Part 5
Znowu to
porąbane miejsce! Już dawno tak mi się nie chciało nic robić. Ten sobotni
wybryk również nie poprawił mi humoru. Czułem się jak porzucona dziwka.
Cholera! Co się ze mną dzieje?
Pukanie?
E, pewnie to znowu ta głupia wariatka. Nie odwracając się nawet w kierunku
drzwi, rzuciłem:
–Precz!!
A
jednak drzwi się otworzyły. Co za idiotka!!
–Powiedziałem
precz! Nikogo nie chcę widzieć!
–Ale
szefie... – to był Adrian
–Czego
pytam grzecznie? – odwróciłem się
–Ja...
ja tak... E, nie ważne! – próbował się wycofać
–Wracaj
tutaj! O co chodzi? – uśmiechnąłem się
–Nie,
nie. Nic takiego...
–Jeżu
kolczasty! Gadaj i to już!
–Mam
wolny bilet na mecz kosza i pomyślałem... – urwał
–Chciałeś
mnie zabrać? A to niby dlaczego?
–Może i
byłem z sobotę pijany, ale wszystko pamiętam... – nawet na mnie nie spojrzał
Patrzyłem
na niego w szoku. Jak to „pamiętał”??
–Nie
lubię kosza. – zdołałem w końcu wykrztusić
–Nie
wierzysz mi? Jeśli chcesz, to mogę to powtórzyć, a nawet...
–Oh,
przestań!! – przerwałem mu – Krzywda ci się dzieje? Po prostu nie lubię
koszykówki.
–Nie
złość się. Czyli nie idziesz ze mną?
–Zdecydowanie
nie!
–Szkoda...
Zanim
zdążyłem zareagować jego usta musnęły moje. Jak skrzydła motyla...
~*~
Ale ze
mnie świ-ir! Należy mnie dobić! Cały dzień nic nie robię tylko siedzę przed
kompem. Dość! Idę!
Do dziś
nie rozumiem, dlaczego poszedłem właśnie tam. Coś było nie tak, jak być powinno
i Adrian był jedyną osobą, z którą mogłem porozmawiać. Źle: z którą musiałem
porozmawiać!
Drzwi
otworzyła mi mama Adriana.
–A, to
pan! Coś nie tak z firmą? – wyglądała na nieźle przerażoną
–Nie.
Po prostu chciałem z nim porozmawiać.
–To
dobrze. Proszę! Po schodach na górę.
–Dziękuję!
Starałem
się iść w miarę powoli, ale doskonale zdawałem sobie sprawę, że mi to nie
wychodzi. Musiałem go zobaczyć! Jak najszybciej! Zapukałem i, nie czekając na
odpowiedź, wszedłem. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego bałaganu! A mamuśka
mój pokój nazywa chlewem!
–Mamo,
zostaw mnie!
Adrian
leżał na łóżku zwinięty w kłębuszek, twarzą do ściany. Zamknąłem drwi i
podszedłem do niego.
–Prosiłem
cię o coś!
Pogładziłem
go dłonią po policzku. Spojrzał na mnie. Oczy miał pełne łez. Powoli usiadłem
przy łóżku.
–Co
jest?
–Nie
będę ci się spowiadał! – odwrócił się z powrotem do ściany
–Skoro
wolisz gadać z kawałkiem muru...
Nawet
nie zauważyłem, kiedy złapał mnie za rękę. Ale uścisk był na tyle silny, by nie
pozwolić mi wstać.
–Adrian,
o co chodzi?
–Bo...
bo ja się chyba zakochałem. A nie powinienem!
Już nie
szlochał. Płakał.
–Miłość
to nic złego – też chciało mi się płakać – Zobaczysz, będzie dobrze.
–Nie
będzie! Nie rozumiesz...
–A,
fakt, nie rozumiem. Więc może mi wytłumaczysz?
–Mi po
prostu nie wolno... zakochiwać się... szczególnie nie w szefie... – uśmiechnął
się kwaśno
–Boisz
się odrzucenia? Nie masz czego... Bo ja...
–Nie! –
przerwał mi – Nie możesz!
–Adrian,
dziecinko, o co w tym wszystkim chodzi?
–Idź...
–Ale...
–Idź!
Precz! Proszę...
Pocałowałem
go w czoło i wyszedłem. Gdybym wtedy wiedział to, co teraz...