Pocałunki w mroku: Akt VIII: Złamane skrzydła

 

Girthion zdjął Araelowi płaszcz. Nie było z tym większego problemu gdyż anioł był lekko zamroczony. Demon zdjął również z niego sweter, Arael się ocknął czując chłód. Przed oczami jeszcze mu ciemniało ale przypomniał sobie co się stało. Zobaczył Girthiona kładącego się na nim całym ciałem.

 

- Przestań! Zostaw mnie! – odpychał go rękoma, lecz demon złapał go za nadgarstki i położył mu ręce nad jego ciałem Znowu trzymał go bardzo mocno. Arael wyginał się próbując się uwolnić, podobało się to demonowi, takie smukłe ciało. Złożył mu na ustach namiętny pocałunek.

 

- Jakie ty masz słodkie usteczka. Nic dziwnego, że Sadhelowi podobało się ich skosztowanie. – Arael popatrzył się na niego ze zdziwieniem.

 

- I ta słodka szyja, dziwne, że nie ma na niej śladów kłów. – demon całował i lizał go po szyi. Jedną ręką przytrzymał mu dłonie a drugą błądził po jego ciele schodząc w kierunku spodni. Arael jękną gdy Githion przejechał namiętnie po jego kroczu. Zabrał się za rozpinanie mu spodni, lecz gdy zobaczył, że anioł uwalnia jedną rękę z uścisku zabrał się z powrotem za masowanie jego krocza. Arael zamiast uderzyć go, bo do tego się przymierzał, ścisnął demona za ramię i głośno jęknął. Po skroni spłynął mu pot, a gdy otwierał oczy wzrok błądził mu gdzieś po suficie. Girthion przybliżył się do jego twarzy

 

- Podoba ci się, co? – i wpił mu się w wargi wsadzając język do ust. Arael szybciej oddychał, a pot spływał mu po klatce piersiowej. Demon chętnie go zlizał całując przy tym sutki anioła.

 

Czarnowłosy postanowił przejść do kolejnego etapu rozkoszy cielesnych. Dokończył rozpinać spodnie Araela. Gdy ten otworzył oczy zobaczył najpierw sufit i mgłę, spuścił wzrok na Girthiona, zobaczył na jego twarzy bezczelny uśmiech, tak tego uśmiechu nienawidził. Zaczął z powrotem racjonalnie myśleć chociaż rana na głowie strasznie mu doskwierała. Pierwszym słowem jaki mu się ukazał w myślach było: ‘Ucieczka’. Wiedział, że już mu nikt nie pomoże, nawet Sadhel. I oto nadarzyła się następna okazja. Girthion puścił jego ręce by rozpiąć swoje spodnie i je zsunąć. Arael podniósł się lekko, rozłożył skrzydła i wstawał aby odlecieć, lecz poczuł w skrzydle nagły przeszywający całe ciało ból. To demon wbił mu w lewe skrzydło ostry pręt. Krew zabarwiła mu białe pióra na kolor purpury. Arael upadł na podłogę i jęczał z bólu.

 

- Boli, prawda. Jak będziesz niegrzeczny to przebiję ci drugie skrzydełko, albo łapkę.

 

Złapał Araela za włosy i mocno pocałował. Położył go na ziemi i przytrzymał jedną ręką nadgarstki. Zaczął go całować i lizać po nagim torsie.

 

***             

 

Sadhel śpiąc niespokojnie obudził się nagle. Leżąc chwilę patrzył w sufit. Gdy obrócił się na bok ujrzał leżący obok niego krzyżyk Araela.

 

- A! – wyskoczył z łóżka jak oparzony – Co tu robi ten krzyż?! – podszedł do łóżka i przyjrzał się bliżej srebru. Spojrzał na swoją prawą rękę.

- Przecież to krzyżyk Araela. Skąd on się tu wziął? Czyżby on tu wrócił i mi go zostawił? - Sadhel wykrzywił się od tego co pomyślał.

- Nie, to nie możliwe, przecież przepraszał mnie za to, nie mógłby go tu zostawić. Ale zaraz... – wampir przybliżył się do krzyża chociaż mu się to nie podobało, powąchał go.

- To zapach... – oczy mu zaświeciły na żółto z wściekłości. Odwrócił się w stronę okna i ku swojemu niezadowoleniu zobaczył światło słoneczne, dzień dopiero się zaczął.

 

- CHOLERA! Przecież to pewne, że ten demon za nim podążył! – w pośpiechu rozejrzał się po pokoju, zarzucił płaszcz, wziął kawałek szmaty i schował do kieszeni krzyżyk. Postanowił za wszelką cenę odszukać demona. Zbiegł na sam dół budynku, otworzył drzwi na zewnątrz i zaczął biec skryty w cieniach rzucanych przez bloki, w kierunku, z którego wyczuwał zapach Girthiona. Ludzie patrzyli się na niego jak na obłąkanego gdy przeskakiwał z cienia w cień.

 

- Kurczę, tak mi się nie uda! - rozejrzał się po okolicy. Zauważył samochód stojący na poboczu, miał przyciemniane szyby. Dobiegł do niego i włamał się. Nie przejmował się krzykami ludzi: ‘Złodziej!’ i ‘Bandyta!’. Ruszył z miejsca z piskiem opon. Jednego czego nie mógł znieść w tym tłumie to gorączka głodu. Patrzył na te wszystkie żywe zbiorniki krwi przechodzące obok niego, głowa go zaczynała od tego boleć, a świat mu się kręcił przed oczami. Jechał dość długo aż wreszcie poczuł obecność Araela, jego ból. Nie wiedział czemu to odczuwa, wiedział tylko jedno, musi go odnaleźć. Już się zbliżał do celu.

 

***     

 

Girthion cały czas bawił się ręką w okolicy podbrzusza Araela. Strasznie kręciły go te jego jęki i wyginanie się z rozkoszy. Spojrzał na jego twarz, srebrne włosy przyklejały się do spoconych policzków, na których były ślady zaschniętej krwi. Demon całował go po całym ciele i na ustach też złożył mu pocałunek, Arael mu strasznie smakował. Jego ciało, krew, pot, strach i ból, to lubił najbardziej.

Położył się na aniele i już miał w niego wejść gdy usłyszał krzyk

 

- GIRTHION!!!

 

- Przecież to...! – demon był zdziwiony, jakim cudem ten wampir się tu dostał?!

Wstał, zapiął spodnie i odwrócił się w kierunku okna, ukazał się w nim Sadhel. Wleciał do środka a oczy płonęły mu czerwienią.

 

- Proszę, proszę, kogo my tu mamy. Hehehe – Girthion zaśmiał się pod nosem

 

- Ty gnido, co mu zrobiłeś?!

 

- Nic takiego... – uklęknął przy Araelu i przejechał palcem po pręcie wbitym w jego skrzydło - ...tylko trochę uszkodziłem.

 

- Arael! O rzesz ty...! – Sadhel zacisnął ręce, kły wysunął na wierzch, a oczy mu płonęły.

 

Girthion w tym czasie zwinnym ruchem wyjął pręt ze skrzydła i rzucił nim prosto w serce wampira. Sadhel zdążył uskoczyć, lecz nie dość za daleko gdyż pręt wbił mu się ramię.

 

- AAAAAAAAAAAAA! – wampir upadł na jedno kolano, a Girthion bezczelnie się śmiał. Sadhel powoli wyjął pręt z ramienia, ból przeszywał mu całe ciało. Popatrzył gniewnie na demona.

 

- Co, chcesz się bić? – Girthion z uśmiechem na ustach podszedł bliżej zielonookiego i rozłożył swoje czarne błoniaste skrzydła, zatrzepotał nimi i się zaśmiał. Sadhel wstał trzymając pręt w ręku, uśmiechnął się i zamachnąwszy się mocno rzucił pręt w kierunku skrzydła demona. Pręt przebił skrzydło i przygwoździł Girthiona do słupa.

 

- AAAAAAAAAA! Ty nędzny wampirze!!! Zapłacisz mi za to!

 

Sadhel podskoczył do niego, spojrzał mu prosto we wściekłe kocie źrenice i złapał za ręce aby nie mógł nic zrobić.

 

- Zabij mnie jak chcesz. – Girthion odchylił głowę – Skosztuj mojej krwi skoro tego tak bardzo pragniesz.

 

Sadhel spojrzał na jego szyję i od razu jego uwagę przykuła tętnica, którą mógłby ujrzeć nawet po ciemku. Serce wampirowi zaczęło szybciej bić, świat się kręcił przed oczami. Spuścił głowę w dół i rozluźnił uścisk dłoni. Demon wykorzystał sytuację i uderzył Sadhela z całej siły pięścią. Ten upadł na podłogę. Girthion wyrwał pręt ze swego skrzydła i rzucił się z nim w kierunku wampira. Sadhel wziął szybko do ręki inny pręt. Polała się krew. Wampir ujrzał przed oczami znajomą scenę zabicia anioła, lecz tym razem to był demon. Girthion opadł na ziemię, spojrzał na swoją ranę i wyciągnął z niej pręt.

 

- A! Nie sądziłem, że tak to się skończy, hehe... – próbował się zaśmiać lecz ból mu wykrzywił twarz w grymasie.

 

Sadhel się nad nim pochylił.

 

- Błagam – ciągnął dalej demon – dobij mnie. Nie chcę tu długo dogorywać.

 

- Nie zasługujesz na szybką śmierć. – wampir z chęcią by go tu zostawił ale głód wciąż go nękał.

 

- Wiem, że z chęcią zatopiłbyś kły w mojej szyi. Zrób to. – Girthion odchylił głowę. Sadhel przybliżył swoje kły do jego szyi. Chwila wahania. Demon zamknął oczy a słodka śmierć zabrała go ze sobą.

 

Wampir podszedł do ledwo przytomnego Araela. Ubrał go i przytulił. Jego skrzydła bezwładnie leżały na podłodze, wszędzie poniewierały się białe pióra. Sadhel spojrzał na białą z wycieńczenia twarzyczkę, odgarnął z niej włosy i delikatnie pocałował w czoło. Arael powoli otworzył oczy, rozejrzał się po pokoju. Na środku leżały zwłoki Girthiona, anioł nie miał nawet siły krzyknąć z przerażenia, złapał tylko mocno koszulę wampira i wtulił się w jego ramiona. Nie wiedział nawet do kogo się przytula, ale ten zapach...gdy się lekko odsunął zobaczył znajomą i przyjazną twarz.

 

- Sadhel... – powiedział cicho

 

- Ciii, nic nie mów. – pogłaskał anioła i znów pocałował w czoło. Z kieszeni wyjął zawiniątko. Trzymając za łańcuszek założył aniołowi krzyżyk na szyję.

- To chyba twoje. – i uśmiechnął się życzliwie.

 

- Krzyżyk...jestem zmęczony, chce mi się spać... – Arael oparł głowę o Sadhela.

 

- To śpij aniołku, spróbuj zasnąć. Odpędzisz wtedy od siebie koszmary.

 

Srebrnowłosy zamknął oczy i zapadł w głęboki sen. Teraz czuł się bezpieczny w ramionach swego wybawiciela. Sadhel oparł się o ścianę i też zasnął, z aniołem w ramionach.

Do pokoju wpadł zimny wiatr, który wymiótł białe pióra na dwór, a słońce przyglądało się tej dziwnej śpiącej parze dopóki nie wstał księżyc.