Hej! Jak tam zdrówko? Mam pytanie, czy „Circus Diaboli” jest aż
tak złe? Aż tak to Was denerwuje? Jak dotąd słyszałam tylko same krytyki, więc
nie mam zamiaru tego kończyć. Bye bye Joel.
Jeśli chodzi o TO, to z góry
przepraszam za niedociągnięcia. Nie chce mi się tego teraz
sprawdzać.......jestem zła i zmęczona.
Miłego czytania, mam nadzieję,
że wszystkie cztery części Wam się spodobają. Wszelkie jęki na 241285@interia.pl
~~Uciekaj~~
Marion był zainfekowany przez Ranwe, teraz już nie, należał do Aona.
Przynajmniej częściowo, trzeba
było jeszcze wykurzyć stamtąd robala.
Marionek był już zmęczony ich
eskapadami, wyczerpany i nie do życia.
- Nie mam już siły.....
>spocony i zziajany<
Aon pokazał mu dłoń i próbował
naśladować coś łażącego.....jakiegoś robaka, potem przyłożył mu rękę do klatki
piersiowej.....
- No i co z tego wynika? Ej! Ty
chyba nie bawisz się w to samo co Ranwe co?!
Teraz dopiero do niego dotarło, że
to zmęczenie i ból głowy nie były spowodowane wysiłkiem, lecz swoistą trucizną.
Przyłożył rękę do szyi, Aon
jeszcze przed chwilą namiętnie go tam całował....pod palcami wyczuł dwie, małe
ranki znajdujące się obok siebie.
Ugryzł go.....tak jak
Ranwe......jeszcze chwilę temu go miał, był w nim......jak Ranwe wtedy....
Przestraszony patrzył na
pokrwawione palce, spojrzał na Aona......
Tamten położył tylko palec na
ustach...zaczęło się.
Ból klatki piersiowej był nie do
zniesienia, jakby coś próbowało się z niej wydostać ale nie mogło.
Aon ścisnął okolice serca, mało co
nie wbił tam swoich pazurów...ale przynajmniej skrępował zwierzaka.
Całe ciało Mariona bolało,
identycznie jak wtedy, gdy Ranwe zrobił z niego swojego sługę.
Zaczął się rzucać i
wyrywać......po chwili skulił się i tkwił bez ruchu.....przeszło, ból
ustał...nie zauważył jak niebieski kolor z jego włosów całkowicie zniknął.
Aon położył go na wznak, zwierzak
nadal się wiercił, trzeba było coś z tym zrobić.....i to jak najszybciej.
Wampir pocałował Mariona, wsuną mu
swój język do ust, wydłużył się.......Marion się zakrztusił.
Język schodził niżej i niżej, w
końcu zaczął się cofać, wyrwał stamtąd miotającego się robaka i zmiażdżył go w
dłoniach, ciekła po nich zielona ciecz.
- Już nie chcę..... >pisk<
Aon znów go pocałował, mimo oporów
wsunął w niego inne stworzenie, tym razem śliskie i cienkie, coś w rodzaju
małej żmii.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rano nie było mocnych, wszyscy jacyś tacy wyczerpani i zmęczeni, na
Mariona spadła odpowiedzialność za śniadanie- jajka!
Aon siedział na drewnianym
krzesełku przy okrągłym stole kuchennym. Rozwiązywał właśnie krzyżówkę.
Po schodach zszedł Ranwe z
Michałem.....wampir w spodniach od białej piżamy, a chłopak w koszuli Ranwe.
Nie obeszło się bez komentarzy i
kilku siniaków.
Marion podał gorące jajka sadzone.
Ranwe wydawał się niezbyt głodny, Aon nadal tkwił nosem w krzyżówce, tylko od
czasu do czasu zerkał na Mariona i dziwnie się uśmiechał, Marion z kolei jadł
przynajmniej za trzech a Michał bawił się widelcem.
Ranwe ziewnął.
- UAAAAA........muszę dziś iść do
sklepu.
- Jakiego?
- Odzieżowego Michał.
- Po co?
- Po ubrania, dla siebie i coś dla
ciebie, bo nie cierpię tej twojej mody.
- .......... >nie zwraca na to
najmniejszej uwagi<
- Idziesz ze mną?
- Nie, raczej nie....jutro mam
klasówkę z geografii i muszę się uczyć.
- No patrzcie jaki kujonek,
odpuściłbyś sobie raz na jakiś czas co?
- „Ucz się dziecię ucz, nauka to
potęgi klucz”.
- Ta jasne, mi też to wpajali i
jak skończyłem?
- Nie rozumiem?
- To dobrze......szybciej z tym
śniadaniem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Co powiesz na te?
Ranwe przekopywał się przez
dżinsowe spodnie, miał dwie godziny, że by zrobić zakupy, potem zamykają sklep.
- Jakieś takie czarne.....
.marudzi<
- Dobra....a te? >trzymając w
dłoniach skórzane, czarne spodnie<
- Jakieś takie dzikie....
Ranwe postanowił coś sprawdzić,
wziął do rąk brązowe, sztruksowe spodnie, ni diabła nie seksowne.....wręcz
jakieś takie.....okropne.
- A te? >z ironią<
- Te są fajne.
Wampir wyszczerzył oczy, no tak, z
tym chłopakiem było coś nie tak.
- Oki. >odkładając spodnie<
Teraz będzie po mojemu, kupuję te skórzane i te czarne dżinsowe, a tobie nie
pozwolę samemu robić zakupów....okej?
- Dlaczego?
- Bo ty gustu nie masz.....a teraz
przymierz te.
Michał nie bardzo widział się w
czarnych dżinsach.....ale je przymierzył.
- Są ciasne..... >maruda<
- To weź o numer
większe......zaraz...leżą jak ulał.
- Ale opinają się na udach........
- Wydaje mi się, że mam problem z
oczami, nie widzę, żeby ci się opinały.....bierzemy.
Michał westchnął i założył z
powrotem swoje spodnie.
- To może teraz jakieś
koszule?????
Kilka chwil później przymierzał co
tylko się dało. Na pierwszy ogień poszła czarna bluzka, która „ociekała krwią”.
- I jak?
- Strasznie.......
- Tym lepiej!
Potem przymierzał jakiś taki błękitny
sweter... nie podobał mu się, ale musiał mieć coś jaśniejszego w garderobie.
Potem znalazł czarną bluzę z
napisem „Fuck”, albo „Hell”.....wybrał tą drugą, a Michałowi kupił tą pierwszą.
- Nie pójdę do szkoły w jakiejś
czerwonej koszuli ze smokiem na plecach....to takie.....
- Odważne?
- No.
- Tym lepiej, bierzemy.
- Czy ja nie mam tu nic do
powiedzenia?
- Nie. >uśmiech<
Ranwe zapłacił kartą kredytową.
Potem zadeklarował, że idą do fryzjera.
Pierwszy do golenia poszedł
Michał, niezbyt się cieszył, kiedy Ranwe wybierał mu fryz.
- Prosimy o artystyczny nieład.
Po godzinie chłopak nie poznał się
w lustrze, włosy już nie były nieporadnie ułożone, lecz poczochrane....takie
śmieszne....sterczące na wszystkie strony....
Michał trochę się zdziwił, kiedy
zobaczył Ranwe na fotelu....chciał ściąć sobie włosy....
- Okej, proszę je ściąć i gdzieś
tak do........na krótko proszę, niech tylko będą poczochrane a grzywka ma
opadać na oczy.
- Jest pan pewien, takie piękne
włosy?
- Tnij.
Fryzjerka z ciężkim sercem obcięła
długi warkocz........aż zapłakała ze wzruszenia.
Wbrew pozorom wyglądał o wiele
lepiej, zostawił sobie całkiem długi, cieniutki warkoczyk przy skroni....taki
drobniutki, z przywiązanym na końcu czarnym, małym piórkiem.
- I jak?
Michał nie bardzo wiedział co
powiedzieć......jakoś dziwnie teraz wyglądał.
- Ej! Śpisz, czy podziwiasz?
- Nieźle......
- Nieźle? Nieźle? Jest super, nie
będę się musiał męczyć z długimi włosami!
- Jeżeli tak sądzisz....
- Ja się sądzę, ja to wiem!
Tego dnia szybko się ściemniło......w
końcu zima.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Ach......litościwa śmierci,
jakże ty kochasz swe poczucie winy..... >zachichotał<
Natt musiał rozruszać skrzydła,
tkwił w powietrzu na tle bladego księżyca.
Obserwował nocne życie miasta.
Tysiące świateł igrało z
ciemnością, jego dawną przyjaciółką....a może przyjacielem...? Nie wiadomo,
ciemność nie miała płci.
Usiadł na gzymsie jednego z
wieżowców....
- Pięknie....prawda Udine?
>powoli odwracając się<
- Skąd wiedziałeś?
- Czułem zapach męskich perfum.
>nie odrywając wzroku od świateł<
- ..............
- Po co tu przyszedłeś? Chcesz,
żebym zrobił ci krzywdę?
- .............Natt? Czy ty
czasami myślisz o śmierci?
- Codziennie.
Natt schował skrzydła i skoczył z
budynku, Udine zaskoczony wychylił się by zobaczyć, gdzie podział się jego
znajomy.....wszedł wyżej, na dach.
Ktoś skrępował jego ruchy od tyłu.
- Nie podoba mi się, że tak za mną
węszysz.
- Chciałem z tobą tylko
porozmawiać. >przyduszony<
- O nie mój drogi, dość już się
nagadałeś....módl się lepiej o przeżycie. >wyjątkowo wredny ton głosu<
Pchnął Udine i kopnął z obrotu
ciała w kręgosłup. Udine zawył z bólu, leżał na betonowych płytach.
- No dalej, wezwij swoje wilki na
pomoc...albo ducha Shivę.
Natt złapał głowę Udine i walnął z
całej siły o krawędź dachu.
Uniósł do góry i spojrzał w oczy.
- Jesteś taki sam jak ten
smarkacz.....łatwowierny i natrętny. A ja tego nie lubię.
Przerzucił go przez barierkę, w
ostatniej chwili złapał się metalowej barierki.
- No, teraz możemy porozmawiać.
- Dlaczego stłukłeś tego chłopca, przecież nic ci nie
zrobił. >kurczowo zaciskając palce na barierce<
Natt przeciągnął ostrym pazurem po
prawej dłoni Udine....puścił.
- Wiem, że nie umiesz latać....i
że twoje ciało może się niechcący rozsypać po upadku prawda?
- Wszystko jedno i tak znajdę
sobie drugie.
- Naprawdę tak sądzisz? Do
„Odrodzenia” potrzebnych jest ci kilka ładnych latek....ale ja do tej pory
zdążę zrobić tu porządek....nie sądzisz?
- O co ci właściwie chodzi?.
>jeszcze trochę i puści<
- Nie wiem, może jestem po prostu
zmęczony. >podły uśmiech<
- Nie wiesz? To dlaczego tak nas
wszystkich gnębisz co? >ręce odmawiały mu już posłuszeństwa<
- Tali już mój charakterek.
>opierając stopę obok dłoni Udine<
- Ty skurwielu.... >próbując
się podciągnąć<
- Czemu tak brzydko o mnie mówisz
co? >fałszywe oburzenie<....nie chcę się już z tobą bawić. >jak
zawiedzione dziecko<
Natt niespodziewanie skoczył na
barierkę i przygniótł dłoń Udine, błękitnooki puścił, odbił się od gzymsy i
spadał w dół niczym kamień.
Uderzając o podłoże rozsypał się
na miliony malutkich kawałków szkła.
- No, i dlatego cię lubię.
>podły uśmiech<
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-
AAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!! >reakcja Mariona na widok Ranwe<
- Czego się tak drzesz?
- TWOJE
WŁOSYYYYYYYYYYYYY!!!!!!!!!!!!!
- NIE MA!!!!!!!!!!!!!!!!!
- WIDZĘ!!!!!!!!
- ZAMKNIJ SIĘ!!!!!!!
- NIE MOGĘ!!!!!
- DLACZEGO?!!!!!!!!
- BO TO DLA MNIE SZOK!!!!!!!!
- AON!!!!! WEŹ SIĘ ZA TEGO
WKURZAJĄCEGO DZIECIAKA BO MU KRZYWDĘ ZROBIĘ!!!!!!!
- ( .....o rany....). >kiwnął
tylko głową i pokazał Marionowi palcem piwnicę.......od razu ucichł<
- >sweetdrop< ........
>Michał był skonsternowany<
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Drobne kawałeczki szkła przyciągały się nawzajem......w końcu powstała
całkiem spora kałuża srebrzystej cieczy, wibrowała, pięła się do góry....w
końcu osiągnęła zamierzony cel, sylwetkę mężczyzny.
Udine rozprostował kark.
- Ja też cię bardzo lubię.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ach, nareszcie ten poniedziałek, Michał ani chwili nie spędził nad
książkami, był denerwowany i dobijany nerwowo przez Ranwe, który choćby nie
wiem co, ciągle się nudził.
Michał wyszedł do szkoły razem ze
swoim „prześladowcą”, nie miał wyjścia, gdyby odmówił....no cóż, Ranwe zapewne
postarał się o dobry nastrój w nocy.
- Idziesz jak na stracenie, aż tak
ci nie odpowiadam?
- Nie.....to nie to......
- ...................
- Prowadzisz dziś w- f?
- Taaaaaaa......z waszą klasą.
>przebrzydły uśmiech<
- Nie popuścisz nam prawda?
- Co to, to nie.....lubię
chłopców..........................
- ....... >głośno przełknął
ślinę<
- .......dręczyć.
- >ulga, już myślał, że męska
część klasy jest w niebezpieczeństwie<
A na w- f- ie.
- SZYBCIEJ MICHAŁ, CO SIĘ TAK
GUZDRZESZ?!!!!!!!!!!
Mały był wykończony, a to dopiero
połowa pierwszej lekcji......
- ANI MI SIĘ WAŻ ZEMDLEĆ!!!!
SZYBCIEJ!!!!
Michał nie mógł już dalej,
padł......siadł pod ścianą i próbował opanować nieznośny ból w płucach. Reszta
klasy biegała, podszedł do niego Ranwe.
- Ja........już.....nie mogę......
>zziajany<
- Ty słabeuszu.... gdybym to ja
cię gonił, biegł byś aż do sąsiedniego miasta prawda?
- ................... >głowa w
dół<
- Tak też myślałem. Siądź na ławce
i odsapnij. >oschle<
Wampir wrócił na swoje miejsce,
jego biała, opięta podkoszulka oznajmiała, że jej właściciel nie jest żadnym
tam chucherkiem. Czarne spodnie idealnie kontrastowały z podkoszulką i włosami.
- SZYBCIEJ!!!!! JUŻ MOJA PRABABCIA
JEST OD WAS SZYBSZA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Resztę lekcji Ranwe nie zwracał
uwagi na Michała......jakieś takie dziwne uczucie, z nim źle, bez niego jeszcze
gorzej.
Szkoła wydała się teraz Michałowi
wielka i straszna, wszystko dookoła ucichło, wydawało mu się, że nie ma tu
nikogo kto mógłby się do niego zbliżyć na tyle co jego nauczyciel.......nie, on
nie chce być sam, on chce żeby Ranwe go zaczepiał, chce, żeby prawił mu
kłopotliwe komplementy, chce by go drażnił i denerwował, chce by sobie z niego
żartował i go przedrzeźniał.....chce być w jego ramionach....chce być tylko dla
niego.
Wstał i mimo bólu pobiegł dalej,
Ranwe spojrzał na niego i tylko mdło się uśmiechnął.
Koniec lekcji- upragniona chwila
dla większości klasy, Michał poczekał aż wszyscy sobie pójdą, został z Ranwe.
- Jednak nie jesteś taki słaby jak
mi się wydawało. >wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać, niecodzienny
widok, przerażający<
Stali naprzeciwko siebie, Michał
uniósł ręce, jakby chciał coś sprawdzić....zawahał się, objął Ranwe w pasie,
przylgnął doń całym ciałem....Ranwe cofnął się odrobinę pod ścianę.
- Co ci jest?
- Boję się. >cicho<
Ranwe pogłaskał go po głowie i
odkręcił w stronę ściany, przyparł do drabinek.
- Coś brałeś?
- Nie.
- To w takim razie jesteś
chory.......
- Czy....”tamten” Ranwe już
wrócił?
- Nie, chyba jest mu dobrze na
Hawajach.
- To dobrze. >szept<
Wampir zmusił chłopaka by wszedł
na kilka pierwszych stopni drabinki, postawił ugiętą nogę między jego nogami,
Michał wszedł jeszcze wyżej, by na niej nie siedzieć.
Drzwi same się zatrzasnęły, światła
zgasły, dyrektor właśnie nadał komunikat o zamknięciu szkoły.
- A dlaczego tak myślisz?
>diabelski uśmiech<
- Nie wiem. >nieśmiało<
Michał wszedł odrobinę wyżej, był
teraz o głowę wyższy od Ranwe, widział jak szare oczy lśnią jak u kota.
- Wiesz co teraz może się stać?
- .............. >burak,
dobrze, że było ciemno<
- Trzymaj się drabinek nad głową i
nie używaj rąk.....rozumiesz?
- Mhmmm...... >zrobił jak Ranwe
mu kazał<
Tak dla pewności wampir zdjął
pasek i umocował go dookoła nadgarstków chłopaka.
- Zaufaj mi.
Michał czuł jak zimne i smukłe
dłonie Ranwe ślizgają się pod jego białą podkoszulką, zahaczyły o wrażliwe
„plamki”. Bawiły się nimi rozpalając zmysły.
Myślał, że zaraz puści, dobrze, że
pasek go podtrzymywał.
Ranwe wyjął z kieszeni małe, srebrne
pudełeczko, otworzył je, wewnątrz była mała tabletka z czerwonym serduszkiem na
środku. Wziął ją na palec i pokazał bliżej Michałowi.
- Wiesz co to jest?
- Nie. >szept<
- Tym lepiej...otwórz usta.....
- Ale....co
to......>cichutko<
- Powiedziałem, żebyś mi zaufał.
>z nutką gniewu<
Michał uchylił usta, Ranwe wsunął
mu malutką tabletkę i przejechał palcem po linii warg.
- Połknij. >namiętny szept<
Usłuchał.
- A teraz, nadal chcesz wiedzieć
co to jest?
- Mhmmmm......>nieśmiało<
- W dyskotekach nazywają ją
„Tabletką Miłości”, pomaga się rozluźnić i dobrze bawić.
- Narkotyk? >przerażony<
- Tak, ale nie martw się, nie mam
zamiaru cię uzależnić.....tylko....trochę się zabawić. >iście przewrotny
uśmiech<
Michał poczuł....jakby odpływał,
kolory się rozlewały i z powrotem zlewały...jak piękne fale....zachichotał.
Ranwe stanął na wyższą drabinkę i
pocałował go, potem zszedł i zdjął mu spodenki.
Ukląkł, popatrzył mu w oczy.
- Dzisiaj jest „Twój” dzień.
Chłopakowi przeszły ciarki po
plecach, czuł jak usta Ranwe intensywnie pracują tam na dole.....ale czy to
rzeczywistość?
Nie wiedział, kolory były takie
ładne....i te uczucie.....robiło mu się coraz przyjemniej....tak, coraz
przyjemniej.....
Żeby to trwało wiecznie......coraz
przyjemniej.....jęknął.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kato i nieszczęsny Raja siedzieli w barze, Kato- wesoły, Raja- wściekły.
- Już więcej się do ciebie nie
odezwę! >syknął<
- To nie. >sucho<
- M! Czy tobie na niczym nie
zależy?
- Hmmm....nie.
- No......no......nie wiem co
powiedzieć, wyrolowałeś mnie.
- Wiem.
- Dlaczego jesteś
taki....taki....oschły w stosunku do mnie? >niezręcznie<
Kato pochylił się nad uchem Raji.
- Bo jesteś przebrzydłym
krwiopijcą, który nie zasługuje nawet na śmierć. >syk<
Raja siedział jak wryty, przecież
tak naprawdę nic mu nie zrobił....a nawet jeśli, to przez przypadek.
- I .......nic nie zmieni twojego
zdania? >trochę nieśmiało<
- Na śmierć nie. >sącząc
drinka<
- A gdybym cię przeprosił za to
wszystko?
- Nie.
Kato wstał, zapłacił i zmierzał ku
wyjściu, Raja pobiegł za nim, nie panował nad sobą, to uczucie naszło go tylko
raz, gdy miał w ramionach młodego władcę wichru........
Łowca szedł w stronę obskurnego
hoteliku, który znajdował się w naprawdę nędznej i mrocznej dzielnicy.
- Zaczekaj na mnie!
- Niby dlaczego?
- Bo....bo chcę z tobą rozmawiać.
- Powiedziałeś, że już nigdy się
do mnie nie odezwiesz.
- Zmieniłem zdanie......czy mogę z
tobą zostać na noc?
To małe pytanko zbiło Kato z tropu,
niby taki mały, paskudny krwiopijca miałby u niego zostać na noc? W życiu.
Stał właśnie przy drzwiach swojego
pokoju, przekręcił klucz w zamku i wszedł do środka, zatrzasnął Raji drzwi
przed nosem.
- Kato?!
- Nie ma mnie w domu, idź precz!
- Ale...... >to nie ma sensu,
będzie nocował pod jego drzwiami<
Raja oparł się o framugę drzwi,
zostanie tu aż do rana, nigdzie nie pójdzie!
Drzwi raptem się otworzyły, a on
wpadł do środka.
- Czemu tu siedzisz?
- Bo nie mam gdzie spać, a do
krypty nie wrócę. >stanowczo, ale i trochę niepewnie<
Kato westchnął, odsunął się i
wciągnął Raję do środka.
- Śpisz na kanapie.
>chłodno< Ja idę pod prysznic.
Raja nie wziął sobie do serca tego
co mówił Kato, zdjął wierzchnie odzienie i skoczył do łóżka, skulił
się.....było tak przyjemnie i ciepło....na dworze znów zaczął padać śnieg,
zamknął oczy......zasypiał.
Obudził go trzask drzwi.
- Miałeś spać na kanapie. >ręce
pod boki, w samym ręczniku<
- Ale.....tu jest tak ciepło a
ja... APSIK......przeziębiony. >to było kłamstwo retoryczne<
- Akurat....won z mojego łóżka!
- No ale.....we dwóch będzie nam
cieplej, a ogrzewanie odłączyli. >słodkie jak miód oczęta<
Kato był wściekły na samego
siebie, był stanowczo zbyt uległy i łatwowierny dla krwiopijców.
- Dobra. >rezygnacja całkowita<.....ale
jutro z samego rana masz się stąd wynieść....zrozumiano?
- Tak jest.
Łowca zdjął ręcznik, położył go
obok na krześle, Raja zrobił oczy jak dwa talerze.....no.....Kato miał duży
„interes” w mieście......
Obaj byli zmuszeni do spania w
jednym, niewygodnym łóżku, Raja zabrał poduszkę.
- Ej!
- No co?
Raja przytulił się do Kato od
tyłu, tak ładnie pachniał....jak .......kiedy Raja właściwie ostatni raz jadł?
Otrząsnął się.
Zimne ręce wsunął pod dużo większe
dłonie Kato.
- Ogrzej mnie.... >cichutko<
- A co? Zapas krwi ci się
skończył? Kiedy ostatnio jadłeś?
- Chyba.....przed
zaśnięciem.....albo coś takiego.... >zaburczało mu w brzuchu<
- Nie mogłeś wcześniej? Kupiłbym
ci jajka.
- Przepraszam.....nie
chciałem.....
- Wytrzymasz do jutra?
- Chyba tak.......
- To poczekaj.
Chwilę później znów zaburczało
Raji w żołądku....kurde, ale wstyd.....
Wampir przysuwał się do ciepłego
ciała coraz bliżej, było duże i wysportowane.....jego łowca był potężnym
człowiekiem.
Kato przekręcił się przez sen na
plecy, dotychczas spał tyłem do wampira.
Raja podparł głowę na łokciu,
próbował uciszyć następne burczenia.
Odgarnął burzę włosów z czoła
Kato, potem położył dłoń na torsie mężczyzny i wsłuchiwał się w bicie serca.
Ustami musnął bicepsy, ależ on
musiał mieć siłę, pewnie nawet jako książę by mu nie dorównał.
Raję nachodziły kosmate myśli,
najpierw by sobie użył, a potem go wypił......NIE! Stanowczo nie, zaprosił go
do siebie, pozwolił zostać na noc, spać w swoim łóżku, pewnie w głębi duszy mu
ufa.....nie wolno.
- Nie, nie mogę....... >nie
może się powstrzymać<
Kato widocznie nie spał.
- Aż tak jesteś głodny?
>spokojnie<
- Tak...to znaczy nie.....to
znaczy wytrzymam.....chyba........nie wiem.... >aż się wił z bólu<
- Dobrze. >wstał<
- ..................
- Możesz wypić trochę mojej
krwi....ale tylko trochę.
- Naprawdę mogę?
- Szybciej, zanim się rozmyślę.
Raja musiał usiąść pomiędzy nogami
Kato, nie wiedział do czego się zabrać....do szyi?....a może
nadgarstka........albo uda?
Chyba to ostatnie, nie będzie go
kusiło, by wypić więcej, nachylił się.
- Co robisz?
- Nie ugryzę cię w szyję ani
nadgarstek, bo wtedy bym cię szybko zabił, a tak chociaż będziesz mógł mnie
kontrolować.
Kato drgnął, Raja miał zęby ostre jak
szpilki.....o dziwo, odbierał w tej chwili jego myśli....naprawdę
kosmate.......namiętne, był spragniony czułości i miłości......zamknięty w swym grobie, sam..... to nie on zabił
rodzinę Kato, próbował zatrzymać sprawcę.......Ignus.....
Raja z trudem się oderwał.
- Dzięki, resztę zapasów uzupełnię
jutro.....
- To nie ty.....
- Co?
- To ni ty zabiłeś mojego syna....
- No nie, przecież już ci
mówiłem.....
Wampir niechcący otarł się ręką o
....no, właśnie o to, aż zaczęło mu się robić gorąco.
Przez chwilę było naprawdę
cicho....ale tylko przez chwilę.
~THE END~