Jeśli coś Wam nie odpowiada, albo
wręcz musicie się podzielić swoją radością z autorką tego tekstu - mailujcie!
angevelinka@wp.pl Uwaga! Nie odpowiadam za przypadkową obecność przy
klawiaturze tego wariata Daolotha;)
Diabelskie
piórka: Rozdział czwarty: "Entliczek pętliczek, z jabłkami
koszyczek..."
-NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!
- zawył rozwścieczony książę piekieł- WYBIJ TO SOBIE Z TEJ TWOJEJ ŚLICZNEJ
GŁÓWKI!!!
-...to jednak wolisz iść do
wojska?
A jednak. Gabriel zawsze miał
jakieś argumenty, którym Kusiciel nie umiał się przeciwstawić.
-@$%$#^$#^%&(*&$%!!!
I na tym zakończyła się rozmowa.
Ale i tak wiadomo kto ją wygrał. Dobro zawsze musi zwyciężyć Zło;) Kusiciel
walnął drzwiami na piętrze. Zgodnie z prawami fizyki ukochany wazon Gabriela
spadł ze stolika i rozbił się w drobny mak. Ale Gabriel mu to darował. Na
razie. Potem zrobi mu awanturę. O nie. Zaczyna zachowywać się zupełnie jak
diabeł. Ale on to wytrzyma. Musi, w końcu jest Archaniołem. Przeżegnawszy się
Gabi zaczął sporządzać spis książek potrzebnych Kusicielowi do szkoły.
********************
Daoloth widząc pokonanego księcia
zataczał się ze śmiechu. On - poważny, spokojny, zawsze opanowany Daoloth.
Lucyfera wkurzało to coraz bardziej. Zamiast informacji otrzymywał tylko
potępieńczy szalony śmiech. Można by pomyśleć, że Daoloth śmieje się z niego.
Na sekretarce mrugało czerwone światełko. Lucyfer naprawdę nie chciał wiedzieć,
co mu przekazuje jego złośliwy sekretarz. Ale wiadomości odebrać musiał. Wbrew
sobie nacisnął płaski guzik.
-Dobranoc, tu numer ***, czyli
telefon Lucyfera. Chwilowo jestem zajęty, zostaw wiadomość po sygnale, odpowiem
jak mi się zachce...
<piii>
-<trzask>...<cisza>...Mości...
Lucyferze...ja...on...BUAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHHAHAHAHAHAAA!!!
I to była cała wiadomość.
Lucyfer zatoczył się jak pijany.
Ostatnio w ogóle nie wiedział, co się wokół niego dzieje.
Z tego co mu przesyłał Daoloth można było wywnioskować jedynie to, że jest
wesoło.
-Chyba dostanę migreny- jęknął i
padł na łóżko.
***************
Kusiciel z rozkoszą kopnąłby tą
przeuroczą panią. Była taka szczęśliwa. Za szczęśliwa. Diabeł w tej chwili nie
mógł pojąć, jak ktoś w ogóle raczy być wesoły, kiedy jemu wszystko przebarwiło
się na czarno.
-Jeszcze - Żyję dla nauki?
Pilaszkiewicza...-wyliczał Gabriel. Poszedł z Kusicielem tylko na wszelki
wypadek, by dopilnować, żeby diabeł specjalnie nie zgubił pieniędzy albo ich
nie wydał na jakieś głupstwa.
-Mogę wiedzieć dlaczego ten sklep
jest czynny w Drugi Dzień Świąt?! - wydarł czarnowłosy chłopak prosto w ucho
superuśmichniętej ekspedientki. świat stanął na głowie. Znowu wszyscy przeciwko
niemu.
-To z powodu nowej książki o
Harrym Potterze ? babsko zamieniło się całe w jeden wielki uśmiech - żadna
księgarnia nie przegapiłaby tej premiery.
Kusiciel z miejsca znienawidził
Harrego Pottera. Nieważne jak dobra to była książka. Psuła mu dzień i kropka.
-GAAAAAABIIIIIIIIIIIII-CHAAAAAAAAAAAN!!!
Ja już wolę iść do wojska!!!
-A znajdziesz tam swoje
przeznaczenie?
Diabła zamurowało. Skąd on
wiedział takie rzeczy?! Nieważne. Ale przegrał kolejny spór. To go rozeźliło
niepomiernie. Tak jak to, że Gabriel zeszłego dnia na kolację zaserwował mu
wigilijnego karpia.
Wziął byle jaką książkę z półki i zaczął zjadać jej kartki. Najpierw strona
tytułowa.
Jakiś - Pan Tadeusz?. Phi! Kolejny śmieć z kręgu literatury polskiej. Potem
przeczytał pierwsze wersy:
-Litwo! Ojczyzno moja!? - ten Mackiewicz, czy jak mu tam było miał nierówno pod
kopułą. Jako Polak nazywał Litwę swoją ojczyzną .
Kusiciel tego nie rozumiał. Niczego dzisiaj nie rozumiał. Ze złośliwą
lubieżnością połknął kolejnych kilka kartek. A potem zrobiło mu się niedobrze i
musiał znaleźć WC.
Żeńskie było, męskie gdzieś wyparowało - jak zwykle.
Gdy wszystko zwrócił, łącznie z wczorajszym karpiem, miał ochotę kopnąć
jakiegoś faceta. Prawie mu się udało, gdyby nie Gabriel. Czysta złośliwość
losu.
-Gabi-chan, co mamy dziś na obiad?
-Ryż z jabłkami i ...Hę?
Kusicielu?
Książę piekieł wrócił do sklepu.
Postanowił wprowadzić się do tej ubikacji.
-Gabrielu, przyjdź już
wreszcieeeee!
*********************
Walenty stał pod drzwiami już od
godziny, jeśli nie dłużej. Musiał odebrać zeszyt. A poza tym ciągnęło go do
tego dziwnego osobnika. Ciekawił go. Koniecznie chciał się czegoś o nim
dowiedzieć. Najwyżej spóźni się trochę na randkę. Ale Cesia mu to wybaczy, jest
wyrozumiałą dziewczyną. Chyba. W każdym razie Walek żywił taką nadzieję.
-O, Walenty! Cześć!
Rudowłosy chłopak szybciutko
podbiegł, by odebrać od Gabiego część zakupów. Widać, że blondyn uginał się pod
ich ciężarem. Wziął i omal wszystkiego nie upuścił.
-Gabi-kun, co ty tam niesiesz w
tej torbie? Kamienie?!
Anioł zaczął szperać w kieszeni
jednocześnie mówiąc:
-Nie, to tylko podręczniki szkolne
- powiedział.
Walek z uwagą przyglądał się
koledze. Coś często ostatnio nie mógł uwierzyć własnym uszom i oczom.
-Po co ci nowe podręczniki?
Przecież jest środek roku szkolnego!
-Eemmm...No...jaak-akby ci to...-
Gabriel w gorączkowym pośpiechu otwierał drzwi. <klik> Udało się! Wszedł
i postawił ciężkie siatki. Nie odmówił sobie też takiej przyjemności, jaką było
rozprostowanie krzyża. Te torby powinien dźwigać Kusiciel, on już wystarczająco
dużo zrobił! Ale to niestety wina Gabriela. Zapomniał się i powiedział co miał
zamiar zrobić na obiad. Musi Kusiciela wyleczyć z tej koszmarnej przypadłości.
Tylko, że...
-Tu są wszystkie podręczniki z
tego roku! Po co ci to?! - Walek już zdążył obejrzeć sobie zawartość tych
siatek. Zdecydowanie nie mógł tego pojąć. A może po prostu nie chciał przyjąć
do wiadomości tej jednej jedynej i w pełni logicznej myśli...
-Gabi-kun?...
-Jjaa...No bo jjaaa...
-To są książki dla mnie.
Walek obejrzał się gwałtownie. W
drzwiach stał znowu ten dziwny osobnik w skórzanej, czarnej kurtce. Miał bardzo
bladą twarz, ręce, mimo że starał się je ukryć w kieszeniach dżinsów, drżały
niespokojnie. Zupełnie jakby był po jakiejś wyczerpującej chorobie.
-Skoro już tu jestem, to chyba
muszę się jakoś ulokować, prawda? Idę do tutejszej szkoły. A te podręczniki to
dodatkowy przymus, chyba o tym wiesz?
Zrobił krok do przodu. Zakręciło
mu się z lekka w głowie, więc rozpaczliwie chwycił się stołu. Zatoczył się,
mówiąc bardziej obrazowo. Był wycieńczony tymi mdłościami.
Po drodze zbłądził na bazar, gdzie aż roiło się od "świeżych jabłuszek po
niskiej cenie". Zanim wyszedł ze straganu niemal zwariował. Potem
przyczepiły się jakieś bachory, które raczyły robić sobie żarty z jego
niezwykle pięknych szpiczastych uszu. Chciał wywrzeszczeć im w twarz, że są o
piekło lepsze niż rogi, które zastępowały, lecz nagle jakiś baryłkowaty stary
dziad ubrany na czerwono obłapił go miażdżąc po kolei wszystkie kości. I
jeszcze wykrzykiwał - Wesołych Świąt? - Kusiciel zdarł sobie gardło na wydzieraniu
się na tego "Świętego Mikołaja". Na koniec osadził go w krzyżowym
ogniu pytań na temat życia tego, za którego ten dziad się podszywał. Nawet nie
wiedział kiedy Mikołaj się urodził! W takim razie niech nie robi z siebie
głupka! A potem...
-Kusiciel...Dobrze się czujesz
?...Skarbie... ? - Gabriel z lekka nim potrząsał.
Nie obchodziła go obecność Walentego. Kusiciel jeszcze do końca nie ozdrowiał i
możliwe, że otworzył się jeden z jego wewnętrznych krwotoków. Tak się zmartwił,
że natychmiast wybaczył mu zbity wazon, nazwanie go głupim, wybrzydzanie przy
kolacji itd. Położył rękę na czole diabła. Zimne. Może to tylko chwilowa
niedyspozycja po tym wymiotowaniu. Ale lepiej dmuchać na zimne. Wziął Kusiciela
pod ramię i zaczął prowadzić do salonu.
Diabeł się wyszarpnął - chyba już czuł się lepiej.
Walek niemo patrzył na całą
sytuację. Chciał coś zrobić, lecz nie mógł nawet się ruszyć. Niepewnie spojrzał
na czarnowłosego chłopaka. Dyszał ciężko, wzrok miał z lekka nieprzytomny, lecz
dochodził do siebie. Jego dziwne oczy rzucały gniewne błyski.
-CO SIĘ TAK GAPISZ?!! KONIEC
WIDOWISKA!!! - wrzasnął Kusiciel.
Nie wiedział co zrobić w zaszłej sytuacji. Sprawę jeszcze pogorszył anioł,
który poszedł w poszukiwaniu jakiegoś zeszytu. Czemu ten człowiek nie poszedł
za nim?! Musiał tu stać i się tak gapić?! Już on by mu pokazał, gdyby nie ta
słabość w nogach... Cholera jasna!... - myślał - co za dzień!...
*********************************
-Barabasz, ile masz zamiar jeszcze
to robić?!
Czarnowłosy diabeł walnął się w
głowę.
-Ajajaj...Zaraz, zaraz, nie pali się...- rzekł rozmasowywując guza.
Antychryst niecierpliwie chodził
po swojej prawie nowiutkiej komnacie. Barabasz wprawdzie robił wszystko bardzo
szybko, lecz i tak trwało to długo. A przy tym zlewie to chyba zasnął.
-BARABASZ!!!
-CHWILUNIA, KURDE!!! Nie
zapominaj, że to bardzo ciężka praca!!!
Barabasz nie przejmował się tym,
jak się odzywał. Co prawda, z pierwszym księciem nie powinien być na
"ty", lecz ten smarkacz na zbyt wiele sobie pozwalał. On tu w pocie
czoła, zupełnie za friko, zasuwa, by tamten miał znowu porządny pokój, a ten
się leni. I jeszcze mu rozkazuje!!!
Powinien sam sobie to naprawiać, skoro zepsuł. Wyraźnie w regulaminie stoi, że
w komnatach nie wolno bawić się mocą. Niestety, Lucyfer jest wpatrzony w
synalka jak w obrazek, więc pozwala mu na wszystko. Diabeł jęknął. Siedział pod
tym zlewem już dwie godziny i nadal nie mógł znaleźć usterki. Plecy mu
zesztywniały, poza tym cały zmarzł ( bo Barabasz był diabłem ognia i mieszkał
we wnętrzu wulkanu).
Powinien teraz urządzać sobie wymarzony urlop. Najlepiej z Daolothem. Wszystko
tak pięknie sobie urządził.
Daoloth na pewno by się nie oparł i pewnie skończyłoby się na upojnej nocy.
Zamiast tego leży tu cały skostniały z zimna i usiłuje naprawić popsuty kran.
Ale cóż, w końcu mamy ŚWIĘTA. To powinno było być do przewidzenia.
-Myślałem, że zlew to najprostsza
część roboty...
-JA TEŻ TAK MYŚLAŁEM.
-No to rób to szybciej!
-Uważaj, bo cię z tym zostawię!
Masz dopiero dwa tysiące lat, w porównaniu ze mną...
-Dobra, jesteś stary dziad, jeśli
to chciałeś usłyszeć. Nie gadaj tyle tylko pracuj.
-<pod nosem>
@%%$&$#@^%&^()*%##$^&...
Antychryst uważnie spojrzał się na
Barabasza zwężając swe rubinowe oczy. Przez krótkie mgnienie w lewym ukazały
się trzy szóstki. Symbol Antychrysta. Potem z jękiem opadł na łóżko. Też miał
tego dosyć. Jego długie pomarańczowe włosy (Nie mylić z rudymi!!! Te są KOLORU
POMARAŃCZY - dop. autorka) rozsypały się na poduszce. To nie jego wina, że moc
wymknęła mu się spod kontroli. To przez ten nagły wrzask tego Archanioła. No bo
jak tu zachować opanowanie, gdy spośród ciszy wydobywa się nagle rozdzierający
wnętrze krzyk. Próbował się tłumaczyć, ale Lucyfer nie chciał go słuchać. Dał
mu takie baty, że Antychryst zapamięta je chyba do końca życia. Bo wbrew
ogólnym plotkom Lucyfer wcale nie był pobłażliwy. Gdy książę raz mu się
przeciwstawił i spowodował tym podarcie jego nowego płaszcza obudził się na
oddziale szpitalnym z dwoma żebrami w płucach. Ale to tajemnica. Antychryst z
narastającą złością odgarniał włosy wciąż opadające mu na prawe oko, które
rosły jak chciały. Szczególnie uparły się zawijać z prawej strony twarzy. A z
lewej jak na złość rosły prosto. Antychryst lubił tą fryzurę, ale dziś go
wkurzała. Tak samo jak ten diabeł.
Cały czas wmawiał mu, że jest jeszcze dzieciakiem. Do Kusiciela zwracał się jak
do dorosłego, mimo że tamten był dużo bardziej niepoważny. Ach, żeby ten
Barabasz już się wyniósł! Chciał jeszcze zrobić jedną rzecz, która musiała być
pozbawiona jakichkolwiek świadków.
-BUAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA!!!!!!!
Ach, to znowu ten Daoloth. Chyba
do reszty już zwariował. Śmieje się tak dzień w dzień, prawie co drugą minutę.
Antychryst usiłował się dowiedzieć co jest przyczyną tej nadmiernej wesołości.
Nie mógł przez niego spać już drugą noc. Lecz gdy tamten go ujrzał, roześmiał
mu się prosto w nos. Stał wtedy jak głupek pośrodku pokoju i patrzył się na to,
jak Daoloth zatacza się po podłodze ze śmiechu. Pogorszył tylko sytuację, bo
potem diabeł śmiał się jeszcze dwie godziny. Słowem: był zmęczony, zły i
obolały.
-No, nareszcie skończyłem. Zapłatę
poproszę!
Antychryst wlepił w niego
zaskoczony wzrok. Jaką zapłatę?!
-Jeden porządny buziak wystarczy-
ze złośliwym błyskiem w granatowym oku począł się zbliżać.
-BARABASZ, TY
#%&*&&$##^&&((*&!!! - Co ci łazi po głowie?!!
Starszy diabeł zaniósł się
śmiechem.
-Nie myśl sobie, że pokazałbym ci
moją twarz tylko po to, by cię pocałować- mruknął zbierając porozrzucane
narzędzia.
Nosił na twarzy różową chustę z tiulu. Potrafił ziać ogniem i nie chciał nikogo
poparzyć swoim gorącym oddechem. Był jeszcze jeden powód. Jeden jedyny raz w
życiu nie przewidział erupcji wulkanu. Wezuwiusz był bardzo zdradziecki. A
Barabasz nie miał wtedy dość mocy, by przeciwstawić się szalejącej lawie i to w
samym środku wulkanu.
Poparzył sobie twarz i to tak straszliwie, że pozostały na niej brzydkie
blizny. Goiły się wprawdzie, lecz bardzo powoli. Barabasz uśmiechnął się pod
nosem.
Lud wybawił go, gdy stanął oko w oko z Chrystusem. Przekrzyczeli sumienie
sądzącego ich Poncjusza Piłata. Ale w drugim życiu nie miał zbyt wiele
szczęścia. Przejechał czerwonymi paznokciami po niemal fioletowych włosach.
Uparcie rosły do góry. Zakładał wprawdzie złotą opaskę, którą wykradł ze skarbu
Azteków, lecz one nic sobie z tego nie robiły. Jedynie grzywka posłusznie
układała się na czole. Miała przedziałek pośrodku. Było to diabłu na rękę, gdyż
mógł zakładać tam łańcuszek, na którym zapinał swoją chustę.
Zadrżał na wspomnienie czekającej go drogi powrotnej. Zima. A on miał jedynie
przepaskę na biodrach. No i buty do kolan, ale to się nie liczyło. Umrze z
zimna! Może jednak Daoloth pożyczy mu jakiś sweter.
Poprawił lekko zsuwającą się podwiązkę. I może jeszcze da się zaprosić. Może,
jak uda zabiedzonego, zmęczonego...Ekhm. Zmęczonego udawać nie musiał. Padał.
Dziesięć kolumn greckich, lustrzane ściany, marmurowa podłoga, łóżko a la
wygodniej być nie może, staroświeckie meble, cała łazienka i jej
wyposażenie...Zaczynała go boleć głowa. Powinien stąd wyjść. I to jak
najszybciej.
-Do widzenia Wasza Najłaskawsza,
Grzeczna, Pomocna i Uczynna Na świecie Mość- wyrecytował z sarkazmem.
-Do widzenia- rzucił urażony
Antychryst. Czarnowłosy diabeł wziął teczkę i przymierzał się do wyjścia.
-Aha, Barabasz...
-CO ZNOWU?!- rozwścieczony diabeł
gwałtownie się odwrócił.
Antychryst posłał mu
najpiękniejszy uśmiech, na jaki tylko potrafił się zdobyć.
-Dziękuję...