Girthion zdjął Araelowi płaszcz.
Nie było z tym większego problemu gdyż anioł był lekko zamroczony. Demon zdjął
również z niego sweter, Arael się ocknął czując chłód. Przed oczami jeszcze mu
ciemniało ale przypomniał sobie co się stało. Zobaczył Girthiona kładącego się
na nim całym ciałem.
- Przestań! Zostaw mnie! –
odpychał go rękoma, lecz demon złapał go za nadgarstki i położył mu ręce nad
jego ciałem Znowu trzymał go bardzo mocno. Arael wyginał się próbując się
uwolnić, podobało się to demonowi, takie smukłe ciało. Złożył mu na ustach
namiętny pocałunek.
- Jakie ty masz słodkie usteczka. Nic dziwnego, że Sadhelowi podobało się ich skosztowanie. – Arael popatrzył się na niego ze zdziwieniem.
- I ta słodka szyja, dziwne, że nie
ma na niej śladów kłów. – demon całował i lizał go po szyi. Jedną ręką
przytrzymał mu dłonie a drugą błądził po jego ciele schodząc w kierunku spodni.
Arael jękną gdy Githion przejechał namiętnie po jego kroczu. Zabrał się za
rozpinanie mu spodni, lecz gdy zobaczył, że anioł uwalnia jedną rękę z uścisku
zabrał się z powrotem za masowanie jego krocza. Arael zamiast uderzyć go, bo do
tego się przymierzał, ścisnął demona za ramię i głośno jęknął. Po skroni
spłynął mu pot, a gdy otwierał oczy wzrok błądził mu gdzieś po suficie.
Girthion przybliżył się do jego twarzy
- Podoba ci się, co? – i wpił mu
się w wargi wsadzając język do ust. Arael szybciej oddychał, a pot spływał mu
po klatce piersiowej. Demon chętnie go zlizał całując przy tym sutki anioła.
Czarnowłosy postanowił przejść do
kolejnego etapu rozkoszy cielesnych. Dokończył rozpinać spodnie Araela. Gdy ten
otworzył oczy zobaczył najpierw sufit i mgłę, spuścił wzrok na Girthiona,
zobaczył na jego twarzy bezczelny uśmiech, tak tego uśmiechu nienawidził.
Zaczął z powrotem racjonalnie myśleć chociaż rana na głowie strasznie mu
doskwierała. Pierwszym słowem jaki mu się ukazał w myślach było: ‘Ucieczka’.
Wiedział, że już mu nikt nie pomoże, nawet Sadhel. I oto nadarzyła się następna
okazja. Girthion puścił jego ręce by rozpiąć swoje spodnie i je zsunąć. Arael
podniósł się lekko, rozłożył skrzydła i wstawał aby odlecieć, lecz poczuł w
skrzydle nagły przeszywający całe ciało ból. To demon wbił mu w lewe skrzydło
ostry pręt. Krew zabarwiła mu białe pióra na kolor purpury. Arael upadł na
podłogę i jęczał z bólu.
- Boli, prawda. Jak będziesz
niegrzeczny to przebiję ci drugie skrzydełko, albo łapkę.
Złapał Araela za włosy i mocno
pocałował. Położył go na ziemi i przytrzymał jedną ręką nadgarstki. Zaczął go całować
i lizać po nagim torsie.
***
Sadhel śpiąc niespokojnie obudził
się nagle. Leżąc chwilę patrzył w sufit. Gdy obrócił się na bok ujrzał leżący
obok niego krzyżyk Araela.
- A! – wyskoczył z łóżka jak
oparzony – Co tu robi ten krzyż?! – podszedł do łóżka i przyjrzał się bliżej
srebru. Spojrzał na swoją prawą rękę.
- Przecież to krzyżyk Araela. Skąd
on się tu wziął? Czyżby on tu wrócił i mi go zostawił? - Sadhel wykrzywił się
od tego co pomyślał.
- Nie, to nie możliwe, przecież
przepraszał mnie za to, nie mógłby go tu zostawić. Ale zaraz... – wampir
przybliżył się do krzyża chociaż mu się to nie podobało, powąchał go.
- To zapach... – oczy mu
zaświeciły na żółto z wściekłości. Odwrócił się w stronę okna i ku swojemu
niezadowoleniu zobaczył światło słoneczne, dzień dopiero się zaczął.
- CHOLERA! Przecież to pewne, że
ten demon za nim podążył! – w pośpiechu rozejrzał się po pokoju, zarzucił
płaszcz, wziął kawałek szmaty i schował do kieszeni krzyżyk. Postanowił za
wszelką cenę odszukać demona. Zbiegł na sam dół budynku, otworzył drzwi na
zewnątrz i zaczął biec skryty w cieniach rzucanych przez bloki, w kierunku, z
którego wyczuwał zapach Girthiona. Ludzie patrzyli się na niego jak na
obłąkanego gdy przeskakiwał z cienia w cień.
- Kurczę, tak mi się nie uda! -
rozejrzał się po okolicy. Zauważył samochód stojący na poboczu, miał
przyciemniane szyby. Dobiegł do niego i włamał się. Nie przejmował się krzykami
ludzi: ‘Złodziej!’ i ‘Bandyta!’. Ruszył z miejsca z piskiem opon. Jednego czego
nie mógł znieść w tym tłumie to gorączka głodu. Patrzył na te wszystkie żywe
zbiorniki krwi przechodzące obok niego, głowa go zaczynała od tego boleć, a
świat mu się kręcił przed oczami. Jechał dość długo aż wreszcie poczuł obecność
Araela, jego ból. Nie wiedział czemu to odczuwa, wiedział tylko jedno, musi go
odnaleźć. Już się zbliżał do celu.
***
Girthion cały czas bawił się ręką
w okolicy podbrzusza Araela. Strasznie kręciły go te jego jęki i wyginanie się
z rozkoszy. Spojrzał na jego twarz, srebrne włosy przyklejały się do spoconych
policzków, na których były ślady zaschniętej krwi. Demon całował go po całym
ciele i na ustach też złożył mu pocałunek, Arael mu strasznie smakował. Jego
ciało, krew, pot, strach i ból, to lubił najbardziej.
Położył się na aniele i już miał w
niego wejść gdy usłyszał krzyk
- GIRTHION!!!
- Przecież to...! – demon był
zdziwiony, jakim cudem ten wampir się tu dostał?!
Wstał, zapiął spodnie i odwrócił
się w kierunku okna, ukazał się w nim Sadhel. Wleciał do środka a oczy płonęły
mu czerwienią.
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy.
Hehehe – Girthion zaśmiał się pod nosem
- Ty gnido, co mu zrobiłeś?!
- Nic takiego... – uklęknął przy
Araelu i przejechał palcem po pręcie wbitym w jego skrzydło - ...tylko trochę
uszkodziłem.
- Arael! O rzesz ty...! – Sadhel
zacisnął ręce, kły wysunął na wierzch, a oczy mu płonęły.
Girthion w tym czasie zwinnym
ruchem wyjął pręt ze skrzydła i rzucił nim prosto w serce wampira. Sadhel
zdążył uskoczyć, lecz nie dość za daleko gdyż pręt wbił mu się ramię.
- AAAAAAAAAAAAA! – wampir upadł na
jedno kolano, a Girthion bezczelnie się śmiał. Sadhel powoli wyjął pręt z
ramienia, ból przeszywał mu całe ciało. Popatrzył gniewnie na demona.
- Co, chcesz się bić? – Girthion z
uśmiechem na ustach podszedł bliżej zielonookiego i rozłożył swoje czarne
błoniaste skrzydła, zatrzepotał nimi i się zaśmiał. Sadhel wstał trzymając pręt
w ręku, uśmiechnął się i zamachnąwszy się mocno rzucił pręt w kierunku skrzydła
demona. Pręt przebił skrzydło i przygwoździł Girthiona do słupa.
- AAAAAAAAAA! Ty nędzny
wampirze!!! Zapłacisz mi za to!
Sadhel podskoczył do niego,
spojrzał mu prosto we wściekłe kocie źrenice i złapał za ręce aby nie mógł nic
zrobić.
- Zabij mnie jak chcesz. –
Girthion odchylił głowę – Skosztuj mojej krwi skoro tego tak bardzo pragniesz.
Sadhel spojrzał na jego szyję i od
razu jego uwagę przykuła tętnica, którą mógłby ujrzeć nawet po ciemku. Serce
wampirowi zaczęło szybciej bić, świat się kręcił przed oczami. Spuścił głowę w
dół i rozluźnił uścisk dłoni. Demon wykorzystał sytuację i uderzył Sadhela z
całej siły pięścią. Ten upadł na podłogę. Girthion wyrwał pręt ze swego
skrzydła i rzucił się z nim w kierunku wampira. Sadhel wziął szybko do ręki
inny pręt. Polała się krew. Wampir ujrzał przed oczami znajomą scenę zabicia
anioła, lecz tym razem to był demon. Girthion opadł na ziemię, spojrzał na
swoją ranę i wyciągnął z niej pręt.
- A! Nie sądziłem, że tak to się
skończy, hehe... – próbował się zaśmiać lecz ból mu wykrzywił twarz w grymasie.
Sadhel się nad nim pochylił.
- Błagam – ciągnął dalej demon –
dobij mnie. Nie chcę tu długo dogorywać.
- Nie zasługujesz na szybką
śmierć. – wampir z chęcią by go tu zostawił ale głód wciąż go nękał.
- Wiem, że z chęcią zatopiłbyś kły
w mojej szyi. Zrób to. – Girthion odchylił głowę. Sadhel przybliżył swoje kły
do jego szyi. Chwila wahania. Demon zamknął oczy a słodka śmierć zabrała go ze
sobą.
Wampir podszedł do ledwo
przytomnego Araela. Ubrał go i przytulił. Jego skrzydła bezwładnie leżały na
podłodze, wszędzie poniewierały się białe pióra. Sadhel spojrzał na białą z
wycieńczenia twarzyczkę, odgarnął z niej włosy i delikatnie pocałował w czoło.
Arael powoli otworzył oczy, rozejrzał się po pokoju. Na środku leżały zwłoki
Girthiona, anioł nie miał nawet siły krzyknąć z przerażenia, złapał tylko mocno
koszulę wampira i wtulił się w jego ramiona. Nie wiedział nawet do kogo się
przytula, ale ten zapach...gdy się lekko odsunął zobaczył znajomą i przyjazną
twarz.
- Sadhel... – powiedział cicho
- Ciii, nic nie mów. – pogłaskał
anioła i znów pocałował w czoło. Z kieszeni wyjął zawiniątko. Trzymając za
łańcuszek założył aniołowi krzyżyk na szyję.
- To chyba twoje. – i uśmiechnął
się życzliwie.
- Krzyżyk...jestem zmęczony, chce
mi się spać... – Arael oparł głowę o Sadhela.
- To śpij aniołku, spróbuj zasnąć.
Odpędzisz wtedy od siebie koszmary.
Srebrnowłosy zamknął oczy i zapadł
w głęboki sen. Teraz czuł się bezpieczny w ramionach swego wybawiciela. Sadhel
oparł się o ścianę i też zasnął, z aniołem w ramionach.
Do pokoju wpadł zimny wiatr, który
wymiótł białe pióra na dwór, a słońce przyglądało się tej dziwnej śpiącej parze
dopóki nie wstał księżyc.