Trochę
to krótkie, ale naprawdę nie chciało mi się pisać nic więcej. Jestem zdania, że
to w zupełności wystarczy. I mam nadzieję, że się spodoba ^_^
Part
1
–Szukam
mieszkania?! Po co ci to? Krystian, chyba mnie nie zostawiasz, co?
Błękitnowłosy
chłopak roześmiał się
–Jakżebym
śmiał! Ale łatwiej będzie opłacać mieszkanie w trójkę, nie sądzisz?
–Dobra,
dobra! Tylko, żeby nie zawrócił ci w głowie.
–Zazdrośnik!
Idź lepiej na laborki.
Rozeszli
się: Krystian do domu, a Dominik na te nieszczęsne laborki. Odprowadzały go
pełne uznania spojrzenia. Tajemnicą poliszynela było, że tych dwoje mieszkało
razem bynajmniej nie tylko z powodów finansowych. „Ale żeby tak na głównym holu
polibudy?” No cóż, niektórzy byli zdania, że w budzie nie powinni się w ogóle do
siebie odzywać. Tacy są ludzie – psy ogrodnika. Ale na szczęście oni wcale się
tym nie przejmowali. Dzięki temu na polibudzie było przynajmniej o kim pogadać.
Krystian
wrócił do domu i zaczął oczywiście od marudzenia do czterech ścian:
–Ten
Dominik to wcale nie myśli! Eh, z nim można naprawdę dostać ciężkiej cholery!
No, zobaczymy czy to jeszcze aktualne – podniósł słuchawkę i wykręcił numer –
Ja w sprawie ogłoszenia o mieszkaniu. Tak? Aha, dobrze, proszę przyjść o
szóstej na Mściwoja 7/48. – słuchawka szczęknęła – No, i sprawa załatwiona!
~*~
–Jejciu,
to cud, że jeszcze żyję!! – Domi wpadł jak burza do mieszkania
–Nie
drzyj się! Siadaj i jedz. – Krystian powitał go z grobową miną
–E, co
to za nieszczególna minka, co?
–Nie
zrzędź. O szóstej przychodzi koleś z ogłoszenia.
–To ja
idę grać w nogę – Dominik złapał udko kurczaka i wyskoczył z kuchni – Pa!! –
trzasnął drzwiami i tyle go widzieli
–No
tak, typowe!
Krystian
wiedział doskonale, że jego kochanek nie cierpi poznawać nowych ludzi. Że w
ogóle nie lubi ludzi. „To nikomu niepotrzebne ścierwo.” zwykł mawiać.
Krystek
kręcił się po mieszkaniu, nie wiedząc, za co się złapać. Co chwila zerkał na
zegarek.
–Cholera!
Nie znoszę spóźnialskich! – było już prawie wpół do siódmej – No, w końcu! –
krzyknął, usłyszawszy dzwonek u drzwi
Otworzył
je i stanął jak wryty. Czul, że się rumieni. W progu stał zielonowłosy chłopak
o słodkim uśmiechu.
–Przepraszam
za spóźnienie. Wiesz, jak to jest z tymi korkami. – w uszach Krystka głos
chłopaka brzmiał jak porcelanowe dzwoneczki
Wpuścił
go do środka, cały czas uważnie mu się przyglądając. „Ja chyba śnię: taki cud w
tym mieście!” pomyślał. Zupełnie nie słuchał, co tamten mówił. Zapamiętał tylko
imię: Sebastian. Po chwili gadali jak starzy znajomi. Dogadali się: od jutra
„nowy” miał się wprowadzić. Przy wyjściu zderzył się z Dominikiem.
–Mam
cię! – szepnął i wyszedł
~*~
–Wiem,
że go skądś znam! – szeptał do siebie Krystian, zbyt rozkojarzony, żeby słuchać
wykładu
–A może
pan N. powie nam, co wie o tranzystorach?
Wszyscy
spojrzeli na Krystiana, który nawet nie zwrócił uwagi na swoje nazwisko.
Siedział i mruczał do siebie.
–On
panu nic nie powie. – uśmiechnął się Michał – Znowu się zabujał.
Cała
sala ryknęła śmiechem. Tylko Krystek wykazywał się ogromnym zainteresowaniem tematem.
Krótko mówiąc: miał ich wszystkich głęboko gdzieś.
Dominik
na swoim wykładzie również siedział rozkojarzony. Bynajmniej jego myśli
zaprzątał raczej nie tyle Krytian, aniżeli Sebek. Nietrudno było zauważyć, że
nowy nieco zawrócił mu w głowie. Domi często przyłapywał kochanka na uporczywym
wpatrywaniu się w współlokatora, a na pytania o to zainteresowanie rumienił się
i nic nie odpowiadał. Dominikowi nie chciało się wierzyć, że człowiek, z którym
przeżył dwa lata, mógłby zainteresować się kimś innym. Każdy, ale nie Krystian!
Nie on! Dominik spojrzał na Sebka: tamten uważnie słuchał i robił notatki. „Mój
Krystian miałby zabujać się w takim kujonie? To niemożliwe!” uspokoił się w
myślach. A „przyczyna” całego zamieszania nadal siedział nad zeszytem, jakby
nie wiedział, co nabroił.
W
końcu, po dwóch tygodniach takich nerwów, Dominik nie wytrzymał. Gdy tylko
Krystian wyszedł, złapał Sebka za fraki i podstawił pod ścianę.
–Wiem,
że nie zjawiłeś się tu przypadkiem! Czego chcesz od Krystiana? – wpatrywał się
czerwonymi, gniewnymi oczyma w złote, spokojne ślepka tamtego
–Nic.
Ale z jego pomocą zniszczę ciebie. Tak samo, jak ty zrobiłeś to ze mną.
–Zostaw
go w spokoju, rozumiesz? – Domi podstawił Sebastianowi zaciśniętą pięść pod
szczękę – Tknij go tylko, a cię zabiję, przysięgam!
–Tak
samo, jak zabiłeś moją siostrę, demonie?
Dominik
przyjrzał się zdziwiony. Kim jest ten człowiek? Skąd wie o jego tajemnicy?
–Nikogo
nie zabiłem. – zaparł się, patrząc Sebkowi prosto w oczy
–Zabiłeś
ją, a ja ci się za to odpłacę. Będziesz cierpiał tak, jak ja!
Sebastian
odwrócił się i wyszedł, zostawiając osłupiałego Dominika na środku korytarza.
„Jak to możliwe? Skąd...?”