zrywam go i przypinam do koszuli. Chcę się poczuć potrzebny. Potrzebny, przynajmniej dla tego małego kwiatka.

Kwiatka?

Przecież to najprawdziwsza brosza.

Gwar, gwar...

Idę, wtapiam się w tłum. Dopiero teraz to czuję. Każdy już mnie zna. Wszyscy pielęgnują w sercach po ziarnu z mego kwietnika. Dlatego mi tak pusto.

Rozdałem już je wszystkie.

Więc pora odejść.

Gwar, gwar...

Idę, powoli scalając się z bezimiennym tłumem. Już widzę w oddali tą przystań. Wystarczy podejść i zniknąć. Raz na zawsze. Nie było mnie, będą moje dzieci.

Gwar, gwar...

Już wyciągam rękę, już dotykam niewidzialnych drzwi...

...ale zatrzymuje mnie płacz.

Powoli odwracam się i wsłuchuję w ten słodki dźwięk. Przyzywa mnie...

Już idę, zaczekaj na mnie.

Gwar, gwar...

Powoli sunę w kierunku ciemnego zaułka upajając się rozpaczliwymi jękami. Mimowolnie patrzę na tłum sunących naprzeciw mnie ludzi. Bezimienny tłum nie słyszy tej słodkiej muzyki...

...a może nie chce jej słyszeć.

Gwar, gwar...

Wchodzę do zaułka i rozglądam się.

Stare kruszące się mury z cegły pokryte nieestetycznym grafitti.

Kilka dawno nieużywanych koszy na śmieci z powyginanej szarej blachy.

I młody chłopiec w łachmanach łkający cicho w najgłębszym kącie zabudowania.

Czy to ty mnie wezwałeś?...

Gwar, gwar...

Tak, to ten chłopiec mnie wołał. Jego płacz to najsłodsza muzyka na świecie. Jest taki mały, biedny, zagubiony...

Podchodzę do niego i okrywam go moim nieprzemakalnym płaszczem.

Przerywa łkanie i patrzy na mnie zdziwiony spod długich rzęs.

Uśmiecham się.

Gwar, gwar...

Jest śliczny.

Mimo, że taki brudny i obdarty. Nie szkodzi.

Przecież nie wygląd się liczy.

Siadam koło niego na zimnym i brudnym chodniku. Chłopiec zaskoczony patrzy na mnie oczami pełnymi łez.

Są piękne.

Powolnym ruchem odgarniam mu grzywkę z czoła i wpatruję się w te dwa wodne kryształy.

Jeszcze mu nie obeschły wszystkie łezki.

Więc powolnym ruchem ścieram je robiąc na policzku brudną smugę.

Będzie jeszcze dużo płakał. Nie muszę go zmuszać do śpiewania tej słodkiej melodii. Zrobi to, gdy tylko go o to poproszę.

Zdziwione dziecko wpatruje się we mnie piszcząc coś cichutko. Zduszony szept prawie w ogóle nie wydostaje się poza obręb ust.

Boi się mnie.

Gwar, gwar...

Co mówisz?...

Nie słyszę...

Mimo, że tak mocno się nachylam nie słyszę...

Nie uciekaj, nie cofaj się, przecież ci nic nie zrobię...

Wezwałeś mnie do siebie pamiętasz?

Proszę... nie uciekaj...

Gwar, gwar...

Dziecko zatrzymuje się na dźwięk mojego głosu. Chwytam go lekko za rączkę i przyciągam do siebie.

Ma opory, ale posłusznie siada na ziemi.

Taki śliczny.

Taki piękny.

Taki biedny.

Gwar, gwar...

Światło ulic tu nie sięga, szum rozmów tłumu też jest jakby przyciszony. Śliczne dziecko przypatruje się mi z niedowierzaniem. Nagle jego wzrok przykuwa brosza przypięta do mej koszuli.

Podoba ci się?

Masz, jest twoja.

O, jakie piękne gwiazdeczki zabłysły w twych oczach!...

Gwar, gwar...

Tak, naprawdę jest twoja. No, proszę, znowu płaczesz...

Ale ten płacz jest po tysiąckroć słodszy od tamtego.

Rzucasz mi się na szyję dziękując za ten skromny dar.

Wszystko co moje, jest już twoje.

Gwar, gwar...

Śliczny chłopiec...

Obejmuję go i całuję po zmierzwionej czuprynie.

Dziecko rozluźnia się i wtula swój nosek w poły mojej koszuli. Otulam je szczelniej mym długim płaszczem i całuję opuchnięte oczka.

Śliczna kruszyna.

Mój piękny chłopiec.

Gwar, gwar...

Dziecko wzdycha uczuwszy miłe pieszczoty.

Mój mały pan, mój śliczny władca.

Delikatnie całuję spierzchnięte usteczka. Jakie słodkie.

Chłopiec zaciska dłoń na czerwonej broszy i patrzy na mnie swymi pięknymi oczętami.

Wezwałeś mnie, od teraz nie będziesz już sam. Pójdę wszędzie za tobą.

Gwar, gwar...

Światła lamp nie docierają do ciemnego zaułka.

Gwar bezimiennego tłumu cichnie będąc cały czas słyszalnym.

Kryształowa brosza lśni słodkim blaskiem w rączce mojego małego pana.

Śliczny chłopiec śpi utulony w moich ramionach.

Chyba jeszcze nie wrócę.

Ja to chyba za łatwo się przywiązuję do ludzi.

Kto ja jestem? Spójrz mi w oczy człowieku... Nie widzisz?

To ja: Nienawiść, kolor czerwony.