A to pisałam na matmie ^_^ Dobrze,
że kobieta nie widziała ^_^
Part 2
Znowu
sterczę w tym samym miejscu. Mój dzieciak ma chyba klienta, bo go nie ma. Mój?
Od kiedy? Nie ważne. Zjawił się po chwili.
–Niektórzy
są obrzydliwi… - zagadnął
–Cały
jesteś?
–Ta, co
dzisiaj proponujesz?
–Zobaczysz…
– uśmiechnąłem się – Chodźmy. – objąłem go
–Znowu
do tej twojej rudery?
–Wolisz
iść do ciebie?
–Nie,
dzięki! – pociągnął mnie za rękę – Ile zarobię?
–Zależy
od twojego cennika.
Patrzył
zaciekawiony, z iskierkami w oczach. Ścisnął moją dłoń.
–No to
idziemy. – odpowiedział z niewielkim lękiem w głosie
–Nie
bój się mnie.
Pocałowałem
go delikatnie. Odpowiedział namiętnie, zbyt namiętnie. Zdecydowanie
przestraszyłem go… Odsunąłem chłopaka od siebie.
–Czego
się boisz?
–Cicha
woda brzegi rwie… Ostatnio byłeś bardzo miły.
–Teraz
też będę. No, dziecko drogie, uśmiechnij się.
Na siłę
spełnił moją prośbę. Nie chciałem go przestraszyć. Nie chciałem być jednym z
tych „obrzydliwych klientów”. Chyba tego nie odrobię…
Weszliśmy
do mojego mieszkanka. Chłopak rąbnął się na sofę, uśmiechając się miękko. Był
taki kuszący…
–Nie
tu. Tam jest łóżko. – wskazałem drzwi do sąsiedniego pokoju
–Rozumiem.
Rozebrać się?
–Taa…
Tylko zostaw bieliznę! – krzyknąłem za nim
Uśmiechnąłem
się do własnych myśli. Zdjąłem z siebie ubranie, zostawiając je na sofie.
Wszedłem do pokoju. Chłopak leżał na łóżku. Położyłem się obok niego.
–Cała
noc?
–Nie
pytaj. Zawsze tak będzie. – pocałowałem go – Ile?
–Tysiaka.
– odpowiedział pewnie
–Mam
nadzieję, że jesteś wart tej ceny…
Uśmiechnął
się porozumiewawczo.
–Co mam
robić?
–Na
razie nic.
Objąłem
go i pociągnąłem na siebie. Wyciągnąłem rękę, naciągając na nas kołdrę.
Podniósł głowę, patrząc na mnie pytająco.
–I co
teraz?
–Teraz
śpij. – pocałowałem go w czoło
Przez
chwilę patrzył na mnie zdziwiony, potem położył mi głowę na piersi i zasnął.
Uśmiechnąłem się i zamknąłem oczy.
~*~
Obudził
mnie zapach kawy. Dzieciaka nie było. Wstałem i poszedłem do kuchni.
–Potrącę
ci z pensji. – zażartowałem
–Dobra.
Jak się spało?
–Całkiem
nieźle. Miałem bardzo milutką kołderkę.
–Podziwiam
cię.
–Za co?
– zdziwiłem się
–Uważaj!
No tak,
mało się wylałem na siebie kawy. Cholera jasna!
–Za co
mnie podziwiasz? Za rozlewanie kawy?
–Nie.
Że pozwoliłeś mi tu spać. Ni bałeś się, ze coś zwinę?
–Jakoś
tak nie bardzo. Wyglądasz na uczciwą osobę/
–I
tylko tak na wygląd mi uwierzyłeś?
–Powiedzmy,
ze jestem wariat. – uśmiechnąłem się
–No,
chyba. Będę usiał wymyślić dla ciebie cennik, bo miewasz naprawdę dziwaczne
zagrywki…
–Dziękuję.
– spoważniałem – Jak masz na imię?
–Po
kiego ci to wiedzieć?
–Potrzebne
do szczęścia.
–Adam…
Dobra, musze zjeżdżać!
–A
forsa?
–Jutro wezmę.
Nie mam pomysłu ile. – uśmiechnął się
–Trzymaj.
– wcisnąłem mu do łapki pięć setek – Najwyżej dopłacę. No, spadaj już!
Zostałem
sam. Spojrzałem na zegarek. Co? Ósma? Ten dzieciak chyba zwariował – tak
wcześnie wstawać! Idę spać!