Witam wszystkich ponownie;)
Ciekawi was to? Nie lubicie tego? Chcecie mi to koniecznie wykrzyczeć w twarz?
Ślijcie maile! Co najwyżej Daoloth się za nie zabierze...Ale wtedy nie
odpowiadam za ich treść! Adres wciąż taki sam: angevelinka@wp.pl
Diabelskie
piórka: Rozdział piąty: Boże bądź miłościw mnie, grzesznemu...Albo najlepiej się
odczep!
- Ekhu! Ekhuekhuekhu!!!
Rafał łapczywie pociągnął łyk powietrza. Dusił się. Całe dwie noce przeleżał na
zimnej kamiennej podłodze. A może to był sufit?...Pokój nieznośnie wirował.
Chryste!!! Plecy parzyły żywym ogniem. Czuł, że Lucyfer go nie oszczędzał.
Wszystko się rozmazywało. - Gorąco!...Jak boli!...JEEEEEEEEEZUUUUUUUUUUUUUU!!!
Antychryst z tkliwością patrzył na pokaleczonego Archanioła. Był taki bezbronny
i nieporadny!...Gdy się zbliżył zobaczył, że anioł patrzy na niego. Ale go nie
widzi. Jego ciało trawiła gorączka, był cały w ranach. Nie mógł go tak
zostawić. Dotknął delikatnie ciepłej ręki.
- AAAAAAAAAAAAAAAAA!!! NIEEEEEEE!!! Zostaw mnie!!! Nie!!! Nie rób tego!!!
NIE!!! Braciszku!!! Na...EKHU!!! EKHUEKHUEKHUEKHU!!!
Anioł zaniósł się okropnym kaszlem. Starał się jak najdalej uciec od goniących
go mar. Potknął się o fałdy tego, co kiedyś było można nazwać śnieżnobiałą
szatą. Upadł. Cały czas kaszlał.
- NIE ZBLIŻAJ SIĘ!!! <ekhu, ekhu!> RATUNKU!!!
Lewą ręką rozpaczliwie szukał krzyżyka. Prawą przesłaniał usta. Musiał tu być!
Zawsze przypinał go do pasa! Gdzie?! GDZIE ON JEST?!! Aaaaaa... Spojrzał na
prawą rękę. Była cała we krwi. Świeżej. Z przerażeniem spojrzał na Antychrysta.
Nadal go nie widział. Patrzył w jakiś daleki punkt. Oddychał ciężko, na czole
pobłyskiwały krople potu przesłaniane przez rozwichrzone błękitne włosy.
Ostatnie spojrzenie złotych oczu. Zemdlał.
Antychryst ze zgrozą patrzył na Archanioła. Jakim cudem można było doprowadzić
anioła do takiego stanu?! Jak w ogóle można było doprowadzić do takiego stanu
jakiekolwiek stworzenie?!! Tylko jego ojciec byłby zdolny znęcać się nad kimś
tak okrutnie. Wziął go na ręce i cichcem zaniósł do swojej komnaty.
************************
Kusiciel naburmuszony patrzył na
Gabriela, który ciągnął go do szkoły, aby go zapisać. Walek przełożył randkę i
poszedł z nimi. Paplał coś, że niby w jakiejś 2F jest bardzo fajnie, tylko
strasznie dużo zadają. Gabriel nie zgadzał się z nim i też coś gadał.
Kusiciel zamknął oczy. Pamiętał lekcje w piekle. Przychodziło się na nie, jak
się chciało. Ale kilka pierwszych było bezwzględnie obowiązkowych. Pierwsza
lekcja: historia Dwóch Światów. Wchodzi nauczyciel. Jego fioletową skórę
powleka tylko czerwona spódnica, na szyi ma krawat w tym samym odcieniu. I szpilki
na nogach. Również czerwone(Uwaga, to nie Ctulhu! dop. autorka). Czyta listę.
Potem szczegółowo opowiada o kilku aniołach będących głównymi bohaterami
dzisiejszego opowiadania. Archanioł Michał, waleczny rycerz. Zaginął zaraz po
Wielkiej Bitwie Niebiesko-Czerwonej. Albo Czerwono-Niebieskiej.
Potem obraz komputerowy zrobiony przez Daolotha. Krótkie brązowe włosy spięte w
kucyka złotym krzyżykiem. Trochę pokaleczona zbroja, obandażowana lewa ręka.
Podarta szkarłatna suknia i brązowe sandały kończące swe zawiązanie pod
kolanami. Okazałe złote skrzydła. I dziwne oczy - czarne białka, białe źrenice.
Są puste. Dzierży miecz Słowa Bożego. Cały we krwi. Nauczyciel Wolland cicho
opowiada jego historię. Ktoś się śmieje, ktoś nie uważa. "...był z niego
najlepszy wojownik we Wszechświecie, nie było takiego, który by mu się oparł.
Gdy jego sylwetka ukazywała się na horyzoncie, wszystkich ogarniała panika.
Miał dwoje młodszych braci: Archanioła Gabriela i Archanioła
Rafała..."Kusiciel spojrzał na Gabriela. Zupełnie niepodobny do starszego
brata. Ale Rafał też nie wyglądał na zrodzonego z tego samego łoża. Diabeł
znowu się zamyślił. <ŁUP!!!> Walenty nagle zahamował, Kusiciel nie
zdążył.
-UWAŻAJ JAK LEZIESZ OFERMO!!!
Walenty spojrzał za siebie. "Kusiciel"(bo tak kazał do siebie mówić)
był zły. Ale nawet jak się złościł, to był śliczny...Walek uśmiechnął się
rozmarzony. Kusiciela to zupełnie zbiło z tropu. Zupełnie stracił wątek.
U...uśmiecha się?! Co tu dużo mówić: gapił się na człowieka bezceremonialnie.
- Jesteśmy na miejscu! - wykrzyknął wesoło Gabriel. Był cały w skowronkach,
gdyż po Świętach zaczynała się jego szczęśliwa passa - chodź, Kusiciel, musimy
cię zapisać!
- Właśnie! Zobaczysz swoją nową szkołę...Chodź! - zawtórował Walek.
On z kolei cieszył się, że Kusiciel będzie chodził do 2F. Do jego klasy. No i
klasy Gabiego. Ale przede wszystkim razem z nim.
- NnniiiiiiIIIIIIIEEEEEEEEE! - zawył diabeł. Kilka osób obejrzało się -
...Eem...To znaczy...ja muszę do apteki, a tu taka ...niedaleko...prawda,
Gabi-chan?
- No, faktycznie, jest tu apteka, ale nic nie mó...
- Właśnie! To idźcie beze mnie. Pa!
- A-alee...
Kusiciel już zniknął w tłumie. Nie chciał tam iść. Pójdzie do tego miejsca
tortur po pierwszym stycznia. Gdyby jeszcze był zmuszony słuchać
przeszczęśliwych, Bóg wie czemu, kolegów, to dostałby szału.
Powoli szedł w kierunku apteki. Skoro już powiedział, że musi, to pójdzie. Kupi
coś i wyjdzie. Już nawet wiedział co kupi: aspirynę. Wszedł po schodkach. Nie
patrzył przed siebie i zderzył się w drzwiach z jakimś osobnikiem.
- Mogę wiedzieć co książątko tu robi?
Kusicielowi serce zamarło w piersi. Nie, to nie może być prawda...Przesłyszał
się tylko i...
Został pochwycony za rękę i odciągnięty w jakiś zaułek.
Czy te Święta nigdy się nie skończą?! Poczuł za plecami ścianę, przed nim
wyrósł (no zgadnijcie kto!;)) Rokita.
- Co tu robisz Kusicielu?... - rzekł czarnowłosemu diabłu w uszko. To z
kryształem.
Przy okazji splótł jego palce ze swoimi. Tak naprawdę go to nie obchodziło.
Chciał tylko trochę się z nim podrażnić, poprzytulać, nic więcej. W końcu
obiecał. Obiecał?...Wciągnął zapach róż. Kusiciel pod tym względem się nie
zmienił. Pachniał słodziutko i odurzająco. Fajnie...
Kusiciel drgnął. Rokita zacisnął jego palce w swoich. To uniemożliwiało
swobodny manewr rękami. Właściwie to nie wiedział co zrobić. Mógł krzyczeć, na
pewno by ktoś przyleciał, to nie ulegało wątpliwości. Tylko że głos uwiązł mu w
gardle, gdy Rokita mocniej się do niego przytulił i przyłożył twarz do jego
szyi. Zrobiło mu się gorąco, mimo że jeszcze przed chwileczką palce kostniały
mu z zimna.
- Mrrrr, nie odpowiedziałeś mi na pytanie... - zamruczał Rokita. Gdy mówił,
jego gorący oddech parzył szyję młodego diabła.
- Jja... - nie mógł wydobyć z siebie głosu. Jednooki mężczyzna powoli przesunął
językiem po nagiej szyi - Co ty robisz?!
- Powinieneś nosić szalik, zima jest... - szepnął Rokita. Potem leciutko
przygryzł płatek ucha swojej ofiary.
- A ty niby lepszy?! - Kusiciel odepchnął swego przyszywanego braciszka. Coś za
bardzo mu się to podobało. Rokita zaśmiał się gardłowo.
- Przyłapałeś mnie, książątko - rzekł, po czym zanurzył swe usta w wargach
Kusiciela. Z początku szmaragdowooki diabeł był zaskoczony. Potem przywarł do
Rokity całym ciałem. Najpierw się poddawał zaborczym pocałunkom, potem zaczął
je oddawać. W jego mózgu zapaliło się czerwone światełko.
"To nienormalne!"- piszczało - "Ojciec obedrze cię ze
skóry!" -jak oparzony odskoczył od Rokity. Chwilę na niego patrzył. Rokita
znowu miał ten ironiczny uśmiech, w oczach czaił się chochlik. Kusiciel uciekł.
Bał się tego, co się z nim działo w jego obecności. Ogarniało go i chwytało w
jakieś kleszcze. Pragnął...czego pragnął? Zatrzymał się przed szkolnym
budynkiem.
- Głupi jestem...
********************************
- Ciasteczko kochane, daj się
przekonać! Zgadasz się? Cio? Cio? Cio?
- Albo stąd wychodzisz cicho w ubraniu albo oddawaj ciuchy i won!!!
Daolotha wkurzał ten diabeł. Nie dawał mu spokojnie pracować. Tylko ciągle mu
przerywał robotę. A to zrzucał mu kwiatki na klawiaturę, a to coś mu tam z tyłu
plótł o miłości wielkiej i nieskończonej tak, że się ciągle mylił w pisaniu, a
to starał się rozpleść jego warkocz i włosy właziły mu do oczu.
- Aleeeeeeeeeee Daooooooloooooooooth-chaaaaaaaaaaan!!!
- WYBIJ TO SOBIE ZE ŁBA!!!
- Nigdy nie wybiję sobie z głowy kogoś takiego jak ty.
- Radzę ci zmienić płytę. Ile można pleść o takich bzdurach jak miłość,
uwielbienie, romantyzm...
- ...płonące lasy australijskie...
- ...właśnie, płonące lasy au...CO?!
Barabasz roześmiał się cicho. Daoloth nigdy się nie zmieni.
-Nic kwiatuszku, zupełnie nic.
-Jakie nic?! I nie nazywaj mnie kwiatuszkiem!!!
-Dobrze skarbie...
-Skarbem też nie!!! Miarka się przebrała!!! Oddawaj ciuchy!!!
-Czyli wolisz byśmy spędzili noc u ciebie? Ale będzie fajnie!
Daoloth zgłupiał. Od kiedy to nie może sobie poradzić z kimś takim jak
Barabasz?!
-Nie to miałem na myśli!
-Wiem, boisz się, że ktoś nam przeszkodzi. Nie martw się, zaraz zadzwonię do
Lucyfera i mu powiem, że...
Kretyn!!!
- Nic nie rozumiesz!!! -wybuchł- ja jestem hetero! Do ciebie to nie dociera?!
- Nieprawda. Jesteś bi.
- Nie mów mi kim jestem, chyba sam wiem lepiej, co?!
- Skąd możesz wiedzieć, skoro w życiu się z nikim nie umówiłeś?
- BO WIEM!!!
- Zaraz to sprawdzimy...
Daoloth wrzasnął. Barabasza było stać na wszystko.
- Nie podchodź do mnie zboczeńcu!!!
- Nie jestem zboczony. Jesteś nietolerancyjny.
- Jestem tolerancyjny w stosunku do wszystkiego z jednym wyjątkiem. CIEBIE!!!
- Ach, czymże zasłużyłem sobie na takie traktowanie...
- No, zastanów się, tępaku!
- Ja wiem. Ty tak po prostu okazujesz swoje uczucia.
- NIEPRAWDAAAAAAAAAA!!!
Jeden z wężów leniwie uniósł głowę. To był jeden z tych kilkumetrowych
boa-dusicieli.
- BIERZ GO!!!
Wąż powoli spełznął z krzesła. Taka szybka perspektywa posiłku ucieszyła go
niepomiernie. Nie jadł już od siedmiu miesięcy i zaczynał robić się głodny.
Barabaszowi nagle zaczęło się śpieszyć do domu. Znał potęgę takiego węża i nie
chciał ryzykować. Nie, żeby nie zwyciężył. Tylko że zabicie węża byłoby
jednoczesnym wyrokiem śmierci w postaci dozgonnej nienawiści Daolotha. A tego
na pewno nie chciał.
- To pa słonko, wpadnę później...
- Wynoś się i NIE wracaj!!!
Barabasz zamknął za sobą drzwi. Wiedział, że Daoloth kłamie. W każdym razie
miał siedemdziesiąt procent pewności.
- Siedemdziesiąt to prawie sto, czemu ja się tak martwię?
Z piosenką na ustach wyszedł z piekła. Fakt, było zimno. Ale zima, nie zima do
domu udać się trzeba. Innej drogi nie ma. Barabasz podniósł teczkę z
narzędziami. Sweter Daolotha rozsiewał delikatną woń rumianku. Bo haker
uwielbiał herbatę z tych właśnie kwiatów. Barabasz mimowolnie zaciągnął się tym
zapachem. Odświeżający...Musi się nauczyć hodować rumianki.
Z tą myślą poszedł w kierunku domu.