Komentarze proszę na 241285@interia.pl
Miłego czytania.
~Księżycowa Kraina~
Matt był jednym z tych rozpieszczonych jedynaków, matka wiecznie zajęta,
ojciec w interesach podróżował po krajach...
Dzisiaj kończył 16 lat, Kevin,
jego osobisty pilot miał zawieźć go do Paryża, gdzie powinno się odbyć
przyjęcie na jego cześć.
Pogoda była piękna, słońce grzało,
śnieżnobiałe chmury wędrowały po niebie od czasu do czasu zasłaniając złotą
tarczę.
Matt wsiadł do niewielkiego
samolotu, jego prywatnego samolotu, prócz niego i Kevina była z nim jego
opiekunka, która była stara, wredna i w ogóle do kitu.
Usadowił się w fotelu, zapiął
pasy......
Pilot przemawiał do niego przez
komórkę.
- Okej, startujemy, trzymaj się
siedzenia mały.
Matt tylko się zaśmiał, lubił tego
człowieka, bardzo.
Kilka minut później byli w
powietrzu, chłopak walczył z zatkanymi uszami.
Spojrzał w okno- przepiękny widok.
Wszystko takie malutkie, domy wyglądały jak z zapałek, ludzi w ogóle nie było
widać, drzewa jak szpilki....śmieszne.
Matta zakuło w oku......za dużo
światła.
Odgarnął z czoła złote
włosy.....musi je chyba już obciąć, bo grzywka zaczyna mu świat przesłaniać.
Patrzył bezustannie swoimi piwnymi
oczkami w jeden, martwy punkt.....chciałby umrzeć....teraz, na miejscu.....to
wszystko jest puste i piękne do znudzenia!
Niech wszyscy idą do diabła!
Ojciec, matka, pilot, służąca! WSZYSCY!!!!!!!!!!!!!!!!!
Samolotem zatrzęsło.....Matt
oprzytomniał, spojrzał za siebie.....niańki nie było......
Odpiął pasy i poszedł do kabiny
pilota.....nikogo tam nie było, nikt nie pilotował!!!! Do jasnej cholery nikt
nie pilotował!!!!!!!!!!!!!
To jakiś żart?! Gdzie oni do
diabła są!!!?
Zostawili go samego? Na pewną
śmierć? To żart! To musi być przeklęty żart!!!!!!!!!!
Pociemniało mu w oczach, chyba
zemdlał........wszystko działo się zbyt szybko.
Męczyły go okropne sny.....ktoś
gonił go z kosą....to była śmierć, Matt uciekał, ale nie mógł jej zgubić,
ciągle za nim biegła, chłopak nie mógł przyspieszyć, a ona mogła. Dlaczego ten
świat jest taki niesprawiedliwy?! Obudził się zlany potem.....otworzył oczy i
raptem je zamknął....było cholernie jasno, słońce patrzyło mu wprost w oczy.
Skrzywił się z bólu.
Przez chwilę przyzwyczajał oczy do
jasności...........
Leżał w bardzo wysokiej
trawie....gdzieś na pół metra.......była taka zielona i ....żywa?
Położył rękę na czole....przez
chwilę wdychał czyste powietrze, jakiego jeszcze w życiu nie czuł.
Wstał i rozejrzał się
dookoła......zamarł......czegoś takiego jeszcze nigdy w swoim znudzonym życiu
nie widział..........
Stał na wzniesieniu, przed nim
rozciągały się góry, które dzielił wąski przesmyk, po bokach którego stały dwie
potężne posągi.....było naprawdę wielkie skoro aż stąd je widział.......pod górami
lśniła czysta, turkusowa woda....widział nawet morską roślinność i
różnokolorowe, dziwaczne ryby....
Dookoła niego było mnóstwo
kwiecia, ciut za nim rozciągał się las, którego końca nie mógł dostrzec. Kolory
kwiatów były dziwne, takie intensywne, jakby nierealne......
Drzewo, które stało poza lasem
pokryte było tylko wyłącznie fioletowym, zwisającym kwieciem.......szok! Coś
nad nim przeskoczyło.....spojrzał w ślad za winowajcą......jednorożec!
Nie mógł uwierzyć własnym
oczom.... czyżby umarł? A może śni?
Spojrzał w lewo....duża polana,
jeszcze kilka podobnych do tamtego drzew.......przyjrzał się lasowi....wewnątrz
było tajemniczo....mnóstwo zwierząt, kolorowych kwiatów, roślin,
drzew....promienie słońca przebijały się przez liście tworząc swoisty klimat.
Otrząsnął się....szedł przez trawę
w stronę kuszącego lasu......!......upadł na ziemię....o coś się
potknął......obejrzał się.....rozwścieczony....człowiek?
- Jak chodzisz ty................
To coś się odezwało..... ale to
nie mógł być człowiek.....miało lekko skośne, kocie oczy, na głowie sterczały
kocie uszy i nastroszony ogon, który jeszcze chwilę temu był skierowany w
stronę Matta jak palec.
Osobnik miał czerwone...prawie
bordowe włosy, rozczochrane.....każdy włos był skierowany, jeśli to możliwe, w
inną stronę...sierść na uszach i ogonie była tego samego koloru....oczy miał
śliczne, złote.
Był opalony, we włosach, które
były związane w niewielką kitkę, miał wplecione różnorakie koraliki piórka i
sznureczki. Miał luźne, beżowe spodnie i tego samego kolory długą kamizelkę do
ziemi, która zapewne zastąpiła mu koszulę...na szyi dyndał sznurek z białych i
niebieskich koralików, a na środku muszelka, chodził na bosaka.
Ręce, które się zbliżały były
zakończone długimi pazurkami koloru czerwieni, na nadgarstku miał bransoletkę z
kłów jakiegoś zwierzęcia....
Matt drgnął, gdy ciepłe dłonie
dotknęły jego policzków.....to coś czuło litość w związku z Mattem.....!
- Biedaku, co oni ci zrobili.....
Zwierzak, bo tak go w myślach
nazywał, przytulił zdziwionego chłopaka do torsu......trzeba przyznać, że był
trochę lepiej zbudowany od chucherka, jakim był Matt.
- PUŚĆ!!!!! >odsunął się na
bezpieczną odległość<
Matt leżał na ziemi, był odchylony
do tyłu i tylko łokcie podtrzymywały go od bliższego z nią kontaktu....bał
się....co to jest?....O Boże! Zbliża się na czworakach i tak dziwnie
patrzy........!
Matt zacisnął pięści i zęby.
- Co oni ci zrobili? >szept<
To coś przytuliło mu się do pasa,
miało opuszczone uszy i wyglądało troszkę jak jego pies, kiedy był „smutny”.
Chłopak zdobył się tylko na jedno
jedyne pytanie...
- K- k- kim jesteś?
- To nieważne, musimy iść do
kapłana....zobaczysz on wyleczy twoje uszy i odrośnie ci ogonek....
>pociesznie<
- Ogonek?
- No....musiało boleć jak ci go
wyrwali......
Przekręcił nic nie spodziewającego
się Matta na brzuch i zsunął mu spodnie...... >burak<
- Ej, tu nawet nie ma ranki.....
Stworzenie odsunęło od siebie
czerwonego Matta.......dziwnie i podejrzliwie patrzyło, chłopak zdecydowanie
wolał poprzedni wariant.
- Coś ty za jeden? >podejrzliwie<
- J- jestem Matt........a ty?
>trzęsie się jak tylko może<
- Matt? Dziwne imię......ja się
nazywam Firell.....jak oni ci to zrobili?
- Co zrobili?
- Gdzie twoje uszy i ogonek....i
dlaczego twoje oczy są takie okrągłe?
- Okrągłe? One są takie od mojego
urodzenia....a ogona nigdy nie mia.....
Firell pocałował go w usta, miał
taki szorstki język.....trzymał Matta za kark i w pasie......po chwili znów się
do niego przytulił i znowu spuścił uszy.
Chłopak jeszcze bardziej poczerwieniał.
- Biedactwo......
>westchnął<....pewnie nie miałeś też nigdy pana co?
- Nie rozumiem cię....gdzie ja
jestem? Dlaczego to robisz? Jakiego pana?????!!!!!!! >trzymał się dłońmi za
głowę, pytania napływały z ogromną częstotliwością<
Znów ten podejrzliwy wzrok.......
- Kim ty jesteś Map?
- Map? Chyba Matt....i pytanie
brzmi: kim ty jesteś?
- Już ci mówiłem......ale ty
jesteś jakiś dziwny......te twoje uszy......są malutkie i okrąglutkie..
>zachichotał<....zupełnie jak u myszy.....
- Myszy?! A ty wyglądasz jak kot!
- A co to takiego?
- ................
>przerażenie<
Firell wstał.....na pępku miał
srebrny kolczyk....trzeba przyznać, że niejedna dziewczyna i chłopak
pozazdrościliby mu urody i figury.
Zwierzak pochylił się nad
przerażonym chłopakiem i przewrócił na brzuch, bez żadnych ceregieli usiadł na
nim i rozerwał koszulę na plecach.....
- Nie jesteś naznaczony........
>oniemiał<
- Co?
- No więc przybyszu....nie wiesz
co to znaczy?
- Nie.... >pisk<
- Nigdy nie oddałeś swojego ciała.
>powaga<
- I co z tego?
- I to z tego przybyszu Matt, że
jesteś niezwykle cenną zdobyczą....skąd ty jesteś?
- Z Polski....
- Nigdy w życiu nie słyszałem o
tej krainie......
Zszedł mu z pleców.....podał rękę
i pomógł wstać, był odrobinę wyższy od Matta.
- Chodź ze mną przybyszu,
zaprowadzę cię do domu i z bratem zastanowimy się co z tobą zrobić.....i przy
okazji opatrzę ci ranę na głowie.
Dopiero teraz chłopak zauważył, że
krwawi.....załkał.....to było zbyt wiele.....
Firell przytulił go do siebie....domyślił
się, że to coś jest z dala od domu i bardzo by chciało się w nim z powrotem
znaleźć.....Matt rozpłakał się.
Zwierzak zagwizdał. Z lasu
wyłoniło się coś podobnego do tygrysa, tyle że dużo większe, wielkości konia,
miało zieloniaste oczy i biały, koński ogon....niecodzienny widok.
Firell posadził zaskoczonego,
przestraszonego i nie kontaktującego z rzeczywistością chłopaka. Zdjął
kamizelkę i nakrył nią go, nie było w ten sposób widać ani ogona, ani uszu....
- Co to jest? >przerażenie<
- Mój przyjaciel, razem się
wychowaliśmy....
Firell usiadł za Mattem i
dyskretnie podtrzymywał go by nie spadł z „tygryska”.
Powoli ruszyli w stronę lasu,
Firell wyjaśniał mu bardzo wiele różnych spraw, m.in. ich świat był podzielony
na trzy części: Pierwszą- rządzoną przez słońce i drugą- rządzoną przez księżyc
i trzecią- Czyściec. Byli teraz w tej pierwszej.
Każdy oddawał swe ciało jakiemuś
panu, kobiety kobietom a mężczyźni mężczyznom, a potem szukali partnera w płci
przeciwnej i mieli dużo dzieci. Ich światy miały też wiele
wspólnego....pieniądze, złodziei, itd., itp.
Przejechawszy przez las zatrzymali
się, Firell zsiadł ze zwierzaka i zsadził z niego Matta, poszli w stronę
niewielkiej plaży, gdzie czekała spora tratwa.
- Co teraz?
- Płyniemy na drugą stronę.....do
miasta i mojego braciszka.... >uśmiech<
Podróż była całkiem długa, płynęli przez cieśninę między tymi dwoma
posągami.....przedstawiały, jak później się dowiedział, byłych władców tych
dwóch krain.
- Jaki jest twój brat?
>dygocze, jeszcze się nie uspokoił<
- Mój brat? Jest starszy i ponoć
bardziej odpowiedzialny..... >odpychając tratwę od dna czymś w rodzaju
wiosła<
- A z czego żyjecie?
- Mój brat zarabia, oddaje swoje
ciało za pieniądze....ponoć jest najlepszy w mieście. >duma<
- I to jest powód do dumy?
- Już teraz widać jak nasze światy
się różnią.
- A ja jestem jedynakiem....nie
mam rodzeństwa.....a jak się nazywa twój brat?
- Blizarr.....jest bardzo
ładny....ale nic dziwnego, wdał się w mamę.
- A gdzie są wasi rodzice?
- Nie mam pojęcia, a Blizarr nie
chce mi powiedzieć.....a twoi?
- Moich.......to tak jakby nie
było, ciągle są zajęci i nie ma ich w domu.
- ................jeszcze jakieś
pytania?
- Chyba nie.
- Jeżeli to ci pomoże.....u nas w
domu znajdziesz schronienie i pomoc, postaram się o to, byś wrócił do domciu w
jednym kawałku.
- Miło z twojej strony.
- Myślisz, że nie wiem?
>filuterny uśmiech<
Obaj zaczęli się śmiać.
Nim Matt się obejrzał był w
mieście.....wszystko było takie dziwne mieszało się tu kilka kultur, chińska, indyjska,
grecka...itd., itp., budowle bardzo przypominały te indyjskie, niektóre były
wysokie i strzeliste, a jeszcze inne niskie. Wszyscy mieli uszy jak Firell, w
powietrzu latało nawet kilku osobników na.....skrzydłach.....!
Tratwą zatrzęsło, dobili do brzegu,
Firell pomógł Mattowi zejść na ląd.
Przyciągnął tratwę na brzeg, wziął
chłopaka za rękę i poprowadził w głąb miasta.....tu było naprawdę dziwnie i
pięknie.
W pewnym momencie Firell skręcił,
weszli do wysokiego budynku....ależ on miał dużo schodów, weszli na samą górę
do mieszkanka, w którym Firell mieszkał.
Czekał na niego brat, zły, z
nastroszonym ogonem! Był naprawdę śliczny, sierść miał szarą, włosy długie,
blond....do pasa....łagodnie spływały po ramionach i opadały na twarz. Miał
przejmująco błękitne oczy, a ubrany był w czarne spodnie i białą koszulę, która
wyglądała jakby była pleciona z pojedynczych pasków materiału. Na szyi miał
podobny wisiorek do Firell.
- Gdzieś ty się podziewał
głupolu???!!!!!!!!! >ręce pod boki<
Zwierzak aż się cofnął, tym
bardziej Matt.
- Ja...ja....ja spotkałem
tego.....
- Nie odpowiedziałeś na moje
pytanie!!!!!!!!!!!!!!!!!
Jeszcze trochę i pobiłby brata,
już szedł do niego z pazurami, kiedy Matt zdjął kamizelę z głowy i pokazał, że
czegoś mu brakuje....Blizarr oniemiał, opuścił ręce i podszedł do
Matta.....pogłaskał przerażonego chłopaka po głowie i zaprosił do środka.
Firell gimnastykował się by
wytłumaczyć wszystko bratu.....przyjął to dość spokojnie.....jak na starszego
brata oczywiście.
- ........no i musimy mu pomóc
wrócić do swojego świata.......pomożesz? >maślane oczy<
- Tak, czemu nie. >obojętnie w
stronę młodszego braciszka<
Matt cicho siedział na dywanie i
popijał coś, co uchodziło u nich za herbatę.
- Dziękuję. >nieśmiało<
Napotkał tylko uśmiech Blizarre i zdziwienie
Firell
Ich mieszkanie było jednym wielkim
pokojem, tylko łazienka była oddzielnym.
Ściany były jasno- żółte, a w
jednym z kątów stał piec.
Cała prawa ściana i kawałek
sąsiadującej był jednym wielkim oknem przesłonionym zasłonami.
Na części podłogi leżał puszysty
dywan i stał drewniany, niski stoliczek. W kącie stało duże łoże z baldachimami
w kolorze czerwieni.
Poza tym stały tam regały z
książkami i innymi takimi, półki, szafka na jedzenie....i różne przyrządy
potrzebne w domu.
Wszyscy siedzieli przy stoliku,
Matt nieśmiało zerkał w stronę brata Firell, był naprawdę piękny.
Firell ciągle kłapał paszczą, nie
zamykała mu się!
- Nie mam do ciebie cierpliwości,
albo się zamkniesz, albo cię sprzedam i kupię sobie innego brata!!!
Matt zachichotał, zwierzak od razu
się uciszył.
- No, a teraz, może coś chcesz do
jedzenia......? Matt.
- Bardzo chętnie.
Blizarre uśmiechnął się i poszedł
w stronę wysokiego pieca, na którym zaczął coś pitrasić.
Firell odebrał swoją kamizelę.
- Będziesz się potem musiał umyć przybyszu........o!
I wplotę ci coś we włosy dobra?
- No.....dobra... >cichutko<
- Możesz się rozluźnić Matt, czuj
się jak u siebie w domu, a jak ten idiota cię zdenerwuje to po prostu go
walnij.
Chłopak rozluźnił się, mógł tu się
czuć lepiej niż u siebie w domu....tak, szkoda, że w u niego tak nie ma....
Ok. pół godziny później konsumował
rarytasy, jakie przyrządził Blizarre, był to chyba ryż z warzywami i
mięsem.....naprawdę smaczne, dużo lepsze niż to z puszki lub to co
przygotowywali służący.
Firell też był zachwycony, brat
nie gotował dla niego takich dobrych rzeczy.
- Jak bestia zje >patrząc na
zwierzaka<, to pomogę ci się umyć i opatrzę ci rany.....a on w tym czasie
znajdzie ci jakieś ubranie.
- Mhm.
Tak też było, ależ Matt był
czerwony, gdy Blizarre kazał mu się rozebrać do naga.....w dodatku panował tu
teraz chłód.
- No dalej, przecież też jestem
mężczyzną....zapewne tak bardzo się nie różnimy... >uśmiech<
Chwilę później stał nagi, Blizarre
opatrywał mu rany i zadrapania....a potem zrobił coś naprawdę dziwnego, wziął
czerwony sznureczek i zawiązał na penisie Matta małą kokardkę.
Klepnął go po pośladku i
uśmiechnął się.
- To na wszelki wypadek, wszyscy
będą myśleli, że jesteś męską prostytutką.
Blizarre miał naprawdę zręczne i
delikatne ręce......prawie nie czuł jak mu opatrywał ranę na głowie i
zadrapania na plecach.
Czuł się ciężarem.....a kolory
twarzy zmieniały mu się jak w kalejdoskopie, raz czerwony, potem purpurowy,
biały jak ściana, zielony....
- Oki, jesteś już gotowy....świeży
i pachnący....idź teraz do Firell, on da ci jakieś ubranie..... >drzwi
otworzyły się i czyjaś ręka wrzuciła czerwone i żółte materie-
ubranie<.....albo i nie.
Podczas gdy Blizarre go ubierał
- Czy to przyjemny zawód?
- Co? A! To zależy od
klienta....są ci delikatni i są ci, którzy dbają tylko o swoje
zaspokojenie......
- A kiedy....no .....
>czerwony<
- Nie boli, bo ma w tym
wprawę.....a co? Chcesz spróbować?
- Nie, nie.....może kiedy
indziej....
- Prędzej niż ci się
wydaje....inaczej zrobić to może ktoś bardzo brutalny i nie zważający na twoje
potrzeby....tak jak mój pierwszy klient.....no proszę, gdyby nie uszy i ogon,
to powiedziałbym, że jesteś stałym mieszkańcem Safirii.....śliiiicznyyyyyyy.
>tu naprawdę ściskający i miętoszący wnętrzności uścisk<
- ........... >ledwo łapie
powietrze<
- Teraz może się prześpimy co?
Jutro odwiedzimy kapłana....na pewno będzie wiedział jak cię wrócić do domu.
Tak tak, łatwiej powiedzieć niż zrobić, Blizarr chyba nie wziął pod
uwagę, że będzie ich trzech na jednym łóżku spało?
Z prawej spał Matt, Blizarr w
środku a Firell z lewej, strasznie się kręcił i wiercił.
Okej, początek nocy, wszyscy
śpią.....Blizarr coraz bardziej pcha się na swojego braciszka, aż w końcu
tamten rąbnął głową o stolik nocny i wylądował na ziemi....
- *&^%# co za *&$#^&*%^
*&^ to zrobił?!!!!! >masując głowę<
Zbudził blondasa i Matta, z tym że
ten pierwszy był porządnie wkurzony.
- Czego się drzesz?! >jak
kobieta zbudzona w środku nocy z papilotami na głowie, oczywiście on ich nie
miał<
- Może wiesz co za ^%$&*^$(@#
pajac mnie zrzucił z łóżka co???? >nastroszył ogon<
- Nie moja wina, że śpisz na
brzegu. >położył się z powrotem< A jak ci przeszkadza to możesz jeszcze
spać na podłodze.... >obojętnie i zaspanie<
Matt patrzył to na jednego, to na
drugiego, w pewnym momencie Firell przyłożył bratu poduszką........WOJNA!!!!!!!
- Dobra, sam tego chciałeś
cioto!!!! >jebut poduszeczką w nos braciszka<
- Tyyyyyyyy......... >oddał<
Zaspany jeszcze Matt nie bardzo
wiedział o co chodzi, jego umysł powoli dochodził do siebie.....>SRU<,
jak dostał, to się obudził od razu....
- Cco się dzieje? >trąc
oczy<
- WIDZISZ COŚ NAROBIŁ?!!! WALNĄŁEŚ
GO!!!!!!!!!
- JA?!?!?!?! To TY go walnąłeś Firell....
- To może ja się przeniosę na
podłogę co? >niewinnie i cichutko<
- DUPA! ON ZJEŻDŻA!!!!!
- JASNE!!! ty jesteś młodszy, więc
ty spadasz.....ZROZUMIANO??????? >naprawdę groźnie<
Firell dał za wygraną.....w sumie
na podłodze nie było tak źle.....tylko trochę twardo......i
zimno........NIEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!
Trzeba przyznać, że nocka minęła im jako tako, Matt był wypoczęty i
rześki, jeszcze nigdy przedtem się tak nie wyspał, Blizarr już od świtu
przygotowywał śniadanie, by wynagrodzić krzywdę bratu....no a Firell łamało w
krzyżu i chyba się podziębił~~~~~~
Na szczęście miał starszego brata,
który poprzez masaż, ciepłą kąpiel i syte śniadanie zlikwidował dolegliwości.
KOCHANY BRRRRACISZEK!!!!!
Siedząc przy stole.
- Zmieniłbyś chociaż ubranie
Firell......
- Po co? Tak jest lepiej....Matt
też nie zmienił! >wyrzut<
- Ale on wczoraj wieczorem je
założył i.....
- Ty też nie zmieniłeś.... >o
ironio<
- Czasami mam ochotę cię
zamordować..... >poszedł się przebrać, założył czerwone, luźne spodnie i
luźną bluzę....jasno żółtą<
- Wiem ja też cię
kocham.....>uśmiech świra<
Matt zachichotał.
- No dobra chłopaki, idziemy do
świątyni, trzeba zahaczyć o naszego kapłana.
- O tego małego i......
- CICHOOOO!!!!!! Jak śmiesz tak o
nim mówić co????? To jest nasz przywódca duchowy patałachu!!!!
- No dobra, już rozumiem, nie
musisz się tak na mnie drzeć. >położył uszy po sobie i gniewnie zamachał
ogonkiem<
- Zjadłeś już Matt? >gwałtowna
zmiana tonu, w Firell zawrzało<
- Tak, dziękuję.
- EJ! Do niego to cichutko i
milutko, a do mnie to wrzaskiem co???!!!!
- Zazdrosny? >interesujące są
moje paznokcie<
- TAK!
- Tym lepiej, wychodzimy.
>obojętnie<
Oczka Firella strasznie się
„zaszkliły”.
- ...... >chlip<
Blizarre odwrócił się z powrotem
do brata......skrzyżował ręce na torsie.....próbował wyglądać gniewnie.....
- Chodź tu głupolu......>jak
mama do uczącego się chodzić dziecka<
Firell się rozwył, Blizarre musiał
zmarnować godzinę, by go uspokoić....ciężki los starszego brata.
Po tej godzinie przyrzekł sobie,
że prędko nie wymówi słów: „no kocham cię kocham”.
W drodze do świątyni szli przez bazar, Matt mógł podziwiać wspaniałość i
tajemniczość tego miasta, wszystko było takie zaczarowane i jasne....cudnie, po
prostu cudnie.
Wzrok chłopaka przykuł podłużny,
dziwnie wyglądający przedmiot...podszedł by bliżej się mu przyjrzeć.....Blizarr
złapał się za głowę.....od razu odciągnął stamtąd Matta.....
- Dlaczego mnie tak ciągniesz?
>Blizarr pcha go za ramiona do przodu<
- Bo to nie dla ciebie.
>szybciej, szybciej, im prędzej sobie pójdziemy tym lepiej....sztuczny
uśmiech<
- A...co to było?
Firell zatkał usta by nie wybuchnąć
śmiechem....
- To....nic dla ciebie, uwierz
mi.....
- Ale chciałbym wiedzieć....
- No dobra...to
była...”zabawka”.... >niezręczna sytuacja<
- Co?
- Z- A- B- A- W- K- A! >tak, to
właśnie „to”<
- Nie rozumiem, jaśniej proszę.
- Coś w rodzaju „dogadzacza”....no
wiesz, gdy ktoś ma zbyt...krótkiego..... >oj niezręcznie, niezręcznie<
Matt spiekł raka.
- Zaspokoiłem twoją ciekawość?
Przytaknął tylko i pozwolił się
prowadzić......Firell nie dawał za wygraną, jak jest okazja by się pośmiać, to
trzeba z niej korzystać do diaska!
- A widzieliście minę tego
sprzedawcy??? >dusi śmiech<
- Zamknij się, bo zrobię z ciebie
siekane kotlety! >on nie żartuje~~~<
Szli całkiem długo, już w milczeniu. U celu czekała na nich spora świątynia,
była wzorowana na greckich budowlach, biała....nie miała ścian. Na środku stał
posąg jakiegoś bóstwa, które robiło za „tron”, a na nim siedział młody
mężczyzna, cały ubrany na biało.
Strażnicy nie chcieli ich wpuścić,
znali bowiem zawód Blizarra.........ale zauważywszy to kapłan przywołał
strażników do porządku.
Stali teraz naprzeciwko siebie.
Kapłan był trochę niższy od Firella, blady na twarzy, wesoły.....ale troszkę
„zmęczony”, miał krótkie, srebrne włosy, które kręciły się na końcach, srebrne
oczy, których źrenice zajmowały czarne półsierpy księżyca, kapłan miał takie
śliczniutkie perłowe usta. Jego szatka była długa i zasłaniała mu dłonie, na
głowie miał kaptur a w ręku drąg z przymocowanym nań słońcem- podręczna
zabawka.
Firell oszalał, jego instynkt
opiekuńczy zaczął wariować na punkcie tego chłopaka....albo mężczyzny,
niewiadomo.... musiał być stary, bo był tu odkąd oboje pamiętali.....ale ten
wygląd......no cóż, dawał wiele do myślenia.
Złotooki szturchnął brata i
szepnął mu na ucho.
- Słodki ten kapłanek.
>świrnięty uśmiech< Jak na staruszka nieźle się trzyma...nie uważasz?
>TUP!<
Blizarre nadepnął na nogę
brata.....tamten aż zaczął podskakiwać z bólu.
Kapłan uśmiechnął się ciepło.
- W czym mogę wam pomóc kochani?
Miał bardzo łagodny i miły dla
ucha głosik.....ale fajnie, Matt był całkowicie rozluźniony, jeszcze trochę i
opowiadałby mu o swoich najintymniejszych sprawach, o których nikomu jeszcze
nigdy nie powiedział.
Blizarre chyba to wyczuł, więc
zaczął gadać ( chłopak, który podskakuje z bólu i gada sam do siebie chyba tego
nie zrobi^^ ).
- Mamy pewien problem wasza
wysokość......
- Mów mi Midnight.....
- Tak.... sprawa dotyczy owego
chłopca.....otóż..... >zdjął kaptur z głowy Matta<....on jest troszkę
inny.
Midnight podniósł białe uszka na
sztorc, zamachał równie bielusieńkim ogonkiem.
- Widzę......jak ci na imię
chłopcze?
- Matt.
- Skąd pochodzisz?
- Z Polski.....
- W życiu nie słyszałem.....to
jest inny świat prawda?
- Tak.....tak sądzę.
- Przykro mi, ale nie mam pojęcia
co zrobić byś tam wrócił.....
Blizarre ogonek drgnął. Takiej
odpowiedzi się nie spodziewał.
- Czy to znaczy....?
- Musicie iść do
Mairynyi.....kapłan księżyca na pewno będzie znał odpowiedzi na wasze
pytania.... >ciepłu uśmiech<.....tak się składa ,że idę go poznać, wiele
o nim słyszałem, ale jeszcze nigdy nie miałem okazji się z nim osobiście
spotkać.....może zabierzecie się ze mną?
Firell oprzytomniał.
- JASNE!!!!!!
Blizarr dowalił mu z prawego
sierpowego, musiało boleć.
- Będziemy zaszczyceni panie.
>ukłon<
- Midnight. >poprawił< I nie
kłaniaj się tak, to mnie denerwuje....a przecież przyjaciele nie denerwują się
nawzajem prawda?
- ....yyyyy.....tak.
- Okej, spotkajmy się jutro o
wschodzie słońca przy bramie wejściowej.....i Blizarre.
- Tak?
- Nie świadcz usług moim
strażnikom, oni nie są ciebie godni złotko. >zmrużył oczka<
- >zatkało, stał osłupiały z
oczkami na wierzchu<......skąd.....?
- Wiele o tobie
słyszałem.....>uśmiech<......bądź ekskluzywny i przywiązuj więcej uwagi
do swoich klientów......no to idźcie już, jutro się spotkamy.
Znowu ten Firell....co za wstyd
dla brata.
- To nara chłopaczku! >pomachał
do oddalającego się do innej świątyni- zakrytej- Midnighta, odpowiedział tym
samym<
Blizarre złapał go za kudły i
tylko groźnie wysyczał.
- Nie radzę ci dziś cokolwiek
mówić. >syk<
Matt wolał się nie odzywać, mogło
być gorąco, Firell szedł cały czas za nimi i od czasu do czasu skrobał im
marchewki.....cisza jak makiem zasiał, przy kolacji też tak było....potem
Blizarre wyszedł „do pracy” i nie wracał aż do późna w nocy.
Firell miał wyrzuty
sumienia.....ale szybko przeszło, gdy braciszek wrócił i zaczął się doń
odzywać......no nie bez oporów Firella, który próbował wszystko zrzucić na Bogu
ducha winnego Matta, Blizarre zaczął go wtedy drapać za uchem.....kociak
mruczał, zrobił się otępiały...nawet obydwu przeprosił.
O wschodzie słońca zbudził ich Blizarre, nakarmił ich, zarzucił Firell
mały węzełek na szyję ( przywiązał go ) i wyszli. Na ulicach było strasznie
cicho, nawet świerszcze nie grały.
Pod bramą troszkę się
naczekali.......bracia nawet zdążyli się „pobić”, Matt ich pogodził......i
znowu trochę wody upłynęło.
Wreszcie przyszedł Midnight,
zupełnie nieprzygotowany do podróży, w tym samym, długim stroju, uśmiechnięty
od ucha do ucha, ze swoją „różdżką” w ręku......
Blizarre troszkę się zdziwił,
gdzie jego obsługa?
- A....gdzie straż i inne takie?
- Nie potrzebuję.....z wami nic mi
nie grozi.... >szczery chociaż<
- .....aha.......ale to nie jest
wycieczka krajoznawcza, tylko niebezpieczna podróż...w tym białym
stroju....>skrzywił się<......
- No co? Nie jest odpowiedni?
>obejrzał się<.....przecież do Mairynyi jest niedaleko.....
>niewinnie<
Firell aż usiadł z wrażenia,
Blizarre zgłupiał.
- No, w sumie.....tydzień drogi to
nie tak znowu daleko.....no.... >zaśmiał się niezdrowo<
- Oj tam, jeden dzień a tydzień,
co to za różnica....chodźmy już lepiej kochani.
Złapał Matta i Blizarre pod
rękę.....pociągnął.
- Idziemy.
- No, idziemy. >Firell
papuga<
Tymczasem w trzeciej krainie, w Czyśćcu pewien zakapturzony osobnik,
zwany po prostu Cieniem, wezwał swojego „łowcę”, nigdy się jeszcze na nim nie
zawiódł, więc warto mu było powierzyć te zadanie.....
Cień sunął pomiędzy czarnymi
kolumnami starej budowli. Zatrzymał się pod starym, zbitym już lustrem....na
swoim miejscu zobaczył tylko czarną plamę....nie miał ciała, tylko ten płaszcz
z kapturem.
Obejrzał się, za nim stał wysoki i
smukły mężczyzna, miał złote włosy sięgające tyłka. Były w połowie związane na supeł,
a końce wiły się niemożebnie.
Miał lamparcie uszy i ogon
zakończony wijącym się „frędzelkiem” z dłuższej sierści. Jego oczy były wesołe,
ale z ich wnętrza wyzierał gniew i niebezpieczeństwo dla otoczenia. Były
zielone, takie jak młoda, świeża trawa porankiem, błyszczały metalicznym
blaskiem, nieskończenie głębokie i dzikie.
- Czekałem. >metaliczny,
sztuczny głos<
- Wybacz panie. >ukłon,
pozostał w tej pozie<
- Tiger, mam dla ciebie zadanie,
co ty na to?
- Przyjmuję je panie. >spokojny
i opanowany<
- Przyprowadzisz mi tu chłopca o
imieniu Matt, bez problemów go znajdziesz, nie posiada takich uszu jak ty i nie
ma ogona.
Tigera nic nie dziwiło, ostatnio
różne rzeczy widywał.
- Po co ci ten chłopak panie?
- Jest moim wrogiem, każę ci go tu
żywego przyprowadzić i pozwolić mi zgładzić.....masz jego towarzyszom
przeszkodzić w dostaniu się do kapłana księżyca....zrozumiano????
- Tak panie. >wycofywał się
powoli<
- Wyruszaj natychmiast łowco
zagubionych dusz....BUAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAAAAAA >wyjątkowo niezdrowy
śmiech....i wstrętny na dodatek<
Midnight, Blizarre, Matt i Firell szli przez złote od maleńkiego kwiecia
łąki, ten ostatni co chwilę pieszczotliwie dogryzał kapłanowi przyprawiając tym
samym brata o skręt kiszek, a chłopaka o łzy śmiechu.
Potraktowali tą wyprawę jako długi
spacerek, wszystko było cacy, postanowili że się na chwilę zatrzymają....na
małe co nieco.
Firell siedział obok Midnighta,
tak go klepnął w plecy, że kapłan wylądował twarzą w podłożu, Blizarre nie
reagował, czuł nad głową wielkie ostrze gilotyny......
Matt rozpakował owoce, które
Blizarre ze sobą wziął.
Mały kapłan wstał, otrząsnął się i
zaśmiał, śmiesznie wyglądał.....chyba nie bardzo wiedział co powiedzieć....czy
się śmiać czy płakać.
- ....to....było zabawne....ale
nie rób tak więcej ogniku.....
Bez komentarza.
Chwilę odpoczęli i ruszyli dalej, musieli dojść do lasu przed
zmierzchem.
Tiger również nie próżnował,
namówił sporą grupkę zbójów na mały skok.....obiecał sowitą zapłatę za
schwytanie chłopca bez ogona i uszu- zgodzili się.
Sam postanowił poczekać na
rezultaty z daleka od pobojowiska, należy najpierw ocenić siły wroga.
Kapłan i spółka nawet nie
zauważyli, kiedy zbóje otoczyli ich dużym kołem, zbliżali się.
- E.....co teraz kapłanie?
- Nie mam pojęcia...nie umiem się
bić..... >tylko nie płacz<
Blizarre i Firell zasłonili Matta
i Midnighta........
Firell skopał kilka obrzydliwych
siedzeń, połamał trochę kości, ale z pięcioma na raz zaczął przegrywać, brat nie
mógł mu pomóc, bo sam użerał się z siedmioma obleśniakami.....w końcu ktoś
uderzył go mocno w kark- upadł.
Kapłan osłaniał Matta, kiedy
zaczęło się robić niebezpiecznie ( czyt. dookoła szczerzące się małpy, które
zrobią sobie z ciebie dywanik ), odsłonił dłonie i dotknął nimi podłoża-
zamarzło razem z kilkoma parszywymi zbójami, zakrył z powrotem ręce,
dmuchnął......po bryłach lodu zostały tylko pojedyncze kryształki wielkości
główki od zapałki.
- Jak ja tego nie lubię....
>jęk<
Firell nie dawał rady, było ich
zbyt wielu- nieboskłon przeszył dziki wrzask......potworny, Firell
automatycznie się odsunął, zbóje spojrzeli w górę....
> SZUCH!!!!!<
Zostały po nich zwęglone ciała,
zdziwiony Firell spojrzał w górę, jednocześnie Blizarre dochodził do siebie.
Nieopodal wylądował wielki,
szmaragdowy smok ziejący ogniem, zeskoczył z niego chłopak, z daleka widać było
jego czarne, krótkie, potargane włosy. Miał obcisły strój i na to zieloną
tunikę.
- Uratowałem wam życie, teraz
zapłaćcie.
A wszyscy oczka w słup.....niezły
jest.
Blizarr zauważył, że chowa się
przed promieniami słońca........miał lusterka zamiast tęczówek, nic dziwnego,
odbijające się w nich słońce utrudniało mu pewnie życie.
- Bezpośredni jesteś. >obolały
Firell<
- A jak, to płacicie czy mam was
pozabijać?
Kapłan wreszcie zareagował zdrowo
i tak jak powinien.
- Nie mamy pieniędzy
przybyszu.....
- Więc chce jego. >wskazując na
Blizarre<
- Mnie? Ja jestem ekskluzywną
dziwką, a ty mi się nie podobasz. >skrzyżował ręce na torsie<
- Ach doprawdy? To co powiesz
jeśli mój kochany zwierzaczek upiecze was żywcem????
Smoczysko, wydawałoby się,
wyszczerzyło ostre kły w „uśmiechu”, z paszczy poleciał spory ognik.
Wszyscy jak jeden mąż cofnęli się
o kilka kroków do tyłu.
- A może jednak zechciałbyś coś
innego? Jestem kapłanem i mogę ci dać moją laskę.
- Nie obchodzi mnie kim jesteś,
sam patroluję przestrzeń powyżej nieboskłonu i nie boję się ciebie ( przestrzeń
nad nieboskłonem to u nich nie była przestrzeń kosmiczna...po prostu drugie
niebo ), nie chcę też twojej laski, ja chcę tego blondyna i tyle....albo was
upiekę...co wy na to?
Firell błagalnie spojrzał w stronę
braciszka.
- No dobra, zgadzam się....ale ja
ustalę gdzie i kiedy. >pewny siebie<
- Co? >chyba żartujesz<
- Dostaniesz wtedy drugą
przysługę....a jak nas podwieziesz, to i trzecią....co ty na to?
- ....>zastanowił się dłuższą
chwilę<.....propozycja nie do odrzucenia. >wygrał<....To gdzie mam was
podrzucić?
- Do Mairynyi.....
- .....żartujesz???!?!?!?!?!!?
Przecież to tydzień stąd!!!!
Smok parsknął, bezczelny był..
- Ale lotem byłoby szybciej.
>brew do góry, sztukę przekonywania opanował do perfekcji<
- No dobra......ale będę miał u
ciebie cztery przysługi.....
- ....no dobra, ale jak mi ten ból
głowy przejdzie.....chyba mnie trochę trzęsie.
- Zatrzymamy się w najbliższej
gospodzie to odpoczniesz koteczku. >Midnight jak zwykle troskliwy, ale
trochę nie na czasie<
I wszystko byłoby dobrze, gdyby
nie Firell, raptowna zmiana zdania.
- EJ! Aż 4 przysługi??? Chyba
żartujesz, mój braciszek jest ekskluzywny i nie ma na ciebie ochoty....więc
jeśli szukasz zaczepki.....EJ!!!!
Smok owinął go ogonem i powiesił
za koszulę na najbliższym drzewie.
- Co to ma ZNACZYĆ??!!! JESTEM
JEGO BRATEM I MAM PRAWO.......
- Rubi, zatrzęś nim trochę, to się
może uspokoi.
Smok z przyjemnością zatrząsł
porządnie drzewem, Firell mało co nie spadł.....niedobrze mu się robiło.
- DOBRA, BĘDĘ JUŻ CICHO, TYLKO KAŻ
MU PRZESTAĆ!!!!!!!!
Rubi spojrzał w stronę Fayona,
tamten skinął głową, smok z wyraźnym żalem zostawił Firella w spokoju....na
czubku sporego drzewka.....ciekawe czy zdoła zejść w jednym kawałku?
- Tooo....idziemy?
- Ta, tylko nie próbuj się
wymigać, będę za tobą łaził aż dostanę to, czego chcę.
- No dobra, dobra, nie bądź
taki......napalony. >masując skronie<
>ŁUP<
Firell spadł z drzewa.....
- ....AŁAAAAAAA!!!!!!!!
>jęk<
No i tak, po kolei wspięli się na
smoka, Rubi nie był z tego zbyt zadowolony, miał prawo, właśnie zrobili sobie z
niego taksówkę.
THE END
Autor: Bi- Ewi