~Uciekaj!~

 

   Nadszedł dzień. Wszystko było pokryte białym puchem. Dzieci bawiły się na zewnątrz, lepiły bałwany, bawiły się w wojnę na śnieżki...było cudownie chłodno i rześko.

Michał otworzył okno, zaciągnął się ostrym powietrzem.......

- Zima. >PLASK<

Dostał kulką w twarz.

Spojrzał na dół....roześmiany Ranwe, który już lepił następną....była zapewne przeznaczona dla Michała, ale ten nie miał ochoty się o tym przekonywać.

Zamknął okno.

Na werandzie siedział Aon, próbował się dogadać z Ranwe......tylko, że on wcale go nie słuchał.

- ( Czy ty, do jasnej cholery, słuchasz co do ciebie mówię?!!! )

- Czasami. >ŁUP<

Kulka, ale z lodu, zapoznała się bliżej z twarzą Ranwe.

Książę się wkurzył.

Złapał Aona fraki, rzucił w śnieg i porządnie natarł. Czerpał ogromną radość z dręczenia biednego przyjaciela.

- Mówiłeś coś? Czy tylko mi się wydawało?

- ( Tfu.....mówiłem, że chcę od ciebie pozwolenie na Mariona....tfu.... )

- A co z tego będę miał?

- ( ......Yyyyy......buzi? ) >SZUR SZUR<

Twarz Aona w zimnym śniegu.....brrrrrr.

- Nie chcę buzi.....ale weź go sobie, mam z nim tylko kłopoty....a poza tym strrrrrasznie mnie denerwuje!

- ( Tfu....a czy mógłbyś....tfu...napisać mi coś na karteczce.....no wiesz, nie prosiłbym cię, gdybym umiał pisać.......? )

- Co takiego?

- ( To bardzo proste.....”NIE WYJDZIESZ STĄD..........)

- Ty naprawdę chcesz się do niego dobrać? >rozbawienie<

- ( Nie chcę się do niego tylko dobrać, chcę go kochać i być kochanym.....nie to co ty. )

- Udam, że tego ostatniego nie słyszałem....a jak brzmi dalsza część?

- ( .....PÓKI MI SIĘ NIE ODDASZ” ......)

- No rzeczywiście.....kochać i być kochanym..... >kpiąco<......ale nie wyjdziesz stąd, póki mi się nie oddasz, nie ma to jak wolność i miłość.

   Tymczasem Marion spał w wygodnym łóżeczku, dziś sobota, nie trzeba iść do szkoły......ach.....

Leniwie przetarł oczka, ósma.........toć to środek nocy!

Przekręcił się na drugi bok i pozwolił sobie jeszcze podrzemać....przynajmniej do trzeciej...po południu oczywiście.

   Michał założył starą, czerwoną bluzę Anki i czarne ogrodniczki....wyglądał nawet dobrze.

Zszedł na dół na śniadanie, a jak tylko skończy pójdzie na górę i będzie się uczył matmy.....albo nie....będzie się uczył matmy przy śniadaniu.

Pobiegł na górę po potrzebny „sprzęt”, chwilę potem siedział w kuchni i wszystko rozkładał.

W drzwiach pojawił się pogwizdujący Ranwe.

Zabrał ciasteczko, które Michał właśnie miał zamiar wpakować sobie do ust, zgniótł i wyrzucił.

- Na śniadanie nie je się ciastek.

- Jestem dużym chłopcem.... >czas się postawić<

- Ach doprawdy? >brew do góry, skrzyżowane ręce na torsie<

- Tak. >aż usiadł z wrażenia<

Ranwe głupio się zaśmiał, wiedział, że Michał nie lubi, gdy ktoś sobie z niego żartuje.

- Może zjadłbyś coś pożywniejszego? >szperając w lodówce<

- Nie. >w tym momencie zaburczało mu brzuchu<

- Jesteś absolutnie pewien??????????? >trzymając w dłoniach jakiś jogurt<

Spuścił głowę, znów mu zaburczało w brzuchu......co za wstyd.

- Nie.

Zanim się obejrzał miał w ustach dużą łychę jogurtu, którą wpakował mu do ust Ranwe......chwilę potem zrobił mu dwie kanapki z serem, sałatą i szynką.

Michał konsumował śniadanie, a Ranwe czytał gazetę....nic ciekawego....szaleńcy, którzy biegają po parkach.....wypadki.....horoskopy......

- Skończyłeś? >zerkając w bok, na Michała<

- Już nie mogę...... >trzymając się za brzuszek<

- Żartujesz sobie? Zjadłeś tylko jedną kanapkę.....drugą też!

- Ale ja już nie mogę.

- A co to mnie obchodzi? Jesz jak wróbelek......

- Rano zawsze mam mdłości.

- Jedz tą kanapkę, albo siłą cię nakarmię. >nutka groźby<

Rada nie rada Michałek wpakował ją sobie do ust......Ranwe podsunął mu szklankę z ciepłym mlekiem.....w samą porę, jeszcze trochę i by się zapchał.

Kilka minut później, Michał siedział nad matematyką i specjalnymi zadaniami, które dała mu do domu nauczycielka. Ranwe siedział i się nudził.....jego nowym hobby było denerwowanie, rozpraszanie i podniecanie Michała.

Położył się na podłodze.

Chłopak zmusił się by dalej myśleć nad zadaniem.

Ranwe wrócił na swoje miejsce, w dłoniach miał ciasteczka. Wyjął jedno z nich i przyglądał się z uwagą.

Spojrzał na Michała....nie kontaktuje, jest teraz w świecie matmy.......spojrzał na ciasteczko.

Wpakował je chłopakowi do ust.....zakrztusił się.

- Nudzę się Michał.

Zero uwagi, kontempluje zadanie z geometrii.

Ranwe zabrał mu ołówek, Michał wyjął z kieszeni drugi.

- Nudzę się.........HALO!!!!!!

Nic, kompletna cisza. Michał zebrał się na odwagę i nie zwracał najmniejszej uwagi na wampira.....kosztowało go to jednak mnóstwo energii i odwagi.

 Ranwe zabrał chłopakowi zeszyt i książkę.

- Oddaj to.

- Nie oddam.

- To nie.

- A może byś się tak mną zajął co?

- .........

- Ach rozumiem, ignorujesz mnie tak? Dobra, jak chcesz.....tylko żeby potem nie było „zmiłuj”.

Ranwe zaczął się rozbierać, Michał od razu zrobił się czerwony na twarzy.

- Nie! Zaczekaj!

- To jak? Zajmiesz się mną?

- Tak.

Głupawy uśmiech wpełzł na twarz Ranwe, znowu wygrał.

   Aon miał swoją karteczkę w kieszeni od spodni, teraz musiał tylko zwabić myszkę.

Powoli i cicho otworzył drzwi do pokoju Mariona. Ten śpioch tkwił w słodkiej niewiedzy.

Usiadł na łóżku i lekko go szturchnął. Chłopak otworzył oczy.

- Czeeeeegooo..... >zaspany<

Aon zaczął go ciągnąć w stronę drzwi, pokazał, że nie może czegoś odkręcić.

Marion ledwo kontaktował, miał na sobie tylko długi podkoszulek, w którym zwykle sypiał.

- Ideeeeee......

Aon sprowadził go do piwnicy i zamknął drzwi, rozbłysło kilkadziesiąt świec stojących na podłodze, na środku była tylko puszysta skóra niedźwiedzia, a na niej leżało kilka miękkich, czerwonych, atłasowych poduszek. Jedne duże inne małe.

Marion rozbudził się. Przecież Aon jest w stu procentach wampirem....jest silniejszy od Mariona.....coś tu nie gra.

- Aon? >krok w tył<

Drzwi znikły, była tylko goła ściana. Aon przestroił rzeczywistość.

Podał karteczkę Marionowi.

- „Nie wyjdziesz stąd, póki mi się nie oddasz.........”.....żartujesz?

Aon zaprzeczył.

- Nie ma mowy, choćbym miał tu spędzić całe życie!

Rozgniewany Marion usiadł pod przeciwną ścianą. Ależ te świece grzały.

Aon był cierpliwy, uświadomił Marionowi, że ma czas i nigdzie mu się nie spieszy. A zresztą ciekawe, kto pierwszy zgłodnieje.

  Minęło kilka godzin. Aon zdjął koszulę, było bardzo ciepło. Atmosfera zrobiła się dokuczliwa i ciężka.

Marion obserwował płynne i kuszące ruchy swojego ciemiężyciela.

Drażniło go to, nawet bardzo.

- Przestaniesz czy nie? To i tak do niczego nie doprowadzi, ja nie reagują na facetów.

W odpowiedzi zobaczył uśmiechającą się gębusię Aona, przesuwał dłonią po torsie....robił  to w tak kuszący sposób, że Marion zaczął się pocić.

Minęło następnych kilka godzin....Marion był rozgrzany do białości.....na skraju załamania nerwowego, Aon specjalnie rozłożył się na chłodnych, atłasowych poduszkach.......Dopiero teraz dostrzegł kubełek z lodem, taki do szampana.

Przezroczysta bryłka topniała w gorących palcach Aona. Cudownie chłodny, ugasza pragnienie i przeciwstawia się gorącym świecom. Marion napotkał pytający i zachęcający wzrok.

Załamał się.

- No dobra........oddam ci się.......ale obiecaj, że potem mnie stąd wypuścisz......

Pokiwał głową. Zaprosił go do siebie, wstał.

Stojący przed nim Marion trząsł się ze strachu.....gdzie podział się ten twardziel?

Aon wygasił większą część świec, zostawił tylko kilka....od razu zrobiło się chłodniej.

Podszedł do chłopaka, jedną dłoń położył mu na policzku a drugą na ramieniu.....przytulił go do siebie.

Wsadził mu za podkoszulek bryłkę lodu.

- AAAAAAA!!!!!!!!!!!!! ZIMNE!!!!!ZIMNE!!!!!!!!!!!!! >uporał się<.....czy to miał być jakiś głupi żart?

Napotkał uśmiech i kiwnięcie głowa.

Aon zdjął z niego podkoszulek i położył się na nim, cały aż wibrował.....jedyną rzeczą o jakiej teraz myślał było ciało Mariona.

Przeszedł do pieszczot, nie było miejsca, którego nie dotknął. Marion aż drżał pod Aonem....zarówno ze strachu jak i napięcia.

- Tylko nie zrób mi krzywdy..... >piśnięcie<

   Tymczasem w ciemnej uliczce.

- Już nigdy więcej, niczego ci nie będę udowadniał!!!!!! >zły jak osa Raja zbierał resztki swojego odzienia<

- Czyli nasza umowa jest nieaktualna?

- Dokładnie, sam sobie poradzę z Ranwe....jeszcze zobaczysz!

Kato stał i uśmiechał się, Raja z kolei wygrażał się i plótł takie głupoty, że aż żal się człowiekowi robiło.

- Tak tak tak tak tak....oczywiście, ależ proszę bardzo....tak tak......no jasne.......ależ oczywiście.......

- NIE DRAŻNIJ SIĘ ZE MNĄ!!!!!!!!!!!

   Ranwe zmusił Michała by zagrał z nim w „Twister”- a ......bardzo mu się ta gra spodobał....lewa ręka na czerwonym polu, prawa na zielonym.....nogi  na żółtym.....i voila, Michał jak zwykle jest pod spodem!

- Zejdź ze mnie.

- Niet.

- Duszę się.

- Trudno.

  Jednocześnie wstał Aron, cioteczka spała, siostra też....mógł sobie wyjść na zewnątrz i odwiedzić „znajomego”.

Ubrał się ciepło, wziął ze sobą koc.

W drodze na cmentarz oglądał bawiące się dzieci, dostał też kilka kulek....w czachę.

Ostatni kawałek musiał przebiec......dzieciaki goniły go aż na cmentarz.

Wpadł do grobowca zziajany.....ufff.....

Otrząsnął się i wszedł do drugiego pomieszczenia, wszystko było zasypane puchem....ani śladu Natta.

- Natt? >rozglądając się<

Cisza, nie było tu słychać wiatru ani śmiechu dzieci....tylko ta grobowa cisza.

- Natt!? >czarna rozpacz<

>PUF<, ktoś zrzucił z dachu kulkę. Aron spojrzał w górę, pod kopułą, na małym wybrzuszeniu siedział Natt....dla odmiany bez skrzydeł i w ubraniu....

- Nie krzycz.

- Uch, już się bałem, że cię nie zobaczę.

- Doprawdy?

- ......Przyniosłem ci koc.

- Zupełnie niepotrzebnie. >w dłoniach zmaterializował się czarny płaszcz<

- A no tak......no ale może.......o! Żeby ci twardo na podłodze nie było.

Natt zeskoczył na ziemię.

- Wychodzę na „śniadanie”.

- Śniadanie?........to może do mnie pójdziemy co? Zrobię ci tosty i jajka.....i....herbatę.....

- Nie.

- Ale może jednak.....?

- Ja potrzebuję krwi a nie jajek....

- A no tak.....zapomniałem.

- ...................

- A jak skończysz to wpadniesz?

- Nie rozumiem.

- No, czy do mnie przyjdziesz jak już......zjesz.

- Nie wiem.

- O nie! Zawsze kiedy mówisz „nie wiem”, oznacza to „NIE”.

Natt założył płaszcz.

- Nie powinieneś się ze mną zadawać.

Aron zmarszczył brwi.

- Chcesz prysnąć?

- Że co?

- Zwiać, uciec.....i te takie. >ręce pod boki<

- Ja nie uciekam, ja po prostu likwiduję przeszkody.

- Czyli wpadniesz? >hope<

- .................................................................................muszę się nad tym zastanowić.

Wyszedł.

- OKI! TYLKO NIE ZAPOMNIJ! NAJLEPIEJ O TRZECIEJ!!!!!

   Natt okłamał Arona, potrzebował ciszy i spokoju a nie jadła. Przycupnął na ławce w parku, oglądał ludzi jeżdżących na łyżwach.

Spodobało mu się, nie czuć gruntu pod stopami....hmmm......ktoś usiadł obok.

- Jacy ci ludzie są krusi prawda?

Natt spojrzał w bok.

Mężczyzna.....a może i nie. Długie, biało szare, z domieszką błękitu włosy splecione w warkoczyki, dodatkowo były związane w luźny kucyk.....to jednak był mężczyzna, miał hiszpańską bródkę ( taką krótką, przy skórze i na samej brodzie tylko ). W uchu dyndał kolczyk zrobiony ze spiralnej muszelki, Ubrany w szary płaszcz, zadowolony z siebie.

W dłoniach trzymał sopel lodu.

- Udine?

Mężczyzna zwrócił swe lodowate oczy w stronę Natta, były blade, ledwo przebijał się przez nie błękitny kolor.

- Nie, Święty Mikołaj. >uśmiech<

- Co tu robisz.....jakim cudem przeżyłeś?

- Wszyscy przeżyliśmy.......dziękuj bogom, że nie jestem na ciebie zły za próbę wykończenia nas.

- Jesteś mężczyzną. >ironia<

- No co? Tamto ciało mi się popsuło.

Obaj się zaśmiali.

- Co tu robisz?

- To co wy wszyscy.

- Ale przecież ciebie nie przekląłem.....

- No to co, myślisz, że fajnie by było siedzieć samemu w niebie.....

- Lub piekle.

- Tak, właśnie, i patrzeć jak się bawicie?

- Bawimy? >powaga<

- Oj Natt, ty też czasem potrzebujesz zabawy.

Parsknął. On i zabawa....też coś.

- O! A jak tam Aron?

- Kto?

- No ten mały, co się do ciebie tak przylepił.

- Za dobrze. >skrzywiony<

- Czarnuchu! Nie bądź taki zły na wszystkich i wszystko.....to nie na Ranwe powinieneś być zły, lecz na samego siebie.....

- Nie pamiętam bym cię prosił o rady.

- Bo nie prosiłeś, udzielam ci ich dobrowolnie.

- Ale ja ich nie potrzebuję.

- Tak ci się tylko zdaje.

- ..................

- Naprawdę chcesz zabić Ranwe?

- Tak. >stanowczo<

- Powiedz mi dlaczego?

- Bo on zabił mnie.

- Oj tam! Wcale cię nie zabił, tylko uspał na kilkaset lat. >smile<  

- .....to jedno i to samo.

- Mmmmmm.......biedny chłopiec, zamknął się w swojej fortecy i nie chce nikogo wpuścić do środka.

- Przestań, to się robi denerwujące.

- Wracając do naszego tematu, Ranwe też był na ciebie wściekły.

- Nic mu nie zrobiłem.

- Pozwól, że ci coś przypomnę, piękny, potężny....niepokonany, kandydat na władcę kamienia....byłeś idealny, bez trudu pobiłeś Ranwe.

- Co?

- Nie mów, że o niczym nie wiesz. Do władzy było zawsze trzech lub czterech kandydatów....myślał, że jak jest księciem to wszystko mu pójdzie gładko, ale wtedy pojawiłeś się ty.....pamiętasz, nawet władca czasu nie dał ci wtedy rady.

- Tak, pamiętam.

- Nad taką mocą trzeba umieć panować mój drogi.

- ...........ile miałeś lat.....gdy odkryli ją w tobie?

- Nie wiem......chyba piętnaście.....a ty?

- Przy moich narodzinach, omal nie zabiłem matki.

- Jeżeli to cię pocieszy.....Ranwe jest niezwykle próżny....i denerwujący....ale na swój sposób słodki.

- Słodki?

- Jak woda z cukrem.......a propos wody, wiesz, że ona jest zboczona?

- Kto?

- Woda, najgorzej jest wtedy, kiedy biorę prysznic....brrrrrr.

Natt zaśmiał się.

- Zmieniasz temat jak rękawiczki.

- Nie mam rękawiczek. >smile<

>ŁUP<

Kulka+ Udine= wojna na śnieżki!

- Nie bądź taki smutas! Idź do tego Arona......zaprzyjaźnij się z nim, nie będziesz się wtedy czuł taki samotny......

Potem już nic nie powiedział bo dzieciaki się na niego rzuciły porządnie go natarły.

- POMOCY!!! >śmiech, radocha na całego<

- Radź sobie sam.

- One mnie zamrożą!!! Ej! A masz, ...........gdzie z tymi ręcami..........! Ej!

Natt tylko siedział i się śmiał.....potem wstał.

- Muszę już iść.

- POMOCY!!!!! NIE ZOSTAWIAJ MNIE!!!

*************************************************************************************************************

>DING DONG<

- Ideeeee.

Aron otworzył drzwi....był w fartuszku i z wałkiem w dłoniach.

- JESTEŚ!!! SUPER!

Cmoknął Natta w policzek.

- No wejdź do środka, co tak stoisz?

- .......

Natt wszedł do przedpokoju, zdjął buty i płaszcz, wyjął coś malutkiego i słodkiego z kieszeni, trzymał to cały czas w dłoniach, przy klatce piersiowej.

Do pokoju gościnnego zaprosiła go Rita....

- Hej. >zniżyła go do swojego poziomu i też ucałowała< Fajnie, że jesteś, Aron się martwił, że już nie przyjdziesz.

- Obiecałem, więc jestem. >szept<

- Co tam masz?

- Zaraz zobaczysz.

Wyciągnął przed siebie dłonie, znajdował się w nich mały, śliczny, kudłaty piesek.....kilku tygodniowy. Dał go Ricie.

- On jest teraz twoim nowym towarzyszem na samotne noce.

- To dla mnie????????

- Mhmmm.....

- Dziękuję, dziękuję, DZIĘKUJĘ!!!!!!!!! >znowu ten sam chwyt, buziaki...bleeeeee<

Chwilę potem siedział z nią w dużym pokoju. Nawijała jak najęta

- A czym mam go karmić?

- Mlekiem.

- A gdzie go kupiłeś?

- W sklepie zoologicznym.

- A on jest naprawdę dla mnie?

- Tak.

- Ale na pewno?

Natt się zaśmiał, szczerze, ta dziewczyna zdecydowanie za dużo gadała.

- Nie zagadaj go na śmierć.

- Ja?

- ........................................

- No wiesz co? >oburzona<

W ej chwili wszedł Aron z dużą tacą, postawił ją na stole i wszystko rozstawił. Filiżanki z herbatą, ciasteczka, cukier....i takie tam.

- Obiad będzie trochę później.....jadłeś. >drżenie w głosie<

- .............nie.

- Dla ciebie przygotowałem coś specjalnego......tatara. >uśmiech<

Rita zrobiła wielkie oczy.

- S....surowe mięso?

- Tak, surowe. No co, każdy ma swoje upodobania......ej....na kolanach siedzi ci jakiś wielki szczur.

- TO NIE SZCZUR TYLKO PIESEK,  KTÓREGO DOSTAŁAM OD.......?

- Natta.

- No właśnie....a ty zaraz dostaniesz po pysku!

- Już się boję.

Wystawiła mu język.

- Mam podłego brata.

Aron wyszedł.

- Mogłaś trafić gorzej.

- Mówisz tak, bo go jeszcze nie znasz.

- Znam go lepiej niż ci się wydaje.....

- Serio?

- Mhmmmm....

Kilka minut później, Natt modlił się, żeby jedzenie, które miało być tatarem znikło z jego talerza...było obrzydliwe i mało krwiste.

- Nie smakuje ci Natt?

- Słucham?

- Pytam, czy ci nie smakuje.

- Nie.....chcesz znać prawdę?

- No.

- Jest paskudne, a z ciebie kucharza na pewno nie będzie.

- Dzięki....nie ma to jak zdrowa krytyka.

Rita śmiała się.

- Gotujesz dopiero od kilku tygodni, na pewno się nauczysz.

- Raczej nie, gotowanie nie jest jego żywiołem......raczej.....

Natt obejrzał ręce chłopca.

- ...................nie jestem pewien....ale chyba.....

- Co?

- Sztuka....piękno...i te sprawy

- WOW! Będę znanym na świecie artystą..... jak.....

- Z takim podejściem, na pewno nie.

- Przestań tak sypać komplementami Natt, jeszcze go całkowicie zdołujesz i co?

Rita podziękowała i odeszła od stołu, poszła pobawić się swoją zabawką.

- Natt?

- Co?

- Miałeś kiedyś dziewczynę?

- Niestety nie pamiętam tego.

- A jak myślisz? Rita znajdzie sobie faceta?

- Nie wiem.

- Bo....ja nie mogę się nią opiekować przez całe życie.

- ................................

- ................................

- ................................

- Powiedz mi coś miłego dla odmiany.

- Co?

- To co słyszałeś, powiedz mi coś miłego.

- ...........>skrzywił się<.............będziesz miał powodzenie u kobiet.

- A u mężczyzn?

- U mężczyzn?

- Tak.

- Nie wiem.

  Tymczasem w pokoju Rity.....siedziała tyłem do okna, zawiał wiatr....dziwne, przecież zamykała okno....odwrócił się.

Szpona zatkała jej usta.

- Piśnij słówko a zginiesz.

*************************************************************************************************************

- Aron?

- Co?

- Czy twoja ciotka jest w domu?

- Nie.....a co?

- Wyczuwam obecność czwartej osoby.....

- Może psa.

- Nie. Dużo większe.

Poszli do pokoju dziewczyny.....niecodzienny widok. Ignus i Rita siedzieli naprzeciwko siebie na łóżku, po turecku.

Ignus był skonsternowany, gdy dziewczyna robiła jego szponom manikiur.

- Ignus?

- Panie?

Obaj zgłupieli, tymczasem Aron schował się za Natta.

- To ten zbok.....co mnie na cmentarzu...no....zabierz go od mojej siostry.

- Uważaj na jęzor mały.

- Tak właśnie, Ignus to mój dobry kolega.....odwiedza mnie już całkiem długo.....i opowiada o swoich eskapadach.

- Natt....~~~~~>płaczliwie<

Czarnowłosy wzruszył ramionami. Cóż mógł zrobić?

- Panie, jak tylko mi się znudzi to ją zabiję....wie, że jestem de.....

- DEBILEM.....powtórz co powiedziałeś wcześniej a już nigdy nie będę z tobą rozmawiać.

Aron został wyciągnięty z pokoju.

- Ej! Co robisz?

- Niech robią co chcą.

- .....>napuszony<

- ....................

Usiedli z powrotem do stolika.

- Ja też tak chcę.

- Co chcesz? Robić mi manikiur?

- Nie, chcę dostawać buzi na dobranoc i dzień dobry.....tak jak Rita od Ignusa.

- ........( Za jakie grzechy? ).

 

THE END

Autor: Bi-Ewi