Bluzgi i pochwały oraz ewentualnie jakieś pomysły pod angevelinka@wp.pl Miłego (c)z(grz)ytania (zębami)!

 

Diabelskie piórka : Rozdział pierwszy: Feralny dzień

 

Są takie dni...," dni cudów "- tylko raz do roku. Wtedy zwierzęta przemawiają ludzkim głosem, a sami ludzie zapominają na chwilę o wszystkich troskach. Świętuje się narodziny Bożego Syna - to Święta Bożego Narodzenia.

Wtedy anioły się radują, a diabły...No cóż, atmosfera w Raju bez Boga jest wtedy mocno podgrzana. Wtedy wszyscy jego mieszkańcy są w kiepskim nastroju i co chwila wybuchają jakieś zamieszki.

W tę Wigilię Bożego Narodzenia piekło rozbrzmiewało krzykami dwóch z najważniejszych diabłów. W takiej sytuacji wszyscy siedzieli cicho - w końcu każde potknięcie mogło kosztować ich drugie życie.

-Odwal się!!!

-JAK TY SIĘ ODZYWASZ DO SWOJEGO OJCA?!!!

-Tak jak słyszysz!!! Spadaj!!!

-Masz to zrobić , inaczej wszystkie pazury Ci powyrywam!!!

-Wypchaj się!!!

-CO?!!!

-Bleee!!!

-Idź na Ziemię, powtarzam, i...

-Sam sobie idź!!!

-Nie zapominaj, że mimo, iż jestem twoim ojcem, jestem też WSZECHWŁADCĄ wszelakich piekieł...

-Ach, no tak. Wasza Lucyferska mość ? MAM TO GDZIEŚ!!!

Sielanka, nie? Niestety, krnąbrny synalek (znany także pod imieniem Diabła Kusiciela) nie miał szans ze swym srogim tatuśkiem, więc chcąc nie chcąc na Ziemię udać się musiał. Przez bramę piekielną wyszedł ( a właściwie go wykopali, ale to szczegół ) cały naburmuszony. Nie chciał tego, o czym marzyła większość z jego pobratymców ; zejścia na Ziemię. Część diabłów już tu była i to stanowiło główny problem. Miał z nimi utarczki do których wracać wcale nie chciał. No, problem żywności, mieszkania i ogólnie pieniędzy też był, ale z tym nie powinno być problemu...

- Strażnik, hejooo...

-Eee...Czego?

-Czy mógłbyś poprosić mojego ojca, żeby dał mi trochę ziemskich pieniędzy?

-Książe raczy żartować! W tej chwili nikt nie zechce się w ogóle zbliżyć do Wielmożnego Lucyfera, a co dopiero wyskakiwać z prośbami! Masz zachcianki książę...

No cóż... W takim razie będę musiał używać mocy, by...

- TYLKO NIE WAŻ MI SIĘ UŻYWAĆ MOCY, BO CI JĄ ZABIORĘ!!! <wrzask z głębi piekła>

-No to jak ja mam przeżyć w tym durnym padole pełnym nie-wiadomo-jakich-świrów!!!

-IDŹ DO ROKITY!!! <złośliwa odpowiedź Lucyfera>

Do Rokity? Kusiciel wolałby prędzej do Boga. Rokita był jego przybranym bratem, żyjącym na Ziemi z własnej nieprzymuszonej woli. Właściwie nie byłoby żadnych przeciwwskazań, gdyby nie to, że Kusiciel pozbawił go kiedyś oka i tym sposobem zasłużył sobie na jego dozgonną nienawiść do końca swego drugiego życia. Nie mówiąc o tym, że był jego obiektem westchnień. Cudownie. Na dodatek zamek Rokity leżał na drugim końcu tego głupiego miasta. Ale w końcu tylko to mu pozostało. Skoro nie ma innego rozwiązania...Kusiciel westchnął. Obejrzał się. Nie było żadnych świadków oprócz przysypiającego strażnika. Rozłożył nietoperzowate skrzydła i poleciał. Trzeba by rzec, że większość diabłów nie przypominało poczwar, tak jak sobie to wymyślili ludzie. Praktycznie wszyscy działali w myśl, że człowieka przyciąga zewnętrzne piękno, więc trzeba bardzo o swoją sylwetkę dbać. Wyjątek stanowili wariaci i kilku takich żyjących tylko we własnym świecie. A Kusiciel wyjątkiem nie był. Zresztą trudno nazwać bruneta o alabastrowej cerze brzydkim, prawda? Tym bardziej, że uroda była nieco egzotyczna, w końcu należała do diabła. Czarne, niczym bezksiężycowa noc, włosy wdzięcznie opadały na delikatne ramiona, grzywka przysłaniała typowe kocie oczy w kolorze szmaragdów. Na końcu lewego, elfiego ucha zalotnie błyszczał fioletowy kryształ. Smukłe ciało oplatała czarna tunika ściągnięta w pasie złotymi koralikami. Na szyi wisiał pentagram w kolorze miodu przeplatanego złotem. Na czole pobłyskiwał łańcuszek z bursztynami, znak władzy książęcej- również w kolorze złota. Fakt, był ładny. Ale on swej urody nie lubił. Ciągle nie mógł się opędzić od napalonych diablic i miał na pieńku z Mefistofelesem; diabłem-narcyzem. Ale co on mógł na to poradzić? Odziedziczył ostrą urodę po ojcu, matka wygładziła mu te ostre kanty. Ale...

-AAAAAAA!!! Jak zimnooooo!!!

Głupia zima! Jeszcze do tego zaczęła się śnieżyca! Nie, dziś szczęście zupełnie opuściło księcia piekieł. Ale widać już wieżyczki zamku Rokity. Tylko z czego się tu cieszyć? Znając Rokitę na pewno wykopie go na mróz. A nawet jeśli nie on, to jego chory brat. Kusiciel modlił się by nie natknąć się na niego. Spotkanie ze świrem było tym, czego najmniej w danym momencie pragnął. Pełen najgorszych myśli wylądował przed drzwiami. Chwilę wahał się, lecz nie widząc innego upragnionego wyjścia z tej koszmarnej sytuacji zastukał. Drzwi otworzył mu zdematerializowany osobnik o kolorze fioletu.

-O...Cz-cześć Ctulhu...

Czyli jednak musiał natknąć się na tego świra-sadystę. Dzień zdecydowanie nie zapowiadał się dobrze.

-OOO! Kusiciel-chaaaan! Przykro mi, właśnie opuszczam to miejsce, ale...może herbaty? uśmiechnął się ukazując szczękę pełną rekinich zębów.

Ciepła herbata w tej chwili dla Kusiciela oznaczała spełnienie marzeń. Ale nie w wykonaniu tego diabła o niezrównoważonej psychice. Gdyby o nią poprosił z pewnością dostałby wrzącą wodą w twarz. To było tylko w stylu Ctulhu.

-A, nie, nie...dziękuję...naprawdę...

-Twoja strata. To cześć Kusicielku! ? Ctulhu na pożegnanie mocno ucałował piekielnego księcia w usta.

-Emmm...pa, pa...

Nie miał wcale ochoty się z nim kłócić o sposobach wyrażania swych uczuć. Ctulhu był nieśmiertelny, a jemu nie był potrzebny kolejny dożywotni problem. Złożył skrzydła i cicho wszedł do zamku. Powitały go murowane ściany pooblekane w różne dziwne, zatrważające lub piękne malowidła.

-Halo! Jest tu kt...

Słowa zamarły mu na ustach, gdy zobaczył to malowidło. Obraz przedstawiał jego samego...Miał mieć egzekucję. ścięcie poprzez gilotynę. A katem był nie kto inny jak... Rokita. Zaczął się cofać. Tylko jedna myśl zadźwięczała mu w głowie. Uciekać! Wszystko jedno gdzie, wszystko jedno jak i którędy. Byle jak najdalej od tego miejsca! Chwycił się tej myśli jak tonący przypadkowej kłody i zaczął ją jak najprędzej wcielać w życie. Nie wiedział czemu go tak przeraziło to malowidło. Bał się i to starczyło za wystarczający powód do ucieczki. Odwrócił się i zaczął biec kierunku drzwi. Niestety, ktoś chwycił go za rękę.

-Gdzie lecisz, książątko?

Znał tą ironiczną słodycz głosu. Nie chciał widzieć tej twarzy, którą sam okaleczył. Jak ją zobaczy, jak tylko spojrzy, to będzie koniec. Zostanie i pozwoli zrobić ze sobą wszystko.

-NIEEEEE! Puść mnieeee!!! -krzyknął.

Został gwałtownie obrócony. Musiał spojrzeć w twarz temu, kto go trzymał. Jego oczom ukazał się mężczyzna prawie o głowę wyższy, ubrany w biały podkoszulek bez rękawów i czarne dzwony. Jego lewą połowę twarzy przykrywały krótkie, białe włosy do ramion. Po prawej stronie włosy miały kolor smoły i sięgały do pasa. Jedyne widoczne oko miało bardzo wyraźnie podkreślone dolne rzęsy, źrenica miała kolor wściekłej zieleni. Jego czarne paznokcie boleśnie wbijały się w ramiona Kusiciela. W lewym uchu widniał czerwony kolczyk w kształcie pentagramu. Nie było w nim krztyny czułości. Jedynie złowieszczy uśmiech zapowiadał niewysłowione tortury.

- R...Rokita-san...Au, to boli!

-Witam uniżenie księcia piekieł, mojego pana i władcę!- wysyczał z sarkazmem starszy diabeł. Spod czarnych paznokci pociekła krew.

-AAAAAA!!! Rokita puszczaj, to rozkaz!!!

Jednooki mężczyzna nachylił się do ucha Kusiciela.

-Mam gdzieś twoje rozkazy...

Po tych słowach bezceremonialnie liznął księcia w ucho. Kusicielowi pociemniało w oczach ze strachu...i z nagłego przypływu pożądania. To było coś, czego pragnął od bardzo dawna...ale nie w tej sytuacji. Rokita w pełni zasługiwał na miano szatańsko okrutnego. Po tym co zrobił mógł liczyć jedynie na okropne męki. Poza tym ojciec by go zabił za samo nawet myślenie o mężczyznach jak o kimś pociągającym.

-Nareszcie trafiła się okazja na zemstę-mruknął Rokita zajmując się łabędzią szyją swojej ofiary. Czuł zapach róż, które Kusiciel nieustannie hodował w swoim pokoju. Tak bardzo nie cierpiał tego oblubieńca wszelkich diablic. Oszukał go, zabrał urodę i zniszczył psychicznie. Nie znosił jego uśmiechu, jego zapachu, całej jego postaci. A jednak nie mógł bez niego wytrzymać. Pragnął go zabić, wtedy wreszcie skończyłby się ten jego koszmar. Poza tym miał prawo do rewanżu. Nieważne, że potem Lucyfer zaaplikuje mu wszystkie najgorsze tortury. Liczy się tylko ten cholerny książę.

-Rokita, przestań, proszę cię...
Oderwał się od smakowania tej cudownej skóry. Patrzył wciąż lodowatym wzrokiem. Błagania tego bruneta sprawiały, że miał ochotę za wszelką cenę go wziąć. Nie wahał się ani chwili. Zatopił wargi w ustach swej ofiary. Jednocześnie jeszcze bardziej zacisnął ręce na ramionach przerażonego chłopaka. Zdławił rozpaczliwy krzyk i rozkoszował się cierpieniem odbijającym się na twarzy Kusiciela. Zmusił go wręcz do oddania pocałunku. Z oczu Kusiciela pociekły łzy. Rokita zlizał je zachłannie i ponownie wpił się w szyję tego, którego tak nie cierpiał. Jednocześnie oderwał swe pazury od ramion swej ofiary i zakrwawionymi dłońmi począł penetrować drżące z przerażenia ciało.

Kusiciel uznał to za dobrą sposobność do ucieczki i zaczął się wyrywać. Niestety, źle wybrał moment i tylko pogorszył swoją sytuację. Rokita uderzył Kusiciela pięścią prosto w twarz i pociągnął na najbliższy dywan. Z początku oszołomiony książę patrzył tylko na te zakrwawione ręce i w ciszy przeżywał swoją porażkę. Potem zaczął się wić, błagał, wyrywał się, krzyczał, grał na uczuciach swego oprawcy, odwoływał się do kar, jakie zafunduje mu jego ojciec. Rokita pozostawał niewzruszony. Kusiciel poddał się. To był zdecydowanie kiepski dzień. Nienawidził adwentu i samych Chrystusowych Narodzin. Wtedy dla każdego diabła zaczynał się dopracowany w każdym szczególe piątek trzynastego?. Kusicielowi najlepiej się wtedy siedziało pod łóżkiem. Wprawdzie te święta powinny upłynąć pod szczęśliwą gwiazdą, bo...Kusiciel wygiął się w łuk, jęcząc przy tym z rozkoszy. Nie był w stanie się powstrzymać i dalej racjonalnie myśleć. Zarzucił Rokicie ręce na szyję dysząc ciężko. Już czuł, że...

-AAAAAAAAAAAAAAAAA!!!

Wręcz cudownie. Przybyła odsiecz. Rokita natychmiast się zerwał z podłogi. Kusiciel nadal leżał na dywanie. Nie wiedział dlaczego, mimo wszystko, był rozczarowany. Obrócił głowę. Rokita tłumaczył się jakiemuś zapłakanemu aniołowi. Aniołowi?...Kusiciel chyba jeszcze nie do końca dotarł do rzeczywistości.

-Nie chcę cię znać!!! Jak mogłeś!!! <szloch>
-Boruta-chan, skarbie, uspokój się, daj mi powiedzieć...

Boruta? Ach, to ten niedawno upadły anioł Serafiel! Praktycznie wcale nie zaszły w nim żadne fizyczne zmiany, dlatego jemu najłatwiej było zwodzić upartych duchownych. Jego białe jak śnieg skrzydła, suknia o kolorze mleka, blond włosy uczesane w stylu lat 60-tych (chodzi o te wywinięte końcówki- dop. autorka), oczy niczym dwa głębokie jeziora...Nie...Coś tu nie gra...ze trzy ostatnie rzęsy (liczcie od końca oka dop. autorka) są nienaturalnie długie ? co najmniej 5 centymetrów...A włosy? Po części zabarwiają się na brązowo...No i oczywiście oczy. Są martwe.

-NIENAWIDZĘ CIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEeeeeeeeee!!!

Rokita spokojnie przytulił łkającego anioła. Anioła. Bo dla niego Boruta jeszcze wciąż jest aniołem. Nawet nie przyzwyczaił się do tego, że łamanie praw Dekalogu jest w jego świecie na porządku dziennym. Musi coś zrobić z tym księciem, bo nigdy nie oczyści się przed Borutą.

-Czego Wasza Książęca Mość sobie życzy?- rzekł lodowato, nie odwracając nawet głowy.

-Eee...Jaa...-Matko, po co ja tu przyszedłem? -Nnoo, ja chciałem, chciałem...pie-pieniądze ziemskie, tak. Przyszedłem prosić, byś udzielił mi pożyczki w znacznej kwocie, gdyż chwilowo jestem bez grosza i...

Rokita pstryknął palcami, z szuflady niedalekiego biurka uleciało kilkadziesiąt tysięcy złotych (jeśli jeszcze ktoś się nie zorientował, to diabły są pochodzenia POLSKIEGO ,poza pewnymi wyjątkami- i cała rzecz dzieje się w POLSCE dop. autorka). Bez słowa wskazał mu drzwi. Kusiciel wyszedł. Zimny mróz uderzył go w twarz. Śnieżyca jeszcze nie przeszła. Najpierw jedna...następnie druga...potem nieprzerwanym strumieniem...Książę opadł na śnieg. Ciche echo poniosło jego płacz w dal.