Ktoś tam kiedyś nakrzyczał, że chce AD. Zgodnie z życzeniem ^_^

 

Part 6

 

Od tamtego dnia byliśmy nierozłączni. Nasz związek szybko się rozwinął. Moja szanowna rodzicielka szybko się z tym pogodziła. Chociaż, co prawda, na początku trochę się krzywiła: „Bo to pracownik”. No cóż, kto zrozumie kobiety?

Natomiast mama Adriana na samym początku rzucała nam kłody pod nogi. Najbardziej ubawiło mnie, gdy nazwała mnie kolekcjonerem. Nie wiem czemu kobieta ubzdurała sobie, ze Adrian jest dla mnie tylko ciałem… Jednego dnia prawie udało jej się nas zniszczyć. Ale zrozumiała wtedy, że mi naprawdę zależało.

Przyszedłem do Adriana pod wieczór, zgodnie z umową. Pani Teresa otworzyła drzwi i z miejsca wypaliła:

–Adriana nie ma!

–Hm, dziwne: umawiał się ze mną. No trudno, do…

–Wpuść go! – dobiegło z korytarza

Po chwili Adrian wisiał mi na szyi. Tulił się, jakby mnie nie-wiem-jak-długo nie widział.

–Adrian, do domu! A panu radzę się tu więcej nie pokazywać. – gdyby wzrok mógł zabijać…

–Nigdzie nie idę! – stanowczość Adriana zaskoczyła nas oboje

–Posłuchaj, dziecinko. – zacząłem, wyplątując się z jego objęć – Nie chcę, żebyś miał w domu… ‘altercations’ – zawsze, gdy jestem zdenerwowany nie mogę dobrać polskiego słowa

–Nie robi!

–Nie mów tak. Możesz być skłócony z całym światem, ale nigdy z rodziną. Rozumiesz?

Adrian zrobił tak smutną minkę, że mało nie padłem.

–No już, włazić! – pani Teresa uśmiechnęła się, otwierając drzwi na oścież – Chyba, że wolicie gadać na dworze…?

Teraz jestem kochanym „drugim synkiem”. I wydawało mi się, że jest dobrze…

 

~*~

 

Nie powiem, Adrian wiecznie sprawiał jakieś problemy. Ale teraz rozumiem, dlaczego się tak zachowywał. Potrzebował mnie, chociaż nie chciał się do tego przyznać. Ot, chociażby takie zdarzenie:

–Kto mi znowu przeszkadza? – zapytałem, słysząc pukanie do drzwi

–Jak zwykle ja. – Adrian znowu przytaszczył pokaźny pliczek papierów – Spodziewałeś się kogoś innego?

–No wiesz, w końcu jest tu jeszcze kilka osób…

–Na których możnaby oko zawiesić, co? – zapytał, gramoląc mi się na kolana

–Powiedzmy…

–No wiesz co? – zrobił urażoną minkę

–Przecież wiesz, że żartuję! – pocałowałem go w nastawionym w tym celu policzek

Gdy tak na niego patrzyłem, wydawał mi się być jakimś cudem. To wszystko było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Czyli było tylko snem. Sen szybko strącił swoje piękno. W jednej chwili. W białym, sterylnie czystym pomieszczeniu wszystko było jednością: ból, płacz, żal, krzyk…

 

~*~

 

–Szefie, można?

–Wejść!

Nie wiem, jak on pokonywał drogę spod drzwi na moje kolana w tak krótkim czasie. Ale robił to z zawrotną prędkością.

–Co robisz wieczorem?

–A jakie powinienem mieć plany? – zapytałem z przekąsem

–To chyba logiczne, że mnie. – uśmiechnął się

–Mieć ciebie w swoich planach to rzeczywiście kusząca propozycja.

–Wpadnij do mnie o siódmej, dobrze? Zobaczysz, nie pożałujesz.

–Nie żałuję żadnej chwili…

Nie żałowałem. Nigdy. Chciałem mu to udowodnić i chyba tylko po to tam poszedłem.

–Miło, ze jesteś. – otworzył, zanim zdążyłem zapukać

Zaprowadził mnie do swojego pokoju. Uderzył mnie zapach świec. Wszedłem do środka. Na biurku, parapecie i szafce przy łóżku paliły się czerwone świece. Na podłodze leżało kilka róż.

–Coś ty taki romantyczny?

–Mam pewien konkretny cel.

Objął mnie rękoma za szyję i zaczął bawić się moimi włosami. Pochyliłem się i delikatnie ugryzłem go w szyję. Zamruczał. Po chwili nasze ubrania wylądowały na podłodze, a my przenieśliśmy się na łóżko. Pamiętam smak jego skóry. Jego słodki uśmiech, zachęcający mnie do kolejnego kroku. Był tak cholernie podniecający, że musiałem się kontrolować, żeby go nie zgwałcić. Pocałowałem go znowu… I wtedy mnie odepchnął. Usiadł na łóżku, oddychając ciężko.

–Co ci jest?

–Nic takiego. To normalne, zaraz przejdzie. Że też musiało właśnie teraz… – uśmiechnął się

–Adrian, powiedz mi. Coś jest nie tak, prawda?

–Naprawdę wszystko w porządku.

–Adrian? – wiedziałem, że to nie będzie miłe, ale naprawdę musiałem wiedzieć

–To bez znaczenia…

–Jeśli chodzi o ciebie, to ma to dla mnie znaczenie. Rozumiesz?

–Naprawdę chcesz wiedzieć?

–Tak! – zaczynał mnie irytować

–Jesteś pewien?

–Tak! Mówże do jasnej cholery!

–Mark… – miał łzy w oczach – Ja umieram…