ZASTĘPSTWO
~~Święty,
nie taki święty^^~~
24 grudnia, wieczór, za oknem padał śnieg,
według zwyczaju w Ameryce, dzieci kładły się spać po wieczerzy a rano
znajdowały pod choinką prezenty.....
W dużym domu na przedmieściach mieszkała
sobie rodzinka, ojciec, matka, syn i córka. Chłopak miał 15 a dziewczyna 9 lat.
Kamil miał zamiar raz i na zawsze
udowodnić siostrze, że Mikołaj nie istnieje, to tylko wymysł ludzki, żaden
facet w czerwonej piżamie nie obskakuje wszystkich domów na świecie w tę jedną,
jedyną noc w roku, by podrzucić tam prezenty....bujda na resorach.
- Dobranoc synku, mam nadzieję, że
będzie ci wygodnie na kanapie.....
- Będzie. Dobranoc.
Salon był naprawdę spory. Stał w
nim duży, drewniany stół, krzesła, stara, antyczna szafa, kominek
(obowiązkowo^^), wielka choinka, kanapa (na której nasz bohater spał), dwa
fotele i kilka regałów.
Na podłodze leżał wielki, puchaty,
bordowy dywan.
Kamil schował brązową czuprynę pod
kołdrą, próbował w ten sposób uświadomić rodzince, żeby sobie już
poszli......no cóż, na efekt musiał czekać trzy godziny, siostra nie chciała
spać.
Słodka ciszy, nareszcie.....teraz
pozostało tylko czyhać.
Zapalił kolorowe światełka
choinki, była przepiękna.....te małe aniołki, srebrne i granatowe bombki,
łańcuchy.....
Na kominku postawił talerz z
ciasteczkami i kubek mleka.....a gdyby ktoś pytał, to były nasączone środkiem
przeczyszczającym, tak dla zabawy. Szkoda tylko, że ojciec w to nie uwierzył i
pół dnia przepłacał swoją głupotę w kibelku.
Bordowa kanapa stała tyłem do
choinki i kominka.........światło przyciemnione, głucha cisza, ta tajemniczość
w powietrzu, Kamil sam jeden w tej części domu......atmosfera idealna.
Przysnął, powieki same się
zamknęły.....uch, był taki zmęczony, zielone oczy przykrył błogi
sen.....ucałował go i pogłaskał po głowie......zdawał się szeptać: „Śpij
dziecko, w tę jedną jedyną noc w roku, noc cudów, śpij dobrze, anioły będą
czuwały, sen spokojny sprowadzę....śpij....”.
Tymczasem na dachu owego domu.....
- Spieprzaj! Jesteś najgłupszym
stworzeniem, jakie kiedykolwiek widziałem....nie idę, wracam do domu, nie będę
sobie tyłka odmrażał!
Wysoki chłopak i malutka elfka
kłótnią zaczynali każdy dzień pracy.
To był pierwszy dzień praktyki
nowego Mikołaja.......szczerze mówiąc- nienawidził jej. Z miłą chęcią rozdałby
wszystkim tym obrzydliwym bachorom węgiel gdyby mógł, niestety na składzie go
tyle nie mieli...i te wstrętne elfy mu nie pozwalały!~~~~~~
- Uspokój się narcyzie! Strój ci
nie pasuje, zaprzęg ci się nie podoba, ciastka nie smakują, dzieci
wkurzają....co ty sobie do jasnej anieli wyobrażasz?!
Przyrżnął jej pięknego
kopa....lewitowała akurat przy kominie, więc obowiązkowo do niego wpadła.
- TY ŚWINIO!!!!!! >piszczała
próbując się wspiąć z powrotem, gdyby tylko nie była wielkości dłoni
ludzkiej.....wtedy by mu pokazała<
- Zamknij się bo dzieci pobudzisz.
>jakby to go w ogóle obchodziło....skrzyżował ręce na torsie i
pogwizdywał<
Poły czerwonego płaszcza rozwiewał
wiatr, za nic w świecie nie chciał się ubierać w tradycyjny strój, jego zdaniem
był.....ja tego nie powtórzę^^.
Długie, kasztanowe włosy wystawały
spod kaptura zakończonego białym puszkiem....czuł się idiotycznie, jak czerwony
kurde kapturek!
Był młody, ok. 19 lat, lodowate
oczy, gdyby mogły, zabiłyby na miejscu, we włosy wplecione miał wstążeczki (ich
kawałki właściwie, zawiązywał je na paśmie włosów i tak
zostawiał)...czerwone.....bardzo ładnie to wyglądało.......gdyby nie te czarne
rękawice bez palców, czarne, skórzane spodnie i czerwona, luźna bluzka nie
dawały mu wyglądu bandyty. Na szyi wisiał naszyjnik w postaci nietoperza....i
pentagram, satanista wypisz wymaluj.
Spojrzał na te idiotyczne
sanie....już on zmieni zasady za swojej kadencji, od tej pory jeździ na smoku,
towarzyszą mu striptizerki i to dzieci robią mu prezenty....
O taaaak, renifery pójdę na
emeryturę a z elfów zrobi służących.....hłe hłe hłe.
Ta myśl rozgrzewała jego prawie
zamarznięte ciało......gdzie ta elfica......
Pochylił się nad kominem....nie
widać jej....
- Dzwonicho....jesteś tam?
Owszem była tam, wychodząc
dziabnęła go w oko.
- To za przekręcanie mojego
imienia i wrzucenie mnie do komina....wiesz jak mój śliczny tyłeczek mnie teraz
boli???? >niewinnie ze skargą w głosie<
- Ty przeklęta
mała....>rozcierając oko....syczał, rzucał takimi przekleństwami, że głowa
mała i uszy więdnął<
- Bierzmy się do roboty....właź do
tego komina, podłuż prezenty i już nas nie ma. >tłumaczyło mu to
ręcznie...jak małemu dziecku, wkurzył się jeszcze bardziej<
- Wypcham cię jak tylko zajedziemy
do domu......zrobię sobie trofeum ty mała żmijo. >zaciskając pięści<
- Już nie takie rzeczy mi
robiłeś......a pamiętasz jak zamknąłeś mnie z nietoperzem.....pogryzł mnie, ale
przeżyłam...albo jak wsadziłeś mnie do świątecznego piernika babci.....myślisz,
że w piecu było fajnie? Kilka lat czekałam aż mi włosy odrosną ty zepsuty
bachorze! Załatwmy to i do domu, nie mam zamiaru znowu sobie zapuszczać
brwi!!!!
- Nie. Nie będę się
poniżał......włazić przez komin....phi, też mi coś. >skąd on wziął ten
pilnik do paznokci<
Wróżka zapłonęła ze złości,
dosłownie i w przenośni, zaczęła w niego ciskać ognistymi kuleczkami.
- WŁAŹ DO TEGO KOMINA
PAJACU!!!!!!!!!!!!!!!!
Chłopak omal z dachu nie spadł,
musiał się wyginać we wszystkie strony....w końcu udało mu się ulepić kulkę ze
śniegu i.....>wycelował, nigdy nie chybiał<...... trafił, Dzwoneczek znów
wpadła do komina.....no cóż....w końcu on też musi tam prędzej czy później
wejść.......CHOLERA!!!!
Złożył dłonie.....wymamrotał
jakieś zaklęcie i........stracił panowanie nad sobą.....z komina wyleciał do
góry nogami.......cholera......
Dzwoneczek siedziała na półeczce
komina i chichotała......no dobra- rechotała.
- Czego rżysz ty głupia świeczko.
>wrócił do pozy „na czworaka”, a potem do pozycji stojącej....otrzepał
się......rozejrzał po pokoju....<.....niezła chata.....
- Fakt. >ocierając łzy
śmiechu<
- Dobra >machnął
ręką<.....miejmy to za sobą.....węsz za listą......w ogóle to ja mam
nadzieję, że te bachory listę zrobiły... >to ostatnie pod nosem<
Rozglądał się dalej, gdy
Dzwoneczek szperała za listą życzeń.....zauważył ciasteczka....i jako że miał
wyostrzone zmysły, a Dzwoneczek nie......no cóż.....
- Dzwoneczku kochanie....
>uwielbiała, gdy tak się do niej zwracał....niestety właśnie wtedy musiała
się mieć najbardziej na baczności, nieuwaga groziła śmiercią lub wylądowaniem w
ambulatorium w stanie ciężkim....tak jak wtedy, gdy próbował ją
ugotować....ach, co za zespół<
- Tak misiaczku?????
>podleciała i usiadła mu na ramieniu<
- Zobacz jak miło....tu są
ciasteczka dla nas......znalazłaś listę? >to ostatnie wrednie
powiedziane<
- Nie.
- &&^^%$%*( dzieciaczki.
Może poczęstujemy się?????? >sięgnął po ciasteczko, przełamał je.....jedną
połówkę wręczył koleżance po fachu......a drugą oglądał przed
zjedzeniem....niby zaciekawiony składem<
Dzwoneczek prawie natychmiast
zjadła swoją połówkę....cóż takiego mogło być w niewinnym, ciasteczku???
On zaś swoją odłożył....ząb go
raptem rozbolał.....wredna bestia.
- Jak ja nienawidzę tej
roboty!!!!!!! >oparł głowę o półkę kominka, schował w niej twarz, elfka
nadal szukała<
- Zamknij się i nie biadol, ciągle
ci nie tak......
- >przybrał pozę swojego ojca,
iście karykaturalną, głos też podłożył<.......hohoho syneczku, musisz mnie
zastąpić....nie czuję się najlepiej...chyba zjadłem zbyt dużo ciasteczek babuni....hohoho....>zaczął
mówić normalnie, wręcz z rezygnacją<......idź do diabła stary, zgotowałeś mi
piekło...i to w moje urodziny!!!!!
- Kur......to znaczy kurcze, nie
mogę znaleźć listy.....co my teraz zrobimy?
Hałasy obudziły Kamila...leżał nieruchomo
i przysłuchiwał się tej rozmowie......złodzieje jacyś czy co?
Wysadził nos by się
upewnić.......o w mordę jeża......ale lipa.......ten gościu ma być Mikołajem?
Święty ponoć jest gruby i ma białą brodę.....czyżby przeszedł kilka zabiegów
odmładzających.....a takich małych ludzi co latają i mówią to raczej żadna
firma zabawkowa na świecie nie produkuje.... czyli ON jednak istnieje...
I czego ten chłopak tak się nad
sobą użala....unosi się w powietrzu???? Jeszcze narzeka??????
- .......mówiłem mu....nie pójdę,
to dla mnie koszmar, nie lubię dzieci...a on na to: „HOHO kurde HO, pójdziesz
albo ci z tych twoich różanych półdupków szynkę zrobię HOHO kurde HO”.....to ja
dalej się tłumaczę....
Dzwoneczek nadal szukała....Kamil
dalej patrzył z podziwem.
- .........już wolę
szynkę.......ale on się uparł, podszedł gdy babunia nie patrzyła i wytargał
mnie za włosy....” Jak ci nakopię to przez miesiąc nie usiądziesz gnoju”, a jak
babunia się znowu odwróciła to niby mnie głaskał po włosach i „delikatnie”
tłumaczył powagę sytuacji....jak małemu dziecku......KUR.....de......
- I co dalej? >nadal szpera<
- Co dalej? Jestem tu, robię z
siebie idiotę, otruję starego jak tylko spotkam.....ale jest dobrze, jest bardo
dobrze....... >śmiesznie wyglądał zaciskając zęby i rozkładając na czynniki
pierwsze lalkę Świętego Mikołaja- po prostu ją zgniótł<
- Słucham cię dalej. >wcale
nie<
- Jak skończę to piekło
to.....to.......obetnę mu tą zasraną brodę i dam babce jako wełnę, żeby mi
majtki zrobiła......a ten jego pedalski strój spalę!!!!
- Jestem bardzo ciekawa czyim ty
jesteś dzieckiem....oni tacy łagodni...a ty? >zawiesiła efektownie
głos<......mordercze instynkty. >dalej szpera, może coś przeoczyła? A
może ślepnie?<
- Też się zastanawiam....takich
ciołków to jeszcze w życiu nie widziałem......już ten Rudolf jest
mądrzejszy....a czy ktoś kiedyś pytał dlaczego ma taki nosek?
>dziecinnie< Nie! Oczywiście że nie, >ostro< szlaja się, na dziwki
chodzi, chla po kątach.....>znów słodko<......i dlatego taki czerwoniutki
i świecący ma ten nosek......SKURWIEL DZIEWCZYNĘ MI ODBIŁ!!!!!!! Już ja się
postaram, by nigdy swojej ludzkiej postaci nie ujrzał! >wymyślanie tortur
widocznie mu przyjemność sprawiało<
Kamil płakał ze śmiechu, z całych
sił próbował się powstrzymać od jakichkolwiek hałasów.....pytanie brzmi: „Ile
jeszcze wytrzyma?”
- Wyluzuj....i jeszcze
jedno....NIE WAŻ SIĘ TAK MÓWIĆ O MOIM MISTRZU!!!!!!!!!!!!! >prosto w jego
kochane uszko<
Wylądował na podłodze, złapał nic
nie spodziewającą się elfkę i zacisnął w pięści.
- Mówiłaś coś? >syk<
- Udusisz mnie.....nic nie
mówiłam.....uch.......duszę się....
Puścił ją.
- Jeszcze raz, a cię upiekę.
Rozejrzał się.....
- Oni tu telewizora nie mają czy
co? Nawet na boks się nie załapię......o rany..... >rozwalił się w
fotelu<....znalazłaś już tą listę????? Nie mam zamiaru tu siedzieć całą noc.
- Mikuś? >ton głosu typu:
niedobrze mi<
Odwrócił się w jej stronę.
- Czego?
- Muszę do toalety......
- A to pewnie ciasteczka.....
>rozpromieniony<......wyjdź lepiej na dwór, nie będziesz tu mi smrodziła.
Naprawdę bardzo szybko ją wywiało.
Chłopak znów rozparł się wygodnie
w fotelu...kiedy ten koszmar się skończy?
Ukrył twarz w dłoniach....
- W co ja się wkopałem....
Kamil już nie mógł.......po
cichutku stanął za fotelem, na którym siedział.....Mikuś...
- Ekhem.....
- Spierdzielaj Dzwonicho, nie mam
ochoty na.......
- Ekhem.....
- Głucha jesteś......
>jednocześnie się odwracając<
Z rozmachu Kamil dostał w
pysk.....aż mu krew z nosa poleciała.......Miki wstał, zaczął panikować....tu
jest bachor, wstrętny, przebrzydły bachor!!!!! A on mu przyrżnął w
mordę....ojciec go zabije! Ujawnił się......zaraz, hmmmm....oto sposób idealny
by wylecieć z roboty.
No ale chłopak już nie taki mały i
w ogóle.....podał mu chusteczkę.....ale wara! Ode ,mnie na odległość.
- S- sory.....nie chciałem cię tak
walnąć, myślałem że to Dzwonicho....
Pchnął Kamila na fotel......
- Ja....no.....ja jestem...... w
każdym razie nie włamywaczem i ....
- W domu nie ma listy. >jak
Filip z Konopi<
- Co? >ale o co chodzi?<
- W domu nie ma listy prezentów,
nigdy jej nie robiliśmy...... >a krew się leje<
- Phi....wasza sprawa, najwyżej
nie dostaniecie prezentów..... >skrzyżował ręce na torsie<
- A ciebie co ugryzło....i w ogóle
to czy nie powinieneś być puszysty, mieć dużego worka i białej brody?
- Nie, ja tu jestem na praktyce
i....w zastępstwie tymczasowym.....nienawidzę tej roboty.
- A Mikołaj to co? Nogę złamał?
- Niestety nie, obżarł się
ciastkami i cierpi na niestrawności.......niezłego mam ojca, pewnie jestem
dzieckiem listonosza....mam przynajmniej taką nadzieję.. >dłonią zasłonił
twarz....co za wstyd<
- Fajnie masz, ja jestem tylko
synem zwykłego, szarego urzędasa.....
- Fajnie? Ty go chyba jeszcze nie
znasz.....
- A co? Obcina ci kieszonkowe?
- Kieszonkowe? Czy ty wiesz z
czego składa się moje kieszonkowe? >pochylił się nad Kamilem<
- N- nie.... >speszony<
- Z ciastek i cukierków.....
>przez zęby<....kasę muszę wyciągać od babki.
- Aha......a jak się nazywasz? Bo
nie wierzę, że Mikołaj Junior.
- Fakt, Mikael....a ty? Kamil?
- Skąd wiedziałeś?
- Jak mój stary zna takie
sztuczki, to i ja też.....
- Wow.....
- Co z tym twoim nosem? Krew
jeszcze leci?
Kamil odsunął białą chusteczkę od
nosa......
- Już nie.....ale wiesz co? Ja chyba
tą chusteczkę sobie zatrzymam....całą we krwi ci się nie przyda.....
- W takim razie ty też mi coś daj.
- Ale co?
- Bo ja wiem....wszystko, byle by
się nie kojarzyło ze świętami.
Kamil zdjął z szyi wisiorek,
kryształ górski, dał mu go.
- Dzięki....>założył<........no
to......co byś chciał pod choinkę?
- Nie wiem, mam wszystko, czego mi
do szczęścia potrzeba.
- Bardzo zabawne, namyślaj się
szybciej, albo nic nie dostaniesz.....
- A.....gdzie ta mała
wróżka......?
- Nie zmieniaj
tematu.......hej......mam nadzieję, że nie macie w domu kota.......
- Bo co?
- Bo ona ma manię na punkcie
kotów, kładzie się przed nimi plackiem i każe zjeść.....
- >nerwowy śmiech<......mamy
kota.....
- Kurna świetnie.
W tej właśnie chwili do salonu
wleciała Dzwoneczek.....na widok Kamila zaczęła coś wrzeszczeć o złamaniu zasad
i o karze......
- Dzwonek. >spokojnie<
- Co??? >zdyszana<
- Zatkaj jadakę.
- CO?????? Ty chyba nie zdajesz
sobie sprawy co zrobiłeś!!!!! Zostaniemy za to ukarani.....
Sypnęła złotym proszkiem w oczy
Kamila......zamrugał......padał nieprzytomny na podłogę.
- Coś ty zrobiła? Nie powiedział
mi czego chce pod choinkę!!!!! >gniecie ją w łapkach<
- TY IDIOTO!!!!!! MIKOŁAJ NAS
POZABIJA!!! NIE WOLNO NAM OBCOWAĆ Z LUDŹMI!!!!
- Kici kici kici kici......chodź
tu koteczku.....kici kici kici.....
Do salony wlazł biały, gruby,
baleronowaty pers..... Dzwoneczek wydostała się z dłoni Mikaela i położyła się
przed kotem....ciągle tylko powtarzała „zjedz mnie”.
Miki uklęknął nad Kamilem,
próbował go ocucić.
- Wstawaj, nie powiedziałeś mi co
chcesz na gwiazdkę.......no wstawaj......
Żadne zaklęcia nie skutkowały, nie
chciał się obudzić......fajnie, zabiła go pewnie......
Był zmuszony do
ostateczności................dobra.
Wziął go na ręce, Dzwoneczka
schował do kieszeni.....teleportował się na dach. Tam położył w saniach
chłopaka i otulił swoim płaszczem.....musi jeszcze te przeklęte prezenty
poroznosić......
Dał sobie jakoś radę, co prawda
robił to na łapu capu....żeby tylko nikt się nie dziwił, gdy jakaś małą
dziewczynka będzie przejeżdżała na harleyu, albo jakiś chłopak bawił się
lalką.....teraz tylko na biegun.
~~Nie ma to jak
rodzeństwo....szczególnie, gdy jest nienormalne_-_~~
Z daleka widział już świetlikowy pas startowy....... i dziadka
Mrozika.... upierdliwy chłop.
Zaparkował sanie, Dzwoneczka
powierzył elfom, a swojego przyjaciela schował w worku....modlił się by Mróz
się nie przyczepił, żeby go nie zauważył......
Nadzieja matką głupich, Mróz
podszedł doń od razu...
- Jak tam pierwsza podróż? >tak
naprawdę to było to wyśmiewanie się a mnie troska<
- Nijak, zjeżdżaj.
Wysoki i smukły chłopak zmarszczył
brwi, białe włosy do ramion rozwiał lekki wiatr, błękitne oczy zabłysły,
niebieskawa skóra wyglądała, jakby ją ktoś obsypał świecącymi drobinkami......jeden
z „tych”, pracę miał gdzieś, chodził ubrany jak bandyta, czyli podobnie do
Mikaela, i lubował się w przynoszeniu wstydu Mikołajowi....zupełnie jak
bracia..........bo nimi byli, niestety.
- Co tak pilnujesz tego worka
braciszku?
- Ja pilnuję? >nerwowo<
Odwal się co? Zaczepki szukasz?
- Nie, ale myślałem, że razem
będziemy kombinować jak tu ojca wykończyć.....
- Później. >zepchnął go na bok,
z workiem na plecach pobiegł do swojego pokoju<
A pokój to miał iście
satanistyczny, wszędzie poprzekręcane krzyże i ściany pomazane „krwią”, elfy
czasami zastanawiały się, czy zbiór jego czaszek oby nie jest prawdziwy....i
ten mózg w słoiku.....nocowanie odradzone.
Rzucił worek na łóżko, odwiązał i
wyjął z niego Kamila.....jak go tu obudzić, próbował już wszystkich zaklęć.....ojca
nie może poprosić, brata też....babunia? A w życiu! Ta dziwna kobiecina
zjadłaby go żywcem......kurde kurde kurde!
A może jednak???????
Tak dla pewności wypróbował
zwyczajne metody, tj. kubeł zimnej wody, mordobicie, cuchnące skarpetki ojca.....nic
nie pomogło.....no to jeszcze raz zaklęcia......nic!
Mróz wślizgnął się do pokoju.
- ?????????????????? >to było
coś w nieznanym języku<
Kamil otworzył
oczęta......rozejrzał się....
- Jak żeś to zrobił? >uwaga, to
był brat, ten co się podlizuje i szantażuje ludzi!<
- Tajemnica zawodowa.....a
teraz.......co mi dasz w zamian za milczenie? >och jaki ja podły jestem<
- Nic, spadaj.....jak się czujesz?
Widzisz? Słyszysz?
- E....tak, ale gdzie ja jestem?
Kim on jest? I......
- Cicho, ja byłem pierwszy
>zatkał usta chłopakowi<.....to jak, co dostanę w zamian?
- ......jego, ty lubisz
chłopców....jak dojdzie do siebie to sobie go weźmiesz zbolu.....a zresztą...ja
wcale nie chcę żebyś milczał....idź i rozpowiedz to wszystkim dookoła, będę
dozgonnie wdzięczny.
Mróz zacierał łapki, brata nie
słuchał, ubzdurał sobie coś w tej zimnej łepetynce, uśmiechnął się lubieżnie do
Kamila......chłopak schował się pod kołdrą.
- Okej, teraz mogę się
przedstawić.....>odgarnął włosy odsłaniając podłużny, złoty kolczyk, ściągnął
z Kamila kołdrę i usiadł obok<....nazywam się Mróz, jestem bratem
Mikaela.....miło mi cię poznać......zapewne bliżej się poznamy.....
>uścisnął mu dłoń, Kamil odruchowo się odsuwał<
- Tak, to jest mój braciszek,
największy zboczeniec we wszechświecie....pedofil, homoseksualista i Bóg wie co
jeszcze....
- Zabierz mnie stąd.
>przerażenie, on właśnie go umówił z pedałem na „rundkę”< Ja chcę do
domu.
Mróz był z siebie dumny, wstał,
wyprostował się.
- Zostawiam was samych....mam
nadzieję, że wstanie jak najszybciej. >rozbiera go wzrokiem<
Kamil odetchnął, gdy już sobie
poszedł....ten no.
- Dlaczego to zrobiłeś? Gdzie ja w
ogóle jestem co?
- Spokojnie. >usiadł w fotelu
naprzeciw< Jesteśmy....w domu....moim.
- Czyli gdzie?
- Na biegunie....
- Aż tak daleko od domu????????
>wyrzut<
- No....dalej niż myślisz....to
jest biegun, ale inny wymiar wiesz....bo....no....nie mogłem cię tam tak
zostawić.... >ton: „TO NIE MOJA WINA...BUHUUUU...NIE KRZYCZ JUŻ NA
MNIE!!!<
- ...... >tego co czuł nie da
się opisać<
- Wyglądasz jak karp w Boże
Narodzenie- nerwowy.....
- A to z tym twoim bratem to żart
nie? Powiedz, że to żart!!! >jeszcze troszkę i porwie tą kołdrę<
- ....yyyy....no cóż....nie....ale
i tak .....no przecież nic nie było powiedziane....tylko wspomniane i....o
Boże. >nie może się wysłowić<
- >powalił się w
bety....zakopał się w nich<.....i twój brat ma mnie.....no tego??? Przecież
to facet!....i ma na mnie ochotę....... >rezygnacja<
- Ja bym się nim nie przejmował,
odwiozę cię do domu i nic nawet nie zauważy....ale najpierw muszę się „wylać” z
roboty. >^^machnął ręką<
- TA?! A moi rodzice???
- Jak jeden wieczór i kawałek dnia
cię nie będzie to nic się nie stanie....a zresztą zostawiłem im liścik.
- DOPRAWDY?! >przez zęby<
-
Tak.....”Drodzy rodzice, pojechałem z nowym Świętym Mikołajem na biegun,
za kilka dni wrócę....wasz syn- Kamil”. Pomyślmy teraz, jak by mnie tu z pracy
wyrzucić.....
- ........ >zimny, lodowaty
wzrok<.....przecież to nie przejdzie.
Mikael zwykle ma wiele do
powiedzenia...ale teraz mu się odechciało. Jego randka się zaczęła.....ale
będzie paplaniny~~~~~~
Nie minęło pół godziny.....
- MIKAEL!!!!!!!!!!!!
- Kto to?
-Braciszek, ten zbok... wszędzie
poznam ten głosik.....czego?!
Drzwi omal z zawiasów nie powypadały.
Mróz był zdyszany, trzymał w dłoniach stertę dokumentów.
- Czego dusza pragnie?
- >odgarnął włosy, rzucił
Kamilowi złowrogie spojrzenie<....moje gratulacje, przyprowadziłeś do domu
kryminalistę.
- ?????? >Kamil rozdziawił
buźkę<
-.......Co?????
THE END
Autor: Bi-Ewi