Diable, czuwaj...
Ten rozdział dedykuję wszystkim tym, którzy po wielu
nieszczęściach jakie zadał im los cały czas mają nadzieję na lepsze czasy.
Trzymajcie się ciepło, kochani...
Diable, czuwaj nad snem mym.
Ciemno... wszędzie jest tak ciemno... nic nie widzę... czy to jest noc?...
Diable, czuwaj, nie chcę być tym złym.
Jaka straszna i ciemna... taka pusta i cicha. I nie ma w niej
nikogo. Tylko ty.
Diable, czuwaj, serce boli tak.
Musisz być strasznie samotny. Gdzie twoi kamraci?... Odeszli? Tak,
poszli spać... Spać snem znużonym, snem bez ukojenia, snem koszmarów... Ale
czemu ty jeszcze nie śpisz?
Diable, czuwaj, sypię się jak mak.
Stoisz i patrzysz na mnie... Myślisz, że tego nie widzę? Ja nie
śpię. Nie śpię, choćbym bardzo chciał...
Diable, czuwaj, spada jedna z łez.
Nie śpię, bo koszmary nie śpią. Są straszne... Czy to twoje sny?
Nic dziwnego, że nie możesz spać...
Diable, czuwaj, oto szczęścia kres.
Dziwne... nie mogę się ruszyć... tak ciężko mi się oddycha, jak
patrzysz na mnie... Nie jestem w stanie nic powiedzieć, nic zrobić... co ze mną
zrobiłeś?
Diable, czuwaj, Księżyc traci blask.
Patrzę... i nie widzę... słucham... i nie słyszę... jesteś tylko
ty...
Dlaczego?
Dlaczego tu jesteś?
Dlaczego tak patrzysz?
Dlaczego płaczesz?
Dlaczego ja...
...patrzę na Ciebie również?
Diable, czuwaj, to mój bezgłośny wrzask.
Dziwne...
Jesteś sam... a jednak zdaje się, że Cię jest wielu... tak wielu, byś
wystarczył mi tylko ty jeden...
Dziwne...
Diable, czuwaj, kapią krople krwi.
Diabeł to taka obrzydliwa kreatura... męczy ludzi, kłamie Bogu i
nienawidzi aniołów. Wszystkich. Mnie też. A jednak... a jednak ja nie potrafię
Cię nienawidzić...
Diable, czuwaj, sztylet w sercu tkwi.
Pamiętasz?... Pamiętasz jak spotkaliśmy się po raz pierwszy? Bałem
się. Naprawdę się bałem. Byłeś straszny, groźny, okropny w swej
bezwzględności... a jednak wyciągnąłem do Ciebie dłoń. Ty jej nie chciałeś...
więc uciekłem.
Diable, czuwaj, pióra pachną krwią.
Uciekłem... ale od tamtej chwili bałem się już zawsze. Bałem się
Ciebie, twego dotyku, twego zapachu... bałem się, że pewnego dnia Ciebie
zabraknie. I zostanę sam.
Diable, czuwaj, koszmary tu są.
I zostałem... opuściłeś mnie. Zacząłeś przychodzić wtedy, gdy sowa
wyruszała na łów, a małe dzieci spały dawno w swych łóżeczkach.
Twój wzrok... nagle zgasł.
Ramiona... opadły.
Pazury... zmalały.
A serce...
Diable, czuwaj, skrzy się biały śnieg.
Patrz, patrz na mnie, anioła białego. Patrz, ale nie tak...
Nie tak, jakbym coś dla Ciebie znaczył.
To boli.
Wyglądasz, jakbyś mnie chciał.
Tak piecze.
Jakbym Cię obchodził.
I pali.
Jakbyś mnie kochał.
Umieram!...
Diable, czuwaj, kończy się mój bieg.
Jak mi ciężko!... Zupełnie, jakbyś dorzucił do mojego bagażu swój.
A co tam masz?
Serce.
Serce z kamienia.
Ten kamień jest ciężki.
I gnie mnie do ziemi.
Ratunku!...
Diable, czuwaj, spójrz na gwiazdek sznur.
Twe czarne spracowane grzechem dłonie.
Dłonie trzymające sznur czarnych korali.
Korali tworzących różaniec modlitewny.
Modlitwa płynąca z twoich ust.
Modlitwa piekielnego męczennika.
Modlitwa boleści i rozpaczy.
Modlitwa skargi.
Skargi.
Skargi.
Skargi.
Przestań!
Diable, czuwaj, gwiazdki tworzą mur.
Omotałeś mnie! Zakułeś w kajdany ! Uwięziłeś w lochu! Lochu
czego?...
Diable, czuwaj, płynie krew po murze.
Nie wiem czego... ale to takie dziwne uczucie... być... dawać...
brać... mieć... dawać...
Diable, czuwaj, śmierć nic nie pomoże.
Masz puste oczy.
Czemu są takie puste?
Nie zniosę tego!
Twa postać wionie chłodem.
Skąd to zimno?
Nie zniosę tego!
Twe serce nie jest dla mnie.
Dlaczego?
NIE ZNIOSĘ TEGO!!!
Diable, czuwaj nad snem mym.
Nawet jeśli twoje serce nie będzie nigdy moje... to wiedz, że ja
ofiarowuję Ci swoje w całości... bo Cię kocham.
Diable, czuwaj, koszmar będzie twym.