Dodawanie czy suma – co za różnica...

 

Zapomnijcie o białych różach

O graniu trąb anielskich

Zapomnijcie o światła wzgórzach

I trwaniu miłości sielskich.

Zapomnijcie o meteorach

O czarnym księżycu i słońcu

Nie patrzcie na to, co rzekł Enoah,

Czy Jan w Apokalipsie losu.

Nie ma

Nie było

Nie będzie

Umarł

Choć nie żył

I już

Po prostu

Koniec

Tylko tyle...

[By Angevelinka]

 

I w sumie...

To by było na tyle.

Kapiące krople krwi z parapetu, wprost do brudnej kałuży. Duszne powietrze topniejący śnieg... i już.

Nic się nie zmieniło, wszyscy śpią. Ktoś krzyczy, ktoś śpiewa, nic.

Innego końca świata nie będzie... – pomyślał diabeł i znikł w chmurze czarnego dymu.

 

I w sumie...

To by było na tyle.

Anioł siedzący na głazie w królestwie niebieskim, mający tak puste serce jak i oczy. Był jeszcze zimniejszy od tej skały. Bo kamień pamiętał – anioł nie miał nic. Patrzył pustym wzrokiem w jasną drogę i szkarłatną od krwi trawę. Został sam.

Nic się nie zmieniło, bo on nigdy nie miał nikogo. Takie to było puste. Patrzył na oderwane od tułowia kończyny, na wykrzywione w przedśmiertnym grymasie twarze i zlizywał z nich krople krwi.

Innego końca świata nie będzie...-pomyślał diabeł przypatrując się w oddali samotnej sylwetce.

 

I w sumie...

To by było na tyle.

Czarnej jak atrament nocy pośród chaszczy słychać było szybkie bicie serca uciekającego dziecka. Za nim gonił psychopata z nożem w ręku. Dopadł małego i zaczął brutalnie gwałcić. Dziecko krzyczało, błagało o łaskę, wołało o pomoc...

Nic się nie zmieniło, las rozbrzmiewał jedynie echem płaczliwej skargi, która wyła pretensjonalnie, że ktoś śmie ją budzić. Mały umilkł, czekając końca straszliwej tortury, tylko od czasu do czasu jęknął głośniej, gdy nóż oprawcy jeździł mu po ciele. Cisza umilkła.

Przeleciał ptak, chmury zginęły, księżyc się rozleciał, morderca zakończył swój akt zostawiając brudne od krwi ciało pośród chaszczy. Odszedł. Ale gdy wychodził na polanę, w ciemności dał się słyszeć głos:

-Tato...

Obejrzał się. Za nim stał mały. Był cały oblepiony krwią.

-Co, syneczku?... – wychrypiał z czułością – Co?...

-Miłych snów, ojcze.

Nie było odpowiedzi, gdyż żelazny nabój przeleciał przez ledwo otwarte usta i rozszarpał szczękę. Mężczyzna upadł, a dziecko z cichym śmiechem zaczęło tańczyć pośród czarnych sosen i uśpionych buków. Hm.

Innego końca świata nie będzie... – pomyślał diabeł obserwując wszystko z wysoka.

 

I w sumie...

To by było na tyle.

-Mamo, mamo! Chodź się bawić, mamo!

-Nie mogę kochanie.

-Ale mamo!

-Idź się pobaw sama, słonko...

-Proszę cię ładnie!...

Kobieta spojrzała zmęczonym wzrokiem na swoją córeczkę, aż w końcu odłożyła robótkę i pogłaskała dziecko po głowie.

-No dobrze, pobawię się z tobą. Tylko pamiętaj kochanie, że do cioci jedzie się tramwajem numer trzy, nie pięć...

-Pamiętam, mamo, pamiętam! Przecież tata już mi to powiedział...

-A, to dobrze... no... to pa pa, córeczko...

-Pa pa, mamusiu.

-No, to zaczynajmy. Od czego zaczniemy?

-Od detektywa i spółki.

-O, a co to takiego?

-To taka zabawa w śledczego. Ja będę detektywem!

-Tak? A ja kim będę?

-Ty... ty, mamo, będziesz ofiarą!

Mała wyjęła siekierę i zaczęła z furią walić nią w matkę. Na małego misia leżącego pod ławeczką spadły strugi krwi... mały czerwony miś.

Innego końca świata nie będzie... – pomyślał diabeł biorąc szmaciankę do ręki.

 

I w sumie...

To by było na tyle.

-Psze pani, gdzie ja jestem?

-U lekarza, naturalnie. Hm... ślinianki w porządku, rzepka w porządku...

Starsza pani doktor powoli sprawdzała pacjenta to opukując, to nasłuchując w tysiącu różnych miejscach. Od ostatniego spotkania nic się nie zmieniło. Białe ściany, biała podłoga... Tylko lekarz był inny.

-Proszę otworzyć usta i powiedzieć „A”.

Komenda.

-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA

Odpowiedź.

Z gardła pacjenta wydobyły się macki i schwytawszy panią doktor wciągnęły ją w głąb ciała. Klap.

-...a? <odbicie>

Pacjent ubrał kurtkę i poszedł do domu.

Innego końca świata nie będzie... – pomyślał diabeł wieszając na drzwiach kartkę z napisem „Zaraz wracam”.

 

I w sumie...

To by było na tyle.

Pośród ciemnego pokoju, o godzinie 23.40 słychać było ciche stukanie klawiaturę. Było cicho jak diabli i mroczno jak w piekle, tylko anielska lampka chwytała sztuczny dzień. Pewna dziwna dziewczyna pisała krótką historyjkę. Nie zauważyła, kiedy za jej plecami pojawił się biały osobnik ze sznurem na szyi. Nim zdążyła cokolwiek zrobić, spętał ją niewidoczną żyłką i zaczął nią komenderować jak lalką. Skrępowane mięśnie odmówiły posłuszeństwa i nazajutrz odwieziono ją do Tworek. Pozostała tylko niedokończona, urwana w połowie słowa historyjka.

Innego końca świata nie będzie – pomyślał diabeł, patrząc, jak wiążą dziewczynę – Nie będ................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................