DREAMCACHERS 

 

     Noc nadeszła. Ty już śpisz słodkie dziecko.

     Zobacz, mam coś dla ciebie. Ot, woreczek przewieszony przez ramię, a w nim biały piasek. Zaczerpnąłem jego garstkę –więcej nie trzeba, o nie. Twoje delikatne, opuszczone powieki drżą. To zły znak, możesz się obudzić.

     Sypnąłem tę garstkę na twe mleczne czoło. Teraz nie obudzi cię stąpanie kota po dachu, piski myszy przycupniętej pod stołem, ani szept nocnego wiatru za oknem.

     Słodka istoto, wyglądasz tak pięknie, gdy śpisz.

     Twoje ciemne włosy, rozsypane w nieładzie wokół twarzyczki i ramionek, są jak skrawek prawdziwej nocy.

     Twoje drobniutkie dłonie, które składasz przy różanych usteczkach, lśnią mleczną bielą.

     Nad twoją głową rozwija się przecudny obraz. Huśtawki, misie, roześmiana matka. Twój, tylko twój. Coś najbardziej prywatnego, co można posiadać. Twoje najbardziej osobiste i niewinne pragnienia i marzenia. Wszystko to oglądam w rozchwianym –jak powierzchnia jeziora –ekranie.

     Gdybym tylko mógł, zjadłbym cię cudowna niewinności.

     Ale on strzeże cię.

     Siedzi na twoim prawym ramieniu. Twój Anioł Stróż. Biały i dumny, pilnuje cię i twoich snów. Złotymi oczyma –podobnymi oczom kotów, które widzą w ciemności –wypatruje zagrożenia. Świetlistymi dłońmi gładzi twoje włosy. Gotów osłonić cię pierzastymi skrzydłami przed wszystkim.

     Mnie też obserwuje. Każdy mój ruch, póki stoję obok ciebie, na twojej poduszce.

     Ale ja nic ci nie zrobię. Nie mógłbym uczynić ci krzywdy –niewinna istoto. Twoja niewinność jest twoją tarczą przed wszystkim –jak skrzydła twojego anioła, dla którego to ty jesteś Aniołem.

     Śpij bezpiecznie.

     Kiedyś nadlecą oni. Złodzieje Snów. Na ostrych, błoniastych skrzydłach –bezszelestnie, jak nietoperze. Wtedy, gdy już wykonam swoją pracę i nic nie będzie mogło cię zbudzić.

     Nadlecą z ciemności, prosto na twój sen.

     Zawsze nadlatują stadami, więc twój Anioł Stróż nie będzie miał dosyć sił, by ich pokonać, by cię obronić. Uwiężą go pod czernią swoich skrzydeł i skalają jego blask.

     Rozerwą twoje sny, przywłaszczą sobie twoje najskrytsze marzenia. Skrawki twojej duszy rozdzielą między siebie w krwawych pocałunkach.

     Będą na tobie żerować, dopóki nie spustoszą twojej duszy, a twój Anioł Stróż nie przywdzieje czerni błoniastych skrzydeł i nie stanie się jednym z nich. Dopóki zostanie w tobie iskierka wspomnień o pięknie.

     Wtedy zarzucą  spowrotem czarne płaszcze z pajęczyn i sowiego puchu, odlecą nasyceni... na krótko.

     A ty zostaniesz bez duszy i marzeń. Bez huśtawek, misiów i obrazu roześmianej matki w sercu. Nikt już nie stanie na straży twej niewinności –nie można bronić tego, czego nie ma.

     Przychodząc do ciebie, co wieczór będę słyszał jak łkasz w poduszkę. Mój piasek nie leczy ran.

     Ale póki co, śpij dobrze. Niech ci się przyśnią najsłodsze sny.

     Oby cię to nigdy nie spotkało.

     Będę się za to modlił. Za was wszystkie, słodkie dzieci.