Talk to me, honey...
Heja^^ To znowu ja^^ Oto kolejny fik mojego autorstwa^^ Przerwanie pisania już
kompletnie wyleciało mi z głowy^^ Głupia byłam, ale to się zmieniło^^ Ech, co ja
wam tu będę gadać: bierzcie się do czytania^^ Jakby co, mój mail znacie^^ (jest
w księdze gości, jakby kto nie wiedział^^) Narka, do następnego!^^
Po pierwsze: Początek afery.
-Mamo, tato!!! Spójrzcie!!! Mam same piątki na świadectwie!!!
Do dużego gościnnego pokoju wpadł mały rudy chłopak o orzechowych oczach.
Wymachiwał świadectwem, jakby to był sztandar ledwo powstałego narodu. Trudno
by było nie zwrócić na niego uwagi. Mile zaskoczeni rodzice odwrócili się w
kierunku dziecka.
-Brawo Rysiek! A jak brat?
-Hej, wianek! Pokaż cenzurkę!
-Siedź cicho!!! I nie mów do mnie "wianek"!!!
Do domu wszedł nieco wyższy chłopak o jaśniutkich błękitnych oczach i
kompletnie białych włosach. Był albinosem, czyli człowiekiem kompletnie
pozbawionym melaniny w ciele*. Jego jasnoróżowa cera nigdy się nie opalała. W
szkole mu często przez to dokuczali. Przezywali "starcem" i robili
głupie dowcipy. Często przez to nie mógł się skupić na nauce nawet w domu i
dostawał same pały. Dlatego na świadectwie widniały tylko jedynki.
-No, wianek! Pochwal się!
-NIE MÓW NA MNIE "WIANEK"!!!
-No!!! Laur!!! Uspokoić się! Pokażcie świadectwa.
Ryszard wykonał polecenie natychmiast. Głupi uśmiech wciąż nie schodził mu z
twarzy. Laurenty ociągał się przy tym dosyć długo. W końcu niechętnie oddał
dokument. Na twarzy malowała się rozpacz. Matka westchnęła cicho, ojciec
spoważniał.
-Laur... czemu na świadectwie nie ma ani jednej czwórki?
-Tato, już mówiłem...
-Bzdura! Nie może ci iść tak źle tylko z powodu jakichś szkolnych smarkaczów!
-Kochanie! Psycholog powiedział, że to jest główna przyczyna!!! A poza tym nie
zapominaj, że Lauryś miał najwyższy wynik w teście na inteligencję!!! I
jeszcze...
-Dobrze kochanie, przepraszam…Laur, obiecaj mi tylko, że w przyszłym roku na
świadectwie będą same piątki. Pamiętaj, że brat zawsze może ci pomóc...
-Tak, nie zapominaj o tym, wianek.
-Cicho! Na pewno będzie lepiej tato, bo ci kretyni dostali przeniesienie...
-Och, Lauryś, jak miło! Widzisz kochanie? Nie przejmuj się, będzie dobrze!
-Tak...
Zapanowała chwila ciszy. Białowłosemu ulżyło. Uff!... Jak to dobrze, że rodzice
są tolerancyjni. Cisza przedłużała się. Zaczynała być kłopotliwa. Jak zwykle
przerwał ją gadatliwy Rysiek.
-Mamo, tato, Tadek urządza prywatkę z okazji końca roku szkolnego... Jestem
zaproszony, mogę iść?
-A o której się zaczyna?
-Coś koło ósmej...
-Dobrze możesz iść, ale wróć przed północą.
-Jasne.
Rysiek spojrzał na zegarek. Dochodziła piąta. Mógł zacząć się przygotowywać.
Powoli ruszył do swego pokoju.
-A ty idziesz?
-Nie, zostanę w domu.
-Aha.
Laur cicho odebrał swe świadectwo. Poszedł do swojego pokoju powłócząc nogami.
***
-Wychodzę!
-Baw się dobrze!
-Tylko przed północą, pamiętaj!
-Oczywiście! Przecież wiecie, że się stawię!
-Przypomnieć nie zaszkodzi nawet prymusowi. No, ale leć już, bo jest za
kwadrans ósma!
-Dobra, spadam. Cześć wszystkim!
-Cześć, cześć!
***
<Tap, tap>
Laur niecierpliwie przechadzał się po salonie. Dochodziła piąta. Ryszarda
jeszcze nie było. Zawsze wracał na wyznaczoną godzinę. Zawsze był punktualny.
Co się mogło stać? Gdy zadzwonili do Tadka okazało się, że nie przyszedł.
Natychmiast zgłosili to na policję. Okazało się, że muszą czekać dwadzieścia
cztery godziny od czasu zaginięcia osoby. Tak więc ojciec sam udał się na
poszukiwania. Matka wydzwaniała z jednego telefonu do znajomych. A Laur czekał
przy drugim. Oczekiwał jakichś informacji od Ryśka. W końcu tamten miał
komórkę. Mógł zadzwonić. Właściwie powinien był. Tylko, że parę ładnych godzin
temu.
-Gdzie jesteś?...
Laur usiadł na kanapie wpatrując się w czarny aparat. Może mu się komórka
rozładowała? Nie, to niemożliwe. Przecież ładował ją wczoraj. Co się dzieje?!
Laur podparł dłonią czoło. Nie chciał dopuścić do siebie złych myśli. Trzeba
optymistycznie patrzyć na sytuację i nie pogarszać niczego. Ryszard zaraz zadzwoni
i powie, że się zgubił, albo, że zatrzymało go coś ważnego... Cholera!... Laur
przeczesał palcami długie włosy. A jeśli coś mu się stało?! Tylko nie to!!! Na
litość boską!...
<Bam>
-Tato?!... Znalazłeś Ryśka?!...
-Niestety... Musimy poczekać aż policja przyjmie zgłoszenie...
Laur zwiesił głowę. Czekać!... Jakie to głupie! Nic, tylko czekać!...
-Przyszedłem tylko się dowiedzieć, czy Ryszard wrócił... Jak nie, to idę szukać
go dalej...
-Nie, nie wrócił...
Ojciec wyszedł. Laur powrócił do telefonu.
***
-... i nie wrócił.
-Hmm... a nie miał do państwa jakichś żalów, nie pokłócił się z państwem o coś?
Starszy czterdziestoletni policjant spisywał okoliczności zniknięcia Ryśka.
Przesłuchiwał rodziców bardzo dokładnie. Laur milczał. W ogóle nie
przysłuchiwał się rozmowie wpatrując się w drzwi. Cały czas czekał. Zegar
powoli odmierzał czas. Było koło ósmej dnia następnego. Zeszła doba upłynęła na
strasznym czekaniu i ustawicznym poszukiwaniu. Ryszarda wciąż nie było.
Zupełnie jakby zapadł się pod ziemię. Policjant zatrzasnął notatnik.
-Rozumiem. Zrobimy wszystko, by odnaleźć waszego syna. Myślę, że powinniśmy się
bliżej poznać, bo będziemy ze sobą jakiś czas w kontakcie. Jestem Alfred
Siewieński, śledczy. Będę prowadził waszą sprawę. Znajdziemy Ryszarda na pewno.
Należy się jednak przygotować na najgorsze. Możliwe jest porwanie,
morderstwo...
-Och!
Matka rozpłakała się. Ojciec tylko cicho ją przytulił. Laur patrzył na
policjanta z coraz większym przestrachem. Czy to naprawdę możliwe?! Przecież to
się przydarza wielu rodzinom, ale na pewno nie im! To niemożliwe!!! A jednak
Ryszarda nie było. Laur cicho usiadł na krześle i skrył twarz w dłoniach.
Bracie!... Do jego uszu doleciały ostatnie słowa rozmowy:
-... i radziłbym nadać jakąś reklamę o zaginięciu, ogłoszenie, czy coś...
-Oczywiście...
***
Tydzień później w telewizji ukazał się komunikat o zaginięciu Ryszarda.
Ogłoszenia wisiały niemalże na każdym słupie telegraficznym, a w radiu słychać
było o nim niemal bez przerwy. Laur z rodzicami przesiadywał z rodzicami w domu
zdając się na policję i ochotniczych poszukiwaczy. A ochotników było wielu.
Przyjaciele z rodzinami, sąsiedzi, ludzie dobrego serca... Rodzice Ryszarda
mieli w oczach łzy wdzięczności. Nie mogli w to uwierzyć. Sami też chcieli się
przyłączyć, ale Alfred powiedział, że jeśli to morderstwo, to należy zostać w
domu pod dozorem policji. Możliwe, że zabójca będzie chciał również ich zabić.
Sam też został by wesprzeć ich na duchu. Był bardzo dobrym człowiekiem,
szczerze współczuł rodzinie Ryszarda i chciał go odnaleźć równie mocno jak oni.
Wczuł się w sprawę bardzo mocno. Często również pocieszał Laura, ale tamten
tylko patrzył na telefon odpowiadając półsłówkami. Nie chciał słów pocieszenia.
Podświadomie czuł jakąś tragedię. Czekał tylko na te jedyne słowo
"znaleziony". Tylko ono mogło go uspokoić. Czuwał tak dzień w dzień.
Rodzice wyszli na ganek porozmawiać na świeżym powietrzu. Z Alfredem
oczywiście. Laur został sam w ciemnym salonie. Nawet nie zapalił światła. Bał
się, że jak odejdzie choć na krok, to nie zdąży podnieść słuchawki. A na co
czekał?... Sam nie wiedział. Chyba na telefon od brata. Ale podświadomie czuł,
że nie czeka na dobre wieści. Wpatrywał się z takim uporem w słuchawkę, jakby
chciał tym wzrokiem zmusić ją do dzwonienia. Jego białe włosy plątały się w
nieładzie, błękitne tęczówki uporczywie spoglądały na telefon. No dzwoń
wreszcie!... DZWOŃ!!! Telefon milczał. Albinos skrył twarz w dłoniach. Co za
bzdura!... Pogania telefon do dzwonienia. Co za bezsens. Jeszcze żeby tak
dokładnie wiedział od kogo oczekuje informacji... Laur zmęczony położył się na
kanapie. Do głowy cisnęło się tylko jedno pytanie. Dlaczego?... Takie proste
słowo... i taka łatwa odpowiedź... tylko jaka, do cholery?! Laur nie wiedział.
Zatonął w rozmyślaniach. Nawet nie zauważył, kiedy Morfeusz się nad nim
pochylił. Zmęczone oczy zamknęły się same. Ale!... Usnął.
***
<dryń, dryń>
Umm... co to tak hałasuje?... czemu nie może pospać, przecież są wakacje...
Laur niechętnie otworzył oczy.
<dryń, dryń>
A, to tylko telefon... TELEFON!!! Laur zerwał się z posłania jak oparzony.
Podbiegł do słuchawki jak wariat i z rozpędu chwycił słuchawkę.
-Halo?! Tu Laur przy telefonie...
-Laur... talk to me, honey...
Zimny, metaliczny, a jednocześnie głęboki głos rozbudził białowłosego zupełnie.
Zaraz... Przecież... ale...
-Słucham?! Kto mówi?!
-Raczej kto pyta... jesteś bratem Rysia... prawda, honey?...
-Co?! Wie pan coś o Ryszardzie?!
-Tak... wiem bardzo dużo... jest u mnie...
-Chryste!... - Laur przyłożył dłoń do ust. Porywacz!...