Hahhahahahahahah........widzę
ją...jaka malutka, ojejku kręci się wystawia rączkę.....nie zabierz ją, nie
wystawiaj jej do mnie......przecież ja ...ja nie potrafię.....
Był zimowy chłodny wieczór. Siedziałem
przy ciepłym kubku, zielonej herbaty. Zagryzałem od czasu do czasu jakimiś
sucharami, które zostawiła przed wyjściem. Zastanawiałem się czego ona ode mnie
chciała. Fakt, czego można chcieć od anioła stróża.....hm.......ale po co go tu
sprowadziła? Czemu sprowadziła jego, mego brata bliźniaka.....złego brata
bliźniaka? Rozmyślając i grzebiąc w papierkowej robocie poczułem na sobie
ciepłe dłonie i silny uścisk. No nie....pomyślałem, znowu to samo będziemy
przerabiać. Zawsze tak było......zawsze odkąd pamiętam Vea zachowywał się
dziecinnie. Czasami potrafił wdrapać się mi na kolana i zasnąć, nie zważając na
to co robię. Lecz później kończyło się to drastycznie, jego dziecinada była
jednym wielkim aktorstwem. -Co robisz braciszku?- Delikatny prawie niesłyszalny
głos, zaskoczył mnie swoją miękkością. Nie widać? - Czemu tak niemiło mi
odpowiadasz? - Cholera jasna czy on pisze książkę "Jak wkurzyć brata za
pomocą paru słów" - Przecież zawsze robię to codziennie wieczorem, a kiedy
mi przeszkadzasz, odpowiedź jest identyczna.- Spojrzałem na twarz swojego
lustrzanego odbicia i nie mogłem w to uwierzyć. Mój braciszek był na skraju
załamania nerwowego i zaraz się popłacze. Lecz zawsze był niezłym aktorem więc
nie mówiąc nic więcej wróciłem do papierkowej roboty. - Ave? - Czego ty znowu
burczysz? - -Przepraszam(chlip).- Po tych słowach z nieokreślona szybkością
zniknął za drzwiami swego pokoju. Nie cos tu nie grało tak jak trzeba.
Podsumujmy: jest miły, płacze i przeprasza. Tak to jest to mój brat ma
gorączkę. Leniwie odsunąłem krzesło, na którym siedziałem i wolnym krokiem
ruszyłem w stronę małej kanciapki. Stanąłem przed drzwiami i jak zwykle
zaśmiałem się w myślach na widok tabliczki, która zawsze mnie rozbawiała. napis
był zrobiony w stylu gotyckim, wielkimi srebrno czerwonymi literami pisało
"Komnata Vea, wejście grozi śmiercią". Po krótkim rozważeniu tego co
może mnie tam spotkać, zapukałem. Tak jak myślałem odpowiedział mi cisza.
Postanowiłem wejść. Po cichutku wślizgnąłem się do niewielkiego ciemnego pokoju.
Był jak na jego gust bardzo ładny. Szafki i biurko w czarnym kolorze, wielkie
łoże z czarnym baldachimem i krwistą, jedwabną pościelą, a na podłodze duży
puchaty srebrny dywan. Rozglądnąłem się uważnie po pokoju w poszukiwaniu,
przyczyny tego całego zajścia i znalazłem. Vea leżał na łóżku wtopiony w swoją
poduszeczkę, którą dostał ode mnie na swoje 3 urodziny. Moje zdziwienie jeszcze
bardziej rosło. W niebie przed naszym rozdzieleniem podarowałem mu na urodziny
białą poduszeczkę z wygrawerowanym, złotymi literami, jego imieniem. Fakt, że
poduszka musiała dużo przejść, bo była już czarna i gdzie niegdzie były ślady
krwi. –Braciszku - Jak poparzony odskoczyłem, kiedy czerwone ślepka zaczęły się
we mnie wpatrywać z ciekawością.-Co tu robisz? -Nagle spoważniał i przybrał
swój najwstrętniejszy uśmiech jakiego nienawidziłem.-Ja tylko....ja....- Słowa
uwięzły mi w gardle. Co ja mu powiem, że przyszedłem go pocieszyć? Wtedy z
pewnością mnie wyśmieje. Nie czekając minuty dłużej obróciłem się na pięcie i
skierowałem jak najszybciej w stronę wyjścia. Nie zauważyłem nawet kiedy, że
zamiast przed drzwiami, stałem a raczej już leżałem na łóżku a na mnie siedział
Vea. -Dopiero co przyszedłeś, i już mnie opuszczasz?- Paskudny uśmieszek
ponownie zagościł na jego twarzy. -Vea puść mnie!!--W życiu!^_^ -Vea puszczaj
bo cię skaleczę!--Braciszku-.--W tym momencie poleciały jemu łzy z oczu i
błyskawicznie wtulił się w moje ramiona, jak na zaproszenie. Nie wiedziałem co
robię, objąłem moje małe pisklę, bo tak właśnie wyglądał.-Co się z tobą
dzieje--Ave?--Tak--Czy ty mnie lubisz choć trochę?--Vea...ja--Nie, czy ty mnie
w ogóle kochasz- Fakt, zrobił wiele złego i nienawidziłem go ze szczerego
serca, ale nie mogłem mu tego powiedzieć. Nagle Vea odsunął się spuścił głowę.-
Wyjdź- Cholera zapomniałem, że on potrafi czytać w myślach i to był mój
błąd.-Ja...--Wynoś się!!- Jak najszybciej podniosłem się i wybiegłem z pokoju.
Vea był wściekły, więc jedyne co mogłem zrobić to wyjść stamtąd póki jeszcze
nie wpadł w szał. Z wieloma kłębiącymi się myślami poszedłem pod prysznic, a
potem położyłem się spać.
Codziennie to samo wychodzi późno
i wraca nad ranem. Cóż taka był praca dorywcza. Ja bym nie mógł pracować w
sklepie w środku nocy. Ona była silna, bardzo silna więc zawsze dawała sobie
radę. Heh.....lecz teraz się głowiłem nad tymi słowami. Czy ja go lubię?
Kocham? Znowu jesteśmy sami ciekawe co dziś wymyśli. Mam nadzieje, że nie
obmyślił dla mnie żadnej kary.
Zegary wskazywały 23.35 Ale on się
nie pojawił. Od tamtego wczorajszego wieczoru nie wychodził z pokoju. Nagle
usłyszałem zamykające się drzwi. Tak jak myślałem sielanka nie mogła trwać
długo. Lecz nie poczułem żadnego dotyku, niczego nie czułem.......jedyne co
mnie zmartwiło to chłód jaki smagnął mnie po bosych stopach. Spojrzałem w stronę
okna. Stał tam......otworzył okno i bawił się z płatkami śniegu spadającymi z
nieba. Wyglądał tak słodko. Nie przypominał demona, tylko zagubionego młodego
chłopca, który potrzebował chwili uwagi. Nie odrywając wzroku od białego puchu
Vea zaczął rozmowę. -Czy mógłbyś mnie polubić? -Spuściłem głowę nie
odpowiedziałem nic. -Chociaż troszeczkę. Polubić tak jak lubisz ją. Podarować
mi cos czego nigdy nie miałem, a raczej miałem ale mi to odebrano. Ave
chciałbym zacząć wszystko od początku. Chcę żebyś mnie pokochał. Wiem, że to
nie będzie takie proste, ale chcę spróbować.- Nie podnosząc głowy uśmiechnąłem
się sam do siebie. Mój brat się nawrócił?, czy znowu gra? Raczej liczyłem na to
drugie, ale czemu by nie? Mógłbym spróbować, przecież uczynił mi już tyle złego,
że się uodporniłem na to. Spokojnymi wolnymi ruchami wstałem i podszedłem do
okna. Schwyciłem jeden płatek śniegu i przyglądałem się jak rozpływa się na
mojej ciepłej dłoni. Cały czas miałem na sobie jego spojrzenie. -Spróbuję,
spróbuję braciszku, tylko pamiętaj, że wszystko może się skończyć tak jak los
tego płatka na mojej dłoni. Więc weź to na poważnie.-Po tych słowach objąłem
swego, młodszego o kilka minut, brata i przytuliłem do siebie. On natomiast
wtulił się w moje ramiona i zaczął płakać.
PRZED NAMI DŁUGA DROGA, DO
DOSKONAŁOŚCI, DO NAPRAWIENIA BŁĘDÓW. ZACZYNAMY OD MAŁYCH KROCZKÓW A KOŃCZYMY NA
WIELKICH SUKCESACH. NIE ZAPOMINAMY PRZYKROŚCI, BÓLU, ALE TAKŻE KOCHAMY I MIŁOŚĆ
W NAS PZREWAŻA.
-Obiecuje braciszku, że cię nie
zawiodę............................-
By NoTsU ten no ryu