Hełoł heloł, to znowu ja i tym razem stworzyłam ...no może raczej nie, pomysł niezbyt oryginalny ale co tam.

Ange, wszyscy lubią wszystkie twoje tytuły więc pisz pisz pisz pisz....weny mogę ci trochę pożyczyć bo mam jej w nadmiarze^^....prooooooszę bardzo >>>>>

           

 

 

    ~~Uciekaj!~~

 

  To była jedna z tych zdecydowanie nudnych i długich lekcji. Michał siedział na ostatniej ławce w rzędzie od okna, jesienne światło odbijało się w jego miedzianych włosach a małe promyczki przeglądały się w brązowych, głębokich oczętach. Wszyscy wyzywali go od kujonów....to prawda był nim, i co z tego? Może chciał coś w życiu osiągnąć jak jego wiecznie nieobecni rodzice? Może nie chciał być w przyszłości popychadłem?

Rozmarzył się a na lekcji polskiego było to coś .....hmm....to był jeden z najcięższych grzechów jakie mógł popełnić.

- MICHAŁ!!!!

Nauczycielka wrzasnęła tak głośno, że chłopak mało co z krzesła nie spadł, wszyscy zaczęli się śmiać.

- Powtórz co przed chwilą powiedziałam.

- yyyyy...pani mówiła właśnie o średniowiecznych budowlach i.....

- Brawo! Potrafisz spać i słuchać jednocześnie, radzę ci by coś takiego już nigdy się nie powtórzyło.

Dookoła słyszał złośliwe, trafiające go bardzo głęboko w serce komentarze. Zrobiło mu się przykro.

- Przepraszam pani profesor. >spuszczona głowa<

- No więc moi drodzy, na poniedziałek napiszcie referat o jakiejś starej budowli, najlepiej poparty zdjęciami lub rysunkami......wewnątrz i na zewnątrz.

W tym momencie zadzwonił dzwonek, nauczycielka wyszła z klasy.

Chłopak znów się rozmarzył.

- Rudy, w poniedziałek ma u mnie leżeć wypracowanko na siedem stron kapujesz? Bo jak nie......

To znowu ten grubas Marcin, nie było nikogo kto bardziej wyżywał się na Michale....phi, a mówili, że w liceum będzie lepiej niż w podstawówce....mylili się.

Następnych parę lekcji minęło bardzo szybko, Michał cały czas zastanawiał się o czym napisać....EUREKA! Niedaleko w lasku znajdowała się stara cmentarna mogiła...dość duża, pochodzi ze średniowiecza, więc można ją opisać ne?

Chwilę po tych rozmyślaniach jego szczupła sylwetka mocno naciskała na pedały czerwonego roweru, był słaby z w-f-u , więc bardzo szybko się męczył.

Minęło dobrych piętnaście minut zanim tam dotarł.

Przed nim malowała się duża, pokryta liśćmi polana, na jej środku stała stara, rozwalająca się mogiła. Zawiało, Michał szczelniej otulił się kurtką.

Zbierało się na deszcz, lepiej wszystko załatwić i stąd zwiewać.

Mogiła miała rozwalone, kamienne drzwi, więc Michał mógł spokojnie wejść do środka, martwił się tylko czy się nie zawali gdy tam wejdzie. E tam, raz kozie śmierć.

Od wewnątrz wyglądała imponująco, tyle że pamiętała już lepsze czasy. Michał zapalił latarkę, był przygotowany na wizytę tu ale nigdy nie mógł się do tego zmusić, było tam dużo szczurów, pajęczyn.....jakichś kości~~~~~~

- Weź się w garść tchórzu, to tylko twoja wyobraźnia, nic więcej.

Na dworze zagrzmiało, pewnie będzie niezła burza.

Michał próbował zapamiętać każdy szczegół pomieszczenia, by potem móc je przelać na papier.

Zauważył drewnianą klapę w podłodze, wyglądała na stabilną, więc pacnął ją stopą, wszystko ok., Wszedł na klapę, chrupnęła, Michał znieruchomiał........ani mru mru.....zapadła się pociągając za sobą chłopca.

- Auuuuu..... >jęk<

Na zewnątrz znów zagrzmiało, tym razem dużo głośniej.

Michał powoli podniósł się z podłogi, otrzepał....poczuł straszliwy ból przedramienia, było rozdarte, krew sączyła się z niego przyprawiając go o dreszcze. Zdjął szalik z szyi i obwiązał nim ramię, to powinno wystarczyć póki nie wróci do domu. Zdrową ręką szukał na podłodze latarki, znalazł ją......i wielkiego, tłustego szczura~~~~~~~~

- AAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!

Michał chwycił latarkę i pobiegł na oślep, nie zauważył, że korytarze co raz się zwężają, rozszerzają, rozszczepiają a niektóre nawet zapadają.

   Znalazł się w istnym labiryncie.....wpadł w pułapkę zastawioną przez człowieka, który przewidział w przyszłości wizytę nieproszonych gości.

Biegł i biegł na oślep, w końcu znalazł się w dużej, marmurowej sali, stanął jak wryty, wszędzie były stare malowidła, czaszki i kości.....ludzkie co najgorsza.

- ~~~~~~~~~~

Na środku stało coś w rodzaju sarkofagu, chłopak podszedł bliżej.

- Wosk?

Rzeczywiście, na sarkofagu był wosk i odbita na nim pieczęć.....coś w rodzaju krzyża.

Pod woskiem znajdował się wyryty w marmurze rysunek przedstawiający jakieś zwierze....dużego wilka i żołnierzy.....dokładnie pod woskiem znajdowała się jakaś postać ale Michał nie mógł rozróżnić kontur.......zaczął zdrapywać wosk.

W końcu ujrzał postać....nie wiedział czy to był mężczyzna czy kobieta...ale ....

Płyta sarkofagu zaczęła pękać, Michał odsunął się na bezpieczną odległość ( na drugi koniec sali znaczy się ), serce waliło mu jak oszalałe.

Czyjaś pięść rozwaliła ją od wewnątrz, potem ten ktoś odsunął kamienie tak by mógł wyjść z sarkofagu. Czyjaś smukła i wysportowana postać powoli się podnosiła, to był mężczyzna, owinięty w srebrne łańcuchy..... i nagi.

Tuż za podnoszącą się powoli głową płynęły gładkie, długie, krwistoczerwone włosy. Osobnik przytrzymał się dłońmi obrzeży sarkofagu, powoli zwrócił swój wzrok w stronę intruza....jedynym życzeniem Michała było teraz zapadnięcie się pod ziemię....a może po prostu ucieczka?

Mężczyzna w sarkofagu był piękny, opalony, wysoki, oczy miał tak przejmująco szare...prawie srebrne.....i patrzył teraz w jego stronę. Z tego co chłopak zauważył to osobnik nie był typem, który pozwoli sobie w kaszę dmuchać....zadzieranie z nim mogło się skończyć śmiercią zaczepiającego.

Michał łajał się w myślach....czyżby uwolnił jakiegoś demona?~~~~~~

Ta myśl przyprawiała go o omdlenie.

Z mrocznych myśli wyrwał Michała głos mężczyzny z sarkofagu.

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła...... >psychiczny śmiech<

Usta mężczyzny ułożyły się w złośliwym uśmiechu odsłaniając jego śnieżnobiałe kły.

Michał zadrżał ze strachu...w dodatku było mu słabo po znacznej stracie krwi......zauważył, że osobnik patrzy teraz na jego zakrwawione ramię....rzeczywiście, szalik, który niegdyś był biały, stał się prawie czerwony.

Osobnik oblizał zęby. Łańcuchy oplatające jego ciało powoli zsuwały się z niego....

- Krwawisz.....

Michał miał ścianę za plecami, wyjście znajdowało się za sarkofagiem, więc by uciec musiałby obok niego przejść....czego w żadnym wypadku nie chciał.

Chłopak próbował wcisnąć się w ścianę, mężczyzna wyszedł z sarkofagu....był wysoki, prawie o dwie głowy wyższy od Michała.

Szedł w jego stronę powolnym i lekko chwiejnym krokiem, w końcu kilka stuleci na leżąco robiło swoje.

Mężczyzna miał na sobie tylko czarną przepaskę na biodrach, reszta ubrania pewnie się rozsypała ze starości.

Chłopak próbował się wcisnąć w ścianę, przypuszczał, że bliskie spotkanie czwartego stopnia z demonem nie wyjdzie mu na dobre!

Teraz nie miał już odwrotu, za plecami miał  ścianę, z prawej też, z lewej rękę mężczyzny a naprzeciwko właściciela ręki.

- Nie sądzisz, że tę ranę należałoby opatrzyć?

- ......... >dygocze<

Mężczyzna chwycił Michała za zdrowe ramię, chłopak czuł ja pazury osobnika wbijają mu się w skórę, ucieczka groziłaby utratą kończyny....

- Chodź ze mną. >tajemniczy uśmiech<

Te słowa wcale a wcale nie podobały się Michałowi, jak był mały to słyszał o ludziach złych, którzy potrafią zwieść dzieci....

Mężczyzna pchnął Michała na schodek niedaleko sarkofagu, sam ukucnął obok, zdjął chłopakowi kurtkę i bluzę.....praktycznie rozebrał go do połowy. Potem obejrzał supełek na szaliku, dotknął skóry chłopaka jakby upewniał się czy jest prawdziwy, Michał zadrżał, osobnik był zimny jak lód.

Rozwiązał supełek, rana nadal krwawiła.

- Trzeba ją oczyścić....masz jakąś wodę?

- Nnnn.....nnnie.... >dygocząc<

Osobnik uśmiechnął się, ku wielkiemu zaskoczeniu chłopaka......zaczął zlizywać krew. Boże, na języku miał wgłębienie i....i był rozdwojony! Facet miał język jak u żmii!

Michałowi włosy stawały dęba, był sam na sam w starej, zapomnianej mogile z jakimś potworem! Mamusiu!

Chłopak ocknął się dopiero wtedy, gdy poczuł, że mężczyzna zawiązuje z powrotem szalik na jego ramieniu, nawet już tak nie bolało.....!!!!!

Facet przyszpilił go do podłogi, Michał poczuł jego ostre pazury zaciśnięte na szyi.

- Masz słodką krew......a ja jestem głodny.... >uśmiech godny rozpruwacza~~~<

- Ggg...gggłodny? >ja chcę do domu<

Facet pocałował go delikatnie w szyję, potem otworzył usta i polizał ją swoim wężowym językiem.....

- Jjjja jestem niesmaczny...... i...i mama mówi, że mam mały niedobór czerwonych krwinek......

- Kogo to obchodzi?

Michał poczuł ostre jak szpilki zęby, wbijające się w delikatną skórę szyi, bolało.

Mężczyzna miał nogi rozstawione bo bokach jego nóg i ręce zaciśnięte na jego nadgarstkach, bardzo skutecznie zablokował ruchy chłopaka....ale nie pomyślał o jednym, jego słaby punkt był odsłonięty~~~~

Michał kopnął go w przyrodzenie, uścisk nadgarstków, nóg i szyi momentalnie ustał, mężczyzna zsunął się z niego.

Chłopak chwycił swoją kurtkę i w biegu na siebie naciągnął, znowu biegł na ślepo.

W jego głowie huczały przekleństwa jakie wampir adresował pod jego nazwiskiem, łzy kręciły mu się w oczach.

- ... ( Możesz uciekać ale ja i tak cię dogonię....może nawet jeszcze cię odwiedzę? ).......

Michał błagał tylko w duch by odnaleźć wyjście z tego koszmarnego labiryntu, dziwił się dlaczego wampir go nie goni? Może był zbyt słaby? Pewnie nie wypił wystarczająco dużej ilości krwi. Oby tylko nie czekał przy wyjściu~~~~~.

Chłopak jakimś cudownym sposobem odnalazł miejsce, w którym światło wpadało przez dziurę w suficie. Znajdowały się tu bardzo wystające korzenie drzew, które utrzymałyby ciężar człowieka. Michał poczuł się spokojniej gdy zobaczył światło słoneczne, przecież wampiry go nie znoszą.

- Tak myślisz?

Serce w gardle, rozum został gdzieś z tyłu a ręce dostawały ataku apopleksji.....z ciemności wyłaniał się ten, którego chłopak nie chciał już nigdy spotkać, ale przecież wampiry nie znoszą słońca.....czyżby ten pochodził z Miami? Bez zastanowienia zaczął się wspinać, już był połową ciała na powierzchni gdy ktoś złapał go za nogawkę od spodni i ciągnął w dół....kopnął z całej siły, wampir zawył.

- Ty mała cholero!!!!!

Michał wydostał się na powierzchnię. W głowie powtarzał tylko słowo „uciekaj!”, które przebijały przekleństwa wampira.

Im bardziej się od mogiły oddalał tym mniej przekleństw słyszał. Wsiadł na rower i oddalił się stamtąd tak szybko jak tylko potrafił ( droga powrotna zajęła mu tylko pięć minut ), zapomniał o zadyszce i zmęczeniu, teraz najważniejsze było znalezienie się jak najszybciej w domu.

  Deszcz rozpadał się już na dobre, grzmiało i błyskało....idealny dzień na spotkanie z diabłem.....

W końcu, upragniona chwila, dotarł do domu. Rower oparł o filar podtrzymujący dach ganku, sam zaś wszedł do środka i zamknął drzwi na klucz, przystawił nawet krzesło. Wielki zegar stojący w przedpokoju wybijał godzinę....uderzył 19 razy. Teraz dopiero całe zmęczenie i wyczerpanie dotarło do Michała, ramie znów bolało, miał katar...nic dziwnego, był przemoczony....dobrze, że dzisiaj piątek, będzie mógł sobie pozwolić na małe przeziębienie.

Powoli zawlókł się na górę do swojego pokoju, Brunhilda, jego niania ( starsza pani w pilnująca go podczas nieobecności rodziców....czyli zawsze ), właśnie obejrzała tysiąc któryś tam odcinek „Zwariowanej miłości” i pewnie teraz sobie drzemała.....przedtem pewnie pociągnęła też łyczek wiśniówki...śpi na dobre, rano znów będzie męczył ją ten ból głowy niewiadomo skąd....lipa.

Na górze ściągnął z siebie ubranie i wziął ciepłą kąpiel, po kąpieli odwiązał szalik z ramienia.....rana zniknęła tak szybko jak tylko się pojawiła....a może to był tylko sen?

Michał wolał się nad tym długo nie zastanawiać, umył zęby i położył się spać. Jutro pewnie przyjedzie jego siostra i rodzice....o rany.

  Następnego dnia Michał obudził się zlany potem, miał straszny sen, śniło mu się, że ten wampir rozebrał go całkowicie, odwrócił twarzą do ściany i wsadzał między pośladki coś dużego, długiego i twardego.....bolało i to bardzo, potem jednak czuł się tak jakoś przyjemnie.....otrząsnął się i poszedł do łazienki.

Umył się, ubrał i zszedł na dół na śniadanie, zdziwił się, rodziców nie było, Brunhilda jeszcze spała, tylko jego siostra siedziała w kuchni i robiła herbatę. Była starsza od Michała o pięć lat, miała włosy kręcone, tego samego koloru co on i błękitne oczy. Na twarzy nie było ani jednego piega czy krostki, natura musiała jej idealność odegrać na nim bo na nosie to on piegów miał całkiem sporo.....

Patrzył jak delikatna i zgrabna dziewczyna krząta się po kuchni, widywał ją tylko w weekendy bo na co dzień mieszkała w innym mieście, w akademiku.

 - Czego się tak skradasz myszo?

Jakże Michał tego przezwiska nie lubił.

- Nie nazywaj mnie tak.

- A jak? Przecież to ty sypiasz w piżamce w myszki.

- Co cię obchodzą moje piżamy?

- NO nie złość się tak bo złość piękności szkodzi.....zobacz, zrobiłam ci śniadanie.....zgoda czy wojna?

- Zgoda.

Michał zasiadł do śniadania, cieszył się, że znów nie musi jeść sam, chociaż jego siostra nie była najlepszym towarzyszem, gadała tylko o kosmetykach.

- Twój rower wygląda jak jedno wielkie pobojowisko, czy ten Marcin znów ci dokuczał?

- Nie, wczoraj wyjątkowo mi nie dokuczał.....aż trudno uwierzyć.

- Ale za to musisz odrabiać jego pracę domową tak?

- To moja sprawa a nie twoja.

- O Przepraszam bardzo....

Anka, bo tak się nazywała, dopiła herbatę i zbierała się do wyjścia.

- Dobra. To ja wychodzę, bądź grzeczny i nie podpadaj starej Brunhildzie to będzie dobrze.

Cmoknęła go w czoło i wyszła.

Po śniadaniu pozmywał, spojrzał na zegarek....był dziewiąta, Brunhilda wstanie za jakieś trzy godziny, tymczasem będzie miał wolne od rozkazów i głupich pytań typu: „Czy wiesz, że Manuela została zgwałcona przez Armanda, ale to tak naprawdę nie był on i..... „, jego zdaniem było to gorsze niż paplanina siostry o kosmetykach.

Poszedł na górę by pościelić łóżko, odsunął kołdrę i zamarł.....na prześcieradle było całkiem sporo krwi....od razu przypomniał sobie ten erotyczny sen, czyżby ta krew należała do niego? Ale to przecież niemożliwe, to był tylko sen!

Michał zemdlał.

 

THE END

 

Autor: Bi- Ewi