W  OCZACH  WILKA

 

     Jestem sam... To mnie często spotyka.

     Samotność...

     Ale to znaczy, że jego nie ma przy mnie – potwora, który kiedyś był moim bratem. Którego kochałem, który był moim wzorem... moim bratem. Kochanym braciszkiem.

     Nie zmienił się aż tak bardzo od tamtego czasu –na zewnątrz. Musze zacząć przyznawać, że nie wygląda aż tak inaczej, w końcu już od tak dawna widzę tylko jego... Nie zmienił się kształt jego ciała, ani jego twarz... może nie licząc blizny na pół policzka, która dziwnie wcale go nie szpeci, nie zmienił się prawie wcale...

     Poza pazurami, ostrymi pazurami, które drą ciało i kości jak papier...

     I kły! Kłami przegryza gardła... jak bestia...

     I oczy... te słonecznikowe oczy, które widzą wszystko, które patrzą na wszystko z chłodem i złością... a na mnie zawsze z tym palącym smutkiem...

     Poza tym nic... ale jeszcze jego ruchy, za szybkie i zbyt dokładne jak na człowieka.

     I z zewnątrz już nic... nic. A wewnątrz...

     O, jest otwarte okno! Szybko do niego i chociaż raz wyjrzeć z tego więzienia.

     Jak pięknie... choć przez kraty. Tam świeci słońce, ponad nieprzeniknionym gąszczem drzew. Ponad tym co otacza moje wiezienie –puszczą strachu i potworów, przed którymi to miejsce ma mnie chronić. Dawniej tam była wioska, w której żyliśmy... dawniej.

     Świeże powietrze pachnie tak słodko, poranną mgłą i rosą... Tu mam oszkloną komnatę pełną najpiękniejszych kwiatów, ale jej zapach nawet nie równa się z poranną wonią letniej łąki...

     Tam kiedyś było nasze życie, szczęśliwe i pełne światła... kiedyś, zanim mój brat tego nie zniszczył... choć już nawet nie pamiętam przez kogo to wszystko... wiem tylko, że nikt przy mnie nie został. Nikt, nawet on... mój brat odszedł jako pierwszy, odszedł na zawsze. Teraz to jest bestia, potwór, wilk... który zabił naszą rodzinę, a mnie zamknął w tej złotej klatce... Po co?

     Dlaczego nie rozdarł mi piersi, tak jak ojcu, jednym ciosem? Czemu nie przegryzł mi gardła, jak matce? Zabił wszystkich, tylko nie mnie. Zostawił mnie sobie... po co?

     W jakim celu?

     Mówi, że mnie kocha. Powtarza mi to cały czas, że nadal jest moim bratem... Co za okrutna zabawa! Jak on może mnie kochać? Jak taki potwór może kochać kogokolwiek?! No jak... Jak?!

     Miłością nazywa zamknięcie mnie tu? Uwięzienie w miejscu otoczonym koszmarami? Poddanie mnie pod straż niewidzialnym bestiom?! Zostawianie mnie tu na całe dnie... samego...

     To jest miłość...?

     Daje mi kwiaty, motyle, muzykę –wszystko najpiękniejsze. Przynosi najwspanialsze podarki... co tylko sobie zażyczę, na następny dzień mam, leży na stoliku przy moim łóżku. A on siedzi w fotelu obok i patrzy co zrobię... zawsze patrzy... smutno... tak smutno, że nie mogę tego znieść! Nie mogę go znieść, tego, że odgaduje moje myśli zanim je wyrażę, wie czego chcę zanim poproszę, że zna mnie tak dobrze... tak dobrze...

     To jest pewnie jego zabawa, dla której mnie zostawił. Okrutna zabawa moim kosztem. Tylko tego jestem pewien... nie mogę mieć co do tego wątpliwości, bo wtedy... nie będę miał jak się bronić przed tym złem, które jego schwytało...

     Szmer... co to?! Pewnie jeden z tych niewidzialnych strażników, którzy chodzą za mną krok w krok i pilnują mnie. Nienawidzę ich! Nienawidzę cię dlatego, że kazałeś im to robić!

     ...i boję się. Boję się tego wszystkiego co tu jest. Boję się tego co na zewnątrz, tego o czym mnie zapewniasz, że tam jest strasznie, że zginę tam...

     I za to też cię nienawidzę, że każesz mi się bać. Że potem mnie zostawiasz, gdy płaczę... że masz pretensje o ten płacz... że tak nienawidzisz moich łez...  a ja nie mogę ci pozwolić się pocieszyć, nie mogę pozwolić ci się przytulić... bo wtedy będzie za późno, by uciec przed tym smutkiem... 

     Boję się tego miejsca, ciebie, tego wszystkiego, czy ty tego nie rozumiesz?! Boje się tego co już się zdarzyło i tego co może się zdarzyć. Boję się... nic na to nie poradzę... boję się chwili, w której powiesz... w której przestaniesz...

     Jesteś!

     W końcu jesteś. Dobrze, przytul mnie na powitanie, pozwolę ci się dotknąć i ucałować w powieki. Tak jak zawsze pozwalam. Nie mogę sam cię objąć, nie mogę...  Ty nie możesz wiedzieć.

     Jak możesz zostawiać mnie tu samego?! Jak możesz...? Dobrze, bądź blisko, patrz na mnie jak chcesz, mogę się ciebie bać,  mogę znieść wszystko, tylko nie chwile, gdy niema cię przy mnie...

     I nie mogę ci nigdy powiedzieć, że najbardziej boję się tego, że przestaniesz na mnie patrzeć... chwili, w której powiesz, że mnie już nie kochasz... w której zostawisz mnie samego... Zniosę wszystko, tylko nie pewność, że już nie jesteś moim bratem... że twoje wilcze, słonecznikowe oczy, w których widzę odbicie twojej duszy... są obce...