A dziś dla odmiany sobie poględzę o stopniach aniołów i diabłów w mojej historyjce (no bo nie mam gdzie tego wyjaśnić:). Więc tak: jest Trójca Piekielna (Lucyfer, Antychryst, Diabeł Kusiciel). Są najsilniejszymi diabłami w piekle i nikt nie może się z nimi równać(zdarzają się wyjątki od reguły;)).
Potem są Satanusy, czyli upadłe anioły o bardzo zróżnicowanych poziomach mocy i właściwościach, np.: Gamaliel włada czasem, a Serafiel wodą.
Potem są Diaboliki - to są z kolei rozumne zwierzęta, które zdecydowały się służyć Lucyferowi. Za dobrą służbę otrzymują w Piekle ludzkie ciało, ale zachowują swe zwierzęce właściwości, np.: Daoloth jest tak naprawdę wężem w ludzkiej skórze. Tu nie ma żadnych ograniczeń mocy(czyli, że np.: muszą być słabsi od Satanusów itp.:), ale na rasę Diabolików składają się głównie pracujący głową.
No i ostatnia rasa -Czarty. To po prostu bardzo niegrzeczni ludzie;))) Służą jako siła robocza do najcięższych prac, a specjalnie wyróżnieni dostępują zaszczytu bycia lokajami, pucybutami, pokojówkami itd. Są to bardzo słabe diabły, nie potrafią robić żadnych specjalnych rzeczy. Ale zdarzają się wyjątki, takie jak np.: Barabasz, który długo pracował nad sobą i dorównuje teraz siłą dobremu Satanusowi.
I klasa niesprecyzowańców. Została utworzona wraz z wariactwem Ctulhu. Zalicza się do niej on i jeszcze czterech innych wariatów. Są nieśmiertelni i potrafią się dematerializować. Każdy zwariował na inny sposób z różnych powodów. Są słabi, lecz mogą dręczyć bez końca, więc są niebezpieczni. Lucyfer mianował ich swoją "ciężką artylerią", gdyż jak działają razem mają wielką siłę rażenia i w ogóle są idealnymi machinami wojennymi. Wszyscy podejrzewają, że to oni załatwili Archanioła Michała;)
No i rozgadałam się. A teraz: do czytania - PRZYSTĄP!!! Bo diabłami poszczuję;)

 

Diabelskie piórka: Rozdział szósty: Piekielne męki.

 

Kusiciel wszedł do budynku szkolnego. Swego przyszłego więzienia. Wpuścili go bez problemów. Aż dziwne.
Przechadzając się korytarzami w poszukiwaniu sekretariatu zauważył tablicę informacyjną. Jakiś konkurs, coś o "Mikołajkach", i informacja o zmianie planu lekcji. Przyjrzał się mu. Historia, geografia, biologia...U niego też coś takiego było. Lekcje historii z udziałem samych królów opowiadających swe przeżycia, szczegółowa geografia każdej góry, niziny, na biologii wszystko o organizmach i właściwościach jakie zyskują po śmierci...Na lekcje specjalne składało się wychowanie seksualne. Nierzadko polegające na procesie sprawdzania wszystkiego organoleptycznie. Kusiciel nienawidził tej lekcji. Był na niej tylko raz i został zmuszony do wypieprzenia jakiejś diabelnej dziwki. Na samo wspomnienie tych wydarzeń Kusicielowi zrobiło się słabo. Szybkim krokiem odszedł od tablicy.
-Kusiciel-kun! Gabi-kun, patrz, Kusiciel tu przyszedł!
-Kusiciel-chan, kupiłeś już to co musiałeś?
Diabeł spojrzał na uradowanych kolegów. Wcale nie było mu do śmiechu.
-Nie. Mam nadzieję, że nie chcieli mnie przyjąć.
-Ależ nie, od jutra zaczynamy!
-COOOOOOOOO?! Przecież...ferie...wolne dni...
-W tym roku były przed Świętami - uśmiechnął się przepraszająco Gabriel.
Kusiciel spojrzał na niego wilkiem. Jak mógł mu nie powiedzieć!
-Właśnie...trzeba wcześniej się położyć! - wesoło rzucił Walek - Przyjdę po was rano, nie zaśpijcie!
Kusiciel obrażony spojrzał w bok. Już on mu da, już on mu pokaże!!!
Już się postara, by go wyrzucili z tej szkoły!!!

 

**************************

Antychryst aż zbladł, gdy ujrzał zsieczone ciało Rafała. Normalnie pręga na prędze! Delikatnie dotknął jednego z czerwonych pasków. Archanioł drgnął. Antychryst spojrzał na rozgorączkowane, wpół przymknięte oczy. Szkliły się nienaturalnie wpatrzone w sufit. Anioł już nie miał siły, by się rzucać. Ledwie diabeł przyniósł go do komnaty, obudził się i zaczął krzyczeć. Wyrywał się, chciał gdzieś uciekać, ale Antychryst trzymał go mocno. Szarpał się, lecz choroba zbyt mocno go wyczerpała, by mu się udało wyrwać z mocnych ramion diabła. Opadł z sił i pozwolił zanieść się na łóżko. Nadal nie kontaktował ze światem zewnętrznym. Nie wiedział co się dzieje, gdzie jest i co z nim chcą zrobić. Trawiła go gorączka, chwytał powietrze niczym ryba wyrzucona na brzeg morza. Bał się.
Antychryst postanowił przemyć mu rany spirytusem. W końcu anioł leżał na brudnej i zakurzonej podłodze. Trzeba było zadbać, by nie wdało się jakieś paskudne zakażenie. Namoczył szmatkę w spirytusie i przyłożył do nagiego brzucha. Archanioł krzyknął. Jego oczy wypełniły się łzami. Chwycił rozpalonymi dłońmi rękę Antychrysta.
-Po...mo...cy...- wychrypiał. Antychryst przytulił anioła i złożył na jego czole uspokajający pocałunek. Chwilę kołysał go jak matka uspokajająca kwilące niemowlę.
-Chyba najpierw zajmiemy się ochłodzeniem twojej głowy -wyszeptał.

 

****************************

-Oooooch, jak doooooobrzeeeeee...- mruczał Barabasz wchodząc do ciepłej magmy. Był jedną wielką kostką lodu, gdy przyszedł pod podnóże Wezuwiusza. Sweter był milutki, lecz nie ochronił go przed śnieżycą. To była jedyna rzecz jakiej pragnął przez całą drogę: zanurzyć się w nieco ostygłej już lawie i zapomnieć o bólu pleców. Skoro Daoloth nie dał się namówić na wspólną noc, to mógł przynajmniej poleniuchować. Ostatnio nie było żadnych specjalnych zamówień. <dryń, dryń!> Telefon. Siedź cicho, ty głupie urządzenie! <dryń, dryń!> Zamknij się, potrzebuję spokoju! <dryń, dryń!>...a może to coś ważnego? <dryń, dryń!> Och, chrzanić to. Ma przecież sekretarkę, niech się debil nagra. <dryń...klik!> O, właśnie.
-Ach, kurczę! Wybaczcie, ale niestety wypadło mi coś ważnego. Zostawcie wiadomość, oddzwonię na pewno!
<piii>
<cisza>...Barabasz, wiem, że tam jesteś...
-DAOLOTH!!!- Barabasz wyskoczył z upragnionej kąpieli, jakby nagle dopiero teraz się zorientował w czym się kąpie.
-<Trzask> Daoloth-chan?!
-Hahahaa...Wiedziałem, że tam jesteś...
-Dzwonisz?! Stało się coś?! Aaaa...Już wiem: stęskniłeś się za mną!
-Bynajmniej, głupi jesteś. Dzwonię, bo...
-Nie? WIEM!!! Zgadzasz się na moją propozycję!!!
-NIE!!! Wiesz, mam sprawę...
-Też nie? Ale i tak wiem, że mnie kochasz! Dzwonisz, żeby mi to powiedzieć. Ja też cię kocham kwiatuszku!
Daoloth zacisnął palce na słuchawce. Niebezpiecznie chrupnęła. Barabasz wystawiał jego cierpliwość na ciężką próbę.
-Zamknij mordę kretynie i słuchaj!!! Rokita kazał mi przekazać, że chce mieć naprawione okna w swym zamczysku! I, że jeśli tego nie zrobisz teraz, to możesz pożegnać się z pastylkami!!! KO-NIE-C I-NFOR-MA-CJI!!!
Daoloth krzyczał. Chciał to jak najprędzej skończyć.
-Słyszysz głupolu?!?!
-Tak...Dziękuję...
Przy tych słowach odłożył słuchawkę.
Barabasz bluznął. Rokita wiedział jak go przycisnąć do muru. Zaczął się zbierać.
Czym były pastylki? To był produkt wyrobu Rokity. Zaleczał głębokie rany i przedłużał życie. W przypadku Barabasza było to panaceum na jego blizny. Jedna pastylka leczyła jedną bliznę. A za tą robotę Rokita dawał aż trzy. Plecy bolały nieznośnie. Barabasz w tej chwili mógł powiedzieć tylko, że czuł się jak leciwy staruszek.
-No cóż...Pora brać się za robotę.

 

***********************

-Co ty wyprawiasz?! Na Lucyfera, przestań!!! -krzyknął Boruta. Ctulhu wsadzał rękę do ognia. Skóra była już cała spalona, niebezpiecznie zaczęły bielić się kości.
-CTULHU!!!- Boruta chwycił wariata w pasie i odciągnął od ogniska. Wtedy przyszedł Rokita.
-Czemu tak krzy...CTULHU!!!
Przesadził pokój trzema susami i po chwili był już przy bracie.
-Ctulhu, co ty zrobiłeś ze swoją ręką?!
Czarnooki diabeł uśmiechnął się. Po czym odgryzł sobie kawałek ręki. Rokicie pociemniało w oczach.
-Chcesz? -Ctulhu podawał mu swoją rękę, jakby to była zwykła torba z cukierkami- Dobre, mówię ci. Nie? To może ty chcesz? - zwrócił się do Boruty. Tamten automatycznie się cofnął. Ctulhu, widząc, że nikt nie chce się poczęstować, wzruszył ramionami. Po czym zaczął ogryzać sobie nadgarstek.
-PRZESTAŃ!!! -Rokita nie mógł utrzymać się na nogach. W głowie mu się to nie mieściło. To absurd! Jego brat upiekł sobie prawą rękę na ognisku i ze spokojem zjadał. W tym właśnie momencie Ctulhu odciął sobie dłoń. Z ręki polała się krew. Ctulhu nie zwracał na to uwagi.
-Co tak stoicie? Jeśli też chcecie, to wystarczy powiedzieć. Przecież mam jeszcze drugą rękę.
Po czym wsadził lewą dłoń do ogniska. Boruta zaczął się drzeć.
-Czego się drzesz?!
Ctulhu najzwyczajniej w świecie chwycił odciętą dłoń...prawą ręką.
-Masz, podzielcie się - podał mięso Borucie. Rokita spojrzał na przednie kończyny brata. Zdolność regeneracji. Zaczął się śmiać. I zemdlał.

 

**************************

-Kusiciel, kładź się spać! Jest dwunasta w nocy!
Gabriel zdenerwowany naciągnął kołdrę na głowę. Czy on nie wie o której trzeba wstać?!
-Kusiciel!!!
-CZE - GO?!
-Kładź się spać!!!
-Po co?!
-Bo jutro idziesz do szkoły!
-Nie widzę związku.
-Musisz wcześnie wstać!
-W takim razie nie idę!
-Idziesz, ta kwestia nie podlega dyskusji!
-Nie muszę iść! Te marne robaki niegodne są by na mnie spoglądać!
-NA LITOŚĆ BOSKĄ!!!
-Nie składam przysięgi, a tym bardziej nie "na litość boską", więc nie wygaduj bzdur!!!
Gabriel skrył twarz w poduszce i zaczął bezsilnie tłuc pięściami w oparcie łóżka. Z tym diabłem w ogóle nie da się gadać!!! Nienawidził siebie w tej chwili. W końcu to za jego przyzwoleniem ta gadzina tu siedzi.
-Kusiciel, proszę cię...
-Jestem niewzruszony.
-Nakazuję!...
-Co tam mamroczesz?!
-GAŚ TO ŚWIATŁO!!!
-Nie.
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
-OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO!!! Zamknij się, bo nie słyszę muzyki!
Po czym włączył radio na cały regulator "...I ŻYWY STĄD NIE WYJDZIE NIKT!!!" zawył zespół Perfect.
Kusiciel słuchał tej piosenki już po raz czterdziesty drugi. Gabriel wiedział, bo liczył.
-Boże, daj mi cierpliwość, bo nie wytrzymam i...
-...i pozwolę mu nie iść do szkoły!!!
-AWYKONALNE!!! Wyłącz radio, bo nie mogę rozmawiać!!! Już mam chrypę!!!
-Co?! Nie słyszę co mówisz, bo radio gra!!! Mów głośniej!!!
-Robisz to specjalnie!!!
-CO!? NIE SŁYSZĘ!!!
-SŁYSZYSZ I TO BARDZO DOBRZEEEE!!!
Gabriel bezsilnie opadł na poduszki. Jeśli to się ma zamiar powtarzać co noc, to zbzikuje.
-Gabrieeeeeeeeeeel...
Archanioł otworzył oczy. Diabeł stał nad nim i uśmiechał się.
-Mogę spać z tobą?
Gabriel aż usiadł.
-Cco?!
Diabeł niebezpiecznie się zbliżył. Miał na twarzy naprawdę obleśny uśmiech.
-WRACAJ DO SWOJEGO POKOJU I IDŹ SPAĆ!!! Nie przysuwaj się tak!!!
-Pójdę sobie, jak mi pozwolisz nie iść do szkoły.
-To szantaż!
-Moja specjalność.
Kusiciel był już naprawdę blisko.
-DOBRZE, JUŻ DOBRZE!!!...
-Wiedziałem, że kiedyś mi pozwolisz!
-...zgadzam się byś jutro zmył naczynia po obiedzie.
Kusiciel oniemiał.
-Co?...
-To co słyszałeś. A do szkoły pójdziesz i tak i tak.
-Nie zrobisz mi tego!!!
-A czemu nie? Nie lubię zmywać naczyń.
-Ja tym bardziej!
-Zmyjesz je.
-Nie!
-Tak.
-NIE!
-Ależ tak!
-Nie!!!
-Zgoda, zmyję naczynia jeśli pójdziesz do szkoły.
-Dobra. Pójdę do szkoły, jeś...NIGDZIE NIE IDĘ!!!
-Słowo się rzekło. Dobranoc.
Kusiciel wstał. Ten Gabriel zawsze miał na niego jakiś sposób. Dał się podpuścić.
Zamknął drzwi do pokoju.
-WSZYSCY SĄ PRZECIWKO MNIE!!!