Heloł! Co słychać? Bi-Ewi właśnie skończyła i bardzo się cieszy,
wreszcie będzie mogła powtórzyć biologię i zrobić notatki z historii.....potem
już tylko do łóżeczka myk! Sory za język na początku, to literatura mi na mózg
pada^^. Mam nadzieję, że się nie pogubicie....tak jak ja^*.
Są może jakieś propozycje lub
zażalenia? Na komentarze czekam w księdze gości. Łajać mnie proszę mailowo ( 241285@interia.pl
).
Wykończona Bi-Ewi_-_
Cofając się w przeszłość.
Siwobrody, stary już człowiek
podjął się niemałego wyzwania, ze zła zrobić dobro....rzecz wydawałoby się
niemożliwa.
- Noc odbija się w twych srebrnych
oczach moje dziecko....nie przyjmuj jej do swego serca.
Natt jako słodkie,
dziesięcioletnie ale i zarazem podłe dziecko bawiło się życiem pewnego rosłego
wilka.
- Nie nazywaj mnie swoim
dzieckiem, ...i odczep się od moich oczu starcze!
- Za przeszłość nie możemy
obarczać przyszłości chłopcze, zrezygnuj.
- Nigdy, będę władcą kamienia
choćby nie wiem co! Poprzedni już mi nie dorównuje siłą, urodą i
umysłem...PRZYZNAJ!!!
- Za to sercem cię przewyższa.
- Idź precz kapłanie, nie chcę cię
już dłużej słuchać! Nie chcę też znać mojej przyszłości głupcze. I tak ją
kiedyś zobaczę....ale jako wieczny i nieśmiertelny..... >diaboliczny
uśmiech<
- Spójrz tylko co się z tobą
dzieje.
Natt jednym ruchem skręcił kark
zwierzęciu, spojrzał na starca iście podłym wzrokiem, jego oczy przemieniły się
w dwie podłużne szparki.
- Wydaje mi się, że masz problem
ze słuchem....powiedziałem PRECZ!!!!!!
- Dobrze, skoro nie chcesz spełnić
mojej prośby, to chociaż wysłuchaj mojej rady.
- Nie potrzebuję twoich rad.
- Znasz może następcę wiatru
panie?
- Pytanie podchwytliwe? Przecież
jeszcze się nie narodził!
- Kocham cię jak syna......uważaj
na to dziecko, zdradzi cię i przyczyni się do twojego upadku.....trzymaj się
też z daleka od mojego ucznia....
Starzec rozwiał się w powietrzu.
- Kto mieczem wojuje od miecza
ginie. >wredny uśmiech<
Rozmowie całej chłopiec odrobinę
starszy od Natta się przysłuchiwał. Pod drzwiami stał, przeczesał swe czerwone
włosy i ku swej komnacie się skierował.
Po latach jednak, Natt prawie o
słowach starca zapomniał i tylko fragment o dziecku wiatru mu został.....reszta
osnuta cieniem.
- Opanuj się chłopcze zuchwały.
>szept<
Wiele lat później nadszedł czas przysięgi i pieczętowania. Wicher jako
mały jeszcze chłopiec dopiero później przysięgał.....Natt zadecydował o swoim
losie jako pierwszy.
Rzucił swe serce, wyzbył miłości i
litości na rzecz samego zła wcielenia.
Został mu rok by się życiem wśród
istot żywych nacieszyć, gdy czas ten minie, zapieczętowany w zamku kamienia
zostanie...na zawsze.
Przez ten rok jednak, swe plany
snuć zaczął, z dzieckiem wiatru zaprzyjaźnić się raczył....choć przyjaźń jak
dla niego nieodpowiednim słowem była....nie znał przyjaźni i nigdy jej zaznać
nie miał.
Owinął sobie małą istotkę wokół
palca, zbezcześcił ją i wykorzystał. Dziecko o Wicher imieniu jako marionetka w
jego dłoniach posłużyć miała.
Nadszedł czas pieczętowania.....
Przed tym jednak podano mu
narkotyk ( pył czerwony ), który go w wiecznym śnie pogrążył i umysł otworzył,
odtąd jedynie pustka jego sprzymierzeńcem była.
Ze snu tego już nigdy obudzić się
nie miał......
Czterej władcy zamknięci w swych
zamkach życie i porządek we wszechświecie podtrzymywać mieli.... lecz jeden z
nich wrota czasu i przestrzeni otworzył i wszystko w gruzach legło.
Wszystko zaczęło się od
początku.
Dużo później....
Mężczyzna o czerwonych włosach na strychu domu pewnego chłopca się
zaszył i w przyszłość się wedrzeć próbował......
Wcześniej.....
- Że co??????!!!!! >Wicher
rozdziawił mordkę<
- ........ >jak najbardziej
poważny<
- To nie możliwe, ja nie mam
ochoty bawić się w dwornego klauna!
- Więc odejdź w świat, ja mam tu
interesy...już zapomniałeś?
- Nie, nie zapomniałem.
>posmutniał<
- Radzę ci zachowywać się jak
człowiek....a teraz chodź.
Natt dotknął ramienia Wicherka,
razem znikli w czarnych smugach dymu.
Pojawili się w komnatach władcy
ziem, na których się znajdowali...jak się okazało nie króla, tylko czegoś w
rodzaju szlachcica na skraju rozpaczy.
Czarnobrody, w średnim wieku
mężczyzna spał wraz z żoną w wielkim łożu otoczonym baldachimami. Wszystko
skąpane było w granacie. Na ziemi leżały skóry z niedźwiedzi, na ścianach
obrazy świętych, w oknach błękitne, jedwabne zasłony...i obraz zmartwień
szlachcica...tracił majątek a te wszystkie rzeczy zaczęły się powoli sypać ze
starości. Nawet łoże nie wytrzyma więcej niż jeszcze dwa lata.
Natt uśmiechnął się do Wicherka,
cała straż była na podwórzu i próbowała znaleźć przyczynę hałasów i odgłosów
jakie miały tam przed chwilą miejsce. Szukali....
Czarnowłosy wyjął zza pazuchy
jakiś proszek w buteleczce, nasypał sobie trochę na dłoń i dmuchnął w stronę
królowej.
Natt położył ja na podłodze a sam zdjął
płaszcz i podparłszy się na łokciu położył się obok szlachcica, Wicherek z
kolei na mężczyźnie usiadł.
Czarnobrody otworzył oczy, zaczął
panikować ale Wicher zatkał mu usta i przytrzymał...obezwładnił jego ruchy.
- Nie rzucaj się tak, nic ci nie
zrobimy.
- Jeżeli zgodzisz się na naszą
propozycję oczywiście.
Mężczyzna wyglądał jakby właśnie
zobaczył diabła.
- Mój przyjaciel cię teraz puści,
obiecaj, że nie będziesz krzyczał a darujemy ci życie...co ty na to?
Przestraszony szlachcic
przytaknął.
Wicher zszedł z niego i stanął za
Nattem.
- Czy...czy ty panie diabłem
jesteś....i przyszedłeś po mą duszę?
- Diabłem? Nie, czymś znacznie
gorszym....i nie przyszliśmy po twą duszę lecz chcieliśmy ci pomóc.
- Ggorszy niż diabeł i pomóc chcą?
- Gorsi? No, to może nie jest
najlepiej określone ale mniejsza z tym. Zawrzyjmy układ.
- Układ?
- Tak, chyba nie jesteś ślepy,
twoje ziemie podupadają, sam niedługo chłopom służyć będziesz....
- Nadal nie rozumiem.
- Przez chwilę mnie wysłuchaj panie
i nie wtrącaj się. Pomożemy ci twój majątek powiększyć i co najważniejsze
uratujemy go a ty w zamian dasz nam schronienie.....co ty na to?
- Schronienie?
- Tak, bo my jesteśmy czymś w
rodzaju ....kapłanów i polujemy na pewnego demona...słyszałeś może o nim panie?
- Nie, nic takiego nie słyszałem.
- Szkoda, ale on tu w pobliżu jest
i zagrażać ci będzie......no to jak? Umowa stoi?
- A skąd mam mieć pewność, że nie
chcecie mnie i mojej małżonki życia pozbawić?
- Daję ci słowo mego honoru......
- Gdzie jest moja małżonka?
- Na podłodze, nic jej nie
jest....tylko obudzi się ze strasznym bólem głowy.....
- Dobrze....i tak nie mam nic do
stracenia.... >uścisk dłoni<
- Aha i jeszcze jedno....nie
będziemy robić żadnych sztuczek typu.....krowa daje złoto zamiast mleka itd.
- Zdam się na waszą łaskę i
niełaskę panie.
- I tak powinno być....zaczniemy
od jutra panie, przybędziemy do ciebie.
Natt wziął Wicherka za fraki i
przeszedł do komnaty obok, stopił się z jakimś obrazem wiszącym na ścianie.
Wicher uśmiechnął się do
siebie....teraz miał szansę.
- Ja zaraz do ciebie dołączę
panie, najpierw pójdę się przejść.
- Tylko nie za długo.
- Myślę, że pół godziny mi
wystarczy.
Natt machnął nań ręką. Wicher
opuściwszy pokój skierował się do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą miała
miejsce rzeź. Śledziły go oczy ciekawskich i przejętych strachem mieszkańców
zamku...i nie tylko.
Za wrotami rozciągał się naprawdę
duży i posępny las, mijając drzewa miał wrażenie, że wołają o pomoc...a
niektóre się z niego naśmiewają.....”Zginiesz.....zginiesz....zginiesz
hahahaha”....i tak w kółko.
Nie przejął się tym zbytnio...phi,
czemuż miał, z takimi predyspozycjami? Nie ma czym się przejmować....jest
natomiast czego się bać.
Zdrada chodziła za nim krok w
krok, sumienie jak na złość piekliło się w jego wnętrzu, miał już nawet
zawrócić.....zatrzymał się w połowie drogi.
- Co ja robię? >oparłszy się o
drzewo<
Odetchnął głęboko, przeczesał
palcami włosy i ruszył dalej, nie mógł się już zatrzymać. Jeżeli nie spełni
swojej powinności to go zabiją, jeżeli Natt dowie się co chce zrobić, zabije
go.....a jeżeli teraz ucieknie? Obaj będą go śledzić i w końcu też go
zabiją...żyć nie umierać.
Zobaczył przed sobą zarys
zrujnowanej właśnie karczmy, dookoła leżały jeszcze świeże trupy, wszędzie było
pełno krwi i ludzkich wnętrzności~~~~
Nie ma co, piękny widoczek....
Żaden z mieszkańców zamku nie
odważył się zapuścić sam w las o tej porze, dopiero jutro odkryją co tu się
stało.
Wicher usiadł na szczątkach ściany
i czekał.
Dlaczego nie usłuchał Udine? Ona
zawsze chciała dla niego jak najlepiej...a tu o! Takie z niego ziółko. Gdyby
teraz go takiego widziała, to sprałaby go na kwaśne jabłko zapewne.
Usłyszał czyjeś kroki, postanowił,
że da się zaskoczyć.
Nie musiał długo czekać, czyjeś
dłonie zakryły mu oczy.
- Hmmmm........AON?
Złotooki, czarnowłosy mężczyzna
usiadł obok, jak zwykle milczał. Wicher spojrzał na niego pytająco, Aon pokazał
przed siebie na zbliżającego się wysokiego mężczyznę......z czerwonymi, długimi
włosami związanymi rzemieniem i przejmująco szarymi oczyma.
Wicher wstał, Aon poszedł za jego
przykładem.
- Gdzie on jest? >głęboki o
ostry ton<
- W zamku....odpoczywa w obrazie z
portretem zrozpaczonej kobiety......
- Gdzie znajduje się ten obraz?
- W północnym skrzydle Ranwe.
Wampir uśmiechnął się i poklepał
Wicherka po ramieniu.
- Dobrze się
spisałeś....porozmawiajmy o nagrodzie.
Wicher zakrył twarz dłońmi, nie
chciał nic słyszeć o żadnej nagrodzie!
- Nie chcę żadnej nagrody!
Ranwe stanął za nim i złapał go za
ramiona, szeptał mu do ucha.
- Dobrze zrobiłeś, Natt nie
zasługuje na przebywanie wśród żywych istot......jeżeli ja go pierwszy nie
zabiję to on to zrobi...czy chcesz tego? Czy chcesz by istota, która pomogła ci
wydostać się z objęć śmierci zginęła? Czy taka jest twoja wdzięczność?
- .....nie.... >cichutko<
- No widzisz, twój dług wobec mnie
zostanie spłacony. >wredny uśmiech<
Ranwe go puścił. Stanął przed nim.
- I niech ci nawet do głowy nie
przychodzi by mi przeszkodzić.....
- ...........
- Czego chcesz w zamian za życie
twego....twego....lubego? >z nutką drwiny<
Wicher podniósł dotąd spuszczoną
głowę.
- Nie zabijaj go. >cichutko<
Ranwe całkowicie
zgłupiał....zabić...tak....nie zabijać....zdecydowanie nie.
- Że co? >brwi do
góry<....Śmiesz o to prosić?
- Wybacz.....no to w takim razie
pochowaj jego ciało w krypcie na polanie...nie jest poświęcona....więc po życiu
chociaż będzie miał spokój.
- No, te życzenie mogę spełnić.
Czy to wszystko?
- Nie.
- Bezczelny z ciebie chłopak.
- Daj mi swoje słowo honoru, przysięgnij,
że nigdy mnie nie zabijesz......
- ..... >skrzywił
się<....no....dobra. Ale już nic więcej ci nie obiecam.
- ..........
- Odejdź, najlepiej gdzieś daleko.
Ranwe i Aon wyminęli
sfrustrowanego Wicherka, został sam jak palec. Patrzył jak dwaj mężczyźni idą w
stronę zamku, pierwszy- Ranwe, wyjął zza pazuchy bicz, drugi- Aon, wyciągnął
pokaźnej długości miecz.
Zapewne zabija jego „ukochanego”,
przebiją serce, wyszarpią wnętrzności....a może najpierw....wezmą,
zbezczeszczą? Potem pewnie porysują i zniszczą jego piękną twarz......zamyślił
się. We wnętrzu rozwalonego prawie budynku usłyszał szmer, odwrócił się, hałas
się powtórzył.
Wicher wstał i powoli szedł w
stronę miejsca, gdzie dach stykał się z ziemią...ukucnął i zajrzał pod
spód.....dostał piachem po oczach, ktoś bardzo drobny kopnął go w przyrodzenie
i pobiegł w stronę lasu. Wściekły chłopak przetarł oczy i odczekał aż
ból...no...ten ból...minie, ruszył za niewiarygodnie niskim dorosłym, albo 10-
12 letnim dzieckiem.
Doszedł do wniosku, że to było
jednak dziecko...nie mógł jednak określić czy to był chłopak czy
dziewczyna.....w każdym razie szybkie było.
- Zaczekaj! Nic ci nie zrobię!
Nikt nie odpowiedział.
- Już się nie gniewam, że mnie
kopnąłeś.....POCZEKAJ DO JASNEJ CHOLERY!!!!!!!
Dziecko potknęło się o korzeń
drzewa i upadło....miało szczęście, akurat wtedy leciała w jego stronę duża,
ostra bryłka lodu, która trafiła w drzewo.
Dzieciak trzymał w dłoniach
szmacianą lalkę, szybko się podniosło i pobiegło dalej. Wicher okazał się
jednak szybszy i zatrzymał je, powalił na ziemię i przyszpilił.
- Przecież mówię STÓJ!!!!
Trzeba przyznać, że było lekko
wychudzone...a może po prostu bardzo szczupłe?
Księżyc wyszedł zza chmur, Wicher
mógł teraz określić wiek dzieciaka......tak przynajmniej myślał.
Dziecko miało długie, poczochrane,
miedziane włosy i głębokie jak dwie studnie, brązowe oczy.
To był chłopak, brudny a szatka, w
którą był przywdziany była porwana i ledwo się na nim trzymała...obraz nędzy i
rozpaczy.
- Nie zabijaj mnie. >cichutko
jak mysz pod miotłą...lekko piskliwym głosem<
To co miało w ręku nie było
szmacianą lalką lecz pozwiązywanymi kawałkami materiału i patykami, które miały
przypominać ludzkie kształty.
Wicher co prawda miał na początku
taki zamiar ale postanowił, że tego nie zrobi...żal mu się dzieciaka
zrobiło....mógł za nim nie gonić, tylko od razu puścić za nim diamentowy pył (
kawały ostrych jak brzytwy sopli lodu ).....ale teraz za późno na „takie”,
„Mądry Polak po szkodzie” jak to mawiają.
- Nie mam takiego zamiaru.
>zziajany<
- .......... >patrzył na niego
dużymi i przestraszonymi oczętami, jak dla Wicherka , to było to zbyt wiele<
- Jak ci na imię?
-..........
- Ogłuchłeś?
-.........
- Czuję, że to będzie długa noc.
Tymczasem Ranwe i Aon dostali się niespostrzeżenie przez nikogo do
zamku, stali tuż przed portretem zrozpaczonej damy w bieli. Płakała....Aon
zastanawiał się dlaczego. Może kogoś straciła? Albo ktoś ją skrzywdził?
Nieważne.
- Odsuń się Aon, Natt jest na
razie bezbronny jak niemowlę...bo śpi.....
Ranwe wyjął zza pazuchy fiolkę z
czerwonym proszkiem....wysypał jej zawartość na rękę.
- NATT!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Czarnowłosy jak na życzenie
„wypłynął” z obrazu, stanął tuż przed nimi, Aon aż się go przestraszył. Był od
niego dużo niższy i wydawał się przy Nacie taki chuderlawy~~~~~~ >głośno
przełknął ślinę i usunął się na bok<.
- Ty? >rozwarte oczy ze
zdumienia<
- Tak, ja....nie spodziewałeś się
co? >wysypując odrobinę proszku na podłogę<
Natt cofnął się do tyłu i zasłonił
usta i nos na widok proszku.
- Skąd to masz? >syk<
- Od pewnego starca...zacytuję:
„Noc odbija się w twoich oczach.....”, coś ci to mówi?
-
Kapłan?....>niedowierzając<... ale on nie zrobiłby mi tego!
- Ludzie się zmieniają....i
nieludzie też. >podły uśmiech<
- Czego chcesz?! >cedząc przez
zęby<
- Zemsty!
- Nie wiem tylko za co? Przecież
tylko raz w życiu się widzieliśmy. >próbował się rzucić na Ranwe lecz ten
usypał troszkę czerwonego proszku, którego Natt się bał jak niczego innego na
świecie, gotowy do następnego ataku czekał<
- Ty mnie tylko raz ale ja ciebie
666 razy widziałem i teraz z tobą skończyć mam zamiar!
Ranwe dmuchnął, czerwony proszek o
ostrym zapachu wdarł się w nozdrza Natta....czarnowłosy poczuł się senny. Życie
przeleciało mu przed oczyma....to było coś gorszego niż tylko sen...coś
pomiędzy życiem a śmiercią...stan chłodny, wręcz zimny i drętwy......czuł jak
niedawno przebudzony umysł zaczyna opadać w ciemność....Natt nigdy nie mógł się
uodpornić na działanie narkotyku.....przegrywał.....Zdążył jednak wypowiedzieć kilka
zaklęć, które zraniły Ranwe i Aona, z tym że ten ostatni był w całkiem poważnym
stanie.
Ciało Natta powoli i bezsilnie
opadało na ziemię, jak mógł sobie pozwolić na takie zakończenie? Teraz, kiedy
dopiero co się przebudził???? Dlaczego?
Ranwe w przypływie gniewu przebił
Natta mieczem Aona na wylot....celował prosto w serce i w nie trafił.
Bezwładne, cierpiące katusze ciało opadło na zimną, kamienną podłogę. Ból był
nie do zniesienia. Narkotyk prócz swojego zastosowania przy pieczętowaniu...był
także stosowany w wyrokach na wieczne cierpienie, przynosił niestworzony ból
zarówno dla ciała jak i umysłu.
Natt zdążył wypowiedzieć tylko dwa
słowa zanim jego umysł pogrążył się we śnie.....
- Jeszcze.....wrócę.....
Ranwe nie brał sobie jego słów
zbytnio do serca.....a powinien, Natt był bestią niezmiernie przebiegłą,
potrafił znaleźć wyjście z każdej sytuacji, rzucił więc klątwę, o której Ranwe
nic nie wiedział. Jedynie Aon coś wyczuwał.
„ W jednym grobie przewracać się
ze mną będziesz, a jeśli przebudzić się zdołasz ja w twe ślady pójdę....ja i
wrogowie twoi........i ludzie, którzy ci za złe mają........”. Potem było już
tylko ciemno i zimno.
Aon miał pytającą minę. Ranwe
wyczytał mu w myślach o co chodzi, chciał wiedzieć dlaczego Ranwe go zabił.
- Pytasz dlaczego? Otóż byłem o
niego zazdrosny....ale to było jeszcze jak byłem dzieckiem. Potem też chciałem
być władcą kamienia...ale przy nim nie miałem szans, więc postanowiłem się
zemścić. Wiele lat uczyłem się u kapłana, który był znajomym martwych już dawno
temu rodziców Natta. Moi rodzice wywodzili się z rodu wampirów, więc i ja nim
jestem......e tam! Już nie ma co opowiadać....złożymy jego ciało w grobowcu i
pójdziemy to uczcić z tym smarkaczem.....
Aon znów spojrzał na Ranwe
przenikliwie, pozwolił myślom mówić.
- ( To nie wszystko ).
- Nie wszystko?......>waha
się<......masz rację, nie wszystko....otóż kiedyś...jak byłem
młody.....zakochałem się w nim...to było tylko zauroczenie ale jednak......on
chyba o tym wiedział i robił mi na złość biorąc każdą napotkaną dziewczynę....uwierz
mi, dla niego nie było czegoś takiego jak różnica płci czy wiek...potem nieźle
mu podpadłem i od tej pory, mimo iż dał bym mu radę >du- ma<, trochę
lękam się o swoje życie....ten mężczyzna jest zdolny do rzeczy o jakich ci się nigdy
nie śniło.....ale na tym już koniec, nic więcej ci nie powiem....a teraz pomóż
mi wyciągnąć miecz......
Wicher opatrywał rany chłopczykowi, który jak się okazało miał 11 lat i
był bardzo nieśmiały, jego rodziców i siostrę zabił „czarny diabeł”.
Mieli dużo wspólnego....obaj kogoś
stracili, kogoś kogo kochali nad życie.
THE END