We're one
Ciemny chłód nocki - gorący
Wody i lodu powiew - parzący
Słońca oczy piękne - płaczące
Ptaki bez skrzydeł - lecące
Królowi ktoś ukradł - koronę
Ślepca oczy w gwiazdy - wpatrzone
Kryształ górski - tak czarny
I oddech mój jest - tak marny...
(By Angevelinka)
Rozdział drugi: Poezja śmierci.
Hastur wszedł do klasy z pochyloną głową. Siedem minut spóźnienia! Historyk mu
chyba łeb ukręci.
-Przepraszam za spóźnienie...
-Nic się nie stało, siadaj proszę.
Hastur drgnął. To nie był głos jego nauczyciela! Powoli podniósł głowę. Zamiast
grubego i brodatego faceta ujrzał smukłego młodzieńca niewiele starszego niż on
sam. Spoglądał na niego z tajemniczym uśmiechem. Hastur posłał pytający wzrok w
kierunku klasy.
-Zastępstwo...- szepnął ktoś.
Hastur powoli podszedł do ławki przyglądając się nauczycielowi. On również
patrzył na niego. Miał dziwny, przenikliwy wzrok. Fioletowe oczy, lecz nie
takie ciepłe, jak u brata. Tych oczu Hastur się bał. Dodatkowo dziwny tatuaż na
lewym policzku. Nie ścięte granatowoczarne włosy. Długie jak u jakiejś
księżniczki. I to ma być nauczyciel?!
-Nie myśl, że ci się upiekło, po lekcji masz zostać w klasie.
A jednak!
-Tak, proszę pana.
Historyk opowiadał kolejny temat. Miał głęboki zmysłowy głos. Wszyscy wlepiali
w niego wzrok. Dziewczyny, bo był ucieleśnieniem ich marzeń, chłopaki, bo
wyglądał jak kobieta i w ogóle był jakimś dziwnym zjawiskiem. Hastur pragnął
wleźć pod ławkę. Nauczyciel cały czas patrzył na niego.
-...więc zawarto unię w Krewie. W którym roku, Jola?
-Nie wiem, ale wiem, że ma pan cudowne oczy...
Cała klasa w śmiech. Nauczyciel spojrzał na nią przeciągle.
-Kochanie, mogę ci dać fotkę, albo możemy spotkać się po lekcjach, ale ja cię
proszę o datę zawarcia pierwszej unii polsko-litewskiej...Może ty wiesz, Adam?
-Nie bardzo, ale wiem, że musi pan zużywać strasznie dużo farby na te
kilometrowe włosy...
-Hahahahaha!!! - cała klasa znowu w śmiech.
-One nie są farbowane, Czyżewski - nauczyciel odrzucił głowę do tyłu - Ty,
Jolanta i Hastur zostajecie po lekcji. Kto wie kiedy była zawarta unia w
Krewie? Może ty, Hasturze?
Złotooki skulił się. Nie dlatego, że nie wiedział. Znał cały temat na wyrywki.
Ale ten nauczyciel spojrzał na niego takim dziwnym, przejmującym wzrokiem, że
Hastur najchętniej by wybiegł z głośnym wrzaskiem. Ale ten wzrok go
przygwoździł. Hastur zastygł wpatrzony w to hipnotyczne spojrzenie. Nie mógł
otworzyć ust. Machinalnie wstał i zasunął krzesło patrząc w fioletowe oczy
nauczyciela.
-No, Hastur, zdaje się, że lubisz się uczyć...Powiedz nam kiedy to było.
Złotooki otworzył usta, lecz nie wydobył z siebie żadnego dźwięku. Klasa
ponownie wybuchła śmiechem.
-Patrzcie! Pan Wszystkowiedzący nie zna daty z historii!
-Klasa, nie rozmawiać!
Nauczyciel podszedł do młodzieńca kołysząc biodrami. W ręce trzymał linię do
pokazywania szczegółów na mapie.
-Słyszałem, że jesteś dobry...Nie rozczarowuj mnie.
Przyłożył linię do podbródka Hastura i uniósł do góry. Głowa odchyliła się
nieco do tyłu ukazując łabędzią szyję.
-Piękna, doprawdy piękna...- mruknął. Hastur przeraził się. Czy on aby się nie
przesłyszał?! Nauczyciel właśnie...on właśnie...
-To powiesz nam kiedy była unia w Krewie, czy mam ci wpisać zero?
-O-ona była...Była w 1386, przy czym umowę podpisano czternastego sierpnia
1385...- Hastur spojrzał na nauczyciela. Ten wzrok. Jakby to myśliwy patrzył na
konającą zwierzynę.
-Bardzo dobrze, wspaniale...Klasa, pozostało pięć minut do dzwonka, możecie się
spakować i cicho wyjść na zewnątrz.
Klasa usłuchała nauczyciela. No, w każdym razie wyszła na zewnątrz. Co do ciszy
można mieć pewne zastrzeżenia. Nauczyciel podszedł do drzwi i je zamknął. Na
klucz.
-Ależ, proszę pana...- pisnęła Jola.
-Nie mów mi "proszę pana". Nie lubię tego!
Jolka zaskoczona umilkła.
-Ale przecież jest...naszym nauczycielem na zastępstwie, jak mamy się do, ekhu,
zwracać?
-Nie jestem waszym nauczycielem. To jest wasz nauczyciel - to mówiąc kopnął
drzwi od niedużej szafy. Otworzyły się z hukiem. Wypadł z niej historyk.
Martwy.
Jolka wrzasnęła. Chórem z Adamem. Hastur przyłożył rękę do ust.
-Zamknąć się, bo będziecie tak jak on martwi!!!
Umilkli. Tylko Jolka rozchlipała się cichutko pod nosem. Fioletowooki podszedł
do dziewczyny. Uniósł jej podbródek przypatrując się drgającej szybko tętnicy.
-No, nieźle, nieźle...
Wgryzł się jej w szyję. Adam uciekł na drugi koniec sali wrzeszcząc
spazmatycznie. Hastur stał w miejscu nie śmiąc się ruszyć. Jolka krzyknęła i
umilkła. Po chwili upadła na podłogę drżąc jak liść na wietrze. Chwila...Nie
żyła.
-Cieszę się, że lubisz kolor moich oczu...Hej, słuchać! Nie jestem żadnym
nauczycielem. Na imię mam Zhar... - śmignął ukazując się tuż przed twarzą
Hastura - ...i jestem wampirem.
Hastur krzyknął, gdy został pochwycony w mocny uścisk. To już koniec...
-Nie bój się...Pozwolę ci przeżyć. Będziesz wampirem...i moją zabaweczką. Na
wieki - po czym przeciął jego skórę na szyi białymi kłami.
Hastur zmartwiał. Dwie, może trzy sekundy zdawały się być wiecznością. Poczuł
dopalającą się iskrę życia. Wszystko się zamazywało...Ktoś w oddali
krzyczał...Adam?...
-Umieram...- wyszeptał. Wampir oderwał się od swego zajęcia. Spojrzał prosto w
oczy swojej omdlewającej ofierze. Czerwona strużka krwi skapująca na czarny
sweter...Fioletowe oczy...Długie białe kły...
-Ani teraz, ani nigdy...- szepnął Hasturowi przy ustach. Po chwili już go
całował oddając mu odrobinę swej mocy. Adam został jakby porażony gromem. Gapił
się na scenę z szeroko otwartymi ustami. Nie do wiary! Hastur był całowany
przez mężczyznę!!! I to przez mordercę!!! Wampira!!!
Hastur krzyknął. Nagle ogromny ból zaczął rozsadzać mu czaszkę. Coś dawało mu
siłę życia. Ale nie czuł już bicia swego serca. Boooliii...Wyrwał się chwytając
za głowę. Zatoczył się jak pijany.
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!
Oczy zaszły mu bielmem. Upadł wijąc się w okropnych katuszach. Coś rozrywało mu
plecy. Wrzasnął rozpaczliwie, gdy koszulę rozdarły mu skrzydła. Zhar tylko się
przyglądał z jadowitym uśmiechem.
-Otwierać!!! Co tam się dzieje?! Co to za krzyki?! Otwierać, tu dyrektor!!!
Zhar powoli podszedł do drzwi.
-Ratunku!!! TO JA, ADAM ZAWARECKI!!! Tu jest mordercaaaaaaaaa!!! POMOCY!!!
Hastur rozdarł długimi pazurami posadzkę z płytek.
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
Klucz zgrzytnął. Dyrektor i połowa personelu wpadła do klasy. Ujrzawszy
martwego historyka i uczennicę oraz krzyczącego w katuszach Hastura zmartwieli.
Zhar powoli i dokładnie oblizał sobie palce i usta.
-Czego chcecie?
-To jest ten morderca, uaaaaaaa!!!
Złoty błysk. Po chwili sala była cała w zwłokach. Został tylko obryzgany krwią
Zhar, wrzeszczący jak opętany Adam i dyszący ciężko Hastur. Był blady jak trup,
w ustach pobłyskiwały długie kły. Powoli unoszące się i opadające skrzydła
rozrzucały strzępki koszuli. Długie paznokcie wbijały się w posadzkę. Lekko
załzawione złote oczy patrzyły nieprzytomnie na sufit. Zhar z uśmiechem zamknął
drzwi.
-Ratunku!!! Ratunku!!! Ratunku!!!
-Zaraz zamkniemy ci tą gębę na zawsze...
Powoli podszedł do Hastura. Podniósł go. Złotooki oparł się wycieńczony na jego
ramieniu. Ciężko mu było złapać łyk powietrza. Płuca nie pracowały, ale klatka
unosiła się rytmicznie. Serce nie biło, ale jednak słyszał jego stukot. Powoli
przejechał palcem po długim, szpiczastym uchu. Słyszał dużo lepiej. Zhar
pochylił się nad nim i szepnął tylko te kilka słów...
-Na pewno jesteś głodny...Świeża krew dobrze ci zrobi.
To wystarczyło, by Hastur poczuł żołądek przyrastający mu do krzyża. Zapragnął
coś zjeść. Tylko nie bardzo wiedział co. Zhar kiwnął na Adama. Ten, opierając
się sobie mocno, podszedł do niego i uchylił głowę. Tętnica żywo pulsowała na
zbladłej ze strachu szyi.
-Hastur...Chyba mi tego nie zrobisz co? Jesteśmy kolegami...przyjaciółmi...
-Hastur już nie jest człowiekiem. Nie jesteś godzien jednego jego spojrzenia.
Hastur nie zastanawiał się co robi. Przyłożył usta do tętnicy. Ugryzł.
Krzyk?...Czyj to krzyk?...Czy to ty krzyczysz Adamie?...Słodki płyn powoli
przywracał mu siły. I przytomność. Po chwili oderwał się od martwego ciała. Na
ustach miał drobną kroplę krwi. Zhar pochylił się i zlizał ją łapczywie. Hastur
krzyknął. Wyrwał się z objęć fioletowookiego wampira. Tamten tylko jadowicie
się uśmiechnął.
-Co się stało?! - spojrzał na swe ręce. Blade, zakończone długimi pazurami - Co
mi zrobiłeś?!
Zhar tylko przyciągnął go do siebie i łapczywie pocałował w usta.
-Jesteś teraz jednym z nas...Należysz do klanu Cappadocian, klanu wampirów
spragnionych wiedzy o śmierci...Jesteś moją zabawką.
Przejechał dłonią po policzku Hastura.
-Na zawsze.