Pocałunki w mroku: Akt VII: Ciemność spada na me oczy...

 

Na horyzoncie pojawiły się pierwsze promienie słońca zapowiadające kolejny chłodny jesienny poranek. Wiatr przeciskał się między budynkami muskając twarze przechadzających się po ulicach ludzi. Nic szczególnego się nie działo oprócz tego, że jakaś postać z demonicznymi skrzydłami leciała sobie nad miastem. Girthion wyleciawszy z piekielnych podziemi zmierzał w kierunku pięćdziesiątej pierwszej ulicy ze starymi gotyckimi budynkami aby zobaczyć czy Arael widział się już z Sadhelem. Miał nadzieję, że nie bo wtedy anioła by już nie zobaczył, a miał ochotę na spotkanie z nim, oczywiście w celach czysto cielesnych.

 

- Ale mam ochotę na „schrupanie” tego anioła. – i oblizał sobie usta wykrzywiając je w szyderczym uśmiechu – Ten głupi wampir jest niezłą przynętą na tego malca, hehe. – z tym śmiechem na ustach wzbił się jeszcze wyżej w powietrze aby go nikt nie zobaczył.

 

***  

 

Arael wyglądał przez okno przypatrując się gołębiom siedzącym na gzymsie.

 

- I co ja teraz zrobię? – mówił po cichu, jakby do gołębi – Co ja powiem, że nie znalazłem Sadhela? – odwrócił się w kierunku pokoju, pod ścianą leżał wampir, dopiero co zasnął.

 

- Jak powiem, że go nie znalazłem to sami zaczną go szukać, a wtedy... – anioł się zasmucił. Przecież nie wypadało mu kłamać, ale przychodziło mu to z jakąś łatwością, że aż sam się sobie dziwił.

 

- Sadhel nie powinien wrócić do Klatki Potępionych, to pewne. On nie zabił tego anioła specjalnie. – Arael zamyślił się chwilę – Uwierzyłem mu...czy zrobiłem dobrze? – spojrzał z niepewnością na wampira – Może powinienem odejść zanim się rozmyślę, to dla mnie za dużo spraw naraz...Powiem, że wyjechał, przecież nie będą go szukać po całym świecie...

 

Jeszcze chwilę stał po czym podszedł do śpiącego Sadhela, odgarnął mu włosy z czoła i przyjrzał się bladej cerze na jego twarzy.

 

- Nie wiem czy dobrze zrobiłem wierząc ci, ale teraz nie pozwolę abyś wrócił do Klatki. -

Anioł wstał, podszedł do okna, rozłożył białe skrzydła i jeszcze odwróciwszy się w kierunku śpiącego wampira powiedział

 

- Obdarzenie go tak szybko miłością zapewne jest błędem, ale jak można nie zakochać się w kimś takim jak ty, Sadhelu. – uśmiechnął się życzliwie i uleciał przez okno.

 

Do pokoju wpadł zimny wiatr, który obudził wampira. Ocknąwszy się zauważył, że nie ma anioła. Cicho westchnął. Powoli wstał uważając na promienie słońca po czym poszedł do swojego pokoju, położył się na łóżku i znów zasnął.

 

  

 

Girthion doleciał do 51 ulicy. Podleciał do okna w którym wyczuł wampira. Zajrzał przez szybę i zobaczył śpiącego Sadhela.

 

- A więc anioł jeszcze go nie znalazł. – uśmiechnął się i podleciał do drugiego okna. Wszedł do pomieszczenia, w którym wcześniej rozmawiał z Araelem. Rozejrzał się po nim i zobaczył dwie szable leżące po środku na podłodze.

 

- Co do...? – wziął jedną szablę do ręki, powąchał – Sadhel... – wziął i powąchał drugą, oczy mu zabłysły, rozwścieczony wbił szablę w podłogę – ...Arael. Co oni knują? – oczy mu świeciły coraz bardziej z gniewu – Ten sobie spokojnie śpi, a anioł gdzieś zniknął. Czyżby pozwolił mu odejść?

 

Promień słońca wpadł do pokoju i coś zaświeciło w ciemności. Girthion podszedł bliżej aby zobaczyć co to jest.

 

- Krzyż Araela. Wampir musiał się na tyle zbliżyć do anioła, że ten krzyż go poraził. -

Girthion wziął do ręki srebro, powąchał.

 

- Tak, miałem rację...Jak ty go nie zabijesz to ja to zrobię. – demon poszedł w kierunku sypialni Sadhela. Podszedł po cichu do jego łóżka i nachylił się nad śpiącym wampirem.

 

- Czuć od ciebie niebo parszywa istoto. – oczy jarzyły mu się ostrym blaskiem z wściekłości i pogardy.

- Śpij tu sobie smacznie, ja się zajmę naszym aniołkiem. – uśmiechnął się ironicznie, położył krzyżyk na poduszce obok głowy Sadhela, podszedł do okna i rozłożywszy swoje czarne demoniczne skrzydła uniósł się w powietrze.

- Czas zapolować na zwierzynę. HAHAHAHA! – i zniknął gdzieś w chmurach.

 

***   

 

Arael tymczasem leciał spokojnie nad ziemią nie spodziewając się niebezpieczeństwa. Girthion natomiast leciał bardzo szybko tropiąc anioła jak pies gończy. Czuł w powietrzu anieli zapach, po paru minutach tylko około półtora kilometra dzieliło go od srebrnowłosego. Dzieląca ich odległość stawała się coraz mniejsza. Anioł, cały czas lecący w zamyśleniu dopiero teraz wyczuł demona. Odwrócił się za siebie i gdy tylko zobaczył zbliżającego się do niego Girthiona przyspieszył, lecz było już za późno. Demon rozpędził się i z całej siły wpadł na Araela, złapał go od tyłu i obydwoje runęli z dużej wysokości na dach jakiegoś budynku. Anioł nie mógł się nawet uchronić przed upadkiem gdyż demon trzymał go za ręce. Girthionowi nic się nie stało, Araelowi natomiast płynęła krew z czoła. Czarnowłosy uklęknął przy nim i złapał go za płaszcz.

 

- Byłeś u niego!!! Więc czemu nie zabrałeś go do nieba?!!! Co wy knujecie?!!! 

 

Arael ocknął się z szoku jaki wywołał upadek. Nie wiedział co ma odpowiedzieć, nic przecież nie może się wydać.

 

- PYTAM SIĘ CIEBIE!!! – Girthiona roznosiła wściekłość.

 

- On wygrał ze mną. Był silniejszy.

 

- BZDURA! Byłbyś pokaleczony! Czułem od niego twój zapach, byliście blisko... – demon przybliżył się do jego twarzy, oczy mu zaświeciły żarem – ...bardzo blisko.

 

Arael nic na to nie odpowiedział.

 

- Co ci powiedziałem?! Że zabiję cię jak cię spotkam! I oto cię spotkałem! – oczy mu  trochę wygasły, uśmiechnął się złośliwie – No chyba, że dasz mi coś w zamian za twoje nędzne życie.

 

Arael się wzdrygnął

- Co niby miałbym ci dać? – powiedział to z pogardą w głosie co zdenerwowało demona.

 

- Zadajesz głupie pytania. A na głupie pytania nie daje się odpowiedzi. Przynajmniej na razie. – złośliwy uśmiech nie schodził mu z ust.

Upuścił anioła na podłogę i wzleciał w powietrze oglądając budynek na którym stali. Arael złożył swoje skrzydła i lekko dotknął rany na czole – Au! – było to, to samo miejsce, z którego leciała mu krew po spotkaniu z Belialem. Girthion wrócił do anioła.

 

- Chodź. Budynek jest zamieszkały tylko do połowy, a na strychu jest całkiem milutko. – złapał Araela za płaszcz i pociągnął za sobą. Anioł ledwo szedł, przed oczami mu ciemniało, zaczął się powoli domyślać jakiej zapłaty za jego życie żąda Girthion, musiał się jakoś uwolnić, tylko jak, demon był od niego silniejszy.

Doszli do krawędzi gzymsu.

 

- Tylko się nie szarp, nie chcę żebyś spadł.

 

Mam szansę – pomyślał Arael, rozłożył skrzydła i kiedy demon go lekko puścił aby go lepiej złapać, zaczął lecieć w powietrze. Girthion był jednak szybszy, złapał go za koniec płaszcza i ściągnął brutalnie na dach. Arael z impetem uderzył w beton. Demon doskoczył do niego i złapał za sweter

 

- Niby co chciałeś zrobić?! Uciec?! – Arael nic nie odpowiedział. Demon znów go złapał mocno za nadgarstki, tak że nie mógł się uwolnić. Girthion podniósł go i trzymając jednocześnie za rękę i jedno skrzydło podleciał do góry poczym przez otwarte okno wleciał na strych i rzucił aniołem o podłogę. Arael lekko zatrzepotał skrzydłami i jęknął z bólu, miał połamane pióra.

 

- Złóż skrzydła bo cię rozbolą, hehe. – demon ukucnął obok anioła.

 

- Zostaw mnie w spokoju! – Arael złożył skrzydła i wstał lekko chwiejąc się na nogach.

 

Girthion przybliżył się do niego patrząc mu prosto w oczy.

 

- Nie bądź taki odważny bo możesz tego pożałować. – i pocałował go w usta. Arael się szybko odsunął, ale demon go złapał za twarz ściskając mu policzki. – Nie stawiaj mi się bo będzie bardziej bolało! – Girthion z całą siłą popchnął go na ścianę, tak że anioł osunął się na podłogę.

- Muszę coś zrobić. – myślał Arael – Ale nie mogę uciec, nie polecę z bolącymi skrzydłami. – dotknął palcami ranę na czole, przypomniał mu się Belial – Nie, nie chcę... – z oczu popłynęły mu łzy.

 

Girthion zdjął swój bordowy płaszcz, złożył go i położył na krześle. Nie odwracał się w kierunku Araela i myślał – Twoja strata Sadhelu, to JA go skosztuję pierwszy, hehehe. – zaśmiał się kpiąco pod nosem.

 

Arael w tym czasie próbował wstać podpierając się o ścianę, zobaczył przed sobą drzwi i desperacko myślał jak uciec aby nie złapał go Girthion. Zaczął po cichu iść w stronę jedynej ucieczki jedną ręką opierając się o ścianę. Demon nie odwracając się w jego stronę powiedział

 

- Araelu, czyżbyś próbował mi uciec? – Arael usłyszawszy to zaczął iść szybciej, nagle obok niego pojawił się demon. Złapał go za ramiona i przysunął do siebie – Ile razy mam ci to powtarzać? Mi nie...uciekniesz. – gdy wymawiał ostatnie słowo rzucił Araelem o przeciwległą ścianę. Anioł upadł na podłogę, przed oczami mu ciemniało. Teraz krew mu leciała z czoła, ze skroni, policzka i wargi. Próbował wstać lecz zdołał tylko usiąść i oprzeć się o ścianę. Doskoczył do niego Girthion.

 

- Boli cię coś? – zapytał anioła z ironią w głosie i się bezczelnie uśmiechnął. Odwrócił mu głowę, polizał po ranie na czole a później na wardze i boleśnie pocałował.

Odwrócił go całkiem przodem do siebie i zaczął całować w usta, policzki, szyję. Złapał go za ramiona i zaczął ściągać mu płaszcz.

 

- Sadhelu... – cicho powiedział Arael, z oczu płynęły mu łzy. Girthion usłyszał to, lecz puścił mimo uszu.

- Sadhelu, pomóż... – Teraz demon miał dość tego jęczenia. Spojrzał aniołowi prosto w oczy, zobaczył łzy.

 

- No tak, przecież jesteś małym dzieckiem. Hahahahaha! On i tak cię nie usłyszy! Hahahaha!.

Girthion nie krył zadowolenia z siebie. Nikt mu nie przeszkodzi. Przecież nawet gdyby Sadhel go usłyszał, co jest nie możliwe ze względu na odległość, to przecież wampiry nie mogą wychodzić na światło dzienne. Demon śmiał się do rozpuku w głębi duszy. Złapał anioła za podbródek i spojrzał mu prosto w oczy.

 

- Będziesz tylko mój i umrzesz z rozkoszą na ustach. – uśmiechnął się i pocałował anioła w usta nadal patrząc mu głęboko w oczy.