A to dla Yori, twórczyni tytułu ^_^
Mam nadzieję, ze niedługo zaczniesz pisać całe opowiadanka, a nie tylko
tytuły ^_^
Anioł
Grzechu
Powietrze
rozdarł huk wystrzału. Chwila ciszy i rozległy się piski przerażonych kobiet. Tłum
wiwatujących przed chwilą ludzi opanował chaos. Piski, krzyki… Krew!
–Pieprzony
snajper!!
Nikt
nie musiał sprawdzać. Było pewne, że prezydent nie żyje. Policjanci
rozpierzchli się na wszystkie strony, szukając zabójcy.
Daisuke
właśnie przeczesywał kolejny zaułek, gdy ujrzał jakąś postać.
–Nie
ruszaj się!
–Bo co?
Zastrzelisz mnie? – z mroku wyłoniła się postać w długim czarnym płaszczu
–Być
może. Co trzymasz w ręku?
–A, to?
– mężczyzna podniósł czarny futerał – Skrzypce.
–Czyżby?
–Wiesz,
nikt nigdy nie widział mojej twarzy…
W
świetle latarni błysnął złoty sztylet. Daisuke zwinął się w sobie, czując zimny
metal. Czyli tak wygląda śmierć? Mężczyzna w czarnym płaszczu prychnął
gniewnie, ominął ciało Daisuke i odszedł.
~*~
Gdy
otworzył oczy, poraziło go światło jarzeniówki. O co tu chodzi?
–Obudziłeś
się w końcu!
Daisuke
z trudem odwrócił głowę. Toshi.
–Co ja
tu robię?
–Dochodzisz
do siebie. – zażartował – Byłeś naprawdę w kiepskim stanie. Jak ci się
znudziłem, to powiedz, a nie takie numery odstawiasz, co?
Daisuke
uśmiechnął się słabo, widząc minkę w stylu „porzucony szczeniak”.
–Nie
bój żaby…
–Nie
pyskuj i śpij. Musimy w końcu rozwiązać tę sprawę.
Toshi
wyszedł i Daisuke zatonął w niespokojnym śnie. Śnił mu się mężczyzna z
futerałem. Wyciągnął z niego Magnum 9mm i wycelował w zielonowłosego.
–Musisz
mnie zabić, aby żyć. – wystrzelił
Daisuke
obudził się. Czuł przeszywający ból brzucha w miejscu, które przeciął morderca.
„Muszę zrobić portret pamięciowy… Może później.” zasnął znowu.
~*~
–I jak,
Daisuke? Lepiej się już czujesz?
–Skoro już przylazłem do roboty, to chyba tak, nie
uważasz?
Toshi
uśmiechnął się słodko.
–Ale
wieczorem będziesz zmęczony…
–No,
nie wiem…
Daisuke
postanowił posiedzieć w archiwum po godzinach. Wyjął wszystkie papiery i rozłożył
na biurku.
–Wszystkie
strzały tuż nad uchem. Pięknie… Cholera, co ja się tak zachwycam?
Przyjrzał
się mapom i zdjęciom miejsc zamachu. Nie było tam tak typowych dla zamachowców
średniej wysokości budynków. Wszędzie albo domki, albo drapacze chmur.
–Nic z
tego nie łapię… Jakiś głupi ten koleś!
Zebrał
papiery i wrzucił je do teczki. Wracając do domu, poszedł na teren ostatniego
zamachu. „Przestępca zawsze wraca.” uśmiechnął się do siebie. Rozejrzał się
dookoła. Mógł strzelić tylko z jednego z dwóch stojących obok siebie wieżowców.
Daisuke podszedł do miejsca, w którym natknął się na podejrzanego. „Wyjście
ewakuacyjne” skierował się w tamtą stronę.
–Nie
radzę. – usłyszał za sobą
–A ty
co tu robisz? – Daisuke nawet się nie odwrócił
–Czekam
na ciebie.
Poczuł
ruch za sobą. Nawet nie zdążył zareagować. Mężczyzna przytknął mu do twarzy
gazę. „Eter”
~*~
Daisuke
odwrócił się. Czuł sznury na nadgarstkach.
–No, w
końcu!
Przed
nim, na obrotowym krześle, siedział tajemniczy skrzypek. Celował do niego z
Magnuma. Daisuke otworzył szeroko oczy.
–Podoba
ci się? Dostałem od ojca.
–Śniła
mi się ta broń…
–A to
też ci się śniło?
Mężczyzna
obrócił broń bokiem do Daisuke. Na lufie był wygrawerowany wąż owinięty wokół
krzyża.
–Nie…
–Szkoda.
Już myślałem, że śniłeś o mnie. Ale to się jeszcze naprawi. – uśmiechnął się
złośliwie i zszedł z krzesła
Jednym
ruchem zerwał z Daisuke koszulę. Przyciągnął go do siebie tak blisko, jak tylko
pozwoliły sznury.
–Źle
zrobiłeś, szukając mnie. Teraz ci za to podziękuję.
Szarpnął
go za włosy, wyginając głowę do tyłu. Przejechał językiem po jego szyi. Jedną
rękę wplótł we włosy Daisuke, drugą wsunął pod spodnie. Gliniarz zacisnął oczy
w przerażeniu. Białowłosy ściągnął mu spodnie razem z bielizną. Wsunął się pod
niego. Daisuke poczuł jego nabrzmiała męskość próbującą w jakiś sposób wymknąć
się spod kontroli ubrań. Mężczyzna rozpiął spodnie i przysunął się bliżej swej
ofiary. Zielonowłosy krzyknął z bólu. Łzy
płynęły mu po policzkach. Oprawca uśmiechał się. Poruszał się coraz
szybciej. Daisuke zacisnął zęby. Nie chciał krzyczeć. Tym bardziej, ze nie do
końca byłyby to krzyki bólu. Poczuł w sobie spełnienie mężczyzny. Pisnął cicho.
–Podobało
ci się? Wiem, że tak.
Przycisnął
go mocno do siebie, wychodząc. Daisuke krzyknął. Wtulił twarz w zagłębienie
jego ramienia. Oddychał szybko, zastanawiając się, czemu tak bardzo mu się to
podobało.
–Nie
przyzwyczajaj się, Daisuke.
–Skąd
znasz moje imię?
–Wystarczy,
jeśli powiem, że cię obserwowałem?
–Powiedzmy.
A jak ty masz na imię?
–Nie
mam. Mówią o mnie Biały Wąż.
Daisuke
zastanowił się. Kiedyś złapali człowieka podejrzanego o zlecenie zabójstwa.
Powiedział, że zrobił to Biały Wąż. No tak, najwidoczniej to ta sama osoba.
–Dlaczego
zabijasz?
–Bo mi
płacą. – odpowiedział krótko
Daisuke
odsunął się od niego i spojrzał mu w oczy. Próbował coś z nich wyczytać, ale
były zimne i zupełnie nic nie wyrażały.
–Rozwiąż
mnie… – poprosił cicho
–Żebyś
mi uciekł? Wiem, że może to kiepski sposób na zdobycie ciebie, ale trudno. –
pocałował go
–Nie
ucieknę, nie mam siły. – uśmiechnął się porozumiewawczo
Białowłosy
wyciągnął sztylet. Przeciągnął czubkiem po skórze Daisuke. Gliniarz zacisnął
oczy. Bał się, po raz pierwszy od bardzo dawna naprawdę się bał. Mężczyzna
szybko rozciął więzy. Ręce Daisuke opadły na jego szyję.
–Wypuszczę
cię, ale pod jednym warunkiem: nikt się nie dowie, że mnie widziałeś.
–Wypuść
mnie. Załatwię paszporty i wyniesiemy się stąd. Wyjedziemy do Kanady albo
Stanów. Proszę cię…
Biały
Wąż spojrzał zdziwiony. Takiego obrotu spraw nigdy by się nie spodziewał.
Przytulił go mocno, po czym wstał i podszedł do szafy. Wyciągnął z niej jakieś
ciuchy.
–Twoje
raczej się nie nadają. – mrugnął do niego – Odwiozę cię do domu.
–Nie! –
Daisuke szybko zaoponował – Toshi na pewno sterczy teraz przy oknie i
wypatruje. Powiem, że spotkałem kumpli i poszliśmy pić. Poradzę sobie.
–Masz!
– białowłosy podał mu szklankę – Skoro miałeś pić…
Daisuke
złapał szklankę i opróżnił ją kilkoma łykami. Skrzywił się i zatrząsł, czując
ostrość w gardle.
–Nie
lubię alkoholu. – uśmiechnął się – Spotkamy się za tydzień o dziewiątej
wieczorem w tym zaułku. Do zobaczenia. – podniósł się ciężko
~*~
Pięć
dni i paszporty były gotowe. Daisuke sprawdzał je na wszystkie możliwe sposoby.
Bał się, że mogą ich sprzątnąć. Jemu nic w końcu nie zrobię, ale białowłosego
zamkną. Dostanie dożywocie jak nic!
–Daisuke,
kochanie, coś ty ostatnio taki do niczego? – Toshi uwiesił mu się na szyi
–Zobaczysz,
dzisiaj już będzie lepiej. – uśmiechnął się sucho
Toshi
cmoknął go w policzek i odszedł zadowolony. Podobała mu się taka obietnica.
Daisuke
usiadł nad biurkiem i udawał, że pracuje. W pewnym momencie do jego gabinetu
wparował Keiichi.
–Hej,
szef coś ma!
Wszyscy
zebrali siew głównej sali. Szef stał na podwyższeniu.
–Już
wszyscy? Posłuchajcie. W zeszłym roku zgarnęliśmy kolesia, który zlecił zabicie swojego ojca. Pamiętacie? – pytanie
retoryczne – ofiara zginęła od jednego strzału: w głowę, tuż nad uchem. Tak
samo zabijano każdą z tych osób. Podejrzanym jest osobnik zwany Białym Wężem. –
Daisuke przestał oddychać – Charakterystyka. Wzrost: około 180 cm, włosy:
białe. Macie przetrząsnąć całe miasto i okolice. Do roboty!
Wszyscy
poderwali się z miejsc, gotowi do akcji. Tylko Daisuke zastanawiał się, jak pomóc
kochankowi. Postanowił wieczorem iść w zaułek. Może białowłosy tam będzie…?
~*~
–Przyszedłeś
za szybko…
Daisuke
rzucił mu się na szyję.
–Wpadli
na twój trop. Musimy się wynosić.
–Nie
chcę…
–Złapią
cię i udupią, zobaczysz!
–Należy
mi się…
Daisuke
spojrzał zdziwiony. Białowłosy był przygnębiony, oczy mu się szkliły.
–Co się
stało?
–Zleceniodawca
mnie wydał. Dlatego wpadliście na trop. Psy gończe, cholera jasna!
–Kochanie,
nie denerwuj się. Przyjdź na lotnisko jutro o jedenastej. Paszporty mam. Bilety
załatwię.
–Rozwalili
mi budę…
–Gdyby
nie Toshi, przenocowałbym cię. – pocałował go – Poradzisz sobie, prawda?
Biały
wąż polizał go po szyi. Daisuke zamruczał z zadowolenia.
–Spotkamy
się jutro. – odsunął go od siebie
~*~
„Za pięć
jedenasta! Gdzie on jest?!” panikował, rozglądając się po ludziach.
–Hej,
Daisuke! Już wszystko opanowane! – Keiichi podbiegł do niego – Mamy go. Miałeś
doskonały pomysł!
Daisuke
spojrzał na niego i uśmiechnął się kpiąco. Wyszli z hali lotniska. Biały Wąż
siedział w samochodzie.
–Mogę z
nim pogadać?
Keiichi
otworzył drzwiczki samochodu. Daisuke wsadził głowę do środka. „To nie może się
tak skończyć!!” Jednym spojrzeniem ocenił sytuację. W środku nikogo nie było, a
białowłosy nie był skuty.
–Broń
jest po lewej stronie w szelce. Tylko powoli.
–Znowu
mnie wrabiasz?
–Nigdy
cię nie wrobiłem. Kochanie, proszę…
Mężczyzna
spojrzał na niego zdziwiony. Powoli uniósł rękę i włożył ją pod marynarkę
Daisuke. Wyciągnął broń.
–Po raz
pierwszy biorę udział w porwaniu. – uśmiechnął się
–Zawsze
zabijasz, co? Gdy dojdziesz do hali, schowaj broń i biegiem a mną na samolot.
–No to
dawaj!
Daisuke
odwrócił się, a za nim wysiadł białowłosy. Złapał Daisuke wpół i przystawił mu
lufę do skroni.
–Stój!
– Keiichi szybko zauważył zmianę
–Rusz
się tylko, a go zastrzelę!
–Nie
strzelajcie, proszę. – Daisuke udawał panikę – Poradzę sobie.
Nie
zatrzymywani przez nikogo doszli do hali lotniska. Biały Wąż wrzucił broń do
śmietnika i razem pobiegli do samolotu.
~*~
Toshi
wszedł do mieszkania.
–Cholera!
Daisuke wiesz, że nam gnojek zwiał? De facto: miałeś sobie z nim poradzić.
Cisza…
–Daisuke!
Daiskue, kotku?! Dai-chan?
Toshi
wszedł do salonu. Na stoliku leżała biała róża, a przy niej koperta. Toshi
otworzył ją.
„Toshi,
kochanie…
Wiem,
że będziecie go szukali.
Gdy ty będziesz czytał ten list,
my już będziemy
na innym kontynencie.
On jest inny niż myślisz…
A i Tobie będzie
lepiej beze mnie.
Żegnaj!”