~Uciekaj!~
Leżysz w ciemnym pomieszczeniu, twoje
piękne, długie włosy koloru przenikliwej czerni leżą rozsypane na kamiennej podłodze,
tylko wiatr czasami nimi poruszy i muśnie twą piękną, bladą twarz.
Czy twe czarne usta zaznały już
sytości? Czy twe czarne, długie i ostre pazury zamoczyły się już w niewinnej
krwi?
Odpoczywał, więc był syty. Obok
leżały zbezczeszczone szczątki człowieka, niemal pozbawione krwi.
Dwie szkarłatne kropelki zostały
na jego policzkach.
Wiatr coraz silniej muskał jego
twarz i ciało, Natt szczelniej okrył nagie ciało błoniastymi
skrzydłami...czterema.
Nie potrzebował tu ubrania,
krępowało go. A poza tym przecież nikogo prawie tu nie było.
Nieopodal w kącie siedział Ignus,
podkulił kolana pod brodę. Chciał zobaczyć ciało, które kryło się pod
skrzydłami....ale Natt mu na to nie pozwolił.
- ( Masz takie perliste i białe
ciało, wszystko jest idealne i na swoim miejscu....jesteś jak kot.
Potulny....ale gdy w twoim zasięgu znajduje się myszka....Chciałbym cię
spróbować...całego, czuć zapach twych włosów, smakować twych ust...spijać z
nich jad...zanurzyć się w twej krwi.... ).
Ignus zacisnął
powieki by nie dopuszczać do siebie erotycznych myśli, był na skraju obłędu,
musiał posmakować Natta.....musiał i tyle...nawet jeżeli przyjdzie mu to
przepłacić życiem.
Powoli,
przyczołgał się bliżej. Chwycił w dłonie kosmyk włosów....ucałował go. Nic się
nie stało, Natt nadal był pogrążony we śnie....co prawda jego włosom nie
podobało się, że ich ktoś dotyka...poraniły usta Ignusa.
Szkarłatne
kropelki spływały mu po brodzie, kilka z nich spadło na kamienną, zimną
posadzkę.
- Dotknij mnie
jeszcze raz a pożałujesz, że się urodziłeś.
Natt miał
szeroko otwarte, zionące złem, srebrne oczy, które zaświeciły jak dwie
latarnie. Ignus wrócił na swoje miejsce....chwilę posiedział, potem wyszedł z
celi, poszedł się przejść po cmentarzu.
Na zewnątrz było
cieplej niż w starym, cmentarnym grobowcu, w którym przyszło mu na razie
mieszkać. Wiał chłodny wiatr, księżyc w pełni świecił na granatowym
nieboskłonie...idealna pogoda.
Przechadzał
się między grobami i dokuczał zmarłym....ze wzajemnością zresztą.
Zapragnął
wyżyć się na kimś żywym, umarlaków nie można było już ani przestraszyć, ani
zabić...żadna to radocha.
Jak na
życzenie, kilka metrów od niego stał niewysoki, ok. 15 letni chłopak. Miał
czarne, miękkie włosy opadające na czoło i widoczne z daleka piwne oczy.
Układał kwiaty
i sprzątał jakiś grób, pewnie rodziców, próbował powstrzymać łzy.
Ignus podszedł
cichutko, złapał nic nie spodziewającego się za włosy i pociągnął do tyłu.
Jednym ruchem
ręki zmiótł z grobu znicze i kwiaty...powalił na nim zaskoczonego chłopca.
-
ZOSTAAAAAAAAAW!!!! >wyrywając się<
Wściekły Ignus
uderzył wyrywające się ciało, jego dłonie zamieniły się w niedelikatne szpony,
które niezręcznie próbowały pozbawić chłopca ubrania.
Jedna ręka
niewiele mogła zdziałać, musiał więc zaniechać uciszenia.......
- Jak się
nazywasz? >usunął szponę<
-......A....Aron.....
>przestraszony<
- A więc Aron,
piśniesz a cię zabiję. >pokazując śnieżnobiałe kły<
Ignus zerwał z
niego kurtkę i koszulę. W pewnym sensie Aron przypominał mu Natta. Chłopiec
miał jasną karnację, usta pełne jak dwa płatki róży, drobne i delikatne dłonie,
policzki miał w tej chwili prawie karminowe.
Pan ognia
upajał się strachem chłopaka, zrobi z nim to wszystko co zawsze z Nattem chciał
zrobić...a potem pchnie go jakimś ostrzem i będzie podziwiał jak Aron wykrwawia
się na śmierć.....
Pozostawił na
delikatnej skórze klatki piersiowej trzy podłużne szramy, chłopiec krzyknął z
bólu, Ignus uderzył go w twarz, z ust popłynęła stróżka krwi...
Chłopiec się
rozpłakał ze strachu, mężczyzna, który miał szpony miast rąk właśnie lizał go
po szyi. Nie było to wcale przyjemne, ani odrobinę.
Jego zimny i
rozdwojony język, wędrował w stronę gorących i miękkich ust chłopca, który
zaciskał je z ogromną siłą. Nie chciał w sobie tego czegoś.
Odwrócił głowę
w bok.
Poczuł na
szczęce ostre jak brzytwy pazury, które zmusiły go do poprzedniego ułożenia
głowy.
Obrzydliwy
jęzor upajał się smakiem słonych łez, zapachem włosów, dotykaniem delikatnego
ciała....zupełnie jak u lalki z porcelany.
Tymczasem Natt się obudził, ze snu wyrwał
go krzyk chłopca. Wstał.
Zwinął
skrzydła, które zlały się z plecami, dookoła nagiego ciała wirowały czarne
smugi....czegoś. Jakby samej ciemności.
Po chwili
smugi ułożyły się na ciele Natta, wyglądały jak ubranie, a właściwie nim były.
Czarne,
obcisłe spodnie ze skóry i przylegający do ciała golf.
Przez
niewielką szparę w grobowcu dostawało się światło księżyca.
Musnął je
ręką, jakby próbował złapać.
Zamrugał,
otworzywszy dłoń leżał w nim podłużny, bezbarwny krysztalik na srebrnym łańcuszku
i kolczyk o podobnym składzie.
Uśmiechnął
się. Ubiór był teraz kompletny i jak najbardziej pasował.
Szpiczaste
uszy były teraz zaokrąglone, kły skróciły się do normalnych rozmiarów, czarne usta
zrobiły się perłowo białe. Włosy, zwykle rozpuszczone, zaplotły się same w
warkocz.
Zapomniał o
czymś bardzo istotnym.....buty!
Jak na
zawołanie pojawiły się czarne smugi, a na ich miejscu traperki.
Miał trochę
problemów z ich zawiązaniem....
Ok. Poradził
sobie i z tym.
Wyszedł na
zewnątrz by sprawdzić co się dzieje, w oczy rzucał się Ignus, który usilnie
próbował dobrać się do jakiegoś chłopca.
Natt
uśmiechnął się do siebie, od razu zauważył te niewielkie podobieństwo....co za
głupek.
Chrząknął.
Zaskoczony
Ignus zamarł, Aron również...nareszcie ktoś raczy go uratować...i gdzie ta
policja, kiedy jej się tak bardzo potrzebuje co???
- ....ja....
- Właśnie
widzę. >to była groźba<
Natt podszedł
bliżej, Ignus zszedł z chłopca i rzucił w niego resztkami kurtki.
Aron wstał i
przytulił się do swojego wybawiciela, łkał.
Natt nie
ukrywał swojego zaskoczenia....kiedyś ktoś tak zrobił....to chyba był Wicher,
kiedy Natt przepędził dwa wściekłe wilki.
Ignus próbował
opanować swoje napięcie.
- .....ja nie
chciałem.....po prostu....
- Porozmawiamy
o tym później, idź i zrób coś pożytecznego.
Oczy Natta
zaświeciły, Ignus dobrze wiedział, że jak tylko wróci....no cóż, krucho z nim
będzie....oddalił się. Pójdzie sobie do parku....albo włamie się do jakiegoś
sklepu....albo jeszcze lepiej, znajdzie jakichś handlarzy narkotyków i się z
nimi zabawi, zgwałci jakąś dziewczynę albo poszuka sobie faceta.....TA!
Tymczasem Natt
złapał chłopca za ramiona i próbował od siebie odsunąć, brzydził się takim
uściskom.
- Możesz mnie
już puścić?
Aron dalej
łkał i jeszcze bardziej zacisnął ręce w pasie Natta.
Hm, mógłby go
teraz trochę uszkodzić rzucając nim o tamten grób....ale....jakoś tak nie mógł.
- Puść mnie
wreszcie!
Usłuchał, stal
przed nim w podartej kurtce i z umorusaną krwią klatką piersiową. Wierzchem
dłoni otarł łzy.
- Jak się
nazywasz?
- Aron.
>chlip<....dziękuję.
- Za co?
>brew do góry<
- Za
uratowanie mnie z rąk tego dziwaka. >patrzy prosto w oczy<
Ho ho ho,
Ignus się ucieszy jak to usłyszy, chłopak był równie dobrze martwy.
Natt prychnął.
- Ja bym
powiedział....z deszczu pod rynnę....
- .........
- Co tu
robiłeś o tej porze?
- Przyszedłem
na grób rodziców.... >nowe łzy napłynęły do oczu<
Chłopak
wskazał na zdemolowany nagrobek.
Natt
przypomniał sobie kilka zdarzeń z jego życia, zacisnął pięści.
Kiedyś ktoś mu
powiedział...”teraz jesteś zdany tylko i wyłącznie na siebie samego, nie miej
litości, to cię zniszczy.”
To było wtedy,
gdy jego rodziców zabito. Był przy tym, pamiętał jak żołnierze gwałcili jego
matkę, jak katowali ojca. Potem ich zbili....a jego samego wykorzystał jakiś
pedofil.....miał wtedy chyba siedem albo sześć lat.
Mimo woli
przygarnął do siebie płaczącego chłopca. Przypominał mu jego samego.
Zagubionego, wściekłego na wszystkich i wszystko, przestał szanować życie....i
oto jak skończył.
Aron rozwył
się na dobre. Rozwiązał mu się też język.
- Jechaliśmy
samochodem w góry....>chlip<...ja, mama, tata i moja młodsza
siostra....>chlip<..., mieliśmy tam domek....to było jakieś trzy tygodnie
temu. Nasz samochód zatrzymał....>chlip<......jakiś mężczyzna, który
powiedział, że popsuł mu się samochód.....tata wyszedł i .....i potem już
wszystko było tak szybko....>chlip<.....tylko ja i moja siostra
przeżyliśmy.....>chlip<....uciekliśmy im do lasu.....mama
krzyczała.....>chlip<......trafił w plecy mojej siostrze....
Natt poczekał
aż chłopiec się uspokoi.
Ukląkł przed
nim i okrył go szczelniej kurtką.
- Gdzie teraz
mieszkasz?
- U
ciotki....ale jej teraz nie ma w domu...jest w pracy.....odprowadzisz mnie?
>nadzieja<
- Ja?????? >zdziwiony,
tego się nie spodziewał<
-
Mhmm....muszę ci się odwdzięczyć....to chociaż poczęstuję cię herbatą.......
>ścierając krew z ust<
Coś takiego,
Natt został zaproszony do cioci na herbatkę....śmiał się w duszy....a co mu
tam, raz na jakiś czas może zabawić się w pana „ohjakidobryjajestem”.
- No
dobra....ale tylko na chwilkę.
-
....Naprawdę???... >mało co się ze szczęścia nie posika<
- No....
Natt podniósł
strzępki koszuli chłopca.
-
Prowadź.....tylko mam nadzieję, że twoja ciotka się mnie nie przestraszy....i
nie kopnie w kalendarz....wtedy musiałbyś pewnie mieszkać na ulicy.
- Bez obaw,
ona ma twarde nerwy.
- Miejmy taką
nadzieję.
- Ale moja
siostra....O RANY!!! Na śmierć zapomniałem....musimy się spieszyć...moja
siostra nie lubi zostawać sama w domu.....boi się tego panicznie a ja
obiecałem, że nigdy jej nie zostawię.
Aron złapał
Natta za rękę i za sobą pociągnął.
Mieszkał
niedaleko, na dużym osiedlu. Mieszkanie jego ciotki znajdowało się na samej
górze...czyli na ósmym piętrze.
Winda była nieczynna...Aron
ledwo zipał i dziwił się, że Natt wcale nie jest zmęczony...wręcz przeciwnie,
rześki i ....no.....trudno to określić....chyba dręczyły go jakieś
myśli....albo po prostu był zadowolony....ech....dał sobie spokój z
odgadywaniem myśli.
Przekręcił
klucz w zamku i wszedł do sporego przedpokoju....zapalił światło. Ruchem ręki
zaprosił Natta do środka.
- Wejdź, czuj
się jak u siebie w domu.... >uśmiech<
- Nie sądzę.
Natt rozejrzał
się dookoła, ściany były kremowe, w kącie stał spory wieszak i komoda, po
przeciwnej stronie wisiał czarny telefon, którego słuchawka leżała na podłodze.
Podniósł ją i usadowił na swoim miejscu.
Wbrew pozorom
mieszkanko było całkiem obszerne. Mieściło się w nim pięć pokoi, kuchnia,
łazienka i WC.
Aron zaprosił
swojego gościa do pokoju gościnnego, który był aż do... >Natta zaczęło mdlić
od tej jasności<...bólu biały.
Chłopak
zaprosił go na kanapę, przed którą stał szklany stolik, postawił na nim trzy
filiżanki herbaty i talerz z herbatnikami.
Potem znów
znikł w kuchni i wrócił z cukrem i śmietanką.
- Ile twoja
siostra ma lat?
- Co?
- Pytam, ile
twoja siostra ma lat.
- Wstyd mi
przyznać ale nie jestem pewien.....chyba czternaście....nie, dwanaście.
- Fajny z
ciebie brat....sugeruję, żebyś ściągnął z siebie tą kurtkę, a strzępy...z
no...tej... >pokazał koszulę<....koszuli...wyrzucił.
- Masz racje.
Zdjął to co
zostało z kurtki. Z szuflady wyjął czystą i uprasowaną, granatową
koszulę...zaczął się ubierać.
- A co masz
zamiar zrobić z tymi ranami na torsie?
-
Y...>spojrzał na klatkę piersiową<....nic....do wesela się zagoi.
- Tyle, że ty
tego wesela nie dożyjesz, bo wda się zakażenie i dołączysz do rodziców.
- ..........
- Siostra śpi?
- Nie wiem,
zaraz sprawdzę......i pójdę po bandaż i wodę utlenioną. Pomożesz mi?
- Nie wiem,
jeszcze się zastanowię.
Aron
uśmiechnął się ciepło do poważnego gościa, który podparłszy się łokciami
wpatrywał się w regał z książkami.
Chłopak znów
poszedł do kuchni, Natt wstał i podszedł do regału. Było tam pełno książek o
wampirach i duchach.... te popularnonaukowe i fantastyczne. Ręką pogładził
okładkę księgi wróżb. Zdjął ją i otworzył mniej więcej w środku.
-
.......głupoty..... >odłożył z powrotem<
Wziął do rąk
następną.....o przywoływaniu duchów.
- ....jeszcze
większe głupoty..... >odłożył<
W tej chwili
wszedł Aron z apteczką w łapkach. Postawił ją na stoliku.
- Ja zaraz
wrócę, sprawdzę tylko co z siostrą. >poszedł<
Natt dalej
szperał w książkach, znalazł coś o demonach.
- ....o
rany.....nic dziwnego, że ci ludzie tacy głupi......opętanie?....toć to głupoty,
demony mają własne ciała i nie potrzebują tych, kruchych ziemskich powłok.
>parsknął i odłożył książkę na miejsce<
Jego wzrok
przykuła półeczka z porcelanowymi lalkami i figurkami.
Wziął
porcelanową, starą figurkę przedstawiającą wiatr.......była uderzająco podobna
do Wicherka.....dokładna kopia....
Aron wrócił.
- Siostra
chyba śpi....pomożesz mi z tymi .....
- Ku ku?
>odstawił figurkę<
- Eeee.....no.
Chłopak usiadł
na kanapie, zdjął koszulę i wyjął co mu było potrzebne, tzn. bandaż, waciki i
woda utleniona.
Natt usiadł
obok, polał wodą ranę.
-
Tsssssssssssss...... >zacisnął pięści<
- Przypomnę ci
tylko, że mężczyźni nie płaczą.
- Są wyjątki
wiesz?
Chłopak robił
się co chwila czerwony pod dotykiem Natta. Tyle, że tamten nie zwracał na to
najmniejszej uwagi.
Po pięciu
minutach było po wszystkim, chłopak cały i zabandażowany uśmiechał się od ucha
do ucha.
-
Dziękuję.....o kurza twarz....herbata nam wystygnie.
Natt usiadł
obok Arona, przy szklanym stoliku.
- No tak.
>uniósł filiżankę do ust< Zapomniałem cię zapytać o imię.
- Nazywam się
Natt.
- Natt? To
bardzo ładne.
- .....
>powaga<
- Kto to jest
Aron?
W drzwiach
stała....a raczej siedziała siostra Arona, poruszała się na wózku inwalidzkim.
Delikatna, na pewno nie dwunastoletnia....14-16 to tak. Roześmiana.
W umyśle Natta
wszystko wywróciło się do góry nogami.
Trzy tygodnie
temu, tych dwoje straciło rodziców...a teraz śmieją się.....głupi i próżni ci
ludzie.
- Rita?
Myślałem, że śpisz. To jest Natt......mój dobry znajomy.
Dziewczynka
podjechała wózkiem do gościa i podała mu rękę.
- Nazywam się
Rita i jest mi bardzo miło.
Natt zmusił
się do odwzajemnienia uścisku.
- Mnie również
Rito.
- Hmmm...
>uśmiech<....jest pan bardzo podobny do naszego taty, on też nosił
długie, czarne włosy...tylko, że do pasa.
Natt
przemilczał tę kwestię. Czuł, że musi stamtąd wyjść...inaczej zwariuje i
pozabija ich.
- Aron, muszę
już iść.
Bez zbędnych
ceregieli poszedł w stronę drzwi, chłopak pobiegł za nim.
- Hej!
Poczekaj! Co ci się stało?
Na klatce
schodowej zmusił go by się zatrzymał i cmoknął w policzek.
Natt
kompletnie zgłupiał, nie powinien był przychodzić do jego domu. Lepiej będzie,
jeśli wróci do swego małego świata.
- Przysięgnij
mi, że jeszcze się spotkamy.
- Nie wiem.
Natt niemal
stamtąd wybiegł, dziwny świat, dziwni ludzie, dziwne to wszystko.
Aron stał na
balkonie i obserwował oddalającą się sylwetkę swojego nowopoznanego
przyjaciela.
- Jak myślisz
braciszku, dlaczego tak szybko wyszedł?
- Nie wiem, to
bardzo dziwny człowiek.
- Może to z
mojej winy?
- Nie sądzę.
Natt
pomaszerował prosto do grobowca, nie pomyślał o tym, że z balkony chłopaka
doskonale widać cmentarz.
Był
nieostrożny, a Aron wszystko widział.
Wszedł prosto
do swojego „pomieszczenia”, ubranie się rozwiało.
Uszy znów były
szpiczaste, kły ostre a język rozdwojony.
Czarne usta
nasączone jadem, z pleców wyrosły błoniaste skrzydła zakończone ostrymi
kolcami, czymś w rodzaju pazurów.
Włosy same się
rozwiązały, oczy zabłysnęły na srebrno. Był wściekły.
Dlaczego
pozwolił temu chłopakowi sobą sterować?
To nie demony
opętują ludzi, lecz ludzie demony!
Położył się na
zimnej ziemi.
Temperatura
ciała znów spadła. Nie miał zamiaru stąd wychodzić dopóty, dopóki porządnie nie
przemyśli wszystkich spraw i nie ochłonie!!!!
Nieopodal stał
Ignus, wolał nie wchodzić dziś do krypty, zaczeka aż Natt ochłonie, wtedy
będzie bezpieczniej.
Następnego dnia Natt przeleżał cały dzień,
doszedł do dziwnych wniosków.
Po pierwsze:
polubił tego chłopca.
Po drugie: już
nigdy do niego nie pójdzie.
Po trzecie: za
karę będzie tu siedział do usranej śmierci, jest zły i okropny, nie ma pięknych
demonów....a on chyba właśnie jest demonem....albo krzyżówką wampira i
demona.....albo ma w sobie po trochu ze wszystkich takich. Ta myśl była ciężka
do zniesienia.
Był wściekły
na siebie samego, czyżby raptem zaczął czuć?
Jednak przykry
był fakt, iż jest niewiadomo czym, to z kolei dziwnie kuło w środku.
Ignusa
wymiotło na miasto, poszaleje sobie.
Tymczasem Aron
wrócił na cmentarz, żywił nadzieję, że spotka tu swojego przyjaciela, szybko
odnalazł kryptę.
Wczoraj Natt
tu wchodził....
Wszedł do
środka, było ciemno i straszno. Krypcisko było większe niż mu się wydawało,
może wielkości dwóch sporych pokoi, podzielone.
Natt usłyszał
intruza, za późno by się ukryć, już go zobaczył......to Aron?
Zdrętwiał, w
tej właśnie chwili chłopak weźmie nogi za pas i ucieknie tam, gdzie pieprz
rośnie.
Natt leżał
nagi, dwa górne skrzydła miał wyprostowane a dwoma dolnymi okrył biodra i tors.
Słyszał oddech
Arona, przestraszył się.....nie ucieka? Stoi jak wryty!
Natt „poruszył
się przez sen”, objął dłońmi ramiona, było mu zimno na duszy a nie na ciele,
tak bardzo nie chciał by ten chłopak teraz uciekł....niech zostanie....niech
nie ucieka....tylko z nim może porozmawiać....jest jego jedynym przyjacielem.......
Nie może teraz
otworzyć oczu, będzie udawał, że śpi, to może go nie wystraszy.
Aron powoli
podszedł do Natta, był zafascynowany....to co teraz czuł było nie do
określenia.
Ukląkł przy
śpiącym mężczyźnie....dotknął jego długich i miękkich włosów, owinęły mu się
dookoła dłoni i tak przyjemnie łaskotały.
Powstrzymał
się od chichotu by nie zbudzić tego....tego .....zjawiska.
Zafascynowały
go te czarne usta....były tak kuszące i piękne, błyszczały....jakby pomalował
je ktoś błyszczykiem.
Mimowolnie zbliżał
się do nich powoli, Natt zupełnie zgłupiał, czy ten chłopak jest jakiś dziwny,
czy mu się tylko wydaje?
Aron
delikatnie pocałował demona. Był potem czerwony jak burak.....
Wstał,
najlepiej będzie, jeśli pozwoli mu spać.
Powoli
zmierzał ku drzwiom.
Natt otworzył
srebrne oczy, którymi wpatrywał się w chłopca.
- Zostań ze
mną.
Aron stanął
jak wryty.
Odszedł jednak
od drzwi i ukląkł przy jednym ze skrzydeł Natta.
- Nie boisz
się mnie?
Sprzecznie
pokręcił głową.
- Dlaczego?
Natt nie mógł odczytać
jego chaotycznych myśli.
- Nie
wiem....czy te skrzydła są prawdzie?
- Tak.
- Mogę ich
dotknąć?
- Tak.
Aron gładził
dłońmi czarne, błoniaste skrzydła.
- Ty potrafisz
latać?
- Tak.
- A czy to
boli gdy rosną?
- Bardzo.
>szept<
- Jest ci
zimno?
- Jest.
>cicho<
- Może chcesz
moją kurtkę?
- Nie.
- Ale cały się
trzęsiesz!
- To nie z
„takiego” zimna. >cichutko<
- Boli cię
coś?
- Tak.
>cicho<
- Co takiego?
-
Chyba.....serce. >waha się<
Aron
uśmiechnął się ciepło.
- Połóż się
obok mnie Aronie.
Natt odsunął jedno
ze skrzydeł. Chłopak położył głowę na jego klatce piersiowej, przyłożył doń
ucho.
- Ty....nie
masz serca.
- Mam....ale
ono jest od dawna martwe. >szept<
Okrył
skrzydłem chłopca by nie zmarzł.
- Jesteś
bardzo ładny wiesz?
- .....
>zaskoczenie<...ładny?
- Tak, wręcz
piękny...zarówno w duszy jak i na ciele. >położył jedną dłoń na jego włosach
a drugą na ramieniu<
- Ja nie mam
duszy.... >szept<
- Owszem
masz...tylko ją ukrywasz....
- ...........
- Czym jesteś?
- Nie wiem.
>cicho<
Natt położył rękę
na głowie Arona, smukłymi palcami przeczesywał potargane włosy chłopca,
odgarnął je z czoła, gładził.
- Jesteś
bardzo podobny do anioła....
Natt zaśmiał
się, takiego określenia jeszcze nie słyszał.
- ....jesteś
moim upadłym aniołem Natt.
- Twoim?
- Tak,
moim.....patrz, twoja skóra świeci się, jakby była pokryta brokatem.....
- Brokatem?
- To takie
świecące drobinki...
Tymczasem na
dworze spadły pierwsze płatki śniegu, kilka z nich wpadło przez dziurę w
suficie grobowca.
- Jak to
możliwe, że wytrzymujesz taki chłód?
- Moje ciało
ma temperaturę o wiele niższą od twojego.
- Czyli z
drugiej strony to, co jest ciepłe dla człowieka...ciebie będzie parzyć?
- Nie, ja nie
czuję bólu.
- To dobrze,
już się martwiłem......a co z tym twoim bólem serca?
- Boli mnie....na
mojej czarnej duszy.
Aron wlepił w
niego swoje piwne, duże oczy.
- Dlaczego
dzisiaj uciekłeś?
- Nie wiem....
- Rozumiem,
jeżeli nie chcesz o tym rozmawiać, to nie będę cię dręczył.....
- ......
- Czy ty
kiedykolwiek się śmiejesz?
- Nie mam
powodu by się śmiać.
- Ja też nie.
- A mimo tego
się śmiejesz....
- Robię to za
mnie, za mamę i tatę....będę żył pełną życia dla nich i dla siebie.....i będę
czuł ból za ciebie mój aniele.
- ..........
>zaskoczony<....jest już późno.....twoja siostra się o ciebie martwi.
- Spławiasz
mnie? >wyrzut<
Natt zmusił
się do uśmiechu.
- Tak.
- No dobra,
już sobie idę......ale ty tu zostaniesz?
- Tak.
- Przysięgasz,
że jutro, gdy przyjdę...ty tu jeszcze będziesz?
- Zapewne tak.
Aron zauważył
szczątki człowieka w kącie, serce zabiło mu szybciej.
- Ty.....go
zabiłeś? >przerażony<
Natt usiadł by
spojrzeć w bok.....no tak....jego dawny obiad.
- Tak.
-
Ty.....pijesz krew?
- Tak. Idź
już, jest już naprawdę późno Aronie.
- Najpierw mi
powiedz....czy krew jest dobra? >nadal przerażony<
- Zastanawiasz
się teraz, czy on miał rodzinę tak?
- Mhmm......
- Krew jest
dobra tylko wtedy, gdy nie płynie w twoich żyłach. Uciekaj stąd!
Aron wstał,
był już przy drzwiach.....Natt odprowadzał go wzrokiem.
Chłopiec
wrócił.
- A jak
smakowałaby moja krew?
-
Byłaby....słodka zapewne.
- Czy
zechciałbyś spróbować?
- Nie. Moja
cierpliwość się kończy...przyjdź w dzień to będziemy mogli porozmawiać.
- Jeszcze
tylko jedno.....mogę cię pocałować?
- .....
>szok<
- Proszę.
Natt
westchnął, czarnymi wargami musnął delikatne wargi chłopca.
- Idź już!
>ostrzejszy ton<
Czerwony jak
buraczek Aron wybiegł z grobowca.
Natt został
sam, dziwne to uczucie, kiedy taki mały człowieczek cię o coś prosi.....albo kiedy
zadaje te głupiutkie pytania.....głupie to....i przyjemne zarazem.
Natt
aniołem.....to zupełnie nie pasuje....upadły? Ciekawe jak to zinterpretować?
Najlepiej wcale, jest dobrze jak jest.
~THE END~
Autor: Bi-Ewi