Helo... >Bi-Ewi niepewnie wygląda zza rogu, są pewne osoby, które po przeczytaniu tego ją zlinczują<...... proszę o litość.

To jest już ostatnia część. Moim zdanie nie jest skończona na siłę, wręcz szkoda mi kończyć....ale co ja poradzę....jest jeszcze masa innych opowiadań, które czekają na dokończenie. Może jeszcze napiszę kontynuację jak w przypadku Trio co? Ale to tylko nikłe plany, zapewne nic z tego nie wyjdzie jak w przypadku powyższego tytułu.... Modlitwy ślijcie na: 241285@interia.pl                      

 

                                         ~~Uciekaj!~~

„Już nie muszę uciekać...”

 

   Pewnego pięknego dnia Natt wybrał się do tej sąsiadki....tej od monstrualnego kota, którego zjadł.

Zapukał, musiał chwilę postać nim bardzo puszysta, ledwo mieszcząca się w drzwiach kobieta mu otworzyła...

- ....CZE?...... Słucham? >poprawiła siebie wałki na głowie<

- Dzień dobry...czy mogę wejść?

- Ależ tak, oczywiście.... >wpuściła go i zaprosiła do kuchni na herbatkę<

- Ja poproszę przegotowanej wody jeśli można.

- Ależ oczywiście.... >wydawało mu się, czy ta baba nie nosiła stanika....bleeeee<....nie widziałam tu pana wcześniej...czyżby się pan tu dopiero wprowadził? Mogę mówić panu na „ty”? A ile możesz mieć lat? Podoba ci się tutaj?

- E.......mieszkam tu tymczasowo u kuzyna.....może pani pod warunkiem, że i ja mogę, mam 25 lat, nie podoba mi się tutaj.

- A w jakiej jesteś sprawie drogi....drogi... >efektownie zawiesiła głos<

- Nattaniel Loire......dla przyjaciół Natt. A twoja godność?

- Mów mi Anna...>ucałował jej dłoń....wyhaftuje jak zajdzie do domu< No więc co cię tu przywiodło Natt?

- Ja w sprawie pani kota....

Dobrze, że Natt był urodzonym aktorem, starał się by głos brzmiał mu namiętnie i ekscytująco z punktu widzenia kobiety....udało się, beczka zaczęła się pocić.

- Mojego Augustyna? >wierzchem dłoni otarła łzę- żałosne<

- Y....tak, znalazłem go niedawno w lesie rozerwanego na strzępy...pewnie jakieś dzikie zwierzę go zagryzło ( pomyliło z fastfoodem? Chyba nie, był fast i był foodem^^ >jego myśl< ), rozmawiałem o tym akurat z kuzynem i zeszliśmy na te tematy...

- MÓJ AUGUSTYNEK~~~~~~~~~~~ >uwaga! Wodospad<

- Urządziłem mu pochówek na małej polanie......

- Dziękuję~~~~~~~~~~

Siadła mu na kolanach, Natt nie czuł  bólu.....ale kości mu chrupnęły, właśnie trzymał w ramionach wieloryba.

- Wie pan co?

- Co? >dusi się pod naciskiem tych....zderzaków<

- Właśnie takiego męża zawsze chciałam mieć.....silny, zmysłowy kochanek, miażdży wzrokiem, kocha koty.... >dobiera mu się do koszuli<

Akurat, Natt modlił się o utratę słuchu......zrzucił ją z kolan.

- Przykro mi ( wcale nie )>wstał, zachwiał się..... kończyny mu pogniotła wielorybica jedna<, ale ten kotek ma już właściciela.

Pokazowo liznął się w rękę...tak jak to koty, gdy się myją.

Wyszedł.

Za drzwiami odetchnął.....to było bliskie spotkanie trzeciego stopnia z ....żywym baleronem.

Dobrze, że już po wszystkim.....musi się iść umyć.

Ledwo doczołgał się do mieszkania.....

- A tobie co? >Aronek już na niego czekał...musi dotrzymać obietnicy<

- Ten....wieloryb siadł mi na kolanach....i próbował zgwałcić...

- Dobrze, że nie wpakowała ci kilogram tego jęzora do ust...

- Bo co?

- Bo ten języczek jest mój! >śmiesznie stanowczo<

- .... >zgłupiał do reszty<...znaczy jej jęzor?

- Nie, twój.

- A- ha... yyyych, niedobrze mi..... DEZYNFEKCJA!!!

Ciuszki zamieniły się najpierw w czarne smugi, a potem się rozwiały, Aron automatycznie odwrócił głowę w drugą stronę.

- Idę się wyszorować.

*************

- Miiiiiichaaaaaał!!! >jęk<

- NIE!

- PROOOOOSZĘ! >głośny jęk<

- Powiedziałem nie.

- BŁAAAAGAAAAAM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! >wrzask<

- NIEEEEEE!!!!!

- Sadysta. >naburmuszony usiadł na podłodze<

- Nie jesteś lepszy.

- Chcesz się pokłócić? >zawziętość<

- Nie wytrzymałbyś doby. >pewność siebie na całego....w dodatku ten dwuznaczny uśmiech<

- Nie do wiary, znalazł na mnie haka. >żałosne zawodzenie<

- Oj Ranwe, nie dostaniesz ciastek przed obiadem.....aż tak się do nich przyzwyczaiłeś????? >chowając pyszne, czekoladowe ciasteczka do szafki<

- NOOOOO!!!!!! Kojarzą mi się z naszym „pierwszym”. >uśmiech jak do fotografii- sztuczny<

- No właśnie, jak widzę że jesz czekoladowe ciasteczka.....to wtedy się zaczyna, zawsze.

- Nic na to nie poradzę...kiedy je jem, to myślę o tobie....no bo ty jesteś takie ciasteczko >milusińsko<, a że jestem bardzo kochliwy....no cóż, efekt widoczny.

- No. >w krocze<

Ranwe się zasłonił.

Wystawił mu język.

- Aleś się zrobił.... odważny powiedziałbym....trzeba cię troszkę utemperować....

- I z tego co wiem, lepiej nie zbliżać się do ciebie tego wieczoru...śpię u kolegi. >w tył zwrot, naprzód marsz< 

- CO??????!!!!! >aż łaskawie wstał<

- To co słyszałeś...

- To ja mam lepszy pomysł...chodźmy dziś na spacer do parku.......i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybym nie powiedział ci, że o północy..... co ty na to słodziutki? Będę grzeczny.... >wcale nie<

- No......dobra, w sumie i tak tylko siedzimy w domu.....

*********************

   Ranwe i Michał byli na spacerze w parku, usłyszeli miauknięcie, Michał podbiegł do dużych, ciernistych krzaków by zobaczyć co się dzieje, zostawił Ranwe z tyłu........

Ledwo przyłożył dłoń do gałęzi ktoś chwycił go za ramię i przystawił coś ostrego do gardła......to był Natt.......zamruczał jak kot.

Ranwe wpełzł parszywy uśmiech na usta, jego brat trzymał w morderczym uścisku ledwo przytomnego Arona.

- Remis złotko. >podle<

Natt podszedł bliżej.

Ranwe trzymał teraz zemdlonego Arona, z ust ciekła mu krew.

- Jeżeli go tknąłeś.... >syk<

- Nie próbowałem jego krwi.....nie gustuję w młodych rocznikach.....a teraz, oddaj mi Michała.

- Przykro mi ale....nie mogę.....któryś z was musi zginąć. Jeżeli to on- ty będziesz z tego powodu cierpiał, jeżeli ty- mój cel zostanie zamierzony.....sam widzisz, nawet jeśli chodzi o życie Arona....nie mogę ulec. >ostatnie słowa jakoś nie chciały przejść mu przez gardło<

- .........>patrzy na niego spode łba<......więc będę musiał go zabić....a ty będziesz na to patrzył......nie sądzę, by jego los był ci aż tak obojętny...prawda?

- Nie muszę ci niczego mówić.....ale powiem, że los tego chłopca też nie jest ci obojętny.....a może jest inaczej? Spójrz tylko w te przerażone oczęta i powiedz, że tak nie jest. >polizał płatek ucha Michała, chłopak zadrżał<

- Mógłbym cię zabić..... >przez zęby<

- To dlaczego tego nie zrobisz? Dlaczego nie spełnisz mojego życzenia? No? Czekam.

- Właśnie, sam widzisz....ja nie chcę spełniać twoich życzeń......chcę cię zniszczyć..... >podle<.........ale nie kosztem tego chłopca.

- Zrobiłeś się miękki......>parsknął<......to cię zniszczy.......

- Przestań mi prawić morały! Robisz to od zawsze! Nienawidzę tego!

- A ja nienawidzę ciebie.......i nienawidzę też twojego ojca, który zniszczył mi życie! Zapłacisz mi za to.

- Nie mieszaj w to mojego ojca, był nic niewartym śmieciem....ale go w to nie mieszaj.

- Za późno, sam się w to wmieszał mordując mi rodzinę.....czas wyrównać rachunki......

- Nie. Rachunki wyrównywałem całe moje zasrane życie...... nie mam ochoty ich dłużej wyrównywać....długi zostały spłacone.

- >sprzecznie pokiwał głową<......ale chłopiec.....i tak zginie. >przystawił bliżej ostre jak brzytwa pazury<

- Ten tutaj też. >przymierzając się do skręcenia mu karku<

- ..........>smutny uśmiech<..... zemdlał, nawet nic nie poczuje.... w przeciwieństwie do Michała.

Iskry sypały się z oczu Ranwe, stoją w martwym punkcie.

- Ta rozmowa do niczego nas nie doprowadzi.......zostawmy chłopców w spokoju i załatwmy to jak mężczyzna z mężczyzną.

- Nie, tego nam nie wolno robić, nie może dojść do ścierania się siły.

- ...........bo co?

- Bo to poniesie za sobą konsekwencje...... a ja w przeciwieństwie do ciebie chcę zapewnić bezpieczeństwo Aronowi......nawet gdybym miał za to umrzeć.......po raz ostatni: PUŚĆ GO!!!

Ranwe zwolnił uścisk, jego brat zabrał Arona. Natt pchnął Michała na bok.

- Załatwmy to nie używając magii.

- Niech ci będzie.

Ael stanął za Nattem, puknął go w ramię.....Natt się odwrócił.......>SZUCH<..........czerwony proszek zawisł w powietrzu...ten sam.....znowu~~~~

- Dobranoc.... >głupawy śmiech<

Przez chwilę panowała cisza, Natt klęczał.....zaczął się obłędnie śmiać.

- Hihihihihihi........ >podniósł spuszczoną dotąd głowę<

Nie wiedzieć kiedy i skąd wyjął długie, przezroczyste, niczym ze szkła ostrze z nietoperzem zamiast rękojeści, Ael dostał mocno w głowę....stracił przytomność.

- Dlaczego nie......

- Bo to już na mnie nie działa hihihihihihi.......a teraz cię zabiję....hihihihihi.....

Ranwe poprosił o pomoc Matkę Naturę....utkała mu miecz z tego, co ziemia w sobie kryje..... twardy niczym kamień, lekki jak płatek śniegu, rękojeść niczym gałęzie oplatała dłoń.

Natt rzucił się na niego w nieostrożnym ataku.....został ranny w ramię, w tej walce rany się goić nie będą.

- Popatrz na siebie....jesteś......inny.

W tymże czasie gałęzie odwlokły ciała trzech chłopców w bezpieczne miejsce.

- Inny? Hihihi........

I znów to samo, działał tak, jakby mu na niczym nie zależało.

Ranwe odciął mu tym razem pasemko włosów....wiło się i piszczało, Natt pochylił się nad nim i przykrył śniegiem....ten chichot był nie do zniesienia!

- Hihihi....zabiłeś je....hihihi......a ja zabiję ciebie.....hihihi....

Nie, to nie było to, Ranwe słyszał między wierszami.....on tego nie mówił....on tak nie chciał....

Trzeci atak, wampir pchnął Natta na drzewo, odbił się od niego i skoczył na Ranwe.....cudem uniknął odcięcia głowy....

- Przestań! Co w ciebie wstąpiło!?

Natt rzucił się po raz ostatni na wampira....zostawiając miecz z tyłu.....Ranwe automatycznie przebił go ręką na wylot, opadające z sił ciało oparło się o ramiona Ranwe.....

- Dlaczego to zrobiłeś? >szept<

- .......bo....ja......już....nie......chcę.........  >coraz bardziej opadał z sił<

Ranwe ukląkł, położył sobie jego głowę na kolanach.....dookoła było pełno czarnej krwi Natta, tonęły w niej delikatne płatki śniegu, niebiosa nie chciały tego widzieć, zaczęły sypać puchem na świat.

- Ty wariacie. >syk<....ja wcale nie chciałem cię zabić! >łzy cisnęły mu się do oczu...sam nie wiedział dlaczego...<

- Wy....gra....łeś.... opiekuj.....

Natt wydał z siebie ostatnie tchnienie, powieki opadły na srebrne tęczówki, przykryły pionowe źrenice ziejące bólem....na jadowitych ustach malowała się ulga.

Zawiał wiatr, rozrzucił kruczoczarne włosy, czochrał je.... robiło się coraz zimniej.....

- To nie tak miało być.......>szept<.....to nie tak miało być.......TO NIE TAK MIAŁO BYĆ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Obudził się Ael...podszedł do Ranwe, nie zauważył wściekłych oczu, widział tylko powierzchowne zwycięstwo.

Ale z czasem, jedna rzecz, tak starannie ukryta pod czarną płachtą niepamięci znów ujrzała światło dzienne....

Po chwili schowała się w czarne objęcia śmierci i bólu.....Ranwe odmawiał stare modlitwy za Natta.......

Ziemia zgodziła się go przechowywać, zapewnić mu wieczny dom i bezpieczeństwo, wszystko ucichło.....

Ciało znikło, krew też, nie było tu już śladów walki.

Ranwe przez chwilę jeszcze klęczał i patrzył w niebo.

To nie tak miało być...

Przypomniało mu się pewne zdarzenie z dzieciństwa.....obaj zostali związani w uścisku.....ale Udine miał ubaw, kiedy niechcący się pocałowali.....no ale potem i jemu się dostało...nigdy więcej już nie płatał im figli.

Teraz to już tylko martwa przeszłość, pajęcza nić łącząca z nią wampira właśnie pękła.....

Jest wolny.........wzrokiem odszukał budzącego się właśnie Michała.....budzącego się z oszołomienia....popatrzył na niego czule, wymusił z siebie uśmiech.

**********

DING DONG

Aron biegł na łeb na szyję by otworzyć, może to Natt już wrócił....nie ma go i nie ma.....

Gdzie on mógł się podziewać?

Otworzył drzwi....chwilę potem tego pożałował. W progu stał Ranwe, z krwi i kości!!!!!!!

- Dzień dobry...mogę wejść? >tak łagodny ton głosu mu nie pasuje<

- ......n....no........ >szybko pod przeciwną ścianę<

- Chciałbym z tobą porozmawiać.

- Okej.....wejdź, rozgość się....herbaty?

- Nie dziękuję, niedługo muszę wyjść.....

- Aha...to może chociaż usiądziemy?

- No.

Ranwe zdjął płaszcz i buty, matko jedyna, wzrostem potrafił jeszcze bardziej przytłoczyć niż Natt, chociaż to tamten chyba był wyższy.....kraina olbrzymów.

Usiedli naprzeciwko siebie.

- O co chodzi?

- Chciałbym z tobą porozmawiać na temat Natta.....

- Ja się nie mieszam w wasze kłótnie, jestem neutralny i.......

- Nie o to chodzi....on...>westchnął, przecież nie może mu powiedzieć, że go zabił....no cóż, kłamstwo czasem łagodzi największy ból<.....on musiał wyjechać.

- Co???? Przecież mi obiecał, że te święta spędzimy razem...... >łzy w oczach<

- Kazał mi się tobą opiekować. >dziwny uśmiech<

- Dlaczego? Już mu nie odpowiadam? >pierwsze łzy spłynęły po policzkach chłopca<

- Nie, to nie o to chodzi....powiedział mi, że bardzo cię....kocha i że kiedyś może wróci......

- Dlaczego wyjechał???!!!!

- Musiał.......wrócić do naszej krainy i podtrzymać wieżę kamienia i śmierci...bez niego były straszliwe kłopoty i... .>kłamstwo jak stąd do Warszawy, Natt nigdy by dobrowolnie im nie pomógł, a ich kraina już nie istnieje!<

- Aha.... >rozpłakał się na dobre<

- Prosił mnie też o.....

- O co? >snif<

- Muszę ci coś zabrać....do czasu jego powrotu.....coś, czego strzeżesz niczym oka w głowie....

- Czego? >szloch< Tej czarnej chustki?

- Nie >uśmiechnął się<.........>spoważniał<.........twoich o nim wspomnień.

- Nie! Nie pozwalam.

Ranwe popatrzył mu głęboko w oczy, niewidzialną ręką sięgnął do wnętrza zemdlonego i zahipnotyzowanego Arona....... wydobył z niego maleńkie światełko......płatek śniegu, łzę, kroplę rosy, świetlika......jego wspomnienia. Zamknął je w dłoni i przycisnął do serca.

Rozłożył Arona na kanapie i okrył kocem......

Wyszedł jak gdyby nigdy nic.

********************

- Ael????

Blondyn poznawał ten zwykle roześmiany głos, Udine w nabożnym skupieniu próbował się z nim dogadać....bez skutków, wcale go nie słuchał.

- Słuchasz ty mnie w ogóle?

- Yyyy.....tak.....częściowo.

- Musisz coś zjeść, boję się, że się przeziębisz.....albo padniesz im tu trupem....

Byli u Udine w mieszkaniu, Ael nie miał gdzie pójść, więc mokry i zziębnięty poszedł właśnie do niego....u brata nie miał czego szukać, ewentualnie śmierci. ( dobrego ma brata nie?^^ )

Przy obiedzie nie mówił prawie nic.....aż w końcu Udine zaczął go karmić.

- Nie martw się o mnie....nic mi nie będzie....

- Wiem. >uśmiechnął się<

- ????? >o co chodzi?< 

- Byłeś tam, gdzie ja bałem się być.....próbowałeś dokonać tego, czego ja się bałem....podziwiam cię....chudzielcu.

Ael na początku się zarumienił, ale potem...

- Chudzielcu??????!!!!!!!!!

Aż wstał i pochylił się nad Udine......nawet nie skapował kiedy tamten go do siebie przyciągnął i przytulił.

- Już nigdy więcej nie pozwolę byś sam szwendał się z tym twoim psychopatycznym braciszkiem.... mogła ci się przez niego krzywda stać....

- .......... >co to za uczucie, które w sercu tak mocno pali?<

- Nie mam pojęcia co bym wtedy zrobił.....w każdym razie wypłakałbym pewnie wszystkie łzy jakie mam.

- ?????? >rozdziawił gębusię<

Ael siedział mu na kolanach, z największą uwagą spojrzał mu w oczy.... nie znalazł w nich fałszu ani obłudy.... objął go ramionami, najpierw lekko, a potem ze wszystkich sił.

- Nie zostawiaj mnie samego Udine.....czasami tak się bałem.....

- Nie zostawię.

*********************

Marion zbiegł po schodach do kuchni, gdzie urzędował właśnie Aon.

- AON!

- Co? >jak gdyby nigdy nic<

Marion z początku nic nie zauważył, ale......

- Ty....się do mnie odezwałeś?

- Ja? >teraz dopiero skapował<.......ja mówię?

- .... >Marion był skonsternowany<

Przez chwilę panowała cisza......Aon podszedł do Mariona i mocno go uściskał....

- Nie wiem jakim cudem ja mówię, ale teraz mogę ci wreszcie powiedzieć jak bardzo cię KOCHAM!!!!!!!!!!!

Zakręcił się z nim dookoła. Wylądowali na ziemi...... Aon obcałowywał śmiejącego się cały czas Mariona, ależ oni byli szczęśliwi! Nic im tego szczęścia nie odbierze, nawet śmierć.

Tej samej nocy byli ze sobą najbardziej dziko jak tylko potrafili..... Marion jakoś w końcu musiał uciszyć nadającego jak zepsute radio Aona^^.

********************

- Michał~~~~~ >jęk<

- Już idę....

Michałek chodził dookoła Ranwe, który musiał się akurat przeziębić.....nie ma to jak zupa z kawałkami kurczaka, której Ranwe i tak nie zje....no cóż, każdy może zapomnieć.

- ACIU!!!!!!!!!!!!!!!

Ale wiatry.

- Mógłbyś chociaż zatykać usta co?

- Jak mi dasz buzi, to zatkam usta nam obu.

Michał odstawił zupę na biurku, leżący w jego łóżku Ranwe z czerwonym nosem był prześmieszny!

Dzisiaj nie mógł mu niczego odmówić.

- Dobra, ale jak ja zachoruję....

- To będę ci w zębach przynosił upolowane gołębie. >co za rozbrajający uśmiech!<

Michał podszedł i pochylił się nad łóżkiem.

- Z tymi gołębiami to już przesadziłeś...ale zgodzę się na czekoladowe ciasteczka co wieczór. >i wszyscy wiemy o co chodzi<

Chłopak wepchnął w dziobek wampira czekoladowe ciasteczko.

Ranwe z wdzięcznością je schrupał, te ciasteczko było dla niego afrodyzjakiem...

- Teraz nie ma zmiłuj.... >diabelski uśmiech<

- Ale..... będziesz miły i delikatny?

- Słowo harcerza. >złapał go za nadgarstek i powoli przyciągał<

- Przecież ty nie jesteś harcerzem.....

- Wiem. >lubieżny uśmiech!<

Ranwe dziękował niebiosom z taką kurację...... on by tak mógł codziennie!

********************

  Natt, niczym półprzezroczysta zjawa wszedł do pokoju Arona przez okno.....było już późno...spał......

Pochylił się nad łóżkiem i pogłaskał chłopca po głowie.....

- Tyle kłopotów ci przysporzyłem...........>smutny uśmiech<.......wybacz, ale tych świąt z tobą nie spędzę.... >szept<

Poczym złożył na czole chłopca pocałunek, w dłoni trzymał jarzący się mały punkcik, świetliczka, płatek śniegu, łzę..........wspomnienia Arona o swoim aniele, które Ranwe mu zabrał......

- Przechowam je dla ciebie...... >szept<....nie pozwolę by te wampirzysko położyło łapy na naszych wspaniałych chwilach.

Wyszedł tą samą drogą co wszedł, na dachu rozłożył czarne skrzydła...........nikt już nic o nim nie słyszał.......już nigdy więcej......żałował, że tak się stało.....ale inaczej nie można, Aron ma swoje życie i swoje zmartwienia, odczuwał od tej pory swego rodzaju pustkę, czegoś brakowało.....

......może kiedyś, jak już dorośnie..... zawsze można mieć nadzieję....ale ponoć nadzieja matką głupich.......

 

 

   „Gwiazdy, które nade mną czuwacie, nie pozwólcie bym sam jeden na świecie został, boję się samotności, ześlijcie mi kogoś.....

Ptak czarny jak noc, pewnego dnia znalazłem go rannego na balkonie.....od tej pory jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.

To on wypełnia mi tę straszną pustkę, którą odczuwam, już niczego mi nie brakuje....

O nic więcej nie śmiem prosić, jestem szczęśliwy....”

 

 

KONIEC

Autor: Bi- Ewi