Dobra, pisałam to na religii ^_^
Ksiądz nie miał nic przeciwko: nawet się nie skrzywił, jak mu dałam kawałek do
przeczytania ^_^ Tak więc chyba nie jest to aż tak złe ^_^
Part 1
Stał na
skrzyżowaniu, na rogu ulicy. Było widać, że pracuje. Mógł mieć najwyżej 19 lat.
Czarne włosy z niebieskimi pasemkami opadały mu na plecy. Wyglądał, jakby
właśnie zszedł z planu „Młodych Gniewnych”. Pasowałby tam idealnie.
Podszedł
do niego jakiś mężczyzna. Miał, na oko, najmniej 40 lat. Zamienili kilka słów:
pewnie cenę za numerek. Chłopak poruszał się z kocią gracją, idąc za mężczyzną.
Po drodze związał włosy. Wyglądał jakoś nieziemsko. A nawet zaryzykuję
stwierdzenie, że niewinnie. Było w nim to „coś”. Widziałem go już nieraz.
Musiałem go mieć. Chociaż na jedną noc. I wiedziałem, że kiedyś będzie mój.
Może jeszcze nie dziś…
Przyglądałem
się jak odchodził z klientem. Zniknął za rogiem. Wsiadł z facetem do samochodu.
Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie to zgrabne ciało wijące się pod moim w
ekstazie. Chciałem dać mu to, czego nigdy nie zaznał…
Oparłem
się o ścianę budynku, obserwując odjeżdżający samochód. Widziałem, jak chłopak
rozgląda się nieco przerażony. Pewnie już niejedno w tej robocie przeżył…
Wrócił
po dwóch godzinach. Był trochę poobijany. Zatoczył się, wysiadając z samochodu.
Wpadł na mnie. Złapałem go w pół. Podniósł głowę i uśmiechnął się ciężko.
–Stać
cię?
–Nawet
na kilku takich.
–Więc
prowadź.
Opierał
się o mnie ciężko. Zaprowadziłem go do swojego mieszkania. Wszedł i opadł na
sofę.
–Ale
rudera…
–Twoja
lepsza?
–Powiedzmy.
– uśmiechnął się sucho
–Chcesz
coś do picia?
–Nie
piję w pracy.
–Miałem
na myśli herbatę albo coś… - nie wiedziałem, co właściwie chciałem z nim zrobić
–Przyszedłem
pracować. Jak chcesz popatrzeć, to idziemy na ulicę. Zarobię chociaż…
–Ile
bierzesz za zwykłe dotrzymanie towarzystwa?
Spojrzał
na mnie zdziwiony.
–Chcę,
żebyś został ze mną całą noc. Bez seksu.
–Trzy
stówy.
Wyciągnąłem pieniądze i podałem mu je.
–Ile
masz właściwie latek?
–Siedemnaście…
– opuścił głowę
–Dziecko.
– uśmiechnąłem się – Długo pracujesz?
–Półtora
roku…
–No
ładnie. – postawiłem herbatę na stole – Pij. Nie bój się, bez dodatków.
Był słodki,
niesamowicie słodki. Ostrożnie pociągnął łyk herbaty, przymykając lekko oczka.
Zaśmiałem się, patrząc na niego. Podniósł oczy.
–Jak ci
na imię?
–Zawsze
o to pytasz klientów? – zażartowałem
–Zawsze
pytam, czego chce. Niektórzy mają wymagania.
–Tak jak
ten dzisiaj?
–Pikuś.
Bywało gorzej. To jak masz na imię?
–Tomek.
Uśmiechnął
się. Usiadłem obok niego, przyglądając się mu. Spojrzał na mnie.
–Masz
śliczne oczy… – złapałem go za podbródek
–Będziesz
dopłacał?
–To
prawienie komplementów też kosztuje?
Zarumienił
się, patrząc mi w oczy. Rumieńce ślicznie kontrastowały z błękitnymi oczyma.
Był prześliczny. Po prostu niesamowity. Nie wiem, brakuje mi słów, żeby opisać
tego dzieciaka. Przegadaliśmy jakieś dwie godziny. Chłopak całkiem nieźle
gotował: zrobił „nieco” spóźnioną kolację.
–Dobra,
pozmywam gary i zaraz wrócę, oki?
–Nie ma
sprawy.
Wyszedłem
najwyżej na dziesięć minut. Gdy wróciłem, chłopak spał w najlepsze. Przykryłem
go. Złapał mnie za rękę. Oczy miał otwarte. Chyba go tym kocem obudziłem.
–Przytul
mnie… – poprosił cicho
Uśmiechnąłem
się i chętnie spełniłem jego prośbę. Usiadłem przy nim. Położył mi głowę na
kolanach i zasnął z powrotem.