We're one


Pośród drzew w księżycową noc
Szarozimny obraz wielkich obłoków
Biały śnieg - już nie zobaczysz mnie
Już nie będzie nigdy takiej zimy
Nie mów tak
Nie mów nie
Świeci Księżyc w owym śnie, w księżycowym śnie...
Nie mów nic
Tylko milcz
Świeci Księżyc, a ty śpisz księżycowym snem...
To tylko słowa z moich ust
To tylko słowa, których nie usłyszysz już nigdy
Nim Księżyc straci blask
Już razem nie zobaczy nikt nas...
Już nie będzie nigdy takiej zimy
Szarozimny obraz wielkich obłoków
Biały śnieg - czy pamiętasz mnie?
Puste słowa
Puste zdania
"Kocham cię"...
Nie mów tak
Nie mów nie
Świeci Księżyc w owym śnie, księżycowym śnie...
Nie mów nic
Tylko milcz
Świeci Księżyc, a ty śpisz księżycowym snem...
To tylko słowa z moich ust
To tylko słowa, których nie usłyszysz już nigdy
Nim Księżyc straci blask
Już razem nie zobaczy nikt nas...
Puste słowa
Puste zdania "KOCHAM CIĘ"!
Łzy, "W księżycowym śnie"

Gdy usłyszałam tą piosenkę stwierdziłam, że koniecznie muszę go tu umieścić - nadaje się idealnie do tego tekstu...Jak ktoś dorwie kiedyś płytkę Łez w swoje łapki, to niech posłucha...Powala...To trzeba usłyszeć samemu Słowa to tylko połowa sukcesu. Innych utworów też radzę posłuchać, bo są super. Naprawdę*^^*Dziękuję wszystkim za maile wołające o kontynuację - zwłaszcza Miki, która jak się na mnie wydarła, to mi się odechciało cokolwiek kończyć^^ Dzięki, Mika-chan^^


Rozdział siódmy:"...nim Księżyc straci blask, już razem nie zobaczy nikt nas".


<Szast>
Isabo zeskoczył z wielkiego kamiennego muru. Błogosławiony bluszcz umożliwiał przedostanie się na drugą stronę. Nasunął mocniej szarą pelerynę i obejrzał się. Nikt go nie widział...Bezszelestnie pobiegł w kierunku rosnącego opodal drzewa.
-Tylko bądź, proszę...- wyszeptał cicho. Gdy w oddali zamajaczyła mu się korona drzewa obsypana białym kwieciem, przyspieszył biegu.
~~-Vinniu...Co to za drzewo?...
-To? Jabłoń...
Na widok miny złotowłosego, wampirzyca roześmiała się. Błysnęły różowe kolczyki.
-Nie rodzi owoców jadalnych.
-Czemu ją zostawiliście? Przecież wycinacie takie drzewa...
-To drzewo klanu Giovanni. Ponoć, jak mówią najstarsi, tu spotykała się para kochanków. Dziewczyna i chłopak. On był wampirem. Bardzo się kochali. Po długich namowach ona mu uległa i postanowiła zostać również wampirzycą. Ale jej rodzice dowiedzieli się o tych spotkaniach i śledzili ją. Z początku nie reagowali na czułe powitania młodych i różne takie. Lecz gdy on złożył na jej szyi krwawy pocałunek rzucili się na pomoc. Której, jak myśleli ona potrzebowała. I zabili go. Ona, w niemej rozpaczy wybiła wszystkich w pień i poprzysięgła wierność zmarłemu. I postanowiła, że w klanie będzie tylko jeden mężczyzna. Potomek lub krewny zmarłego. Do dziś wszystkie trzymamy się tej metody. Pamiętaj, za jakieś kilka tysiącleci znajdziemy odpowiednią dla ciebie żonę - właśnie z linii tej kobiety...Przygotuj się na to psychicznie...
-Aha... - Drzewo Kochanków...Tak je wtedy nazwał.~~
Pod drzewem zarysowała się czarna postać. Isabo mocniej naciągnął poły płaszcza. I jeszcze przyspieszył.
~~-Kim jesteś?
Pod jabłonią siedział czarnowłosy mężczyzna. Białe płatki powoli opadały na ziemię. Mężczyzna spojrzał na niego i zaklął.
-$%#^%#&!!! Że też musiałem na kogoś trafić!!!
Isabo zadrżał pod wściekłym spojrzeniem szkarłatnych oczu. Przeszyły go na wskroś.
-No?!! Zabij mnie!!! I tak nie mam się jak bronić!!!
Dopiero teraz Isabo zauważył, że prawa ręka czarnowłosego bezwładnie leży obok niego na ziemi. Bez chwili namysłu podszedł i przytulił się do rany.
-C!...Co ty?!!
Złotowłosy cicho wymówił zaklęcie. Wszystko rozbłysło oślepiającym białym światłem. Po chwili szkarłatnooki miał zdrową rękę w odpowiednim miejscu. Jakby nic się nie stało. Isabo ciężko dyszał.
-Czemu mi pomogłeś?...
-Nie wiem...Ale dobrze...że...tu by...łem...głupi...nosferacianie za...wsze...mają szczę...ście...
I zemdlał mu na rękach. Szkarłatnooki spojrzał na młodego smutny. Giovanniczyk...Przejechał palcem po znaczku, potem delikatnie dotknął okrągłego kolczyka w nosie...~~
Isabo nie pamiętał, co się dalej działo. Zresztą nie obchodziło go to. Stęskniony przytulił się do Valgusa.
-Gdzie ty byłeś? Spóźniłeś się!...
-To ty się spóźniłeś! Jesteś pewien, że nikt cię nie widział?
-Tak...przecież umiem się maskować! Głupi jesteś!
-Mów za siebie!!! - to powiedziawszy gwałtownym ruchem pchnął go na ziemię. Sam uskoczył w bok.
<świst!>
W ziemi utkwiła strzała. Szkarłatnooki spojrzał na pagórek. Stało tam z czterdzieści wampirzyc.
-Dziewczyny!!! To znowu ten nosferacianin!!! Pewnie wymusił na księciu jakąś groźbę czy coś!!! Zabić go!!! (nie dziwcie się - wampira może zabić słońce, zależnie od klanu, no i drugi wampir. O krzyżu nie wspomnę bo to tylko talizman dop. autorka)
Posypały się strzały. Valgus natychmiast zerwał się z ziemi i pociągnął za sobą złotowłosego.
-Nikt cię nie widział!!! W ogóle!!! Idiota!!!
<ŚWIST!>
-Siedź cicho!!! Każdy jest omylny!!! Sam jesteś idiota!!!
-Pięknie!!! Przez twoją omylność możemy zginąć!!!
Isabo nie odpowiedział, gdyż czarnowłosy pochwycił go na ręce i szybkimi susami podążył w głąb lasu. Wampirzyce nie zdołały ich dogonić. Valgus zbyt prędko zniknął im z oczu. Niebieskowłosa wampirzyca zatrzymała oddział.
-Znowu nam uciekli...-mruknęła - Wracamy do obozu!!!
Mimo protestów nie cofnęła rozkazu. Może kiedyś tak. Ale dziś...Przecież to ostatni raz. A ona nie była nieczuła.
-Ale Vinniu...
-WRACAMY!!!
Wampirzyce podążyły za przywódczynią.

-<Chu, chu, chu...> - Valgus odetchnął głęboko. Przebiegł spory kawałek. Postawił Isabo na ziemi i wyrównał oddech.
-Jak się cieszę, że jesteś...
Czarnowłosy zdziwiony spojrzał na Isabo. Był przesadnie szczęśliwy. Ale jeszcze chwila i się rozpłacze. Coś musiało się stać. Valgus już prawie wiedział co. Ale spytał.
-Isabo...Co się stało?...
W odpowiedzi złotowłosy przytulił się i wyszeptał:
-To już jutro...
Valgus zamarł. Więcej nie trzeba było mówić. Rozumiał się z Isabo bez słów. Spędzali długie godziny przytuleni do siebie milcząc, gdy ich dusze mówiły. Prawda, bywały takie dni, gdy wylewali z siebie potoki słów, podczas gdy te najważniejsze wciąż nie były wypowiedziane. Ale przeważnie Valgus rozumiał wszystko z półsłówek.
-Już jutro...
W jego oczach odbił się niewysłowiony ból. Był okropny i tępy. I szarpał mu serce na kawałki. Jutro!...Czyli znaleźli w końcu wybrankę dla Isabo...To już ostatnia ich noc...Ostatnie spotkanie...Niee...
-Valgus?...
Isabo był na skraju rozpaczy. Gdy zobaczył boleść malującą się w oczach czarnowłosego niemal się rozpłakał. Drżącymi dłońmi ujął jego twarz w dłonie, wspiął się na paluszki i złożył mu na czole czuły pocałunek.
-Nie płacz...Tylko nie płacz...
Z oczu Isabo popłynęły dwie gorzkie łzy. Valgus starł je wierzchem dłoni i namiętnie go pocałował. Nie był to jednak pocałunek pędzony pożądaniem. Czarnowłosy przede wszystkim chciał się zatracić...by zapomnieć...zapomnieć o tym bólu...co zburzył wszystko...Niecierpliwie zszarpnął ubranie ze złotowłosego. Isabo zdjął mu koszulę i rozplątał rzemień. Czarne włosy rozsypały się do ziemi. Wyglądał teraz jak jakiś demon, który przybył na Ziemię zabijać. Isabo rozpiął mu koszulę. Valgus szybko zszedł z samych ust na całe ciało. Isabo jęczał i wpił mu palce we włosy. Słodka bliskość ciała...ale ból nie znikał...Valgus po kilku chwilach położył go delikatnie na ziemi i wszedł w niego. Isabo krzyknął i zaorał ziemię pazurami.
Krzycz, krzycz! Jeszcze tylko dzisiejszej nocy jesteś mój...
Valgus beznamiętnie parł do przodu. Chciał wznieść się na szczyt, by zapomnieć o tym nieszczęściu. Dlaczego go to tak boli?...Przecież niemal od zawsze wiedział, że nadejdzie ten dzień. Przygotował się do niego psychicznie. A jednak bolało. Valgus pochylił się nad złotowłosym żeby złożyć mu na ustach pocałunek. Niestety, nie zdążył go nawet musnąć wargami. Wygiął się w łuk do tyłu. Był na upragnionym szczycie...Ale ciągle bolało...Złotowłosy niemal natychmiast znalazł się obok niego. Nie krzyczeli. Cisza powiedziała wszystko za nich.
-Valgus...
Isabo podniósł się jeszcze drżąc. Dotknął delikatnie palcami ust czarnowłosego i przyłożył doń biały płatek.
-Valgus...-szeptał drżącym głosem -...jeśli mnie kochasz...jeśli naprawdę mnie kochasz...przysięgnij...
Spod gęstych rzęs złotowłosego znowu uciekło parę gorzkich łez. Przyłożył swoje usta do jego i czekał na odwzajemnienie pocałunku. Zamknął oczy. Przysięga...Valgus również zamknął oczy. I odwzajemnił pocałunek. Zgasła pierwsza gwiazda - wstawał świt.