Sasza siedział wygodnie w wysokim, czerwonym fotelu i zajadał się pizzą.
Obok na stołku siedział Krisi.
Próbował wydębić od Saszy legendę
o strażniku snów.
Zauważył na szyi kolego wisiorek
przedstawiający oko. Zwykłe, zwyczajne oko, zapewne wykonane ze srebra...widać
bardzo stare i przypruszone złośliwym osadem.
- Co to jest za wisiorek?
- I kto tu ma klapki na oczach?
Przecież widzisz, że to oko.
- Tak, ale po co je nosisz? Dla
szpanu czy to ma jakieś szczególne znaczenie?
- Nie wiesz? Oczy są zwierciadłem
duszy. Jeśli ktoś rzuci na nie urok....to twoja dusza straci kontakt ze światem
zewnętrznym i umiera....to trzecie oko jest dla ochrony.
- Patrz, nie zrobiłeś ani jednego
błędu.
- No i szto z tego?
- A nic....to jak opowiesz mi o
tym strażniku?
- A mam wyjście? Zamonciłbyś mnie.
- Chyba zamęczył?
- No przecież mówię.
- No dobra, mów, zamieniam się w
słuch.
- Haraszo, tylko się nie śmiej!
- Przyrzekam.
- No więc, jak mój dziadek był
stary....kilka dni przed jego śmiercią....gadał różne dzuwne rzeczy....
- Dziwne.
- Zamknij się! Opowiadał mi o
władcy dalekiej północy....o tym jak ukradł oko prawdy i został ukarany.
- Oko prawdy?
- To był rodzaj kryształowej kuli,
przepowiadało przyszłość.
- A jak wyglądało?
- Pocałuj się ty w zadek! Chcesz
żebym opowiadał czy nie?!
- Przepraszam.
- Chciał koniecznie wiedzieć jak
zginie by móc temu zapobiec i stać się nieśmiertelnym.... no ale bogowie się
dowiedzieli i zamknęli go z dala od ludzi i oka prawdy, zamknęli go w świecie
snów.
- Świecie snów?
- Tak, od tej pory strzegł snów
dzieci i ludzi młodych, nie może z nich wyjść....no chyba, że ktoś mu tak
rozkaże.....wtedy odnajdzie oko prawdy i skończy to co zaczął....wtedy wszyscy
ludzie stracą sny, a jak stracą sny to ich dusze stracą pokarm....a jak ich
dusze stracą pokarm....umrą, a wraz z nimi ich powłoki cielesne, strażnik
zjadłby nasze sny i byłby nieumierający. Rozumiesz?
- Tak.....i mówi się
„nieśmiertelny”. Ale jak ktoś może temu strażnikowi kazać wyjść?
- Proste, on jest wszędzie i
zawsze, może być myszką, a jak zechce- olbrzymem.....po prostu mu to
powiesz....i wujdzie...
- To daje dużo do
myślenia.....zupełnie jak „Kot w butach”. >z nutką ironii<
- Polaczku....ty mnie nie
denerwuj.
- Znasz jeszcze jakieś bajki?
- BAJIKI? BAJKI????? To nie są
bajki głupolu, to są legendy przekazywane z pokolenia na pokolenie i są prawdą
najszczurszą!
- Najszczerszą.
- No przecież mówię.
- Fajny jesteś....może zostaniesz
ze mną na noc?
- Zboczek? >brwi w górę<
- Nie! Spałbyś na innym
łóżku....co ty na to?
- A siedzielibyśmy do późna w nocy
i straszyli się?
- No.
- To ja zadzwonię do rodziców
keja?
- Co?
- Taki wynalazek- telefon.....chcę
zadzwonić....
- Nie....to co
powiedziałeś...keja?
- Co ty mi za kit wciskasz? Robisz
sobie ze mnie jajecznicę?
Krisi wybuchł śmiechem.
- Jaja, nie jajecznicę.
>trzymając się za brzuch<
- Polaczku...... >wzrok godny
człowieka wykształconego i mocno stojącego na ziemi<
Sekundy, minuty, godziny mijały, kiedy nadejdzie sen? Kiedy się tu
zjawi? Dlaczego jeszcze go tu nie ma? Może nie nadejdzie w ogóle? Ale jeśli się
tak stanie- pomrzemy.
Nie, nie zostawi nas na pastwę
okrutnego losu, strażnik snów na to nie pozwoli......chociaż....
Umysły chłopców wpadały coraz
głębiej w czarną, bezkresną otchłań....... stawały się coraz cięższe i coraz
bardziej otępiałe......zupełnie jak po zażyciu niektórych leków
uspokajających....
Plaża, dwie sylwetki, tym razem
zarówno jedna, jak i druga były w pełni widoczne.
- A nie mówiłem? Zapamiętałem cię.
Kori dotknął swoich włosów,
twarzy, materiału kimona.......były takie same.
- Tak, wątpiłem....ale to prawda.
- Ha! Więc teraz chcę, byś miał
władzę.....chcę byś stał się człowiekiem.....
- ...............
- I?
- Już, jak tylko się przebudzisz,
wyjdę stąd razem z tobą mój mały stwórco.
- Cool. Poznałeś już Saszę?
- Nic mi o owym chłopcu
niewiadomo.
- Jak to nie? Przecież......czy ty
widzisz moimi oczami?
- Tak.
- A jego nie widziałeś?
- Nie, wiem że z kimś rozmawiałeś,
ale nie wiem z kim....... na miejscu tej osoby widziałem tylko jasną plamę
światła. Nic więcej.
- To dziwne.......
- Nie uważam.
- A ........
- Tak?
- Nic, już nic.
Dziwne, wszystko zawsze widział,
wszystko zawsze obserwował, mógł czerpać wiedzę z umysłu lub wspomnień
chłopca....a jednak. Saszy nie widział. Jasny punkt? Dziwne.
- Zabawmy się.
- W jaki sposób?
- Chcę pograć.
- W co chcesz pograć.
- Chcę zagrać w trójwymiarową bijatykę.....taką
z zawodnikami, w których będziemy się wcielać.....co ty na to?
- Kuszący pomysł, ile ma być
postaci i ilu graczy weźmie w tym udział?
- Zawodników będzie dwunastu, a
graczy......czy potrafiłbyś tu sprowadzić umysł Saszy?
- Ingerowanie w cudzą wyobraźnię
jest bardzo niebezpieczne, ale mogę spróbować.
- .......no więc.....?
- Nie, nie mogę się wedrzeć w
umysł tego chłopca....bardzo mnie to dziwi, zazwyczaj nie mam takich problemów.
- No cóż.....okej, jakich mamy
zawodników do wyboru?
Pojawili się jako dwa czerwone, jarzące się punkty na środku sali bez
ścian, ich miejsce zajmowała pusta, czarna przestrzeń. Na samym środku stał
filar, a wokoło niego kręciły się duże karty z różnymi postaciami. Wśród nich
byli: Diabeł, Anioł, Barbarzyńca, Amazonka, Czarodziej, Skrzat, Elf, Gejsza,
Demon, Czarownica, Tygrys i Feniks.
- Którą postać wybierasz Motylku?
- Chyba.......Demona, będę walczył
czarną magią i batem....a ty?
- Wybieram Tygrysa, będę walczył
kłami i pazurami, ale za to będę miał wyższą obronę od twojej.
- Dobra, mamy trzy zmiany łącznie
z tą, dwa zwycięstwa. Co ty na to?
- Niech będzie.
Pokój bez ścian wykruszył się
niczym pękające szkło, z kart wyszedł Tygrys i Demon. Pojawił się ring otoczony
ostrymi dzidami.
- Nie wolno wychodzić za ring
zrozumiano?
- Tak Motylku.
- Zaczynamy.
Tygrys zaatakował Demona pazurami,
nie trafił, oberwał w zamian batem, duża porcja czerwonego paseczka,
określającego stan życia, znikła.
- Ha! Co ty na to Kori?
- Nic, zaraz się odegram.
Duży kot znów skoczył, tym razem
został poczęstowany ognistą kulą, padł, paseczek znikł całkowicie....jedna
postać została już wyeliminowana.
- WYGRAŁEEEEM!!!!!! Hu ha ha ha
ha..... wybierz następną postać!
- Wybieram Gejszę.....albo nie,
Czarodzieja.
Tym razem to pierwszy demon zaatakował,
batem unieruchomił zaskoczonego czarodzieja i rzucił w niego potężną lodową
kulą......trafił.
Czarodziej odpłacił się
petryfikacją, Demon został wyeliminowany z gry, stał się dużym kawałem skały.
- A nie mówiłem Motylku?
- Cicho, wybieram Feniksa.....
Coś jednak zaczęło iść nie tak, pojawiła się trzecia postać- Diabeł.
Zamiast Feniksa i Czarodzieja
stali Kori i Krisi.
- Co się dzieje?
- Nie wiem, nie rozumiem....ktoś
wdarł się do twej wyobraźni.....
- Szykujcie się na śmierć. >diabeł
nie żartował<
- Zaraz, to tylko gra, jeśli nas
tu zabije, tak naprawdę nic nam się nie stanie.
- Nie, bądź ostrożny, jestem
pewien że to się źle skończy......to nie jest wytwór twojej wyobraźni lecz
najprawdziwsza istota.... >lękliwie<
- Jaśniej proszę? Jak to
najprawdziwsza?
- Tzn. nie została przez ciebie
stworzona.....i może cię naprawdę zranić.
- Jak ona się tu do
diabła.....dostała? >myśl zanim powiesz<
- Nie wiem, ktoś ją wpuścił.
Wielka, czerwona istota ruszyła w
ich stronę z dużym, ognistym mieczem......
Kori pchnął chłopca na bok i
zablokował rękawami kimona cios Diabła. Materiał zapalił się, po chwili cały
Kori zaczął się palić.
Kris zaczął panikować.
Zapaliło się jednak tylko kimono,
gdy spłonęło spod niego wyszło inne ubranie, czarno- czerwone.....nadal kimono,
ale takie jakieś „fantastyczne”.
- Nic ci nie jest?
- Nie.
Paskami, które zewsząd wystawały
obwiązał Diabła i skrępował na krótko jego ruchy.
- Użyj wyobraźni Motylku, stwórz
sytuację, która go unicestwi.
Diabeł zaczął się uwalniać z
uścisku pasów.
Krisi wyobraził sobie anioła,
który zabiera Diabła do piekła.....otworzył oczy.....nic prócz Koriego
patrzącego w górę nie zobaczył.
- Co.....? >nic więcej nie
zdołał z siebie wykrztusić<
- Dobrze się spisałeś mój mały
stwórco.
W smugach czerwonego dymu pokazał
się wysoki i dość „napakowany” człowiek, patrzył w stronę Koriego i Krisiego ze
zmrużonymi oczyma....
Miał czarny strój i ciemnobrązowe,
lekko czerwonawe włosy opadające na kark i czoło, w oczach iskrzyły się
pomarańczowe, nierówno przedzielone czarnym paskiem, oczy. Trzymał się pod
boki.
- No proszę proszę, wreszcie
doczekałeś się ciała. >strrrasznie spokojnie<.
Wystawił dłoń do przodu, miał
czarne rękawiczki bez palców, okrąglutka bańka, w jej wnętrzu, w pozycji
embrionalnej znajdował się mały człowieczek, Krisi podszedł bliżej......to był
Sasza!
- .....co.....? >pytająca
minka<
Kori odciągnął go na bezpieczną
odległość.
- To dlatego nie widziałem tego
chłopca, to wszystko twoja sprawka Lake.
- Tak, trzeba przyznać, że mi się udało
prawda?
- Nie rozumiem, co ci się udało?
- Pomyśl Kori, jestem na twoim
terytorium, za chwilę Motylek się przebudzi i cię ze sobą zabierze.....a mnie z
tobą...... >nadal poważny i opanowany<
Dokładnie w tym momencie wszystko
zaczęło się ze sobą zlewać, Krisi się budził.......
Zlany potem aż usiadł na łóżku, na podłodze siedział Kori i przyglądał
się swoim dłoniom.....a na parapecie za nim ten ....Lake czy jak mu tam.
Sasza zerwał się w krzyku,
przetarł zmęczone oczka.......spojrzał w stronę przybysza.....znajomy to dla
niego był człowiek.
- O! A szto ty tutaj robisz?
Jakiem cudem jesteś w rzeczuwistości?
- Twój kolega mnie wypuścił.
Chłopak popatrzył na Krisiego
przestraszony.
- No nie....czy ty wiesz co
zrobiłeś?
Czy sen jeszcze kiedykolwiek nadejdzie? Czy jeszcze kiedyś nakarmi nasze
dusze? Bo jeśli nie......co się z nami stanie? Znam odpowiedź, ale nie chcę jej
do siebie dopuszczać, chcę mieć nadzieję, że to się nie stanie, że będzie
inaczej niż być powinno.
THE END
Autor: Bi- Ewi