~Uciekaj!~

   Leżysz w ciemnym pomieszczeniu, twoje piękne, długie włosy koloru przenikliwej czerni leżą rozsypane na kamiennej podłodze, tylko wiatr czasami nimi poruszy i muśnie twą piękną, bladą twarz.

Czy twe czarne usta zaznały już sytości? Czy twe czarne, długie i ostre pazury zamoczyły się już w niewinnej krwi?

Odpoczywał, więc był syty. Obok leżały zbezczeszczone szczątki człowieka, niemal pozbawione krwi.

Dwie szkarłatne kropelki zostały na jego policzkach.

Wiatr coraz silniej muskał jego twarz i ciało, Natt szczelniej okrył nagie ciało błoniastymi skrzydłami...czterema.

Nie potrzebował tu ubrania, krępowało go. A poza tym przecież nikogo prawie tu nie było.

Nieopodal w kącie siedział Ignus, podkulił kolana pod brodę. Chciał zobaczyć ciało, które kryło się pod skrzydłami....ale Natt mu na to nie pozwolił.

- ( Masz takie perliste i białe ciało, wszystko jest idealne i na swoim miejscu....jesteś jak kot. Potulny....ale gdy w twoim zasięgu znajduje się myszka....Chciałbym cię spróbować...całego, czuć zapach twych włosów, smakować twych ust...spijać z nich jad...zanurzyć się w twej krwi.... ).

Ignus zacisnął powieki by nie dopuszczać do siebie erotycznych myśli, był na skraju obłędu, musiał posmakować Natta.....musiał i tyle...nawet jeżeli przyjdzie mu to przepłacić życiem.

Powoli, przyczołgał się bliżej. Chwycił w dłonie kosmyk włosów....ucałował go. Nic się nie stało, Natt nadal był pogrążony we śnie....co prawda jego włosom nie podobało się, że ich ktoś dotyka...poraniły usta Ignusa.

Szkarłatne kropelki spływały mu po brodzie, kilka z nich spadło na kamienną, zimną posadzkę.

- Dotknij mnie jeszcze raz a pożałujesz, że się urodziłeś.

Natt miał szeroko otwarte, zionące złem, srebrne oczy, które zaświeciły jak dwie latarnie. Ignus wrócił na swoje miejsce....chwilę posiedział, potem wyszedł z celi, poszedł się przejść po cmentarzu.

Na zewnątrz było cieplej niż w starym, cmentarnym grobowcu, w którym przyszło mu na razie mieszkać. Wiał chłodny wiatr, księżyc w pełni świecił na granatowym nieboskłonie...idealna pogoda.

Przechadzał się między grobami i dokuczał zmarłym....ze wzajemnością zresztą.

Zapragnął wyżyć się na kimś żywym, umarlaków nie można było już ani przestraszyć, ani zabić...żadna to radocha.

Jak na życzenie, kilka metrów od niego stał niewysoki, ok. 15 letni chłopak. Miał czarne, miękkie włosy opadające na czoło i widoczne z daleka piwne oczy.

Układał kwiaty i sprzątał jakiś grób, pewnie rodziców, próbował powstrzymać łzy.

Ignus podszedł cichutko, złapał nic nie spodziewającego się za włosy i pociągnął do tyłu.

Jednym ruchem ręki zmiótł z grobu znicze i kwiaty...powalił na nim zaskoczonego chłopca.

- ZOSTAAAAAAAAAW!!!! >wyrywając się<

Wściekły Ignus uderzył wyrywające się ciało, jego dłonie zamieniły się w niedelikatne szpony, które niezręcznie próbowały pozbawić chłopca ubrania.

Jedna ręka niewiele mogła zdziałać, musiał więc zaniechać uciszenia.......

- Jak się nazywasz? >usunął szponę<

-......A....Aron..... >przestraszony<

- A więc Aron, piśniesz a cię zabiję. >pokazując śnieżnobiałe kły<

Ignus zerwał z niego kurtkę i koszulę. W pewnym sensie Aron przypominał mu Natta. Chłopiec miał jasną karnację, usta pełne jak dwa płatki róży, drobne i delikatne dłonie, policzki miał w tej chwili prawie karminowe.

Pan ognia upajał się strachem chłopaka, zrobi z nim to wszystko co zawsze z Nattem chciał zrobić...a potem pchnie go jakimś ostrzem i będzie podziwiał jak Aron wykrwawia się na śmierć.....

Pozostawił na delikatnej skórze klatki piersiowej trzy podłużne szramy, chłopiec krzyknął z bólu, Ignus uderzył go w twarz, z ust popłynęła stróżka krwi...

Chłopiec się rozpłakał ze strachu, mężczyzna, który miał szpony miast rąk właśnie lizał go po szyi. Nie było to wcale przyjemne, ani odrobinę.

Jego zimny i rozdwojony język, wędrował w stronę gorących i miękkich ust chłopca, który zaciskał je z ogromną siłą. Nie chciał w sobie tego czegoś.

Odwrócił głowę w bok.

Poczuł na szczęce ostre jak brzytwy pazury, które zmusiły go do poprzedniego ułożenia głowy.

Obrzydliwy jęzor upajał się smakiem słonych łez, zapachem włosów, dotykaniem delikatnego ciała....zupełnie jak u lalki z porcelany.

   Tymczasem Natt się obudził, ze snu wyrwał go krzyk chłopca. Wstał.

Zwinął skrzydła, które zlały się z plecami, dookoła nagiego ciała wirowały czarne smugi....czegoś. Jakby samej ciemności.

Po chwili smugi ułożyły się na ciele Natta, wyglądały jak ubranie, a właściwie nim były.

Czarne, obcisłe spodnie ze skóry i przylegający do ciała golf.

Przez niewielką szparę w grobowcu dostawało się światło księżyca.

Musnął je ręką, jakby próbował złapać.

Zamrugał, otworzywszy dłoń leżał w nim podłużny, bezbarwny krysztalik na srebrnym łańcuszku i kolczyk o podobnym składzie.

Uśmiechnął się. Ubiór był teraz kompletny i jak najbardziej pasował.

Szpiczaste uszy były teraz zaokrąglone, kły skróciły się do normalnych rozmiarów, czarne usta zrobiły się perłowo białe. Włosy, zwykle rozpuszczone, zaplotły się same w warkocz.

Zapomniał o czymś bardzo istotnym.....buty!

Jak na zawołanie pojawiły się czarne smugi, a na ich miejscu traperki.

Miał trochę problemów z ich zawiązaniem....

Ok. Poradził sobie i z tym.

Wyszedł na zewnątrz by sprawdzić co się dzieje, w oczy rzucał się Ignus, który usilnie próbował dobrać się do jakiegoś chłopca.

Natt uśmiechnął się do siebie, od razu zauważył te niewielkie podobieństwo....co za głupek.

Chrząknął.

Zaskoczony Ignus zamarł, Aron również...nareszcie ktoś raczy go uratować...i gdzie ta policja, kiedy jej się tak bardzo potrzebuje co???

- ....ja....

- Właśnie widzę. >to była groźba<

Natt podszedł bliżej, Ignus zszedł z chłopca i rzucił w niego resztkami kurtki.

Aron wstał i przytulił się do swojego wybawiciela, łkał.

Natt nie ukrywał swojego zaskoczenia....kiedyś ktoś tak zrobił....to chyba był Wicher, kiedy Natt przepędził dwa wściekłe wilki.

Ignus próbował opanować swoje napięcie.

- .....ja nie chciałem.....po prostu....

- Porozmawiamy o tym później, idź i zrób coś pożytecznego.

Oczy Natta zaświeciły, Ignus dobrze wiedział, że jak tylko wróci....no cóż, krucho z nim będzie....oddalił się. Pójdzie sobie do parku....albo włamie się do jakiegoś sklepu....albo jeszcze lepiej, znajdzie jakichś handlarzy narkotyków i się z nimi zabawi, zgwałci jakąś dziewczynę albo poszuka sobie faceta.....TA!

Tymczasem Natt złapał chłopca za ramiona i próbował od siebie odsunąć, brzydził się takim uściskom.

- Możesz mnie już puścić?

Aron dalej łkał i jeszcze bardziej zacisnął ręce w pasie Natta.

Hm, mógłby go teraz trochę uszkodzić rzucając nim o tamten grób....ale....jakoś tak nie mógł.

- Puść mnie wreszcie!

Usłuchał, stal przed nim w podartej kurtce i z umorusaną krwią klatką piersiową. Wierzchem dłoni otarł łzy.

- Jak się nazywasz?

- Aron. >chlip<....dziękuję.

- Za co? >brew do góry<

- Za uratowanie mnie z rąk tego dziwaka. >patrzy prosto w oczy<

Ho ho ho, Ignus się ucieszy jak to usłyszy, chłopak był równie dobrze martwy.

Natt prychnął.

- Ja bym powiedział....z deszczu pod rynnę....

- .........

- Co tu robiłeś o tej porze?

- Przyszedłem na grób rodziców.... >nowe łzy napłynęły do oczu<

Chłopak wskazał na zdemolowany nagrobek.

Natt przypomniał sobie kilka zdarzeń z jego życia, zacisnął pięści.

Kiedyś ktoś mu powiedział...”teraz jesteś zdany tylko i wyłącznie na siebie samego, nie miej litości, to cię zniszczy.”

To było wtedy, gdy jego rodziców zabito. Był przy tym, pamiętał jak żołnierze gwałcili jego matkę, jak katowali ojca. Potem ich zbili....a jego samego wykorzystał jakiś pedofil.....miał wtedy chyba siedem albo sześć lat.

Mimo woli przygarnął do siebie płaczącego chłopca. Przypominał mu jego samego. Zagubionego, wściekłego na wszystkich i wszystko, przestał szanować życie....i oto jak skończył.

Aron rozwył się na dobre. Rozwiązał mu się też język.

- Jechaliśmy samochodem w góry....>chlip<...ja, mama, tata i moja młodsza siostra....>chlip<..., mieliśmy tam domek....to było jakieś trzy tygodnie temu. Nasz samochód zatrzymał....>chlip<......jakiś mężczyzna, który powiedział, że popsuł mu się samochód.....tata wyszedł i .....i potem już wszystko było tak szybko....>chlip<.....tylko ja i moja siostra przeżyliśmy.....>chlip<....uciekliśmy im do lasu.....mama krzyczała.....>chlip<......trafił w plecy mojej siostrze....

Natt poczekał aż chłopiec się uspokoi.

Ukląkł przed nim i okrył go szczelniej kurtką.

- Gdzie teraz mieszkasz?

- U ciotki....ale jej teraz nie ma w domu...jest w pracy.....odprowadzisz mnie? >nadzieja<

- Ja?????? >zdziwiony, tego się nie spodziewał<

- Mhmm....muszę ci się odwdzięczyć....to chociaż poczęstuję cię herbatą....... >ścierając krew z ust<

Coś takiego, Natt został zaproszony do cioci na herbatkę....śmiał się w duszy....a co mu tam, raz na jakiś czas może zabawić się w pana „ohjakidobryjajestem”.

- No dobra....ale tylko na chwilkę.

- ....Naprawdę???... >mało co się ze szczęścia nie posika<

- No....

Natt podniósł strzępki koszuli chłopca.

- Prowadź.....tylko mam nadzieję, że twoja ciotka się mnie nie przestraszy....i nie kopnie w kalendarz....wtedy musiałbyś pewnie mieszkać na ulicy.

- Bez obaw, ona ma twarde nerwy.

- Miejmy taką nadzieję.

- Ale moja siostra....O RANY!!! Na śmierć zapomniałem....musimy się spieszyć...moja siostra nie lubi zostawać sama w domu.....boi się tego panicznie a ja obiecałem, że nigdy jej nie zostawię.

Aron złapał Natta za rękę i za sobą pociągnął.

Mieszkał niedaleko, na dużym osiedlu. Mieszkanie jego ciotki znajdowało się na samej górze...czyli na ósmym piętrze.

Winda była nieczynna...Aron ledwo zipał i dziwił się, że Natt wcale nie jest zmęczony...wręcz przeciwnie, rześki i ....no.....trudno to określić....chyba dręczyły go jakieś myśli....albo po prostu był zadowolony....ech....dał sobie spokój z odgadywaniem myśli.

Przekręcił klucz w zamku i wszedł do sporego przedpokoju....zapalił światło. Ruchem ręki zaprosił Natta do środka.

- Wejdź, czuj się jak u siebie w domu.... >uśmiech<

- Nie sądzę.

Natt rozejrzał się dookoła, ściany były kremowe, w kącie stał spory wieszak i komoda, po przeciwnej stronie wisiał czarny telefon, którego słuchawka leżała na podłodze. Podniósł ją i usadowił na swoim miejscu.

Wbrew pozorom mieszkanko było całkiem obszerne. Mieściło się w nim pięć pokoi, kuchnia, łazienka i WC.

Aron zaprosił swojego gościa do pokoju gościnnego, który był aż do... >Natta zaczęło mdlić od tej jasności<...bólu biały.

Chłopak zaprosił go na kanapę, przed którą stał szklany stolik, postawił na nim trzy filiżanki herbaty i talerz z herbatnikami.

Potem znów znikł w kuchni i wrócił z cukrem i śmietanką.

- Ile twoja siostra ma lat?

- Co?

- Pytam, ile twoja siostra ma lat.

- Wstyd mi przyznać ale nie jestem pewien.....chyba czternaście....nie, dwanaście.

- Fajny z ciebie brat....sugeruję, żebyś ściągnął z siebie tą kurtkę, a strzępy...z no...tej... >pokazał koszulę<....koszuli...wyrzucił.

- Masz racje.

Zdjął to co zostało z kurtki. Z szuflady wyjął czystą i uprasowaną, granatową koszulę...zaczął się ubierać.

- A co masz zamiar zrobić z tymi ranami na torsie?

- Y...>spojrzał na klatkę piersiową<....nic....do wesela się zagoi.

- Tyle, że ty tego wesela nie dożyjesz, bo wda się zakażenie i dołączysz do rodziców.

- ..........

- Siostra śpi?

- Nie wiem, zaraz sprawdzę......i pójdę po bandaż i wodę utlenioną. Pomożesz mi?

- Nie wiem, jeszcze się zastanowię.

Aron uśmiechnął się ciepło do poważnego gościa, który podparłszy się łokciami wpatrywał się w regał z książkami.

Chłopak znów poszedł do kuchni, Natt wstał i podszedł do regału. Było tam pełno książek o wampirach i duchach.... te popularnonaukowe i fantastyczne. Ręką pogładził okładkę księgi wróżb. Zdjął ją i otworzył mniej więcej w środku.

- .......głupoty..... >odłożył z powrotem<

Wziął do rąk następną.....o przywoływaniu duchów.

- ....jeszcze większe głupoty..... >odłożył<

W tej chwili wszedł Aron z apteczką w łapkach. Postawił ją na stoliku.

- Ja zaraz wrócę, sprawdzę tylko co z siostrą. >poszedł<

Natt dalej szperał w książkach, znalazł coś o demonach.

- ....o rany.....nic dziwnego, że ci ludzie tacy głupi......opętanie?....toć to głupoty, demony mają własne ciała i nie potrzebują tych, kruchych ziemskich powłok. >parsknął i odłożył książkę na miejsce<

Jego wzrok przykuła półeczka z porcelanowymi lalkami i figurkami.

Wziął porcelanową, starą figurkę przedstawiającą wiatr.......była uderzająco podobna do Wicherka.....dokładna kopia....

Aron wrócił.

- Siostra chyba śpi....pomożesz mi z tymi .....

- Ku ku? >odstawił figurkę<

- Eeee.....no.

Chłopak usiadł na kanapie, zdjął koszulę i wyjął co mu było potrzebne, tzn. bandaż, waciki i woda utleniona.

Natt usiadł obok, polał wodą ranę.

- Tsssssssssssss...... >zacisnął pięści<

- Przypomnę ci tylko, że mężczyźni nie płaczą.

- Są wyjątki wiesz?

Chłopak robił się co chwila czerwony pod dotykiem Natta. Tyle, że tamten nie zwracał na to najmniejszej uwagi.

Po pięciu minutach było po wszystkim, chłopak cały i zabandażowany uśmiechał się od ucha do ucha.

- Dziękuję.....o kurza twarz....herbata nam wystygnie.

Natt usiadł obok Arona, przy szklanym stoliku.

- No tak. >uniósł filiżankę do ust< Zapomniałem cię zapytać o imię.

- Nazywam się Natt.

- Natt? To bardzo ładne.

- ..... >powaga<

- Kto to jest Aron?

W drzwiach stała....a raczej siedziała siostra Arona, poruszała się na wózku inwalidzkim. Delikatna, na pewno nie dwunastoletnia....14-16 to tak. Roześmiana.

W umyśle Natta wszystko wywróciło się do góry nogami.

Trzy tygodnie temu, tych dwoje straciło rodziców...a teraz śmieją się.....głupi i próżni ci ludzie.

- Rita? Myślałem, że śpisz. To jest Natt......mój dobry znajomy.

Dziewczynka podjechała wózkiem do gościa i podała mu rękę.

- Nazywam się Rita i jest mi bardzo miło.

Natt zmusił się do odwzajemnienia uścisku.

- Mnie również Rito.

- Hmmm... >uśmiech<....jest pan bardzo podobny do naszego taty, on też nosił długie, czarne włosy...tylko, że do pasa.

Natt przemilczał tę kwestię. Czuł, że musi stamtąd wyjść...inaczej zwariuje i pozabija ich.

- Aron, muszę już iść.

Bez zbędnych ceregieli poszedł w stronę drzwi, chłopak pobiegł za nim.

- Hej! Poczekaj! Co ci  się stało?

Na klatce schodowej zmusił go by się zatrzymał i cmoknął w policzek.

Natt kompletnie zgłupiał, nie powinien był przychodzić do jego domu. Lepiej będzie, jeśli wróci do swego małego świata.

- Przysięgnij mi, że jeszcze się spotkamy.

- Nie wiem.

Natt niemal stamtąd wybiegł, dziwny świat, dziwni ludzie, dziwne to wszystko.

Aron stał na balkonie i obserwował oddalającą się sylwetkę swojego nowopoznanego przyjaciela.

- Jak myślisz braciszku, dlaczego tak szybko wyszedł?

- Nie wiem, to bardzo dziwny człowiek.

- Może to z mojej winy?

- Nie sądzę.

Natt pomaszerował prosto do grobowca, nie pomyślał o tym, że z balkony chłopaka doskonale widać cmentarz.

Był nieostrożny, a Aron wszystko widział.

Wszedł prosto do swojego „pomieszczenia”, ubranie się rozwiało.

Uszy znów były szpiczaste, kły ostre a język rozdwojony.

Czarne usta nasączone jadem, z pleców wyrosły błoniaste skrzydła zakończone ostrymi kolcami, czymś w rodzaju pazurów.

Włosy same się rozwiązały, oczy zabłysnęły na srebrno. Był wściekły.

Dlaczego pozwolił temu chłopakowi sobą sterować?

To nie demony opętują ludzi, lecz ludzie demony!

Położył się na zimnej ziemi.

Temperatura ciała znów spadła. Nie miał zamiaru stąd wychodzić dopóty, dopóki porządnie nie przemyśli wszystkich spraw i nie ochłonie!!!!

Nieopodal stał Ignus, wolał nie wchodzić dziś do krypty, zaczeka aż Natt ochłonie, wtedy będzie bezpieczniej.

   Następnego dnia Natt przeleżał cały dzień, doszedł do dziwnych wniosków.

Po pierwsze: polubił tego chłopca.

Po drugie: już nigdy do niego nie pójdzie.

Po trzecie: za karę będzie tu siedział do usranej śmierci, jest zły i okropny, nie ma pięknych demonów....a on chyba właśnie jest demonem....albo krzyżówką wampira i demona.....albo ma w sobie po trochu ze wszystkich takich. Ta myśl była ciężka do zniesienia.

Był wściekły na siebie samego, czyżby raptem zaczął czuć?

Jednak przykry był fakt, iż jest niewiadomo czym, to z kolei dziwnie kuło w środku.

Ignusa wymiotło na miasto, poszaleje sobie.

Tymczasem Aron wrócił na cmentarz, żywił nadzieję, że spotka tu swojego przyjaciela, szybko odnalazł kryptę.

Wczoraj Natt tu wchodził....

Wszedł do środka, było ciemno i straszno. Krypcisko było większe niż mu się wydawało, może wielkości dwóch sporych pokoi, podzielone.

Natt usłyszał intruza, za późno by się ukryć, już go zobaczył......to Aron?

Zdrętwiał, w tej właśnie chwili chłopak weźmie nogi za pas i ucieknie tam, gdzie pieprz rośnie.

Natt leżał nagi, dwa górne skrzydła miał wyprostowane a dwoma dolnymi okrył biodra i tors.

Słyszał oddech Arona, przestraszył się.....nie ucieka? Stoi jak wryty!

Natt „poruszył się przez sen”, objął dłońmi ramiona, było mu zimno na duszy a nie na ciele, tak bardzo nie chciał by ten chłopak teraz uciekł....niech zostanie....niech nie ucieka....tylko z nim może porozmawiać....jest jego jedynym przyjacielem.......

Nie może teraz otworzyć oczu, będzie udawał, że śpi, to może go nie wystraszy.

Aron powoli podszedł do Natta, był zafascynowany....to co teraz czuł było nie do określenia.

Ukląkł przy śpiącym mężczyźnie....dotknął jego długich i miękkich włosów, owinęły mu się dookoła dłoni i tak przyjemnie łaskotały.

Powstrzymał się od chichotu by nie zbudzić tego....tego .....zjawiska.

Zafascynowały go te czarne usta....były tak kuszące i piękne, błyszczały....jakby pomalował je ktoś błyszczykiem.

Mimowolnie zbliżał się do nich powoli, Natt zupełnie zgłupiał, czy ten chłopak jest jakiś dziwny, czy mu się tylko wydaje?

Aron delikatnie pocałował demona. Był potem czerwony jak burak.....

Wstał, najlepiej będzie, jeśli pozwoli mu spać.

Powoli zmierzał ku drzwiom.

Natt otworzył srebrne oczy, którymi wpatrywał się w chłopca.

- Zostań ze mną.

Aron stanął jak wryty.

Odszedł jednak od drzwi i ukląkł przy jednym ze skrzydeł Natta.

- Nie boisz się mnie?

Sprzecznie pokręcił głową.

- Dlaczego?

Natt nie mógł odczytać jego chaotycznych myśli.

- Nie wiem....czy te skrzydła są prawdzie?

- Tak.

- Mogę ich dotknąć?

- Tak.

Aron gładził dłońmi czarne, błoniaste skrzydła.

- Ty potrafisz latać?

- Tak.

- A czy to boli gdy rosną?

- Bardzo. >szept<

- Jest ci zimno?

- Jest. >cicho<

- Może chcesz moją kurtkę?

- Nie.

- Ale cały się trzęsiesz!

- To nie z „takiego” zimna. >cichutko<

- Boli cię coś?

- Tak. >cicho<

- Co takiego?

- Chyba.....serce. >waha się<

Aron uśmiechnął się ciepło.

- Połóż się obok mnie Aronie.

Natt odsunął jedno ze skrzydeł. Chłopak położył głowę na jego klatce piersiowej, przyłożył doń ucho.

- Ty....nie masz serca.

- Mam....ale ono jest od dawna martwe. >szept<

Okrył skrzydłem chłopca by nie zmarzł.

- Jesteś bardzo ładny wiesz?

- ..... >zaskoczenie<...ładny?

- Tak, wręcz piękny...zarówno w duszy jak i na ciele. >położył jedną dłoń na jego włosach a drugą na ramieniu<

- Ja nie mam duszy.... >szept<

- Owszem masz...tylko ją ukrywasz....

- ...........

- Czym jesteś?

- Nie wiem. >cicho<

Natt położył rękę na głowie Arona, smukłymi palcami przeczesywał potargane włosy chłopca, odgarnął je z czoła, gładził.

- Jesteś bardzo podobny do anioła....

Natt zaśmiał się, takiego określenia jeszcze nie słyszał.

- ....jesteś moim upadłym aniołem Natt.

- Twoim?

- Tak, moim.....patrz, twoja skóra świeci się, jakby była pokryta brokatem.....

- Brokatem?

- To takie świecące drobinki...

Tymczasem na dworze spadły pierwsze płatki śniegu, kilka z nich wpadło przez dziurę w suficie grobowca.

- Jak to możliwe, że wytrzymujesz taki chłód?

- Moje ciało ma temperaturę o wiele niższą od twojego.

- Czyli z drugiej strony to, co jest ciepłe dla człowieka...ciebie będzie parzyć?

- Nie, ja nie czuję bólu.

- To dobrze, już się martwiłem......a co z tym twoim bólem serca?

- Boli mnie....na mojej czarnej duszy.

Aron wlepił w niego swoje piwne, duże oczy.

- Dlaczego dzisiaj uciekłeś?

- Nie wiem....

- Rozumiem, jeżeli nie chcesz o tym rozmawiać, to nie będę cię dręczył.....

- ......

- Czy ty kiedykolwiek się śmiejesz?

- Nie mam powodu by się śmiać.

- Ja też nie.

- A mimo tego się śmiejesz....

- Robię to za mnie, za mamę i tatę....będę żył pełną życia dla nich i dla siebie.....i będę czuł ból za ciebie mój aniele.

- .......... >zaskoczony<....jest już późno.....twoja siostra się o ciebie martwi.

- Spławiasz mnie? >wyrzut<

Natt zmusił się do uśmiechu.

- Tak.

- No dobra, już sobie idę......ale ty tu zostaniesz?

- Tak.

- Przysięgasz, że jutro, gdy przyjdę...ty tu jeszcze będziesz?

- Zapewne tak.

Aron zauważył szczątki człowieka w kącie, serce zabiło mu szybciej.

- Ty.....go zabiłeś? >przerażony<

Natt usiadł by spojrzeć w bok.....no tak....jego dawny obiad.

- Tak.

- Ty.....pijesz krew?

- Tak. Idź już, jest już naprawdę późno Aronie.

- Najpierw mi powiedz....czy krew jest dobra? >nadal przerażony<

- Zastanawiasz się teraz, czy on miał rodzinę tak?

- Mhmm......

- Krew jest dobra tylko wtedy, gdy nie płynie w twoich żyłach. Uciekaj stąd!

Aron wstał, był już przy drzwiach.....Natt odprowadzał go wzrokiem.

Chłopiec wrócił.

- A jak smakowałaby moja krew?

- Byłaby....słodka zapewne.

- Czy zechciałbyś spróbować?

- Nie. Moja cierpliwość się kończy...przyjdź w dzień to będziemy mogli porozmawiać.

- Jeszcze tylko jedno.....mogę cię pocałować?

- ..... >szok<

- Proszę.

Natt westchnął, czarnymi wargami musnął delikatne wargi chłopca.

- Idź już! >ostrzejszy ton<

Czerwony jak buraczek Aron wybiegł z grobowca.

Natt został sam, dziwne to uczucie, kiedy taki mały człowieczek cię o coś prosi.....albo kiedy zadaje te głupiutkie pytania.....głupie to....i przyjemne zarazem.

Natt aniołem.....to zupełnie nie pasuje....upadły? Ciekawe jak to zinterpretować? Najlepiej wcale, jest dobrze jak jest.

 

~THE END~

Autor: Bi-Ewi