Pocałunki w mroku: Akt II: Ślady
szatana
Arael leciał w stronę 51 ulicy.
Gdy spojrzał na niebo stwierdził, że za jakieś dwie godziny będzie świtało. W
końcu Sadhel uciekł w środku nocy, zanim się wszyscy skapnęli i poszli obudzić
Araela minęło trochę czasu. No i jeszcze ta beznadziejna rozmowa z napotkanym
wampirem. Anioł przemyślawszy sprawę doszedł do wniosku, że i tak już dzisiaj
nic nie zdziała więc tylko sprawdzi mniej więcej ile jest tam budynków, czy o
tej godzinie kręci się tam dużo wampirów i wróci do swojego ciepłego łóżka aby
się przespać. Po paru minutach już był na miejscu. Pięćdziesiąta pierwsza była
pusta. Gotyckie budynki stały rzędem jak mur chroniący miasto. Gdzieniegdzie
wybudowane wieżyczki dla ozdoby nadawały bardziej strzelisty wygląd ciężkim
murom oplecionym w gotyckie rzeźby. Tak jak mówił wampir, okna wychodziły na
zachód, więc po tej stronie było jeszcze mroczno i ponuro. Z budynków nie
dochodziły żadne odgłosy, chyba nikogo w nich nie było. Arael powoli zbliżył
się do jednego z okien, zajrzał do środka przez rozbitą szybę.
- Chyba dobrze trafiłem. –
powiedział po cichu, lecz z niechęcią, bo to co zobaczył przypominało mały
cmentarz. Całe piętro było jednym wielkim pokojem. W lewym rogu w jego głębi
leżały trupy z wyssaną krwią, po podłodze walały się butelki i resztki jakiegoś
jedzenia. Bo wampiry mogą jeść również ludzkie jedzenie i pić, lecz prawdziwego
pragnienia nie zgaszą dopóki nie napiją się ludzkiej krwi. Tak, to co zobaczył
Arael było odrażające.
- To znaczy, że Sadhel jest
podobny. – pomyślał z litością. W końcu
był aniołem, jakże mógłby nie litować się nad biednymi duszami takich potworów
jakimi były wampiry. Przecież nie zawsze takie były. Co innego diabły i demony.
Miał tylko nadzieję, że chociaż wampiry zawarły pakt z diabłami to jednak do końca
nie zżyły się z nimi. Arael wszedł do środka aby pomodlić się za dusze ludzi.
Wyciągnął zza płaszcza srebrny krzyż uwieszony na szyi za pomocą delikatnego,
ledwie widocznego łańcuszka. Uklęknął przed stertą trupów i zaczął modlić się w
myślach. W pomieszczeniu było tak cicho, że anioł słyszał bicie swojego serca.
Nagle usłyszał czyjeś kroki. Arael zerwał się z podłogi jednocześnie chowając
swój krzyżyk. W cieniu stała jakaś postać. Nie widać było jej twarzy. Anioł
drgną. Poczuł jak przez całe ciało przechodzą go ciarki. Był już pewien. To
demon.
- Kim jesteś i co tu robisz!? –
wykrzyknął srebrnowłosy.
Demon wyszedł z cienia. Miał na
sobie ciemno bordowy płaszcz do kostek, który lekko drgną gdy ten się poruszył.
Spod długiej czarnej grzywki wyzierały kocie oczy w białym kolorze, dzięki
czemu Arael mógł patrzeć prosto w dobrze widoczne czarne źrenice. Demon się
uśmiechnął ukazując przy tym dwa kły, takie same jak u wampirów. Wreszcie
odpowiedział.
- Zwą mnie Girthion i to ja raczej
powinienem zapytać ciebie co tu robisz, mój aniele.
Araela zdziwił trochę łagodny ton
głosu osobnika, lecz pozostawał czujny. Z demonami nie ma żartów. Potrafią być
złośliwsze od najgroźniejszego diabła czy wampira. To one właśnie
odpowiedzialne są za „psikusy” na tym świecie.
- Jak cię zwą srebrnowłosy? –
ciągnął dalej Girthion. Podszedł bliżej anioła nadal trzymając ręce w
kieszeniach rozpiętego płaszcza.
- Nazywam się Arael i przyszedłem
pomodlić się za dusze tych nieszczęśników.
- Arael. – powtórzył demon – Anioł
wiatrów i kary, mam rację? – Arael kiwną głową. – Przyszedłeś pomodlić się za
grzeszników? – ciągnął dalej – Myślałem, że kochacie tylko wyznawców waszej
religii. – Na twarzy Girthiona zagościł szyderczy uśmiech.
- Nie masz prawa tak mówić! Bóg
kocha wszystkich ludzi i my anioły też! – Arael był wściekły, lecz musiał
uważać. Pewnie tamten chce uśpić jego czujność – pomyślał. Trzeba uważać na
jego każdy ruch.
- Oj aniołku, aniołku. – słodko
powiedział demon zamykając przy tym oczy i kręcąc głową. – Gdybyście kochali
wszystkich ludzi to nie potępialibyście wampirów. Przecież oni też byli kiedyś
istotami żywymi. Nie ich wina, że stali się tacy jacy teraz są. – Girthion
przeszedł jeszcze dwa kroki w kierunku Araela, ten się cofnął, lecz za sobą
miał stertę trupów. Anioł nie wiedział co ma robić. Nie wiedział też co
zamierza demon. Uciec? A jeśli dogoni? Co wtedy? Przecież ja miałem łapać
wampira a nie walczyć z demonem! – myślał rozpaczliwie.
- Nie odpowiedziałeś mi po co tu
przyszedłeś! – nagle przypomniało mu się jego pierwsze pytanie.
- Ja? – ze zdziwieniem
odpowiedział Girthion – Tak tylko spacerowałem. Wiesz, podobają mi się takie
mroczne, stare gotyckie budynki. Przypominają mi moją młodość. – uśmiech nie
schodził mu z twarzy. Anioła drażniło już takie ciągłe uśmiechanie się.
Przypomniało mu to wampira, którego wcześniej spotkał. I ten niemiły głos
zadźwięczał mu jeszcze raz w uchu. Girthion wyjął ręce z kieszeni aby poprawić
sobie ciągle spadającą na oczy grzywkę. Lubił jak włosy zakrywają mu twarz, ale
teraz mu to przeszkadzało bo nie mógł patrzeć swojemu pięknemu rozmówcy w oczy.
Zmierzył anioła wzrokiem. Miał na sobie oprócz płaszcza czarne spodnie i szary
sweter. Ciekawe jakby wyglądał bez nich? – pomyślał nagle demon. Oczy mu
zaiskrzyły. Co z tego, że to anioł. Ponętne ciało to ponętne ciało i nic tego
nie zmieni. Z mężczyzną nie wypada? Ale co zrobić gdy chłopak wygląda jak
dziewczyna?
Obydwaj stali w ciszy. Araelowi
długie włosy aż do pasa pokładały się na ramionach. Miał blado-błękitne oczy i
jasną ale nie bladą cerę co idealnie współgrało ze srebrzystym kolorem włosów i
czarnym płaszczem. Demon zbliżył się jeszcze do anioła. Stali na krok od
siebie. Arael spanikował.
- Nie podchodź bliżej bo
pożałujesz! – wykrzyczał aż echo poniosło się po sali.
-Bo co mi zrobisz? Pomodlisz się
za mnie?! Buahahahahaha! – szyderczy śmiech obudził gołębie za oknem. Wzbiły
się w powietrze robiąc szum, który odwrócił uwagę Araela. Ta mała chwila
wystarczyła Girthionowi aby uziemić anioła. Arael nie wiedział co się stało,
przecież nie spuszczał demona z oczu. On specjalnie się zaśmiał, wiedział, że
gołębie odwrócą jego uwagę. Kurczę – pomyślał – Już po mnie.
Girthion leżał na Araelu całym
ciałem przygniatając mu żebra. Ściskał mu ręce nad głową tak, że anioł nawet dłonią
nie mógł poruszyć. Demon patrzył mu prosto w oczy. Anioł zaglądał teraz w puste
bezdenne kocie źrenice. Czarnowłosy leżąc na Araelu czuł jak tamten oddycha.
Przychodziło mu to z trudem. Oddech miał ciężki i urywany. Jeszcze przez chwilę
leżeli bez słowa. W końcu Girthion się pierwszy odezwał nie spuszczając wzroku
z oczu Araela i nadal uśmiechając się szyderczo.
- Słyszałem, że uciekł wam Sadhel
i właśnie ty go szukasz, aniele kary. Tylko chyba ci to trochę nie wychodzi,
co? – Arael patrzył na niego ze zdziwieniem. Skąd on to wiedział? Czyżby tamten
wampir? Nie, demony mają swoje sposoby aby dowiadywać się o takich sprawach. –
Może dasz sobie z nim spokój i wrócisz grzecznie do nieba? – ciągnął dalej
Girthion – A jeśli nie będziesz chciał to ja ci w tym pomogę. Hehehe – ten
śmiech świdrował aniołowi głowę. Przecież nie może wrócić do domu. Powierzono
mu bardzo ważne zadanie.
- Co ty sobie wyobrażasz?! – anioł
w końcu zebrał siły – Że przestraszę się twoich gróźb?! Kim ty niby jesteś żeby
mi rozkazywać?! – anioł grał nie zlęknionego, lecz w głębi się trochę bał.
-A niby kto tu jest górą, co mój
aniele? Ty tu nie masz żadnych szans. – już trochę spokojniej odpowiedział mu
demon. Girthion zbliżył swoją twarz do anielskiej i złożył na jego ustach mocny
pocałunek wbijając przy tym swoje kły w wargi Araela. Popłynęła krew. Anioł nie
miał nawet jak się wyrwać. Próbował jedynie zacisnąć usta. Gdy Girthion oderwał
się od pocałunku na jego twarzy znów zagościł uśmiech. Oblizał swoje kły i
wargi, na których było trochę krwi po czym powiedział
– Na razie zostawię cię w spokoju
za ten smakowity pocałunek, ale następnym razem obiecuję – zbliżył się do jego
ucha muskając ich płatek – zabiję cię. – aniołowi w oczach pociemniało. Demon
jeszcze przez chwilę patrzył się na niego po czym polizał go po ustach tym
samym wycierając krew. Demony to nie wampiry ale też uwielbiają widok, zapach i
smak krwi. Ten nie był wyjątkiem. Girthion wstał po czym szybko dał susa za
okno i zniknął gdzieś między budynkami. Arael leżał na podłodze. Nie mógł się
otrząsnąć po tym dziwnym zdarzeniu. W końcu usiadł. Mógł teraz swobodnie
oddychać, lecz bolały go żebra. Dłonie miał sine, chyba nawet krew do nich nie
dopływała przez ten czas. Masując sobie nadgarstki oblizał usta. Czuł smak krwi
i ust demona. Pomyślał, że musi sobie przemyć wargi czystą wodą. Krew
przestanie lecieć i zmyje tak znienawidzony smak zła, którego dawno już nie
czuł. Arael przesiedział na podłodze w milczeniu parę minut. Słońce już zaczęło
wschodzić. Jego promienie poraziły oczy anioła odbijając się od okien
naprzeciwległego budynku.
- Muszę się przespać. – cicho,
tylko do siebie powiedział Arael po czym wstał, podszedł do okna i rozłożywszy
swoje białe skrzydła uleciał w chmury.