No, jestem ciekawa, czy to się podoba ^^’ Dobra, nie będę się za długo zastanawiać: czeka mnie duuuuuuuuuuużo przepisywania ^^”

 

–Panie znalazłem kogoś na jutro.

–Przyprowadź go.

–Stoi za drzwiami. – Ni’ira uśmiechnął się porozumiewawczo

Rheo odwzajemnił uśmiech. Wstał z fotela i skinął na młodzieńca. Ni’ira wyszedł, by po chwili wrócić z zielonowłosym chłopcem. Rheo uśmiechnął się do siebie. „Śliczny”

–Zostaw nas samych.

Ni’ira ukłonił się i wyszedł. Zielonowłosy chłopak odważnie patrzył w oczy Rheo. Zmierzył go wzrokiem.

–Jestem Cereu, a ty?

–R-rheo… – mężczyznę aż zatkało z wrażenia

Stali tak przez chwilę naprzeciwko siebie. W końcu Rheo odzyskał głos.

–Jesteś śliczny. – pochylił się nad nim

Cereu wpił się w jego usta. Mężczyzna objął go wpół. Pocałunek znowu mu nie smakował. Odepchnął chłopaka.

–Chodź ze mną.

Zaprowadził go do tej samej komnaty, w której miesiąc temu siedział Derian. Popchnął go  na łoże.

–I nie waż się wychodzić! – opuścił komnatę

Za drzwiami czekał Ni’ira. Uśmiechał się szeroko.

–I jak?

–Jest doskonały. Chyba najlepszy. Powinien spodobać się demonowi.

 

~~*~~

 

Cereu siedział w ławce i rozglądał się po kaplicy ze szczerym zainteresowaniem. Zawsze wyganiano go z takich miejsc. Przecież nie wypadało, aby dziwka weszła do Domu Bożego. Roześmiał się szyderczo. Uspokoił się po chwili. Coś tu nie pasowało. Nie słyszał nigdy, żeby jakaś msza odbywała się w nocy. No, może oprócz pasterki. Ale przecież teraz był środek lata. Nie zapowiadało się nic miłego…

Odwrócił się, gdy usłyszał skrzypnięcie drzwi. Rheo podszedł do niego.

–Postaw mnie! – Cereu niezbyt podobała się zmiana sposobu poruszania się

–Uspokój się. – Rheo położył go na ołtarzu – I tak zaraz zginiesz.

Chłopak spiął się, słysząc te słowa. Właściwie… Co to za różnica, kiedy zginie. I tak nie ma nikogo, kto by za nim płakał. Rozluźnił napięte mięśnie.

Rheo bardzo szybko pozbawił go ubrania. Przez chwilę patrzył chłopakowi w oczy, zastanawiając się nad ich kolorem. Cereu mógłby przysiąc, ze w tym spojrzeniu zauważył żal. Jakby mężczyzna chciał go przeprosić za to, co się za chwilę stanie.

–Odwróć się.

Cereu wykonał polecenie. Po chwili poczuł przygniatający go ciężar ciała brązowowłosego. Rheo wyciągnął jego ręce na kant ołtarza i powoli wyciągnął zza pasa sztylet.

–Nie bój się, śmierć ukoi ból. – wyszeptał zielonowłosemu do ucha

Chłopak przestraszył się nie na żarty. Teraz już mógł być pewien, że zginie. Krzyknął, gdy Rheo przebił mu dłoń sztyletem. To samo stało się z drugą dłonią.

–Ty skurwielu! – Cereu rzucił się, ignorując ból

–Przestań się wiercić, bo będzie jeszcze bardziej bolało.

Jednak Cereu niewiele sobie robił z groźby. Starał  się jakoś kopnąć mężczyznę. Rheo uśmiechnął się szyderczo.

–Sam tego chciałeś!

Rozsunął mu nogi i wyciągnął dwa nowe sztylety. Przebił mu stopy. Cereu wrzasnął rozdzierająco.

–No, teraz wszystko jest tak, jak powinno.

–Błagam cię… – wyszeptał przez łzy – Zostaw mnie…

–Zaraz będzie po wszystkim… – zmysłowy szept drażnił chłopaka

Rheo wziął z brzegu ołtarza niewielkie ostrze, przypominające kształtem toporek. Zarysował nim plecy Cereu. Chłopak skrzywił  się, a z jego oczu popłynęła nowa fala łez. Powoli zaczynał tracić przytomność z powodu upływu krwi. Kolejne, niezbyt głębokie rany na plecach już nie sprawiały mu bólu. Krzyknął, gdy poczuł Rheo w sobie. Nie zwrócił uwagi na ból w dłoniach – zerwał się.

–Leż spokojnie.

Cereu czuł każdy jego ruch. Słyszał szept. Zaklęcie? Rozum odmawiał mu posłuszeństwa. Ledwo trzymał się przy życiu.

Rheo oddychał ciężko. Szeptał słowa przywołania., chociaż wolałby krzyczeć. Krzyczeć imię ofiary.

–Lykaste, przyjdź! – wrzasnął w ekstazie

Spojrzał na ciało pod sobą. Wydawało mu się, że chłopak oddycha. „To niemożliwe!” Pochylił się nad nim.

–Cereu…?

Zielonowłosy ściągnął tylko brwi. Nie stać go było na więcej. Rheo zeskoczył z ołtarza. Wyrwał sztylety z nóg chłopaka. Cereu zawył nagle i oderwał dłonie. Wyciągnął je w stronę Rheo. Mężczyzna podszedł i wyjął sztylety. Spojrzał na jego twarz. Żółte oczy błyskały dziko, a usta wykrzywił szyderczy uśmiech. Rheo odsunął się o krok.

–Wołałeś mnie?

–T-to… niemożliwe… – wyszeptał

–Chciałeś, żebym przybył, więc jestem. Do czego ci jestem potrzebny?

–Wiem, że potrafisz wskrzeszać zmarłych. – mężczyzna ochłonął nieco

–Jak tylko znajdę duszę. Wszystko da się zrobić. – uśmiechnął się – A o kogo chodzi?

–O Nerté, brata…

–Tak, tak, wiem. Brat twojego sługi. No i twój eks, prawda?

–Fakt. Więc chyba rozumiesz, ze bardzo mi zależy na tym, aby wrócił…?

–Ach, ta miłość! Najgorsze z uczuć. Tak bardzo osłabia każdą istotę… – w głosie demona słychać było ironię – No cóż. – spojrzał za okno – Zaraz będzie świtać. Zmykam. Zajmij się chłopakiem. Ma zbyt silną duszę i nie mogłem jej usunąć z ciała…

Cereu zatrząsł się jak w delirce. Osunął się. Rheo złapał go prawie w ostatniej chwili. Wziął go na ręce i zaniósł do komnaty. Położył go na łożu i przykrył dokładnie. Chłopak nadal drżał.

–Cereu, nie umieraj z łaski swojej…

Wyszedł i zawołał Ni’irę.

–Zaopiekuj się chłopakiem.

–Przeżył? – blondyn otworzył szeroko oczy, nie dowierzając

–Przeżył. I ma demona. – Rheo roześmiał się

 

~~*~~

 

Ni’ira prawie zasypiał przy chłopaku. Miał już dość tego czuwania. Na szczęście gorączka spadła. Cereu spał, a pilnujący go blondyn tylko o tym marzył. Zazdrościł mu tego snu. Fakt, faktem, ze nie zazdrościł mu całej tej sytuacji… Teraz Rheo za cholerę nie pozwoli mu nawet na złe samopoczucie. W końcu, po ponad dwóch latach, wezwał demona. Ni’ira uśmiechnął się do własnych myśli. „Braciszek wróci.”

Cereu przekręcił się na bok, otwierając powoli oczy. Spojrzał na Ni’irę zdziwiony.

–Co ty tutaj robisz?

–No, widzę, ze w końcu się obudziłeś. – blondyn zignorował pytanie – Mogę już iść spać? Czy masz zamiar znowu umierać?

–Nie wiem. – uśmiechnął się sucho – Jeśli znowu nie oberwę jakimś sztyletem, nic mi nie będzie.

–Nie bój się, nie oberwiesz. Teraz już nikt cię nie skrzywdzi.

–Bo zawładnął mną Lykaste, prawda?

–Wiesz o tym?

–Mam teraz podwójną osobowość i nie radzę ci o tym zapominać.

Ni’ira mógłby przysiąc, ze na chwilę oczy Cereu stały się żółte. Gdy znowu na niego spojrzał, tęczówki chłopaka były prawie tak ciemne jak źrenice. „Przywidziało mi się.”

–Dobra, umówmy się, że ja pójdę spać, a ty w tym czasie nie umrzesz.

–Masz na to moje słowo. Wystarczy?

–Musi…

Ni’ira wstał i wyszedł. Miał całkowicie dość tego cyrku. Tak bardzo przeżyl śmierć brata. Gdyby i ten dzieciak teraz umarł… straciłby Nerté bezpowrotnie… Wolał nawet o tym nie myśleć…