No dobra, kolejny kawałek ^_^
Jakby coś komuś nie pasowało, adres znacie…
Part 4
–Wyszedłbyś
gdzieś. Idź na jakąś imprezę!
–Mamuś,
nie martw się o mnie. – podniosłem głowę znad śniadania – Na razie mi się nie
chce. A nawet jeśli, to nie mam z kim.
–Idź do
Tomka. Na pewno gdzieś cię wkręci.
–Zobaczymy.
No i
się zobaczyło. Mamuśka kochana sama poszła do tego całego Tomka, żeby mnie
gdzieś wyciągnął. No i mnie wyciągnął: w sobotę miałem z nim i jego paczką
pójść do jakiegoś klubu. Jejciu, jak mi się nie chciało! Kolejna zarwana noc.
Jak tak dalej pójdzie to będzie ze mną kiepsko. Zapełnienie nie łapię, dlaczego
mamuśka mnie goni na jakąś imprę. Może chce, żebym przestał interesować się
Adrianem? Łatwo jej mówić! Jak można nie interesować się tak słodką istotą? Ja
wiem, ze to jeszcze dziecko, ale nie mogę mu się oprzeć. Dlaczego palnąłem tę
głupią głupotę? Idzie się pochlastać! Czemu Adrian nie jest trochę starszy, to
bym go może w jakiś sposób wyciągnął?? Chyba ześwirowałem na punkcie tego
chłopaka!
~*~
Stałem
w klubie przy barze i przyglądałem się ludziom na „wybiegu”. Tomek już dawno
zostawił mnie w spokoju. Uznałem, że jeszcze się tam pokręcę i wracam do domu.
Nie będę tracił czasu! Odstawiłem pustą szklankę i zacząłem zbierać się do
wyjścia. Nagle ktoś złapał mnie za rękę.
–Czego
szef tu szuka? Burdel na drugim końcu ulicy!
Adrian
uśmiechał się szyderczo i patrzył na mnie tak, że aż mnie w sercu zakłuło.
Przyjrzałem mu się: był nieco podpity.
–Dobrze
wiesz, kogo bym chciał do lóżka zaciągnąć!
–Na co
szef liczy?
–Że w
końcu zaczniesz mówić do mnie po imieniu.
–Dobra,
to idziemy na piwo!
Spojrzałem
na niego zdziwiony. Ale poszliśmy do baru. Adrian opróżnił kufel prawie że
duszkiem.
–No co
tak patrzysz? Przecież nie będę się nad tym modlił!
Poklepał
mnie po ramieniu i wrócił na parkiet. Wolałem zostać przy barze. Patrzyłem jak
tańczył. Poruszał się całkiem nieźle. Czułem, że zaraz zwariuję. Odwróciłem
się, aby go nie widzieć. Po chwili zobaczyłem jego twarz tuż przy swojej.
Przechylał się nad barem, z uśmiechem patrząc mi w oczy. Zmierzwił mi ręką
włosy, szybko wypił postawione przed nim
piwo i wrócił na parkiet. Zrobił tak jeszcze dwa razy. Gdy za trzecim
razem ujrzałem jego twarz naprzeciwko swojej, nie uśmiechał się. Patrzył na
mnie z nieszczególną miną. Złapałem go w pół: bałem się, że zaraz upadnie
–Źle
się czujesz? Może zawieść cię do domu?
Pokiwał
tylko głową. Przytrzymałem go mocniej i zaprowadziłem do samochodu. Nie musiał
nic mówić – znałem jego adres na pamięć. Spał. Gdy dojechaliśmy na miejsce,
wyciągnąłem go z samochodu. Nie chciałem go budzić. Podszedłem do drzwi starego
rybackiego domku i zapukałem (kolanem _-_). Dopiero wtedy zacząłem się
zastanawiać, co powiedzieć jego rodzicom. Drzwi otworzyła niska, grubiutka
kobiecina
–Jezu!!
Co z nim? Co pan mu zrobił?
–Ja
nic! Ktoś go spił na dyskotece.
–Skąd
pan znał adres? – kobieta chyba mi nie ufała
–A,
fakt, nie przedstawiłem się. – spróbowałem załagodzić sprawę uśmiechem – Jestem
szefem Adriana, Mark Thorton. Czy mogę go wnieść?
–Tak,
tak!
Kobieta
wpuściła mnie do domu. Malutkie pokoiki, ale bardzo zadbane. Od razu mi się tam
spodobało.
–Położy
go pan w dużym pokoju – wskazała na lewo
Położyłem
chłopaka na kanapie. Ogarnąłem mu włosy z twarzy i już miałem odejść, gdy
otworzył oczy. Jego dłoń przesunęła się po moim karku. Wplótł mi palce we
włosy. Poczułem jak po krzyżu przebiega mi dreszcz podniecenia. Pociągnął mnie
na siebie i mocno przycisnął swoje usta do moich. Wyrwałem się przerażony.
–Nie
bój się mnie. Przecież cię nie zaskarżę. – uśmiechnął się kwaśno
–Jesteś
pijany. Śpij, dziecinko. – pocałowałem go w czoło – Pogadamy w robocie.
–Dobrze,
Mark. Dobranoc.
Zamknął
oczka i od razu zasnął. Pożegnałem jego mamę i wróciłem do domu. Całą noc nie
mogłem zasnąć. Czy to tylko wpływ alkoholu?