No dobra, napiszę kontynuację, ale na rewelacje proszę nie liczyć. A ten Lucek jest mój^^!

A gdyby ktoś nie wiedział, to kwiatki są już zakończone, było to takie tam wspomnienie o ich przeszłości i już koniec!

Nio, to jeszcze zostaje Świeca, Sny, Rip, KK, Uciekajki...i to wszystko... no trzym się Bi-Ewi, może uda ci się to wszystko pokończyć... 

 

~~Uciekaj...~~

 

    Lata mijały, Aron był już w klasie maturalnej....niedługo matura.....a z nauką ciężko było.

Chłodny, deszczowy poranek, siódma, czas wstawać do szkoły....dzwoni budzik....wstrętny, podły budzik.....

Aron wystawił czuprynę spod kołdry, uciszył zegarek......co dzisiaj jest? 20? Chyba tak....niedługo ślub Rity.....młoda jest, potrzebowała specjalnego zezwolenia....ale udało się, niedługo poślubi pana...jak mu tam....?......

- ARON!!!!!!!! WSTAWAJ LENIU!!!!!

No fajnie, ciocia wzywa.....do budy trzeba.....

Z niechęcią podniósł się z łóżka, było cieplutkie i w ogóle.....a na dworze siąpił deszcz~~~~~~~~

Wziął szybki prysznic, ubrał się i poszedł do kuchni na śniadanie....zdziwił się, gdy zobaczył tam nie śpiącego już, 14- letniego przyszywanego syna ciotki......

- A ty co nie śpisz, przecież masz na 12.00? Na bezsenność cierpisz? >siadając na krześle<

- Nie mogę spać, dzisiaj mam klasówkę z geografii...denerwuję się.... >podparł głowę łokciem<

- A z czego masz tą klasówkę? >pochłaniając jajecznicę<

- Z miast.....paskudna sprawa..... czuję, że nic nie umiem..... >przetarł błękitne oczy<

- Nie martw się, do południa zostało jeszcze mnóstwo czasu, możesz się jeszcze podkuć. >jednym haustem wypił sok pomarańczowy<

Ciotka właśnie wychodziła do pracy.....

- Bądźcie grzeczni, jak Rita przyjedzie to dacie jej katalog z sukniami ślubnymi...leży na stole.....i.....powodzenia >cmok<....a dla ciebie kopa na szczęście...masz dzisiaj korki z matmy...nie zawal. >cmok<

I wyszła, odżyła odkąd zmieniła pracę....co prawda gorzej płatna, ale musiała przecież też bywać w domu by opiekować się swoim siostrzeńcem Aronem i „synem” Zoim..... ciężki los pracującej kobiety.

- Ja też zaraz lecę......no rozchmurz się wreszcie i wracaj do łóżka! >poczochrał blond, i tak już zmierzwione włosy<....to nara!!!

- Pa. >zblazowanie<

Aron zbiegał po schodach ze średnią prędkością 40 km na godzinę.....o mały włos się nie zabił na zakręcie, gdy wyszła zza niego gruba sąsiadka spod 17.....

- P...przepraszam.... >pobiegł dalej<

Usłyszał za sobą szczekanie jej parówkowatego psa....kiedyś miała kota...ale chyba Burek go zjadł....czy jakoś tak.

Jak każdego ranka próbował zlepić pewne wydarzenia i fakty w jedną całość....tak, kilka lat temu dostał chyba w głowę i cierpiał na częściową amnezję.....

Ale teraz jest wszystko w porządku i móżdżek pracuje.

Nie wiedział na przykład, kim jest ten Ignus, za którego ma wyjść jego siostra...albo ten Ranwe co uczy w szkole w- f- u....

E tam, teraz musi się skupić na nauce, jak dostanie się na studia..... to chyba będzie na rzęsach skakać.

Przeszedł obok cmentarza......wnętrzności przewracały mu się do góry nogami, gdy tamtędy przechodził..... miewał koszmary i przewidzenia...

Spojrzał na zegarek- jeszcze pół godziny do przyjazdu autobusu....a może by tak....

Wszedł przez główną bramę cmentarza......stara, rozwalona już krypta przyciągała go najbardziej....niedobrze mu się robiło...i tak jest zawsze, nigdy nie może się zbliżyć do tej krypty......

Tym razem też nie starczyło mu odwagi...pobiegł pieszo do szkoły.

*************************

  Michał wydoroślał przez te lata, wyładniał, piegi znikły, urósł troszkę i wyszczuplał. Dziewczyny ganiały za nim sznureczkiem, a Ranwe był zazdrosny jak diabli.

Niestety dziś też musiał wstać do budy... miał taki fajny sen...

Ostatnio sprawy się troszkę skomplikowały, matka i ojciec wrócili, Aon i Marion musieli się więc wynieść, Ranwe zaś był czymś w rodzaju kuzyna...nie bardzo mu się ta rola podobała, nie mógł się zbliżać do Michała wtedy gdy miał na to ochotę....zawsze musiał czekać aż nikogo nie będzie w domu, a to się wyjątkowo rzadko zdarzało.

   Książę nic się nie zmienił, wciąż bezczelny i porywczy..... tylko włosy mu troszkę urosły, wiązał je w kitkę i wyglądał z tym prześlicznie.

Wszedł po schodach najciszej jak mógł, uchylił białe drzwi- skrzypnęły...na szczęście Michał tego nie usłyszał- drzemał jeszcze.

Ranwe usiadł na brzegu łóżka, Michał spał na brzuchu, książę odsunął kołdrę, podwinął czarny podkoszulek i całował go po plecach.

- Wstawaj. >szept<

- Mmmmmm.....jeszcze troszkę........... >mruuuuuu<.....troszkę w lewo.....mmmmm........

- Twoi rodzice jadą jutro na weekend w góry...będziemy sami przez dwa dni, wtedy cię będę rozpieszczać.

- Mogę dzisiaj nie iść do szkoły?.......proooooooooszę........

- Nie. >gwałtowna zmiana tonu, o mały włos tego nie wykrzyczał<

Jeśli chodziło o wagarowanie, to Ranwe był niewzruszony, opuścił choć godzinę- dostawał lanie ....dosłownie^^, no ale zawsze można próbować prawda?

Książątko zaciągnęło na plecy Michała podkoszulek i ściągnęło z niego kołdrę.

- Wstawaj leniu, albo siłą cię do szkoły zaprowadzę.

Michał odwrócił się na plecy, rozciągnął jak kot i słodko uśmiechnął.

- To ja poproszę......

- Tylko żeby nie było na mnie.

Przerzucił go przez ramię i zaniósł do łazienki, tam położył w wannie i odkręcił lodowatą wodę.....a potem, jak Michał zaczął krzyczeć- wyszedł.

- A nie mówiłem? >figlarnie<

Akurat był w kuchni, rozległ się dzwonek do drzwi.

- Jeżeli to jedna z tych ciź, obiecuję że zabiję. >pod nosem<

Otworzył drzwi.

- CZEGO?!!!! O, to ty Aron, sory....myślałem że to jedna z tych debilek.

- Mnie też miło cię widzieć. Jest Michał?

- Wejdź...jest w łazience, bierze zimny prysznic. >i tu ten jego osobisty uśmiech<

- Ty go tam wwaliłeś nie?

- Aż tak to widać?

- No.

Wziął go za fraki i wciągnął do środka, mógł wejść dobrowolnie gdy go proszono, nie?

- Zjesz śniadanie?

- Nie dzięki, jestem już po.

- A co mnie to obchodzi, było nie przychodzić....zjesz i koniec.

- To po co mnie pytasz?

- Tak dla szpanu.

Usiedli w kuchni przy ciepłym kakao.

Wszedł Michał nadal jeszcze troszkę zaspany...założył dżinsy, ale nic na górę......

- Siema Aron.....

- Yo.

- A ty co odwalasz? Chcesz tak iść do szkoły?

- Nie mogę znaleźć mojej czarnej bluzy.....tej co mi kupiłeś.....

- Jest w praniu, nosisz ją od dwóch tygodni....Jezu, co ty byś beze mnie zrobił?

- Rozpieściłeś go, to teraz masz.

Michał usiadł sobie wygodnie i wziął się za śniadanko....Ranwe przyniósł mu teczkę, koszulę flanelową i jakiś taki wisiorek, zarzucił mu je na głowę.....prócz teczki, ją zostawił w przedpokoju.

Książę gadał coś o tym jak sobie służącą z niego zrobił i w ogóle....ale potem przestał tak biadolić i wyszedł do roboty troszkę wcześniej.

- Wczoraj znowu miałem całą skrzynkę listów miłosnych....a co tam u ciebie Aron? >wpychając w usta grzankę<

- Nic, nie znajduję w skrzynkach żadnych listów... >kręcąc kubek<

- Masz pojęcie jaki Ranwe jest wtedy wkurzony? Ja ich tam nie czytam, ale on.... całą noc mi potem spokoju nie daje.

- Dobrze ci z nim?

- No, jest naprawdę wspaniałym przyjacielem i.....

- Nie to miałem na myśli, chodzi o łóżkowe sprawy.

- Ymmm... >burak<...... dobry, bardzo dobry....żadna dziewczyna nie dałaby mi tyle co on..... ty, jesteś jakiś przygnębiony...o co chodzi?

Aron rozłożył się na stole.

- Czuję się znudzony.... samotny i w ogóle......może ja też powinienem poszukać sobie chłopaka, a dziewczynę rzucić?

- To ty masz dziewczynę???!!!! >gały na wierzch<

- Tak, od ponad roku.....zaczyna mnie irytować...o przepraszam, denerwuje mnie od samego początku.

- Kochałeś się już z nią?

- Nie, to taka denerwująca damusia wiesz?

- Panna z dobrego domu?

- Dokładnie.

- To czemu nie rzucisz?

- Nie wiem, coś mnie przy niej trzyma.

- A jak wygląda?

- Ma czarne, długie włosy i szare oczy.....czuję się przy niej, jakbym był z kimś innym, kimś kogo znam....ale nie wiem z kim.....ja chyba wariuję.

- Nie martw się, będę cię odwiedzał u czubków.

- Dzięki.

- Nie ma za co....a jak tam twój kruk?

- Dobrze, mam nadzieję że Zoi go nakarmi.

- Jest roztrzepany, nie nakarmi.

- Może wytrzyma do mojego powrotu co?

- Tak, raczej tak. Masz wolne po szkole?

- Nie, muszę czekać na siorę i dać jej jakiś katalog.....przyjdzie z tym swoim lubym.....

- Tym świrem? >skrzywił się< Nie chciałbym widzieć ich dzieci.

- Kłopot w tym, że Rita już mi zaznaczyła, że będę ich chrzestnym.

- Zginiesz chłopie......

- A ciebie ma zamiar poprosić na swojego drużbę. >i tu cię mam<

- Co????!!!!!!

- Chyba jej nie odmówisz....miała taką nadzieję jak mi mówiła o tym.....musisz do mnie dziś wpaść.

- O nie, ja się nie nadaję.

- Nie zapominaj, że to moja siostra, jak jej odmówisz....no cóż, będę zmuszony sprać ci tyłek.

- I to się nazywa przyjaciel. >bez entuzjazmu<

- No a jak....chodź już, bo się do szkoły spóźnimy.

- No dobra...ewentualnie.

***************************

   A Natt trafił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Był u samego Lucyfera i wcale mu się to nie podobało...cierpiał na małe, cielesne nie udogodnienie- był duchem.

Z prawej strony tronu Lucyfera stała duża, srebrna klatka, w której przyszło Nattowi siedzieć. W dodatku założyli mu obrożę i ograniczyli jego swobodę do minimum. Jak mogli coś takiego zrobić? A no mogli, nawet władcy śmierci i kamienia... nie miał ciała i nie może podskoczyć.....chociaż może....

No dobra, grał głupiego i tak lepiej żeby zostało.

Lucyfer był wysoki, śniady, miał bursztynowe oczy i ogniste włosy ( nie rude! ), był ubrany na czarno, udekorowany bursztynami i rubinami.  

Obok siedział jego braciszek- Diamedes, który z wyglądu był prawie identyczny, tylko oczy miał jaśniejsze, włosy krótkie i czarne. Na samym końcu zasiadła Lilith- żonka Lucka, była naprawdę piękna, nigdy nie okazywała uczuć, zawsze milcząca i poważna. Miała długie, czarne włosy, jedwabistą cerę, błękitne oczy i karminowe usta.....szczupła, poruszająca się z gracją....demony za nią szalały.

Ale teraz w sali był tylko Lucyfer.

- Jak tam samopoczucie Natt?

- Źle. >zero uczuć<

- No nie bądź taki, od tych kilku lat się nie uśmiechasz i w ogóle.

- Nie pieprz głupot, jestem tu od tygodnia, przedtem trzymali mnie w czyśćcu i nie wiedzieli co ze mną zrobić.

- Ojojoj. >fałszywe współczucie<......chciałbyś swoje ciało z powrotem?

- Ponoć nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi...ale teraz to już przegiąłeś.

Lucyfer pochwycił w dłonie srebrne pręty, klatka znikła.

Natt wstał, przeciągnął się.

- Piękny jesteś.....>dotknął jego policzka....tylko on mógł dotykać duchy, nikt inny nie posiadał takiej zdolności....chciałby<...przy tobie moja żona wygląda jak wieśniaczka.

- Czyżbym słyszał niemoralną propozycję? >odepchnął jego dłoń, skrzyżował ręce na torsie, Lucek był od niego o pół głowy niższy<

- Być może... będziesz miał ciało, co ty na to?

- A gdzie pies pogrzebany?

- W parku, żartuję..... sprawisz, by mój syn się w tobie zakochał.

- Co?!

- To co słyszałeś, sprawisz, by....

- Słyszałem, głuchy nie jestem...tylko po co?

- Nie czytasz mi w myślach?

- Nie, nie chcę tego robić.

- Rozkochasz go w sobie i tyle, a tak to będziesz mógł robić co żywnie ci się podoba..... jesteś bóstwem, nawet ja cię nie powstrzymam.

- Bóstwem? >o co chodzi?<

- Później ci wyjaśnię.....ciało dostaniesz swoje stare więc będziesz musiał poczekać aż rany ci się zagoją.....co za idiota rzucił na ciebie takie zaklęcie?

- Ja sam.

- Dlaczego?

- Miałem powody.

- To je zdejmij i wylecz się szybko, będziesz miał 24 ludzkie godziny na wyzdrowienie.

- Wystarczy, by się zabawić.

- Mam jeszcze jedno żądanie...

- Jakie?

- Będziesz mi posłuszny.

Natt uśmiechnął się wrednie, tak długo jak będzie mu to na rękę to czemu nie. I tak nie ma nic lepszego do roboty...przynajmniej na razie, Aron troszkę poczeka.

- Dobrze, niech ci będzie.

- Nie mogę tego przypieczętować, daj mi więc swoje słowo honoru.

Phi, honor zostawił w starych spodniach, a poza tym nikt nie będzie mu dyktował warunków.

- Niech będzie. >o honorze nic nie mówił<

Lucyfer stanął na środku sali, z ziemi wyrosły korzenie, które oplatały byłe ciało Natta....ależ było zmasakrowane, potrzeba będzie niezłej siły by je przywrócić do dawnej postaci.

- Zdejmij dawne zaklęcie.

- Już to zrobiłem.

- Na co więc czekasz? Połącz się ze swoim ciałem.

 

 

THE END

Autor: Bi-Ewi