We're one
Spójrz na te piękne drzewa!
Przystańmy - ty i ja
Sięgają prawie do nieba!
Spójrzmy - ty i ja
Niektóre okryły się kwieciem!
Piękne jak ty i ja
Zawsze tak robią w lecie?...
Słodkie jak ty i ja
Uśmiechnij się, to słodycz życia!
Jesteśmy ty i ja
Radość wspólnego bycia!
Tylko ty i ja
Tylko smutno tak nie płacz...
Zostaję tylko ja
Nie patrz jak zraniona klacz...
W oddali ty
Piosnkę naszą deszcz śpiewa
Moja ona i twoja
Szumią nad nami te drzewa
Patrząc przez łzy...
(By Angevelinka - nie wychodzą mi te wiersze...:P)


Ach, jeszcze słówko, którego zazwyczaj w tym fiku nie umieszczam. Chciałabym przekazać pewnej J.P. że zanim wyzwie mnie od $&&#$%%&($%@ bo skradłam jej pomysł, to chcę rzec, że ja pierwsza wymyśliłam Kikaru:P I że wcale się nie skarżyłam na taką postać historyjki o Rikito:P mimo, że powinnam:P Wybaczcie czytelnicy, ale nie mogłam tego inaczej przekazać - nie pytajcie dlaczego. A teraz zapraszam do tekstu.


Rozdział czwarty: Dotknąć słońca...


Hastur zasnął zmęczony przeżyciami dnia dzisiejszego. Poza tym łoże było takie wygodne...Nie wiedział ile spał. Ale przebudzenie ukazało mu straszny widok. Sauron cicho szlochał w kącie. Jego chiton był cały w strzępach, ciało miał całe w drobnych ranach.
-Obiecałeś...to za mało...musisz dać więcej...za mało...daj mi resztę...obiecałeś...przysięgłeś...
Hastur spojrzał po komnacie. Nikogo nie było, nic się nie zmieniło.
-Sauron?...
Blondyn uniósł zapłakaną twarz. Miał podbite oko i drobną strużkę krwi sączącej się z rozciętej wargi. Nie był wesoły. Miał szalony, mętny wzrok. Nadal nieobecny.
-Za mało...gdzie jest reszta...zrób ze mną co zechcesz...ale daj mi więcej...
-Do kogo mówisz? Co ci się stało? O czym ty mówisz?
-Resztę...daj mi resztę...ja nie wytrzymam...
Hastur podbiegł do Saurona i gwałtownie nim potrząsnął. Sprawiał wrażenie chorego, mimo, że był kompletnie zdrowy - jak na trupa.
-O czym ty bredzisz?! Kto cię tak pobił?!
-To za mało...obiecałeś...nie wolno łamać przysiąg...puść mnie, Hastur...odejdź...ja mam zjazd...Zhar... obiecałeś...dałeś słowo...
-Co ty gadasz?!! Jaki zjazd?!!! Czy to Zhar cię tak urządził?!!!
-Za mało...za mało...za mało...DAJ MI WIĘCEJ!!! - wydarł się Sauron. Po czym położył się na podłodze i zapłakał-...ja muszę...potrzebuję...
<skrzyyyyp...>
-Hastur, chodź tutaj...
To był Hod. Miał zapuchnięte oczy i równie opuchnięty czerwony nos. W oczach jeszcze szkliły się łzy. Głos mu się załamywał.
-Chodź, pan Zhar chce cię widzieć...
-Hod, co mu się stało? - wskazał na Saurona.
Zielonooki odwrócił głowę od tego zatrważającego obrazu - Hastur, natychmiast...- brzęknęły kajdany. Hastur nie ruszył się z miejsca.
-Czy on chce się...się mną...- słowo nie mogło mu przejść przez gardło -...pobawić?...
Hod bez słowa podszedł i założył mu kajdany na ręce. Pociągnął go ku komnacie Zhara.
-Nie odpowiadasz?...Hod! Bo jesteś Hod, prawda? Sauron tak na ciebie mówi...Błagam cię! Powiedz, że on mi nic nie zrobi!
-Zależy, skąd na to patrzeć...
Otworzył złote drzwi. Zhar siedział przy biurku notując jakieś papiery.
-Przyprowadziłem go, panie...
-Dziękuję, Hod. Odejdź - Zhar nawet nie oderwał wzroku od dokumentu. Na twarzy Hoda odbił się ledwie widoczny grymas bólu. Posłusznie zamknął drzwi.
-Rozgość się, zaraz skończę.
Hastur usiadł na łóżku. Uciekać! Ale dokąd? Albo lepiej: którędy? Z niemą rozpaczą spojrzał na żelazne okowy. Nic nie mógł zrobić. Zhar odłożył pióro.
-Skończyłem. Jak ci się podoba twoja komnata?
Hastur nie odpowiedział zatopiony w myślach. Zhar wstał.
-A co sądzisz o twoim współlokatorze?
Hastur drgnął. Sauron.
-Co mu się stało?...
-A co? Coś nie tak?
-Jest cały poraniony i bez przerwy powtarza, że czegoś mu za mało dałeś...
-Sauron trochę się dzisiaj stawiał, więc go ukarałem. Nie dostał swej zwykłej porcji.
-Czy to znaczy, że on też jest twoim "chłopcem do zabawy"?
-Zabawką. Jest ćpunem. Sam się zgodził na bycie moją zabawką w zamian za narkotyki. To jego jęczenie o więcej jest bezpodstawne. Nawet gdybym mu dał wszystko co mam było by mu mało.
-Pogrążasz go!
Zhar się uśmiechnął na widok wzburzonej miny Hastura. Mały kociak naiwne wysuwający swe drobne pazurki...
-Nie ja, tylko jego starszy brat. Ja jestem tu tylko dealerem przekazującym towar za określoną cenę - podszedł do Hastura i zdjął mu kajdany. Spojrzał na niego jak lew na zdychającą antylopę. Głodny smaku jego ciała.
-Masz jeszcze jakieś pytania?
-Tak - Hastur struchlał na widok tego spojrzenia, ale starał się przezwyciężyć strach - bez skutków - Dlaczego mnie zwerbowaliście? Przecież to mógł być każdy inny...
-Nie mógł być - Zhar oparł się na wyprostowanych rękach stawiając w ten sposób nogi Hastura między dłońmi. Twarz miał na wysokości jego twarzy - Każdy odpowiedni musi mieć preferencje i...- liznął go w usta, Hastur starał się wycofać, ale mógł co najwyżej położyć się. Po co on siadał na tym łóżku?! -...przede wszystkim musi mi się podobać. Jutro masz chrzest.
Hastur krzyknął, gdy tamten przydusił go swoim ciałem. Zaczął go odpychać. Zhar chwycił go za dłonie i siłą zmusił, by położyły się ponad ich właścicielem. Nie wypuścił ich. Trzymał je jedną ręką, drugą powoli przesuwał w kierunku spodni Hastura. I jednocześnie całował go w szyję. Liznął ledwie widoczny ślad po ugryzieniu. Hastur nagle umilkł i rozluźnił się. Na moment. Ta chwila wystarczyła, by Zhar zrzucił z siebie płócienną koszulę i buty na wysokich obcasach. Gdy Hastur ponownie zesztywniał, Zhar szepnął mu do ucha:
-Miejsce po ugryzieniu jest bardzo czułe na wszelkiego rodzaju pieszczoty...- mówiąc muskał wargami płatek ucha złotookiego. Potem delikatnie go skubnął czubkami zębów. Hastur zaczął się szarpać jeszcze mocniej. W jego oczach pojawiły się pierwsze łzy strachu. Czuł wielki wstręt do tego typu zabiegów, dodatkowo wielkooki strach zaglądał mu aż na samo dno serca. Krzyknął najgłośniej jak tylko potrafił:
-Zostaw mnie!!! Brzydzę się to..!
Nie dokończył. Zhar zamknął mu usta pocałunkiem. Namiętnym, drapieżnym. Wetknął mu język do ust. Jednocześnie patrzył mu w oczy. Powoli zaczął mu rozpinać spodnie. Hastur wyszarpnął jedną dłoń i chwycił nią rękę Zhara. Spojrzał na niego z niemym strachem.
-Nic mi nie rób!...
Zhar tylko ponownie przyłożył mu usta do szyi. Hastur jęknął. Opuścił bezładnie ręce. Zhar skupił się na pieszczeniu tylko tego miejsca. Jednocześnie zaczął mu ściągać spodnie. Hastur nie protestował. Oczy zaszły mu mgłą, bezwiednie zarzucił Zharowi ręce na szyję i przyciągnął. Oddychał coraz szybciej, pojękiwał z cicha. Zhar na chwilę oderwał się od zajęcia. Zlustrował cały jego stan. Nie potrzebował specjalnych pieszczot. Wystarczył mu widok rozbudzonego Hastura. Pocałował go namiętnie w usta i rękami zaczął krążyć po ciele złotookiego niczym dopiero co oślepły człowiek. Hastur już nie panował nad sobą. Wygiął się w łuk z głośnym jękiem, gdy Zhar przesunął palcami po jego męskości. Zhar uśmiechnął się jadowicie. Po czym jednym brutalnym ruchem wszedł w niego. Dla Hastura to było jak kubeł zimnej wody. Krzyknął rozpaczliwie rozdzierając kołdrę. Z oczu pociekły łzy. Zhar zlizał je powoli i narzucił mu rytmiczny ruch. Hastur krzyczał jak opętany sprzeciwiając się gwałtowi. Było za późno. Zhar ponownie liznął jego znaczek na szyi i to był koniec jakichkolwiek protestów. Potem była już tylko bezładna wędrówka rąk i spragnionych ciała ust. Zhar narzucał coraz szybsze tempo, Hastur mu się poddawał. I nagle...
-AAAAACH!
Hastur wygiął się w łuk odrzucając głowę do tyłu. Nagle półmrok panujący w komnacie wydał mu się zbyt jasny, wszystko zaczęło wirować stojąc w miejscu. Zamknął oczy. Powoli sztywniał opadając na glob ziemski. Bo przedtem sięgnął słońca. Czubkami palców...Oddychał szybko, krople potu spływały tylko sobie znanymi ścieżkami. Zhar zlizał właśnie jedną z takich kropel. Spływała leniwie po policzku złotookiego. Nie był zaspokojony. Ale z czasem nauczy Hastura, że jego potrzeby też się liczą. Teraz pozwoli mu odejść. Wstał, ubrał sprane dżinsy. Pociągnął lekko za dzwoneczek. W drzwiach stanął Hod. Pomógł ubrać się milczącemu złotookiemu i zaprowadził go do jego komnaty. Dopiero, gdy za Hasturem zamknęły się drzwi zapłakał.
-Zostałem zbrukany...
Sauron spoglądał w niewidoczny punkt na suficie.