Part 7

 

Wtedy też zmieniło się moje nastawienie do tego związku. Przesiadywałem przy nim całe dnie. Wystarczyło, żeby się we mnie wtulił i świat przestawał istnieć. Zdarzało się niekiedy, że nocowałem u Adriana. Siadałem wtedy obok łóżka i wpatrywałem się w niego, bałem się że odejdzie we śnie, ze zostawi mnie bez pożegnania. Bałem się jego śmierci. On wcale się nie obawiał – był jakby pogodzony z losem.

–Nie należy bać się śmierci. – powiedział kiedyś – Jedyne, o co się martwię, to reakcja ludzi, których kocham… tych, których zostawię…

Wierzyłem mu. Wierzyłem, że nie będzie czuł bólu. Bo chyba to najbardziej mnie przerażało…

 

~*~

 

Adrian urodził się z wadą serca – osłabioną ścianą komory. Lekarze dawali mu najwyżej pół roku życia. Ale on się postawił – żył. Jedynym ratunkiem byłby przeszczep, ale nie można było znaleźć dawcy. Gdy Adrian miał 13 lat, przeżył pierwszy zawał serca. Wtedy stracił nadzieję. W wieku 17 lat miał drugi zawał…

 

~*~

 

–Szefie, telefon!

–Przełącz!

Podniosłem słuchawkę.

–Mark? – pani Teresa, płakała – Adrian… Przyjedziesz?

Wyskoczyłem z biura jak oparzony. Podobno bardzo szybko zjawiłem siew szpitalu. Nie wiem, mi dłużyła się każda chwila.

Przestraszyłem się, gdy zobaczyłem Adriana podłączonego do tej całej aparatury.

–Miło, że wpadłeś się pożegnać. – uśmiechnął się słabo

–No co ty? Nie zamierzasz stąd wyjść?

–Chciałbym, ale to się nie uda… No, chyba, że na tamten świat.

Usiadłem przy nim. Bałem się odezwać. Wiedziałem, że puszczą mi wtedy nerwy i rozpłaczę się. Nie chciałem, żeby mnie takim zobaczył. Nie chciałem dodawać mu zmartwień. Dlaczego nie potrafiłem go wtedy pocieszyć? Nie wiem… Myślałem tylko o tym, jak wiele bym dał za cofnięcie czasu. Tak bardzo żałowałem, że pozwoliłem mu tak długo uciekać…

Rozmawialiśmy o jakiś głupotach. Nie pamiętam. Pamiętam natomiast jego twarz. Była prawie tak biała, jak poduszka. I do tego te jasne włosy. Wyglądał jak anioł…

Wiem, ze anioły nie istnieją. Teraz wiem… Patrząc tak wtedy na Adriana zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo mi na nim zależy. Zrozumiałem, że go kocham. Ale było już o wiele za późno.

–Czemu masz taką minę? – wyrwał mnie z rozmyślań

–Jaką…?

–Jakby to była twoja wina.

–Bo tak się czuję. Wtedy…

–Chciałem cię. – przerwał mi – Chciałem ci się oddać. Żałuję, że nie wyszło…

–Niepotrzebnie. Ja i bez tego wiedziałem, że jesteś mój, cały…

Uważając na te wszystkie rurki i wężyki delikatnie przycisnąłem usta do jego czoła. Usiadłem z powrotem i złapałem jego dłoń. Tera bałem się jeszcze bardziej niż przez cały ten czas. Uścisnął moją rękę.

–Nie bój się.

Uśmiechnąłem się tylko. Nie byłem w stanie nic powiedzieć.

–Mark…? Ja też cię kocham. – wyszeptał czule

Nie zobaczył już moich łez.

 

~*~

 

Zostałem w Polsce. Ze Stanami już mnie nic nie łączyło. Teraz studiuję na AM, na kardiologii. Wiem, że będę potrafił pomagać ludziom takim, jak Adrian. I wiem też, że nikogo tak nie pokocham.