Masz, Usagi i w końcu daj mi spokój :P  Teraz przez ciebie będę miała zaległości z polaka. Tym razem ci daruję, ale znasz warunek ^___________________^

 

Part 4

 

Nogiku usiadł na podłodze w kuchni. Tak bardzo chciał znaleźć kogoś, kto by go zrozumiał. A nie tylko wieczne: „przynieś, podaj, pozamiataj”.

–Te, idź do pana. Chce jakiejś relacji.

–Taaa, dobra, idę…

Podniósł się powoli. Co ma mu powiedzieć? Że prawie dzieciaka zakatował? Jeżeli mu powie, żeby dał mu spokój, to Shoubi zrobi na złość. I więcej chłopaka nie zobaczy. Nie, no nie! Tak być nie mogło!

–Bogowie, pomóżcie! – wyszeptał strwożony i wszedł do sali

–O, miło, że jesteś. Wynocha!

Nogiku pochylił głowę z szacunkiem. Oczekiwał, aż wszyscy wyjdą.

–I jak prezencik?

–Jeszcze żyje, jeśli o to chodzi. Ale prawdopodobnie niedługo pociągnie. Za bardzo go męczysz, panie.

–Trudno, skoro taki słaby…

–Panie! Nie uważasz, że jest jakiś inny? – próbował go jakoś przekonać do łagodności

–Jest niemową. Co w tym nadzwyczajnego?

–Może ci się kiedyś przydać, nie uważasz? Np. jako świadek czegoś. Nikomu nic nie powie, a jakby co, poświadczy twoje słowa. – uśmiechnął się chytrze

–Już o to się nie bój. Twoja rola kończy się na opatrywaniu dzieciaka.

–Daruj mu… - Nogiku wyszeptał niepewnie

–Coś ty powiedział? – Shoubi gniewnie ściągnął brwi

–Żebyś na jakiś czas znalazł sobie inną zabawkę, panie. On więcej nie wytrzyma…

–Najwyżej! A tak w ogóle, to nie mam nikogo na zastępstwo. Sam ostatnio musiałeś dobić moją zabawkę.

–Więc weź mnie. – spojrzał pewnie na Shoubiego

Ten przyjrzał mu się uważnie. Zlustrował go. Właściwie nie było na co narzekać. Takie ciało…

–On nie krzyczy.

–Więc i ja nie będę. Proszę… - dodał niepewnie

–Skoro tak… Wiesz, czym to grozi? Zawołam cię. A teraz idź.

„O bogowie! W coście mnie wpakowali?! Oby tylko dotrzymał słowa…”

Wrócił do kuchni i siedział jak na szpilkach. Bał się tego, co Shoubi może mu zrobić. Przecież nie był głupi: pewnie skończy tak samo, jak Kujaku. Co mu zależy? Tych kilka talarów grzywny… Westchnął ciężko. To będzie kiepska noc.

 

~*~

 

Obudził się pod wpływem dotyku. Suiren stał nad nim z współczującą miną. Nogiku wiedział, po co przyszedł. Wstał szybko i poszedł za nim.

Shoubi siedział w wielkim fotelu przy biurku.

–Siadaj. – wskazał ręką łoże, lecz nawet na niego nie spojrzał – A ty wyjdź. Nie będziesz nam potrzebny.

Nogiku oddychał płytko, szybko. Był nieźle przerażony. Ale, póki co, propozycji nie żałował.

–Ależ jesteś posłuszny. No dobrze, skoro nie chcesz pogadać…

Pchnął go na łoże i usiadł na nim okrakiem.

–No ładne cacko… (ktoś nie oglądał Sexmisji? – dop. autorki)

Wziął leżący obok sznur i przywiązał mu ręce do wezgłowia.

–Tak będzie łatwiej. – uśmiechnął się jadowicie

Nogiku skrzywił się. Wcale mu się taki układ nie podobał.

–Czyżbyś się bał? To dobrze…

Uderzył go otwartą dłonią. Po chwili mocno go pocałował. Rozpiął mu szatę i zaczął błądzić rękoma po jego ciele – jak ślepiec. „Coś mi się tu nie zgadza. Dlaczego Kujaku zawsze tak wygląda? Pewnie jeszcze się dowiem…” Powoli poddawał się pieszczotom. Shoubi był tak cholernie delikatny. Do czasu… Wszedł w niego tak gwałtownie, że Nogiku mało nie krzyknął. Poruszał się coraz szybciej, jednocześnie orząc paznokciami jego plecy. Wbił mu zęby w ramię. Nogiku wręcz zagryzał wargi, by nie krzyczeć. Czuł każdą kroplę krwi, wypływającą z jego ciała.

–No, to by było na tyle. A teraz zjeżdżaj! – Shoubi zlizał strużkę krwi z jego piersi – Niech ci się nasz milczek odwdzięczy.

 

~*~

 

Nogiku syczał za każdym razem, gdy Kujaku przecierał mu rany.

–Teraz już wiem, co czujesz…

–„Dlaczego?”

–Chciałem, żebyś mi zaufał.

Nogiku otworzył szeroko oczy, czując na karku usta chłopaka.

–„Dziękuję”