Wpił się mocno w sine usta. Jeszcze nie tak dawno temu były zaczerwienione krwią… Przesunął palcem po uchu i szyi… Jego dłoń trafiła na powietrze. Odwrócił się… Na ołtarzu leżały zwłoki może 15 – letniego chłopca. Kapłan uśmiechnął się szyderczo, tuląc do piersi odciętą głowę…

 

~~*~~

 

–Panie, błagam! Nie zabieraj go! – kobieta przytuliła syna najmocniej jak mogła

–Zamknij się! Pan upatrzył sobie właśnie jego! – młodzieniec smagnął ja trzymanym w ręku biczem – Będzie mu lepiej na dworze niż z tobą, kobieto!

–Panie, ale to jedynak! Co ja sama na świecie pocznę?!

Młodzieniec nie wdawał się w dalsze rozmowy. Złapał chłopca za rękę i wciągnął na konia.

–Przyda ci się! – rzucił kobiecie niewielki mieszek z pieniędzmi

 

~~*~~

 

–Panie, mam go! Tak jak kazałeś. – blondyn ukłonił się lekko

–Świetnie. Zostaw go i wyjdź.

Mężczyzna przyjrzał się chłopcu z uśmiechem. Miał długie, granatowe włosy, które idealnie odcinały się od szczupłej sylwetki.

–Jak ci na imię?

–Derian… – odpowiedział niepewnie

–Ile masz lat?

–Nie wiem dokładnie. Chyba czternaście. – uśmiechnął się delikatnie

Brązowowłosy mężczyzna podszedł powoli do chłopca i położył mu dłoń na policzku. Przysunął swoją twarz do jego.

–Wiesz, że nie wrócisz do domu?

Derian skinął głową. Mężczyzna przycisnął swoje usta do jego. Wsunął język między wargi chłopaka. Skrzywił się. Nie smakował mu ten pocałunek. Jak zawsze. Odsunął młodziaka. Pociągnął go za rękę i zaprowadził do jednej z komnat.

–Zostań tu! Rób, co tylko chcesz, ale nie wychodź, rozumiesz?

–Tak, panie…

Mężczyzna opuścił komnatę i udał się do kaplicy. Wygładził materiał na ołtarzu.

–Jutro pełnia. – wyszeptał

 

~~*~~

 

Ubrał się w strój kapłana. Derian już czekał w kaplicy.  Nie wiedział, jaki los jest mu pisany, ale domyślał się, ze nie będzie to nic dobrego. Mężczyzna wziął go na ręce i położył na ołtarzu.

–Co robisz, panie…? – wyszeptał przerażony chłopiec

–Dziś jest twój ostatni dzień…

Na ołtarz padła łuna księżycowego światła.

 

~~*~~

 

–Panie…? Dobrze się czujesz?

–Powiedzmy. Wiesz, że rytuał zawsze mnie wykańcza. – uśmiechnął się lekko

–Panie…?

–Czy ty jeszcze pamiętasz moje imię, Ni’ira?

–T-tak, Rheo… –blondyn uśmiechnął się z niezwykłą czułością

–Chodź do mnie.

Młodzieniec położy się przy nim, delikatnie oplatając rękoma jego ciało. Rheo roześmiał się.

–Przepraszam… – chłopak odsunął się szybko

–Nie masz za co. – mężczyzna przytulił się do niego

–A mówiłeś, ze jesteś zmęczony…

–Na ciebie zawsze wykrzesam trochę siły…