Polały się łzy me czyste, rzęsiste,
Na me dzieciństwo sielskie, anielskie,
Na moją młodość górną i durną,
Na mój wiek męski, wiek klęski;
Polały się łzy me czyste, rzęsiste...
Adam Mickiewicz "Polały się łzy" [1839 - 1840]

Ech, kobieta zmienną jest^^ Obiecałam, że nie będzie już Mickiewicza w Piórkach, a tu proszę^^ Już się nie będę zarzekać, obiecuję;D A co do zarwania pisania, to nie ma jak być kretynką, na którą można powrzeszczeć, ne? Na Ange wszyscy się darli. Trudno. Ange miała depresję, bo w sklepie zabrakło czekolady, a poza tym jest idiotką. Ech, może mi przejdzie... Pardus, leć po mleczną!!! Ange znowu nachodzą jakieś smuty!!! Na razie nie przerwę pisania. Ale przez połowę lipca jej nie będzie, więc nie liczcie wtedy na cokolwiek. Ange chce wszystkich przeprosić za jej cholernie durne zachowanie. Jeśli ktokolwiek w ogóle jeszcze to czyta po tym wybryku...-_- Wybacz, Zadei, mam nadzieję, że mnie nie słuchałaś...-_-


Diabelskie piórka: Rozdział dziewiętnasty: Honor mój zdeptałeś...


-Zapomnij o nim...
-Ojcze!...
Lucyfer spojrzał synowi głęboko w oczy. Antychryst w przerażeniu zacisnął palce na kołdrze.
-Odpuść sobie... - z gardła Lucyfera wydobył się syk, a w oczach odbił się lód wyzierający z jego głosu - ...zabraniam ci...
Antychryst zbladł jeszcze bardziej. Lucyfer uśmiechnął się szatańsko i pogłaskał syna po głowie.
-I nie zapominaj o tym... to dla twojego dobra.
Antychryst omal nie krzyknął na widok strasznego wzroku ojca. Przeszywało go na wylot. Lucyfer przymknął oczy i wstał. Bez słowa wyszedł z komnaty. Źrenice znowu wróciły do normalności. Westchnął. Syn z pewnością go nie posłucha. Ale cóż!... Najwyżej dostanie taką karę, że mu się do końca życia odechce takich miłostek. Lucyfer zdegustowany ruszył do swojej komnaty. Po drodze minął parę diabłów, w tym Borutę. Nowy Satanus mimo wszystko patrzył na niego z niechęcią. Jeszcze się nie przyzwyczaił. Trzeba będzie coś z tym zrobić. Lucyfer jednak prędko odegnał od siebie wszelkie złe myśli. Nieważne!... Martwić się będzie po fakcie. Powoli otworzył niepozorne drzwiczki do swej komnaty. W środku panował półmrok oświetlany jedynie przez włączony laptop. Daoloth puścił jakąś muzyczkę. Wesołe dźwięki z jakiejś podrzędnej gierki rozpraszały ciężką i zimną jak głaz ciszę. Lucyfer uśmiechnął się kpiąco i zapalił rzeźbiony w starym złocie świecznik. Siedem świec. Wystarczył mu wzrok, nie potrzebował zapałek. Daoloth zaciekawiony przełączył się na kanał wizyjny.
-Co zamierzasz panie?
Lucyfer uśmiechnął się kpiąco.
-Daoloth, nie masz nic innego do roboty, jak mnie śledzić? Co z Barabaszem?
-Jestem, jestem!
Wesoły diabeł natychmiast pokazał się w obrębie ekranu obejmując hakera w obrębie szyi. Daoloth zaczął się szarpać.
-Co ty robisz?!! Puszczaj!!!
-Przykro mi, właśnie chwycił mnie paraliż rąk. Nie mam jak...
-BARABASZ!!!
Lucyfer zmrużył oczy uśmiechając się jadowicie. Bez słowa wyrwał zatyczkę z gniazdka. Laptop zgasł. Ale tylko na chwilę. Daoloth za chwilę wrzuci zasilanie awaryjne i na nic się zda wyłączanie z gniazdka. Ma tylko te kilka sekund. Lucyfer w pośpiechu chwycił świecznik i wszedł do szafy. Za różnego rodzaju ubraniami znajdowały się drugie drzwi. Diabeł szybko je otworzył zatrzaskując jednocześnie skrzydła szafy. Zapanowała ciemność oświecana jedynie przez siedem smukłych świeczek. Fioletowe oczy rozszerzyły się przyzwyczajając się do ledwo oświecanego mroku. Ale tylko na moment. Lucyfer uśmiechnął się i powoli zaczął schodzić kamiennymi schodami w dół.
<Pik!>
Niewielki ekran laptopa zaiskrzył się rzucając słabe światło na zaciemniony pokój. Zdziwiony Daoloth po kolei przeszukiwał wszystkie swoje kamery. Na żadnej nie było Lucyfera.
-Panie?...

********
-Aaa...
Rafał jęczał oparty o chłodną kamienną ścianę. Złamana noga opuchła i dokuczała okropnie. Do tego jedna z nowych pręg na plecach paprała się nie mogąc się zagoić. Starał się zawrzeć skrzydła by umożliwić jej łatwiejsze ozdrowienie. Niestety, obszarpane srebrne płaty piór nie chciały się zamknąć. Jedno skrzydło było złamane, drugie niemal oderwane od ciała i pozbawione pierza. Bolało. Archanioł czuł, jak mu po głowie latają jakieś krasnoludki, miał wrażenie, że w nogę wgryzł się tygrys zostawiając w niej swoje kły, a świat rozproszył się na tysiące niesprecyzowanych kształtów i kolorów. Miał gorączkę. Znowu. I nic nie mógł na to poradzić. Opierał się tylko o zimny mur myśląc o rzeczach najmniej w danej chwili istotnych. Ciekawe, czy Gabriel zjada witaminy, tak ja ma to napisane w planie... A może zapomniał... Będzie szkoda tabletek... No cóż... Spojrzał na podartą koszulę. Była cała w kurzu podłogi i zakrzepłej krwi.
-Antychryst się pogniewa... tego nie da się uprać...
Z tą myślą na ustach osunął się na podłogę. Tak zastał go Antychryst.
-RAPHAEL!!!*
Anioł nawet nie drgnął. Leżał wpatrzony pustym wzrokiem w podłogę. Połamane skrzydła nienaturalnie okrywały sylwetkę anioła. Klatka piersiowa cicho poruszała się w rytm bicia serca. Wystraszony diabeł podbiegł do Archanioła i mocno przytulił.
-Rafał-chan!... Och, Raphael!...
Archanioł drgnął. Palcami wczepił się w bladoróżową szatę i wyszeptał kilka niezrozumiałych słów. Przytulił się mocniej. I zemdlał. Antychryst zrozpaczony odsunął anioła od siebie. Bladoniebieskie włosy lepiły się do spoconej twarzyczki. Głowę trawił ogień. Znowu to samo!... I już wiadomo czym to się skończy... Antychryst spojrzał na anioła po czym zdecydowanie wziął go na ręce. Przecież go tak nie zostawi!... A że potem sam będzie tak wyglądał to już nie jest takie ważne... Niosąc Rafała do komnaty Antychryst uśmiechnął się lekko.
-Takie małe deja vu...

*******
<stuk, stuk, stuk>
Wysokie obcasy miarowo stukały idąc po kamiennych schodach. Drogę oświecały tylko świece. Marne, drobne płomyczki. A Lucyfer szedł przez prawdziwy labirynt. Kręte schody zawierały w sobie mnóstwo zdradzieckich pułapek. Nie szkodzi. I tak znał drogę na pamięć. Schodził tędy od bardzo długiego czasu. Od kiedy... Lucyfer z kpiącym uśmiechem wyminął kolejną pułapkę. Ostatnią. Zaraz za nią znajdowały się duże mosiężne drzwi. A właściwie wnęka na drzwi wypełniona metalem. Nie było tu zamka ani klamki. Lucyfer delikatnie dotknął samego ich środka. Metal otoczył jego dłoń.
-Hasło!
Lucyfer nie odrzekł nic. Tylko poruszył kilka razy dłonią w metalu tworząc specyficzny kształt. Wąż oplatający anioła. Drzwi zgrzytnęły. Lucyfer bez słowa przeszedł przez nie jakby były z powietrza. Zaraz gdy tylko jego poły płaszcza wymsknęły się z metalu drzwi zniknęły. Lucyfer znajdował się w kompletnych ciemnościach. Bez słowa wziął świeczki i zaczął je wtykać w poszczególne szczeliny. Odpowiednio ułożone lustra odbiły blask powodując, że komnata zapłonęła tysiącem świec. Ich złoty blask oświecił pomieszczenie ukazując przerażający widok. Przy ścianie tkwił drewniany krzyż. Niewielki, wyższy od Lucyfera z jakieś trzydzieści centymetrów. Do niego gwoździami był przybity anioł. Był ubrany w mocno poszarpaną szkarłatną szatę i ledwo upięte pokrwawione sandały. Okazałe złote skrzydła nieruchomo tkwiły przybite kilkoma strzałami do drewna. Anioł miał spuszczoną głowę. Twarz zasłaniały jasnobrązowe kosmyki włosów wysnuwające się z kiepsko upiętego kucyka. Zamiast wstążki we włosach tkwił łańcuszek ze złotym krzyżykiem. Purpurowa krew powoli sączyła się z ran wsiąkając w drewno i zabarwiając brudnoszarą podłogę na czerwono. Lucyfer uśmiechnął się jadowicie.
-Witaj, Michał-chan...
Anioł drgnął. Uniósł powoli głowę. Z czarno-białych oczu wyzierała nienawiść.
-Szatan!... Jeszcze się policzymy, bestio!
Na widok nienawistnego spojrzenia Lucyfer roześmiał się. Jak na diabła przystało.
-HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA!!!
Michał szarpnął się. Rozszarpał stygnącą ranę na dłoni. Uczuwszy wściekły ból opadł bezsilnie z jękiem. Lucyfer!... Szatan!... Uwięził go zaraz po bitwie Niebiesko-czerwonej. Michał doskonale pamiętał co było jak się zmierzyli.
~~<wiuuu>
Wiał ostry wiatr. Michał chwycił rozwiane brązowe kosmyki i uwiązał je w zgrabny kucyk. Nie miał wstążki, więc użył łańcuszka. Starczyło.
<bach>
Ostrze miecza wbiło się w ziemię powodując odwrócenie uwagi Archanioła. Odwrócił się. Przed nim stał Szatan. Trzymał za rękę duszę szarpiącego się Mojżesza. Bezsilnym krzykom Duszyczki towarzyszył szyderczy śmiech. W Michale aż zawrzało.
-Wzywam broń skuteczniejszą od ostrzy Hebrajczyków!!!
W dłoni ukazała się smuga światła. Miecz Słowa Bożego. Anioł chwycił go i z wrzaskiem natarł na czarnowłosego osobnika.
-ZOSTAW MOJŻESZA W SPOKOJU!!!
Lucyfer odwrócił się. Archanioł zadał mu cios w brzuch.
<Brzęk!!>
Szczęknęła stal. Lucyfer miał zbyt dobry refleks by dać się złapać z zaskoczenia. Z uśmiechem zlustrował przeciwnika. Smukły szatyn o wielkim poczuciu sprawiedliwości. Nieźle, nieźle...
-ZOSTAW GO!!!
-Nie drzyj się... Słyszę... Ale i tak nic tu nie pomożesz - on należy do mnie!!!
Lucyfer naparł na Michała. Anioł aż się ugiął pod siłą diabła. Miecze skrzyły się pod własnym naporem, mięśnie naprężały do granic wytrzymałości. Lucyfer przybliżył swoją twarz do jego zaglądając mu głęboko w oczy. Nagle jego źrenice zmieniły kolor z zimnego fioletu na żywcem wyjęty ze słońca promień. Białka spłynęły krwią.
-Nic nie rozumiesz...
Na lodowaty ton głosu diabła Michała sparaliżował strach. Przecież nie walczy z byle Czartem, tylko z samym Szatanem! Nim się zorientował został pocałowany w usta. Oderwał się z dzikim krzykiem. Lucyfer zaśmiał się złowieszczo oblizując usta.
-Fajny jesteś, wiesz?...
Michał dostał furii. Jak... jak on śmiał?! Już on mu pokaże! Anioł naparł na Lucyfera ze zdwojoną mocą. Szczęk broni i pojedyncze błyski były jedynymi oznakami walki. Jedynie fizycznej. Bo jeśli chodzi o walkę psychiczną, to Lucyfer się po prostu z niego naśmiewał.
-No, mocniej, mocniej! Jeśli się nie postarasz to mi nic nie zrobisz! Hej, co za beznadziejne natarcie... Nie odsłaniaj tak szyi! Wiem, że chcesz się pochwalić, ale to jest walka... Mrau, co za ruchy... Czy to wszystko na co cię stać?! Jeśli tak, to nadajesz się tylko do tego, by cię wypieprzyć...
-Przestań się ze mnie nabijać!!!
Michał zamachnął się. Lecz zamiast Lucyfera rozpłatał powietrze. Stracił równowagę i upadł na ziemię. Diabeł natychmiast wykorzystał sytuację i przyłożył mu miecz do gardła (a co wy myśleliście>:D).
-Poddaj się.
-Nigdy!!!
-Więc...
Lucyfer zamachnął się. Metalowe ostrze zabłysło w słońcu.
-...giń.
Michał zamknął oczy. Śmierć!...
<Trzask!>
Ostrze miecza wbiło się tuż obok jego głowy. Zaskoczony Michał spojrzał na diabła. Tamten z kolei wściekle patrzył na Mojżesza.
-Jak śmiałeś mnie pchnąć?!
Przestraszona Duszyczka cofnęła się. Lucyfer wyrwał miecz z ziemi. Przez chwilę przestał zajmować się Michałem. To wystarczyło. Anioł chwycił leżący opodal miecz i rzucił się na diabła. Lucyfer odparował cios. Jednak Michał nie dawał za wygraną. Kilka szczęknięć broni, kilka wściekłych uderzeń i diabeł leżał na ziemi. Michał bezceremonialnie przydeptał jego głowę butem, niczym jakąś zdobycz. Lucyfer był zbyt oszołomiony, by się wściekać. Jednak zadał jedno zasadnicze pytanie.
-Co ze mną zrobisz?...
Michał spojrzał ze smutkiem.
-Pan niech cię skarci...**
Tak Lucyfer został pokonany przez Archanioła Michała. I tak go to rozeźliło, że potem sam na niego napadł znienacka i uwięził w piekle. Nikt nie wiedział co się z Michałem stało. Po długich poszukiwaniach uznano jego zaginięcie za nierozwiązywalne i dano sobie spokój. Jedynie Gabriel z Rafałem jeszcze wierzyli. Ale nadzieja wygasała z każdym dniem...~~
-O czym myślisz aniołku?...
Michał odwrócił głowę w bok. Twarz Lucyfera znajdowała się tuż przy nim. Gorący oddech parzył.
-Hm?...
-Nie twoja sprawa!...
Lucyfer nachylił się mu do ucha. Wargi z każdym ruchem drażniły jego biały płatek.
-O, jak najbardziej moja... Należysz teraz do mnie i wszystko co twoje jest też moje...
Michał wzdrygnął się, gdy diabeł przejechał mu językiem po policzku. Na usta cisnęły się przekleństwa.
-Przestań!...
-Nie ty tu rozkazujesz...
Lucyfer wpił mu się w usta. Michał ze złością ugryzł go w dolną wargę. Diabeł lekko się odsunął.
-Ostry jesteś... ale na nic ci się to zda.
Szatan wydłużył fioletowe pazury i przejechał nimi po dłoni Michała rozszarpując jeszcze bardziej ogromną ranę. Archanioł zaczął krzyczeć.
-Przestaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaań!!! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! To boli!!!!!! AAAAAAAA!!!
Lucyfera to nic nie obchodziło. Patrzył tylko na wykrzywioną w grymasie bólu twarz anioła i uśmiechał się. Po chwili oderwał pazury zlizując z nich krew. Czerwona kropla rozmazała mu się na ustach i spłynęła kącikiem po brodzie. Wyglądał strasznie. Michał patrzył na niego nienawistnie ciężko dysząc. Każdy nowy ból sprawiał, że był wykończony. Czasem błagał Lucyfera o śmierć. Diabeł słysząc te prośby tylko się śmiał. Specjalnie utrzymywał go przy życiu. Uwielbiał się nim bawić. Z czasem te zabawy stawały się coraz okrutniejsze, bardziej sadystyczne. Ostatnio własnoręcznie przybił go do krzyża. Co będzie teraz?...
-Wiesz co, Michał-chan?...
Archanioł opuścił głowę nieznacznie opierając się o ramię Lucyfera. Zaczyna się. Diabeł w odpowiedzi przylgnął do niego całym ciałem i znowu pocałował w usta. Michał poczuł smak krwi. Swojej krwi. Ze wstrętem odrzucił głowę w bok. Tylko tyle mógł zrobić.
-Powiem ci taką fajną nowinę... na pewno się ucieszysz.
Lucyfer znowu szeptał mu do ucha w ten okropny sposób. Podła gadzina!... Michał oddychał coraz szybciej w bezsilnej złości.
-Ostatnio złapałem taki fajny okaz anioła...
Michał ze strachu przestał oddychać. Kogo tym razem?!
-Nazywa się Raphael i ponoć jest twoim bratem.
-Rafał?!!
Lucyfer uśmiechnął się złośliwie.
-Możesz zdeptać mą głowę, ale nie zapominaj, żem wąż trujący i w piętę cię zdążę ugryźć...***
Michał spojrzał na niego swymi czarno-białymi oczami. Śniegowe źrenice skurczyły się ze strachu w małe kropeczki zostawiając zewsząd węglowe białka. Oddychał ciężko i szybko.
-Co mu zrobiłeś?...
-Jeszcze nic... Ale jego życie zależy również od ciebie. Jeden niewłaściwy ruch i Belial zamorduje Raphaela.
To mówiąc Lucyfer wyszarpnął pierwszy gwóźdź. Z lewej ręki. Tej bardziej poszarpanej. Archanioł krzyknął krótko. Diabeł uśmiechnął się ironicznie i pocałował go w czoło.
-Nie płacz dziecko, to potrwa tylko chwilkę...
Ironia wyzierała z każdego słowa jak duch z grobowca. Michał zacisnął zęby.
<Szarp!>
Michał kurczowo chwycił się krzyża, by nie upaść i nie wykręcić sobie nóg. Świeża krew pokryła sosnowe drewno zabarwiając je na purpurowo. Lucyfer tylko machnął ręką i gwóźdź sam wyskoczył. Sam zajął się wyjmowaniem strzał ze skrzydeł. Robił to wystarczająco długo, by w oczach Archanioła zaszkliły się łzy bólu i nienawiści. W końcu wyciągnął ostatnią strzałę. Anioł puścił się nie mając siły na żadne efektowne lądowanie. Zamiast jednak zderzyć się z podłogą wylądował w ramionach diabła. Spojrzał z nienawiścią. Lucyfer zmrużył oczy.
-Powiedz to...
Archanioł kurczowo chwycił się ramion diabła barwiąc fiolet na czerwień. Palce wpijały się z taką siłą, że mogłyby pogruchotać mu kości. Gdyby był zwykłym śmiertelnikiem, oczywiście.
-No powiedz... wiesz, że lubię twój głos...
Michał zamiast słów darował mu wściekły pocałunek. Nie pędzony miłością, pożądaniem czy strachem. Nienawiścią. Białe źrenice obserwowały bacznie jego twarz. Lucyfer patrzył w nie szydząc wzrokiem. Anioł oderwał się ze wstrętem.
-To wszystko, co mam ci do powiedzenia!!!
-Jesteś pewien?
Lucyfer delikatnie opadł na podłogę. Stuknęły wysokie obcasy. Michał patrzył na niego z nieukrywanym zdziwieniem.
-Dlaczego sądzisz, że miałbym powiedzieć ci coś jeszcze?!!
-Bo ja to wiem... Wiem też, że oddasz mi całego siebie żeby ochronić Raphaela... nieprawdaż?
Michał zamarł.
-Ale... ty chyba tego nie chcesz?...
Lucyfer uśmiechnął się jadowicie i zbliżył swoje usta do warg anioła. Tuż przed pocałunkiem szepnął:
-Ależ chcę... Niczego bardziej w tej chwili nie pragnę...
Michał uczuł na ustach ciepłe wargi. Lucyfer coraz zachłanniej je smakował. Anioł zaczął się szarpać. W końcu uderzył Lucyfera w twarz i odskoczył na bok. Jednak nie był w stanie stanąć na pokaleczonych stopach, więc upadł z krzykiem. Diabeł podszedł do niego powoli z jadowitym uśmiechem na ustach. Nachylił się nad nim świdrując fioletowym spojrzeniem na wylot.
-Naprawdę nie zależy ci na bracie?...
Przesunął szczupłym palcem po miękkich ustach Archanioła. Michał spojrzał na niego nienawistnie.
-Jeśli nie, rób tak dalej... albo oddaj mi się całkowicie.
-Szatanie... - wzrok Michaela rzucał gromy - możesz robić wszystko... zabić mą rodzinę, zniszczyć moje rzeczy i życie... ale mojego serca nie dostaniesz...
Lucyfer uśmiechnął się kpiąco.
-To ty masz jeszcze serce?

 

*Pewnie dziwi was fakt używania na przemian nazw oryginalnych i spolszczonych... Trudno, musicie się przyzwyczaić>:) W każdym razie ja przyjęłam to tak (przykład):
-Raphael - imię pełne;
-Rafał - zdrobnienie;
-Rafał-chan - pieszczotliwe zdrobnienie;
** Jud 9
***Lucyfer zacytował tu werset z Pisma Świętego (Wj 3, 15) przeinaczając je na swoją korzyść. Ale mądrala nie? Że też chciało mu się pamiętać...^^