~Uciekaj!~
Nadszedł dzień. Wszystko było pokryte
białym puchem. Dzieci bawiły się na zewnątrz, lepiły bałwany, bawiły się w
wojnę na śnieżki...było cudownie chłodno i rześko.
Michał otworzył
okno, zaciągnął się ostrym powietrzem.......
- Zima.
>PLASK<
Dostał kulką w
twarz.
Spojrzał na
dół....roześmiany Ranwe, który już lepił następną....była zapewne przeznaczona
dla Michała, ale ten nie miał ochoty się o tym przekonywać.
Zamknął okno.
Na werandzie
siedział Aon, próbował się dogadać z Ranwe......tylko, że on wcale go nie
słuchał.
- ( Czy ty, do
jasnej cholery, słuchasz co do ciebie mówię?!!! )
- Czasami.
>ŁUP<
Kulka, ale z
lodu, zapoznała się bliżej z twarzą Ranwe.
Książę się
wkurzył.
Złapał Aona
fraki, rzucił w śnieg i porządnie natarł. Czerpał ogromną radość z dręczenia
biednego przyjaciela.
- Mówiłeś coś?
Czy tylko mi się wydawało?
- (
Tfu.....mówiłem, że chcę od ciebie pozwolenie na Mariona....tfu.... )
- A co z tego
będę miał?
- (
......Yyyyy......buzi? ) >SZUR SZUR<
Twarz Aona w
zimnym śniegu.....brrrrrr.
- Nie chcę
buzi.....ale weź go sobie, mam z nim tylko kłopoty....a poza tym strrrrrasznie
mnie denerwuje!
- ( Tfu....a
czy mógłbyś....tfu...napisać mi coś na karteczce.....no wiesz, nie prosiłbym
cię, gdybym umiał pisać.......? )
- Co takiego?
- ( To bardzo
proste.....”NIE WYJDZIESZ STĄD..........)
- Ty naprawdę
chcesz się do niego dobrać? >rozbawienie<
- ( Nie chcę
się do niego tylko dobrać, chcę go kochać i być kochanym.....nie to co ty. )
- Udam, że tego
ostatniego nie słyszałem....a jak brzmi dalsza część?
- ( .....PÓKI
MI SIĘ NIE ODDASZ” ......)
- No
rzeczywiście.....kochać i być kochanym..... >kpiąco<......ale nie
wyjdziesz stąd, póki mi się nie oddasz, nie ma to jak wolność i miłość.
Tymczasem Marion spał w wygodnym łóżeczku,
dziś sobota, nie trzeba iść do szkoły......ach.....
Leniwie
przetarł oczka, ósma.........toć to środek nocy!
Przekręcił się
na drugi bok i pozwolił sobie jeszcze podrzemać....przynajmniej do
trzeciej...po południu oczywiście.
Michał założył starą, czerwoną bluzę Anki i
czarne ogrodniczki....wyglądał nawet dobrze.
Zszedł na dół
na śniadanie, a jak tylko skończy pójdzie na górę i będzie się uczył
matmy.....albo nie....będzie się uczył matmy przy śniadaniu.
Pobiegł na górę
po potrzebny „sprzęt”, chwilę potem siedział w kuchni i wszystko rozkładał.
W drzwiach
pojawił się pogwizdujący Ranwe.
Zabrał
ciasteczko, które Michał właśnie miał zamiar wpakować sobie do ust, zgniótł i
wyrzucił.
- Na śniadanie
nie je się ciastek.
- Jestem dużym
chłopcem.... >czas się postawić<
- Ach doprawdy?
>brew do góry, skrzyżowane ręce na torsie<
- Tak. >aż
usiadł z wrażenia<
Ranwe głupio
się zaśmiał, wiedział, że Michał nie lubi, gdy ktoś sobie z niego żartuje.
- Może zjadłbyś
coś pożywniejszego? >szperając w lodówce<
- Nie. >w
tym momencie zaburczało mu brzuchu<
- Jesteś
absolutnie pewien??????????? >trzymając w dłoniach jakiś jogurt<
Spuścił głowę,
znów mu zaburczało w brzuchu......co za wstyd.
- Nie.
Zanim się
obejrzał miał w ustach dużą łychę jogurtu, którą wpakował mu do ust
Ranwe......chwilę potem zrobił mu dwie kanapki z serem, sałatą i szynką.
Michał
konsumował śniadanie, a Ranwe czytał gazetę....nic ciekawego....szaleńcy,
którzy biegają po parkach.....wypadki.....horoskopy......
- Skończyłeś?
>zerkając w bok, na Michała<
- Już nie mogę......
>trzymając się za brzuszek<
- Żartujesz
sobie? Zjadłeś tylko jedną kanapkę.....drugą też!
- Ale ja już
nie mogę.
- A co to mnie
obchodzi? Jesz jak wróbelek......
- Rano zawsze
mam mdłości.
- Jedz tą
kanapkę, albo siłą cię nakarmię. >nutka groźby<
Rada nie rada
Michałek wpakował ją sobie do ust......Ranwe podsunął mu szklankę z ciepłym
mlekiem.....w samą porę, jeszcze trochę i by się zapchał.
Kilka minut
później, Michał siedział nad matematyką i specjalnymi zadaniami, które dała mu
do domu nauczycielka. Ranwe siedział i się nudził.....jego nowym hobby było
denerwowanie, rozpraszanie i podniecanie Michała.
Położył się na
podłodze.
Chłopak zmusił
się by dalej myśleć nad zadaniem.
Ranwe wrócił na
swoje miejsce, w dłoniach miał ciasteczka. Wyjął jedno z nich i przyglądał się
z uwagą.
Spojrzał na
Michała....nie kontaktuje, jest teraz w świecie matmy.......spojrzał na
ciasteczko.
Wpakował je
chłopakowi do ust.....zakrztusił się.
- Nudzę się
Michał.
Zero uwagi,
kontempluje zadanie z geometrii.
Ranwe zabrał mu
ołówek, Michał wyjął z kieszeni drugi.
- Nudzę
się.........HALO!!!!!!
Nic, kompletna
cisza. Michał zebrał się na odwagę i nie zwracał najmniejszej uwagi na
wampira.....kosztowało go to jednak mnóstwo energii i odwagi.
Ranwe zabrał chłopakowi zeszyt i książkę.
- Oddaj to.
- Nie oddam.
- To nie.
- A może byś
się tak mną zajął co?
- .........
- Ach rozumiem,
ignorujesz mnie tak? Dobra, jak chcesz.....tylko żeby potem nie było „zmiłuj”.
Ranwe zaczął
się rozbierać, Michał od razu zrobił się czerwony na twarzy.
- Nie!
Zaczekaj!
- To jak?
Zajmiesz się mną?
- Tak.
Głupawy uśmiech
wpełzł na twarz Ranwe, znowu wygrał.
Aon miał swoją karteczkę w kieszeni od
spodni, teraz musiał tylko zwabić myszkę.
Powoli i cicho otworzył
drzwi do pokoju Mariona. Ten śpioch tkwił w słodkiej niewiedzy.
Usiadł na łóżku
i lekko go szturchnął. Chłopak otworzył oczy.
-
Czeeeeegooo..... >zaspany<
Aon zaczął go
ciągnąć w stronę drzwi, pokazał, że nie może czegoś odkręcić.
Marion ledwo
kontaktował, miał na sobie tylko długi podkoszulek, w którym zwykle sypiał.
-
Ideeeeee......
Aon sprowadził
go do piwnicy i zamknął drzwi, rozbłysło kilkadziesiąt świec stojących na
podłodze, na środku była tylko puszysta skóra niedźwiedzia, a na niej leżało kilka
miękkich, czerwonych, atłasowych poduszek. Jedne duże inne małe.
Marion
rozbudził się. Przecież Aon jest w stu procentach wampirem....jest silniejszy
od Mariona.....coś tu nie gra.
- Aon? >krok
w tył<
Drzwi znikły,
była tylko goła ściana. Aon przestroił rzeczywistość.
Podał karteczkę
Marionowi.
- „Nie
wyjdziesz stąd, póki mi się nie oddasz.........”.....żartujesz?
Aon zaprzeczył.
- Nie ma mowy,
choćbym miał tu spędzić całe życie!
Rozgniewany
Marion usiadł pod przeciwną ścianą. Ależ te świece grzały.
Aon był
cierpliwy, uświadomił Marionowi, że ma czas i nigdzie mu się nie spieszy. A
zresztą ciekawe, kto pierwszy zgłodnieje.
Minęło kilka godzin. Aon zdjął koszulę, było
bardzo ciepło. Atmosfera zrobiła się dokuczliwa i ciężka.
Marion
obserwował płynne i kuszące ruchy swojego ciemiężyciela.
Drażniło go to,
nawet bardzo.
- Przestaniesz
czy nie? To i tak do niczego nie doprowadzi, ja nie reagują na facetów.
W odpowiedzi
zobaczył uśmiechającą się gębusię Aona, przesuwał dłonią po
torsie....robił to w tak kuszący
sposób, że Marion zaczął się pocić.
Minęło
następnych kilka godzin....Marion był rozgrzany do białości.....na skraju
załamania nerwowego, Aon specjalnie rozłożył się na chłodnych, atłasowych
poduszkach.......Dopiero teraz dostrzegł kubełek z lodem, taki do szampana.
Przezroczysta
bryłka topniała w gorących palcach Aona. Cudownie chłodny, ugasza pragnienie i
przeciwstawia się gorącym świecom. Marion napotkał pytający i zachęcający
wzrok.
Załamał się.
- No
dobra........oddam ci się.......ale obiecaj, że potem mnie stąd wypuścisz......
Pokiwał głową.
Zaprosił go do siebie, wstał.
Stojący przed
nim Marion trząsł się ze strachu.....gdzie podział się ten twardziel?
Aon wygasił
większą część świec, zostawił tylko kilka....od razu zrobiło się chłodniej.
Podszedł do
chłopaka, jedną dłoń położył mu na policzku a drugą na ramieniu.....przytulił
go do siebie.
Wsadził mu za
podkoszulek bryłkę lodu.
-
AAAAAAA!!!!!!!!!!!!! ZIMNE!!!!!ZIMNE!!!!!!!!!!!!! >uporał się<.....czy to
miał być jakiś głupi żart?
Napotkał uśmiech
i kiwnięcie głowa.
Aon zdjął z
niego podkoszulek i położył się na nim, cały aż wibrował.....jedyną rzeczą o
jakiej teraz myślał było ciało Mariona.
Przeszedł do
pieszczot, nie było miejsca, którego nie dotknął. Marion aż drżał pod
Aonem....zarówno ze strachu jak i napięcia.
- Tylko nie
zrób mi krzywdy..... >piśnięcie<
Tymczasem w ciemnej uliczce.
- Już nigdy
więcej, niczego ci nie będę udowadniał!!!!!! >zły jak osa Raja zbierał
resztki swojego odzienia<
- Czyli nasza
umowa jest nieaktualna?
- Dokładnie,
sam sobie poradzę z Ranwe....jeszcze zobaczysz!
Kato stał i
uśmiechał się, Raja z kolei wygrażał się i plótł takie głupoty, że aż żal się
człowiekowi robiło.
- Tak tak tak
tak tak....oczywiście, ależ proszę bardzo....tak tak......no jasne.......ależ
oczywiście.......
- NIE DRAŻNIJ
SIĘ ZE MNĄ!!!!!!!!!!!
Ranwe zmusił Michała by zagrał z nim w
„Twister”- a ......bardzo mu się ta gra spodobał....lewa ręka na czerwonym
polu, prawa na zielonym.....nogi na
żółtym.....i voila, Michał jak zwykle jest pod spodem!
- Zejdź ze
mnie.
- Niet.
- Duszę się.
- Trudno.
Jednocześnie wstał Aron, cioteczka spała,
siostra też....mógł sobie wyjść na zewnątrz i odwiedzić „znajomego”.
Ubrał się
ciepło, wziął ze sobą koc.
W drodze na
cmentarz oglądał bawiące się dzieci, dostał też kilka kulek....w czachę.
Ostatni kawałek
musiał przebiec......dzieciaki goniły go aż na cmentarz.
Wpadł do
grobowca zziajany.....ufff.....
Otrząsnął się i
wszedł do drugiego pomieszczenia, wszystko było zasypane puchem....ani śladu
Natta.
- Natt?
>rozglądając się<
Cisza, nie było
tu słychać wiatru ani śmiechu dzieci....tylko ta grobowa cisza.
- Natt!?
>czarna rozpacz<
>PUF<,
ktoś zrzucił z dachu kulkę. Aron spojrzał w górę, pod kopułą, na małym wybrzuszeniu
siedział Natt....dla odmiany bez skrzydeł i w ubraniu....
- Nie krzycz.
- Uch, już się
bałem, że cię nie zobaczę.
- Doprawdy?
-
......Przyniosłem ci koc.
- Zupełnie
niepotrzebnie. >w dłoniach zmaterializował się czarny płaszcz<
- A no tak......no
ale może.......o! Żeby ci twardo na podłodze nie było.
Natt zeskoczył
na ziemię.
- Wychodzę na
„śniadanie”.
-
Śniadanie?........to może do mnie pójdziemy co? Zrobię ci tosty i
jajka.....i....herbatę.....
- Nie.
- Ale może
jednak.....?
- Ja potrzebuję
krwi a nie jajek....
- A no
tak.....zapomniałem.
-
...................
- A jak
skończysz to wpadniesz?
- Nie rozumiem.
- No, czy do
mnie przyjdziesz jak już......zjesz.
- Nie wiem.
- O nie! Zawsze
kiedy mówisz „nie wiem”, oznacza to „NIE”.
Natt założył
płaszcz.
- Nie
powinieneś się ze mną zadawać.
Aron zmarszczył
brwi.
- Chcesz
prysnąć?
- Że co?
- Zwiać,
uciec.....i te takie. >ręce pod boki<
- Ja nie
uciekam, ja po prostu likwiduję przeszkody.
- Czyli
wpadniesz? >hope<
- .................................................................................muszę
się nad tym zastanowić.
Wyszedł.
- OKI! TYLKO
NIE ZAPOMNIJ! NAJLEPIEJ O TRZECIEJ!!!!!
Natt okłamał Arona, potrzebował ciszy i
spokoju a nie jadła. Przycupnął na ławce w parku, oglądał ludzi jeżdżących na
łyżwach.
Spodobało mu
się, nie czuć gruntu pod stopami....hmmm......ktoś usiadł obok.
- Jacy ci
ludzie są krusi prawda?
Natt spojrzał w
bok.
Mężczyzna.....a
może i nie. Długie, biało szare, z domieszką błękitu włosy splecione w
warkoczyki, dodatkowo były związane w luźny kucyk.....to jednak był mężczyzna,
miał hiszpańską bródkę ( taką krótką, przy skórze i na samej brodzie tylko ). W
uchu dyndał kolczyk zrobiony ze spiralnej muszelki, Ubrany w szary płaszcz,
zadowolony z siebie.
W dłoniach
trzymał sopel lodu.
- Udine?
Mężczyzna
zwrócił swe lodowate oczy w stronę Natta, były blade, ledwo przebijał się przez
nie błękitny kolor.
- Nie, Święty
Mikołaj. >uśmiech<
- Co tu
robisz.....jakim cudem przeżyłeś?
- Wszyscy
przeżyliśmy.......dziękuj bogom, że nie jestem na ciebie zły za próbę
wykończenia nas.
- Jesteś
mężczyzną. >ironia<
- No co? Tamto
ciało mi się popsuło.
Obaj się
zaśmiali.
- Co tu robisz?
- To co wy
wszyscy.
- Ale przecież
ciebie nie przekląłem.....
- No to co,
myślisz, że fajnie by było siedzieć samemu w niebie.....
- Lub piekle.
- Tak, właśnie,
i patrzeć jak się bawicie?
- Bawimy?
>powaga<
- Oj Natt, ty
też czasem potrzebujesz zabawy.
Parsknął. On i
zabawa....też coś.
- O! A jak tam
Aron?
- Kto?
- No ten mały,
co się do ciebie tak przylepił.
- Za dobrze.
>skrzywiony<
- Czarnuchu!
Nie bądź taki zły na wszystkich i wszystko.....to nie na Ranwe powinieneś być
zły, lecz na samego siebie.....
- Nie pamiętam
bym cię prosił o rady.
- Bo nie prosiłeś,
udzielam ci ich dobrowolnie.
- Ale ja ich
nie potrzebuję.
- Tak ci się
tylko zdaje.
-
..................
- Naprawdę
chcesz zabić Ranwe?
- Tak.
>stanowczo<
- Powiedz mi
dlaczego?
- Bo on zabił
mnie.
- Oj tam! Wcale
cię nie zabił, tylko uspał na kilkaset lat. >smile<
- .....to jedno
i to samo.
-
Mmmmmm.......biedny chłopiec, zamknął się w swojej fortecy i nie chce nikogo
wpuścić do środka.
- Przestań, to
się robi denerwujące.
- Wracając do
naszego tematu, Ranwe też był na ciebie wściekły.
- Nic mu nie
zrobiłem.
- Pozwól, że ci
coś przypomnę, piękny, potężny....niepokonany, kandydat na władcę
kamienia....byłeś idealny, bez trudu pobiłeś Ranwe.
- Co?
- Nie mów, że o
niczym nie wiesz. Do władzy było zawsze trzech lub czterech
kandydatów....myślał, że jak jest księciem to wszystko mu pójdzie gładko, ale
wtedy pojawiłeś się ty.....pamiętasz, nawet władca czasu nie dał ci wtedy rady.
- Tak,
pamiętam.
- Nad taką mocą
trzeba umieć panować mój drogi.
-
...........ile miałeś lat.....gdy odkryli ją w tobie?
- Nie
wiem......chyba piętnaście.....a ty?
- Przy moich
narodzinach, omal nie zabiłem matki.
- Jeżeli to cię
pocieszy.....Ranwe jest niezwykle próżny....i denerwujący....ale na swój sposób
słodki.
- Słodki?
- Jak woda z
cukrem.......a propos wody, wiesz, że ona jest zboczona?
- Kto?
- Woda,
najgorzej jest wtedy, kiedy biorę prysznic....brrrrrr.
Natt zaśmiał
się.
- Zmieniasz
temat jak rękawiczki.
- Nie mam
rękawiczek. >smile<
>ŁUP<
Kulka+ Udine=
wojna na śnieżki!
- Nie bądź taki
smutas! Idź do tego Arona......zaprzyjaźnij się z nim, nie będziesz się wtedy
czuł taki samotny......
Potem już nic
nie powiedział bo dzieciaki się na niego rzuciły porządnie go natarły.
- POMOCY!!!
>śmiech, radocha na całego<
- Radź sobie
sam.
- One mnie zamrożą!!!
Ej! A masz, ...........gdzie z tymi ręcami..........! Ej!
Natt tylko
siedział i się śmiał.....potem wstał.
- Muszę już
iść.
- POMOCY!!!!!
NIE ZOSTAWIAJ MNIE!!!
*************************************************************************************************************
>DING
DONG<
- Ideeeee.
Aron otworzył
drzwi....był w fartuszku i z wałkiem w dłoniach.
- JESTEŚ!!!
SUPER!
Cmoknął Natta w
policzek.
- No wejdź do
środka, co tak stoisz?
- .......
Natt wszedł do
przedpokoju, zdjął buty i płaszcz, wyjął coś malutkiego i słodkiego z kieszeni,
trzymał to cały czas w dłoniach, przy klatce piersiowej.
Do pokoju
gościnnego zaprosiła go Rita....
- Hej.
>zniżyła go do swojego poziomu i też ucałowała< Fajnie, że jesteś, Aron
się martwił, że już nie przyjdziesz.
- Obiecałem,
więc jestem. >szept<
- Co tam masz?
- Zaraz
zobaczysz.
Wyciągnął przed
siebie dłonie, znajdował się w nich mały, śliczny, kudłaty piesek.....kilku
tygodniowy. Dał go Ricie.
- On jest teraz
twoim nowym towarzyszem na samotne noce.
- To dla mnie????????
- Mhmmm.....
- Dziękuję,
dziękuję, DZIĘKUJĘ!!!!!!!!! >znowu ten sam chwyt, buziaki...bleeeeee<
Chwilę potem
siedział z nią w dużym pokoju. Nawijała jak najęta
- A czym mam go
karmić?
- Mlekiem.
- A gdzie go
kupiłeś?
- W sklepie
zoologicznym.
- A on jest
naprawdę dla mnie?
- Tak.
- Ale na pewno?
Natt się
zaśmiał, szczerze, ta dziewczyna zdecydowanie za dużo gadała.
- Nie zagadaj
go na śmierć.
- Ja?
-
........................................
- No wiesz co?
>oburzona<
W ej chwili
wszedł Aron z dużą tacą, postawił ją na stole i wszystko rozstawił. Filiżanki z
herbatą, ciasteczka, cukier....i takie tam.
- Obiad będzie
trochę później.....jadłeś. >drżenie w głosie<
-
.............nie.
- Dla ciebie
przygotowałem coś specjalnego......tatara. >uśmiech<
Rita zrobiła
wielkie oczy.
- S....surowe
mięso?
- Tak, surowe.
No co, każdy ma swoje upodobania......ej....na kolanach siedzi ci jakiś wielki
szczur.
- TO NIE SZCZUR
TYLKO PIESEK, KTÓREGO DOSTAŁAM
OD.......?
- Natta.
- No
właśnie....a ty zaraz dostaniesz po pysku!
- Już się boję.
Wystawiła mu
język.
- Mam podłego
brata.
Aron wyszedł.
- Mogłaś trafić
gorzej.
- Mówisz tak,
bo go jeszcze nie znasz.
- Znam go
lepiej niż ci się wydaje.....
- Serio?
- Mhmmmm....
Kilka minut później,
Natt modlił się, żeby jedzenie, które miało być tatarem znikło z jego
talerza...było obrzydliwe i mało krwiste.
- Nie smakuje
ci Natt?
- Słucham?
- Pytam, czy ci
nie smakuje.
-
Nie.....chcesz znać prawdę?
- No.
- Jest
paskudne, a z ciebie kucharza na pewno nie będzie.
- Dzięki....nie
ma to jak zdrowa krytyka.
Rita śmiała
się.
- Gotujesz
dopiero od kilku tygodni, na pewno się nauczysz.
- Raczej nie,
gotowanie nie jest jego żywiołem......raczej.....
Natt obejrzał
ręce chłopca.
-
...................nie jestem pewien....ale chyba.....
- Co?
-
Sztuka....piękno...i te sprawy
- WOW! Będę
znanym na świecie artystą..... jak.....
- Z takim
podejściem, na pewno nie.
- Przestań tak
sypać komplementami Natt, jeszcze go całkowicie zdołujesz i co?
Rita
podziękowała i odeszła od stołu, poszła pobawić się swoją zabawką.
- Natt?
- Co?
- Miałeś kiedyś
dziewczynę?
- Niestety nie
pamiętam tego.
- A jak
myślisz? Rita znajdzie sobie faceta?
- Nie wiem.
- Bo....ja nie
mogę się nią opiekować przez całe życie.
- ................................
-
................................
-
................................
- Powiedz mi
coś miłego dla odmiany.
- Co?
- To co
słyszałeś, powiedz mi coś miłego.
-
...........>skrzywił się<.............będziesz miał powodzenie u kobiet.
- A u mężczyzn?
- U mężczyzn?
- Tak.
- Nie wiem.
Tymczasem w pokoju Rity.....siedziała tyłem
do okna, zawiał wiatr....dziwne, przecież zamykała okno....odwrócił się.
Szpona zatkała
jej usta.
- Piśnij słówko
a zginiesz.
*************************************************************************************************************
- Aron?
- Co?
- Czy twoja
ciotka jest w domu?
- Nie.....a co?
- Wyczuwam
obecność czwartej osoby.....
- Może psa.
- Nie. Dużo
większe.
Poszli do
pokoju dziewczyny.....niecodzienny widok. Ignus i Rita siedzieli naprzeciwko
siebie na łóżku, po turecku.
Ignus był
skonsternowany, gdy dziewczyna robiła jego szponom manikiur.
- Ignus?
- Panie?
Obaj zgłupieli,
tymczasem Aron schował się za Natta.
- To ten
zbok.....co mnie na cmentarzu...no....zabierz go od mojej siostry.
- Uważaj na
jęzor mały.
- Tak właśnie,
Ignus to mój dobry kolega.....odwiedza mnie już całkiem długo.....i opowiada o
swoich eskapadach.
-
Natt....~~~~~>płaczliwie<
Czarnowłosy
wzruszył ramionami. Cóż mógł zrobić?
- Panie, jak
tylko mi się znudzi to ją zabiję....wie, że jestem de.....
-
DEBILEM.....powtórz co powiedziałeś wcześniej a już nigdy nie będę z tobą
rozmawiać.
Aron został
wyciągnięty z pokoju.
- Ej! Co
robisz?
- Niech robią
co chcą.
- .....>napuszony<
-
....................
Usiedli z
powrotem do stolika.
- Ja też tak
chcę.
- Co chcesz?
Robić mi manikiur?
- Nie, chcę
dostawać buzi na dobranoc i dzień dobry.....tak jak Rita od Ignusa.
- ........( Za
jakie grzechy? ).
THE END
Autor: Bi-Ewi