Pocałunki w mroku: Akt IV:
Blask słońca
Sadhel nie mógł spać. Nie zwracał
uwagi na to, że jest środek dnia i wstał z łóżka. Promienie słońca na szczęście
nie wpadały do pokoju więc wampir mógł się po nim swobodnie poruszać, jedynie
blask go raził po oczach. Zdjął pogniecioną koszulę gdyż było mu za gorąco,
odsłonił tym samym znak na ramieniu. Wyglądał tak jakby był wypalony na jego
skórze; jakaś postać z anielskimi skrzydłami owinięta w ciernie. Sadhel złapał
się za to ramię, pogładził znamię, a następnie ostrymi pazurami wbił się w to
miejsce. Z rany poleciała brunatno-czerwona krew i wampir zacisnął zęby.
- Nie, nigdy więcej. – powiedział
do siebie oblizując swe pazury zalane krwią. Ach, jakiż to był słodki smak
własnej krwi. Nagle, nie wiedzieć czemu, wampirowi przypomniał się tamten anioł
którego dzisiaj widział. Coś go ciągnęło do niego myślami. Te zaczęły mu krążyć
po głowie, musiał coś ze sobą zrobić, tylko jak, przecież jest środek dnia.
Przejdzie się po budynku, tak, tylko tu może być bezpieczny.
Sadhel zaczął chodzić po pokojach,
wszystkie były zniszczone, mebli nie było, a nawet jeśli były, to poniszczone,
spróchniałe. Lecz w jednym z pokoi wampir znalazł stary fortepian, cały
zakurzony. Usiadł przy nim.
- Dawno już nie grałem. Kiedy to
było ostatni raz? A, pamiętam. Jeszcze wtedy żyłeś mój bracie. To tobie
grywałem przy blasku księżyca, tak lubiłeś słuchać tej melodii. – po tych
słowach Sadhel zaczął grać smutną melodię zapomnianych dni dzieciństwa. W
pokoju panowała cisza, nic nie zakłócało dźwięków fortepianu. Gdy ten wydał
ostatni dźwięk melodii ktoś zaczął klaskać. Sadhel zerwał się nagle.
- Kto tu jest!?
- Pięknie grasz mój przyjacielu. –
z cienia wyszła znana już mu postać, był to Girthion.
- Ty jesteś tym demonem, widziałem
cię dziś rano.
- Rano? A, rozmawiałem wtedy z aniołem.
Jego też pewnie widziałeś.
- Dla mnie to nie wyglądało jak
rozmowa. Raczej... przygniatałeś go.
-
Przygniatał go, to tylko natłok moich słów. Ja raczej tylko leżałem na
nim. – na twarzy demona zagościł jego nieodłączny bezczelny uśmiech.
- Nie obchodzi mnie co z nim
robiłeś. Obchodzi mnie raczej czemu się skradasz i obserwujesz mnie z ukrycia?
– Sadhel popatrzył na niego z gniewem w oczach.
- Nie powinieneś się tak
denerwować mój wampirku bo cię słoneczko przypiecze.
- Czy to groźba?
- Nie, to nie groźba, raczej
ostrzeżenie, ale nie przede mną. Na twoim miejscu bym raczej uważał na tego
aniołka, bo wiesz, jego nie przysłali bez powodów na ziemię. – i uśmiechnął się
szyderczo. – Wprawdzie nie jest to Raquel czy Ireul, ale coś może z niego wyrosnąć.
Sadhel się wzdrygnął. Czyżby ten
anioł przyszedł po niego? Wysłali takiego młodzieniaszka? I do tego on... Nie
zdążył dokończyć myśli gdyż stanął przed nim nagle twarzą w twarz demon.
Wampira zamurowało.
- Nie przejmuj się tym tak,
przecież to młokos. Wprawdzie ciałko ma niezłe, ale co tam. Wyszarpniesz mu
szybko serce i po ptokach. Chyba, że... – Girthion oblizała wargi nadal
wpatrując się głęboko w zielone oczy Sadhela – mnie pierwszego spotka.
Hehehehehehe!
Demon przejechał palcem po
resztkach krwi z ramienia wampira i go oblizał.
- Mniam. – i się uśmiechnął
wesoło.
- Co ty sobie myślisz!? – Sadhel
był wkurzony tym co zrobił Girthion, więc złapał go za poły płaszcza i rzucił
jak najmocniej tak, że demon wylądował na ścianie tuż obok okna.
- Hahahahaha! Czyżbyś się
zdenerwował? Tylko na tyle cię stać!? Hahahaha! – ten śmiech świdrował mózg
Sadhelowi, i jeszcze do tego powrócił ból głowy silniejszy niż przedtem. Wampir
podbiegł aby rzucić się na Girthiona lecz ten szybko pociągnął jakąś szmatę wiszącą
obok niego i tym samym odsłonił okno, przez które wdarły się promienie
słoneczne.
- AAAAAAAAAA! – Sadhel zawył z
bólu gdyż owe promienie padły na jego niczym nie osłoniętą rękę. Cofnął się i
zaklął.
- Coś mówiłeś? HAHAHAHAHA! – Girthion
rozbawił się tą sytuacją. – Ja cię próbuję tu ostrzec a ty rzucasz się na mnie
z pazurami? Taki z ciebie kolega? – Demon zrobił minę smutnego niewiniątka.
- Nie jestem żadnym twoim kolegą i
mam gdzieś twoje ostrzeżenia, a z tym aniołem możesz zrobić co chcesz!
Ale to co powiedział Sadhel mijało
się z prawdą. To nieprawda, że nie obchodziło go co ten parszywy demon zrobi z
aniołem, wręcz przeciwnie. Ale jeśli on mówi prawdę to nie ma wyjścia, on sam
będzie musiał się rozprawić z srebrnowłosym. Takie jest życie, ale nie zabije
go, nie może, tylko zniechęci do dalszego uganiania się.
- Jak chcesz. – po chwili ciszy
powiedział demon. Obserwował z rozkoszą te zmagania myśli wampira. To było takie smutne, że aż wesołe.
- Ale nie mów później, że cię nie
ostrzegałem.
To powiedziawszy Girthion zniknął
gdzieś za oknem. Sadhel jeszcze długo wpatrywał się w oświetloną przez słońce
podłogę po czym postanowił wrócić do swojego pokoju.
***
Arael przechadzał się po niebie
rozmyślając o tajemniczym wampirze w budynku. Stwierdził, że będzie musiał tam
wrócić aby odszukać tego wampira. O tego spotkanego na tle tarczy księżycowej
się nie martwił. Tamten się przestraszył z początku, że złapał go anioł, więc
musiał już mieć z nimi na pieńku. Raczej nie będzie się wtrącał w te sprawy.
Ale o co mu chodziło z tą Radą Najwyższych? Kim oni są i czym mógł im podpaść
Sadhel? Właśnie, Sadhel, przecież to jego Arael musi odszukać i sprowadzić z
powrotem do Klatki Potępionych. Ale co jeśli mu się nie uda? W końcu jest jednym
z najsilniejszych wampirów. Z pewnością nie da mu rady, ale Raum w niego
wierzy, musi mu się udać.
Z tymi myślami Arael doszedł aż do
rzeki, usiadł na jej brzegu i rozmyślał dalej. Nagle ktoś położył mu rękę na
ramieniu. Anioł się lekko wzdrygnął i odwrócił, nad nim stał Sammael. Był to
jeden z potężniejszych aniołów Władz, który powstrzymywał wysiłki demonów oraz
leczył chore dusze (jak i rany).
- Co cię gnębi Araelu? Chodzi o
tego demona? Już się zajęliśmy szukaniem przecieków. Martwię się tylko czy
któreś z aniołów znowu się nie buntują. – na jego twarzy zagościł smutek.
- Martwię się tym, że nie dam mu
rady kiedy go następnym razem spotkam.
- Przecież jesteś już dorosły,
poradzisz sobie z nim, tylko musisz uwierzyć, że Bóg jest z tobą a wszystko się
ułoży.
- Zastanawiam się. Właściwie to mi
nie powiedziano za co został skazany Sadhel na Klatkę Potępionych.
- To smutna historia. Sadhel
został skazany za zabicie anioła.
- Jak to?! Zabił anioła?! Jak się
zwał ten anioł?
- Nazywał się Nelchael, nigdyś
anioł chóru Tronów, które przynoszą sprawiedliwość Boga. Podobno spotkał na
swej drodze Sadhela a ten po prostu z zimną krwią go zabił.
Araelowi przeszedł zimny dreszcz
po plecach. Nie wiedział, że ściga takiego przestępcę. Przecież on sam może zginąć.
Jeśli z łatwością zabił jednego z aniołów Tronów to zabicie takiego
młodzieniaszka jakim był Arael, jeden z aniołów Zwierzchnictwa, będzie dla
niego pestką. Wprawdzie sam Arael nie jest zwykłym aniołem, ale jest jeszcze
bardzo młody.
Sammael czując jak srebrnowłosy
się przestraszył musiał coś powiedzieć aby dodać mu otuchy
- Nie martw się, jesteś jednym z
aniołów stworzonych do ścigania przestępców. Pamiętaj o moich słowach i nie
zadręczaj się takimi myślami. – powiedziawszy to Sammael się uśmiechną ciepło
do anioła, wstał i odszedł.
- Łatwo mu mówić, to nie on go
będzie ścigał.