Dopóki śmierć nas nie połączy.
W pogoni za śmiercią,
jestem mordercą,
A w krwi ducha świat cały.
Dwa pentagramy, krzyże od
mamy,
Śmierci łzy się polały.
Upiorne stwory, martwe
potwory,
Nie straszny mi żaden z
nich.
Tylko dlaczego, nie wiem
jednego,
Kimżeś, u diabła, ty?
Padają płatki, czerwone
kwiatki,
Róża to symbol twój.
Codziennie o czwartej, w
wełnie obdartej,
Wzrok zatrzymujesz mój.
Serce mnie boli, a przy
tej niedoli,
Za oknem wciąż pada
deszcz.
Jesteś aniołem, co z
wielkim mozołem
Zsyła mi serca dreszcz?
Czy może diabłem, może
przepadłem,
Demona to bowiem czar?
A może nikim, tylko
człowiekiem,
Co cicho pod mostem zmarł?
Ja sam już nie wiem, lecz
jestem pewien,
To chore zaczyna być.
Spotkajmy się jutro, nad
rzecznym lustrem,
By z róż nasz piękny sen
wić...
(By Angevelinka)
Rozdział
Pierwszy, W Którym Wampir Jest Biały A Puszki Podważają Prawa Fizyki.
Jasnowłosy chłopak z czerwoną różą
przebiegł koło nagrobków. Znowu. Dawid bezwiednie powiódł za nim wzrokiem, dopóki
nie uświadomił sobie, że patrzy w nicość. I nie słucha księdza. Znowu.
-...a światło wiekuiste niechaj
nad nim świeci.
-Amen.
Dawid
westchnął. Znowu nie słuchał mszy. Praktycznie
przez cały czas szukał wzrokiem tego drobnego blondyna z pojedynczym kwiatem
karminowej róży. To już zaczyna być chore! Zamiast modlić się za dusze tych,
których odesłał na tamten świat lub wyszukiwać nowych cierpiących dusz,
rozgląda się za jakimś głupim nastolatkiem któremu ubzdurało się nosić kwiaty
chyba na każdy grób. Bo w końcu tych róż starczyłoby na okwiecenie całego
Księżyca. I jeszcze sporo by zostało. Ale on nosił i nosił, niezmiennie o
godzinie czwartej po południu każdego dnia... Dawid był ciekaw dla kogo były te
kwiaty. Czyją pamięć czciły. Irytowało go to, że nie wie, a przecież znał ten
cmentarz jak własną kieszeń.
-Hmm... chyba po procesji przejdę
się na spacer.
Reszta mszy żałobnej upłynęła jak
we śnie. Dawid nawet nie zauważył, jak ludzie się rozeszli. Niewidzącym
wzrokiem wpatrywał się nową kamienną płytę i głowę zaprzątała mu tylko jedna
myśl. Róże. Różeróżeróże. Karminowe, lekko rozkwitłe, symbolizujące miłość. I
ten chłopak. Blondyn w wielkim powyciąganym swetrze i wytartych dżinsach. Kim
on jest? Kto mu umarł?! No do jasnej ciasnej!...
-Chłopcze...
-AAAAAAAAA!!!
Dawid aż podskoczył. Ze strachem
obejrzał się za siebie. To był ksiądz.
-A-aa, to ksiądz...
-Ekhm... tak, to ja. Czy to był
dla ciebie ktoś bliski? – duchowny wskazał na nowy grób. Dawid uśmiechnął się.
-Nie, proszę księdza. Ale
obiecałem pomodlić się za niego.
-Słucham?
-No, pomodlić się. I sprawdzić czy
wszystko z nim w porządku – Dawid wskazał na napis określający mieszkańca
nowego grobu.
Sprawdzić czy wszystko z nim w
po... PRZEPRASZAM: CO?!!
Dawid uśmiechnął się jeszcze
szerzej. Z duchownymi trzeba spokojnie. Cierpliwość na pierwszym miejscu.
-Proszę księdza, ja jestem z
zawodu egzorcystą. Można by powiedzieć, że przyszedłem tu na herbatę, gdyż
rozmawianie z umarłymi nie stanowi dla mnie żadnego problemu...
-Aha, okultyzm, satanizm i te
rzeczy, tak? Dziecko, posłuchaj...
Dawid westchnął i powoli w myślach
zaczął liczyć do dziesięciu. Faktycznie, był ubrany cały na czarno, nosił
przeciwdeszczowy płaszcz, cienkie skórzane rękawiczki i nieco przydługie
smoliste włosy zawiązane rzemykiem, ale przecież nie habit czyni mnicha!
Niecierpliwie przerwał monolog księdza natarczywie patrząc mu w oczy swymi
źrenicami.
-Zna ksiądz może dostawcę róż?
-...to są bardzo niebezpieczne...
emm, słucham? Kogo?
-No, tego blondyna w starych
dżinsach, który codziennie przychodzi tu z różami.
-Co? Pierwsze słyszę. Nigdy kogoś
takiego tu nie widziałem.
-Nie? Dziwne... Przychodzi tu
dzień w dzień o czwartej.
-Niemożliwe. Wiedziałbym.
-Więc nikogo takiego tu nie ma?
-Mówię, że to bzdura. Coś ci się
pomyliło, dziecko.
Dawid uśmiechnął się i rozbawiony
spojrzał w niebo. Słońce raz po raz przykrywały kłębiaste chmury, szmaragdową
trawą poruszał chłodny wiatr. Wszystko jasne. Duch. Jak mógł tego wcześniej nie
zauważyć? Przecież jest specjalistą...
-Więc jak już mówiłem...
-Dziękuję za dobrą radę – Dawid
jak gdyby nigdy nic wyminął duchownego i skierował się ku bramom cmentarza – Z
Bogiem. I proszę się modlić za zmarłych, potrzebują tego.
-I z duchem twoim dziecko, i z
duchem twoim...
Dawid uśmiechnął się, po czym
wyszedł. Widocznie nie dane jest mu znaleźć mieszkanie blondwłosego. A zresztą:
w horoskopie mu wyszło, że dziś niewiele mu się uda, więc nie ma się czemu
dziwić... Dawid nawet nie zauważył kiedy znalazł się w domu. I że nie idzie
sam...
<Chrzęst>
Klucz zachrobotał charakterystycznie
w zamku. Po chwili drzwi otworzyły się z głośnym jękiem, a na powitanie
wyskoczył leniwie puszysty śnieżnobiały pers. Mrugnął zawadiacko
ciemnozielonymi, błyszczącymi ślepkami i miauknął głębokim acz przejmującym
głosem. Jego ruchy zdawały się mówić „Dobrze, że jesteś.” Dawid rozweselony
wziął kota na ręce i zamknął drzwi.
-Cześć Wampir! I co, tęskniłeś za
mną, kolego?
Dawid poszedł do pokoju. Nie
zauważył, że drzwi wejściowe na moment się uchylają. MIMO ZAMKA.
<pstryk>
Dawid zapalił światło do kuchni, a
„kolega” zeskoczył na podłogę. Przeszedł przez pokój (czytaj: burdel) z gracją
machając puszystą kitą i raz po raz łypiąc na swego pana zielonymi źrenicami.
Wampir!... Jaki tam „wampir”, pers przypominał raczej puszystą kupkę ciepłego
śniegu z dwoma ciemnozielonymi kryształami odpowiednio daleko umieszczonymi od
siebie. Nie miał też płaskiego pyszczka przez co wyglądał trochę jak angora,
którą nie był. Heh... a dlaczego „Wampir”? No cóż, kociak został opanowany
kiedyś przez duszę jakiegoś demona i stwierdził, że woli ludzką krew od myszy.
Dawid nieźle się namęczył, by wykurzyć diablisko z ciała niewinnego zwierzęcia.
A potem egzorcyście żal się zrobiło kociaka, więc przygarnął go do siebie. A co
to szkodziło? Przecież mieszkał sam. Takim oto sposobem na Rogowej pięć
zamieszkał biały kocur o jakże wdzięcznym imieniu: Wampir. Czyli razem było już
dwóch facetów. A tam gdzie brak kobiecej ręki, tam jest sterta brudnych naczyń
w zlewie i pusta lodówka. Po prostu kawalerka.
<chrzęst>
-No, Wampir, to co chcesz na
kolację? Mogą być śledzie, czy... – Dawid zajrzał do lodówki - ...śledzie?
Kot miauknął. Dawid roześmiał się
i podwinął rękawy swetra.
-Też tak sądzę.
Położył puszkę na ladzie i odszedł
w poszukiwaniu otwieracza. Po przeszukaniu kilku zagraconych szuflad wyszedł z
batalii zwycięsko.
-Mam! Patrz, Wampir, znalazłem!
No, to otworzymy teraz pu...
Dawid urwał wpół słowa i niepewnie
popatrzył na lekko błyszczący blat lady. Puszki nie było.
-Wampir, buchnąłeś śledzie?...
Dawid niepewnie rozejrzał się po
kuchni. Puszka wyparowała. Kot niespokojnie kręcił się po blacie nieświadomy
grozy sytuacji. PUSZKI NIE BYŁO. Dawid w rozpaczy zaczął przetrząsać wszystkie
szafki i wywracać dom do góry nogami. O ile można to było jeszcze w ogóle
„wywrócić”. W końcu z rozpaczą usiadł przy stole i ukrył twarz w rękach.
KOLACJA ZOSTAŁA PORWANA!!! Koniec świata, chyba zwariowałem...
-Miau...
Dawid powoli uniósł głowę. Wampir
niespokojnie kręcił się obwąchując PUSZKĘ, która leżała PRZED NIM. Dawidowi
omal oczy nie wyszły na wierzch. Pojawiła się przed nim. Tak po prostu. Jakby
zawsze tam była.
-Wampir, idź precz, kysz, kysz...
Egzorcysta delikatnie odsunął
wygłodzonego kota i zaczął ostrożnie oglądać puszkę ze wszystkich stron. Coś tu
nie gra. Marynowane śledzie nie znikają sobie tak po prostu i tym bardziej tak
po prostu się nie pojawiają. W tym musiał maczać palce jakiś upiór. Albo nader
złośliwy duch. Lub taki, który koniecznie chce zwrócić na siebie uwagę... Tak,
na puszce widniały ledwo widoczne ślady plazmy. Biło od nich niezwykłe magiczne
światło. No, to teraz zależy od zawartości – pomyślał w duchu Dawid – kto nam
tu przeszkadza... Powoli chwycił otwieracz i na wszelki wypadek odsunął się
trochę. Nigdy nie wiadomo ki diabeł może z tego wyskoczyć...
<trzask>
-Co do jasnej!!!...
W ręku zamiast otwieracza trzymał
różę. Teraz już złamaną. I w dodatku gdzieś w pobliżu ktoś się zaśmiał. Cicho,
ale jednak.
-Hihihihihihihi...
Dawidowi niebezpiecznie drgnęła
powieka. Tego było już za wiele.
-WYŁAŹ KIMKOLWIEK I GDZIEKOLWIEK JESTEŚ!!!
Nastała cisza. Długa, upiorna,
straszna cisza. Nawet zegar przestał tykać. Dawid już zaczynał się zastanawiać
jaki napis na swoim nagrobku chciałby żeby mu wyryli, gdy nagle przed nim
zaczął się tworzyć świetlisty kształt. Dawidowi opadła szczęka.
-To ty???...
Przed nim pojawił się drobny
jasnowłosy chłopak w powyciąganym swetrze i wytartych dżinsach. Był
półprzeźroczysty. W ręce krwistym blaskiem połyskiwała róża z karminu.
Kot uciekł pod stół.