Od autorki:
E-khe-khem...
Ahoj wszystkim! To wprawdzie nie jest mój pierwszy ukończony text (tylko
drugi^^), ale tak czy inaczej liczę na wyrozumiałość z Waszej strony przy
czytaniu tego^_^ Jeśli ktoś odczuje... ekhm... nagłą potrzebę wyrażenia swojej opinii
na jego (tzn.textu^^) temat, to proszę pod: serika@poczta.fm ...No dobra, będę bezpośrednia - czekam na
Wasze budujące opinie^_~
Sypiając
ze śmiercią...
Patrzył
z rozkoszą, jak dopełnia się jego dzieło. Krew powoli, leniwymi strużkami spływała
do wanny. On sam siedział na krawędzi z żyletką w dłoni. Długie, brązowe włosy
rozsypywały się miękko i spadały z pleców i ramion na zakrwawione nadgarstki,
nasiąkając czerwienią. Chłopak uśmiechał się lekko, był jakby nieobecny. Od tak
dawna chciał to zrobić... Uświadomił sobie teraz, że powinien już był to zrobić
w chwili, gdy poznał tego skurwiela... Już go więcej nie zobaczy. Przed oczami
nagle pojawiły mu się czarne plamy, zakręciło mu się w głowie. Usłyszał jakiś
dziwny dźwięk... trzaśnięcie drzwiami? Ostatnim obrazem, jaki zobaczył, był
zdyszany blondwłosy młodzieniec, patrzący na niego szeroko otwartymi oczyma.
Zaczęło szumieć mu w uszach. Potem zrobiło się zupełnie ciemno i cicho...
*
* *
Odzyskał
świadomość w jakimś nieznanym mu miejscu. W nozdrza uderzył go dziwny, ostry
zapach. Powoli rozchylił powieki. Jakiś zamglony obraz począł wirować mu przed
oczyma, aż wreszcie odzyskał ostrość. Znajdował się w zupełnie białym i dość
nieprzyjemnym pomieszczeniu, a nad nim pochylał się szarooki, długowłosy
blondyn. Nie... To jakiś koszmar! Przez myśl przeszło mu, że na pewno już umarł
i znajduje się w piekle... Ale piekło chyba raczej nie jest tak oślepiająco
białe…?
-
Doris... - wyszeptał wyschniętymi, spękanymi wargami.
Młody
mężczyzna uśmiechnął się do niego i odpowiedział cicho i łagodnie:
-
Miru-chan... Obudziłeś się nareszcie.
-
Gdzie jestem? Czy umarłem...?
-
Na całe szczęście nie. W porę cię znalazłem. Jesteś w szpitalu. Gdybym wtedy
nie przyszedł do twojego mieszkania... Powiedz mi jedno - dlaczego chciałeś to
zrobić?
Miru
poczuł, jak oczy zaczynają go szczypać i piec, zamrugał parę razy i odwrócił
wzrok. Dlaczego... Dlaczego...? I ty, ty pieprzony skurwysynu, śmiesz mnie
pytać, dlaczego tak pragnąłem się zabić?!
-
Doris... Nie mogłem tak dłużej... To co mi robiłeś... Co zrobiłeś z moim
umysłem i ciałem... - Chłopak urwał, czując, jak ściska mu się gardło. Z
pięknych, jasnobłękitnych oczu popłynęły łzy.
-
Miru-chan - zaskomlał mężczyzna; jego oczy również się zaszkliły. - Zrozumiałem
wszystkie swoje błędy, Miru-chan! Myślałem tylko o sobie, teraz naprawdę
zrozumiałem, jak bardzo cię skrzywdziłem...
-
Jak krzywdziłeś mnie bezustannie, od dnia, w którym się poznaliśmy - wycedził
przez zaciśnięte zęby Miru.
-
Wiem... - Doris z trudem łapał powietrze, po policzku spływała pojedyncza łza.
- Już nigdy cię nie skrzywdzę, Miru-chan... Nigdy... Obiecuję! Proszę, daj mi
jeszcze jedną szansę, wróćmy razem do domu...
Miru
patrzył na chłopaka z wściekłością zaciskając zęby. Dlaczego, dlaczego tak
bardzo kochał tego pierdolonego skurwiela!?! DLACZEGO?! Zaszlochał. Doris
podszedł do niego i objął go z czułością, uważając przy tym, by nie zerwać
rozmaitych rurek i przewodów, trzymających Miru przy życiu.
-
Uspokój się, Miru-chan, proszę... Kocham cię - spojrzał mu w oczy, spojrzenie
to było szczere i pełne skruchy. - Błagam, daj mi szansę... Nie odchodź, Miru,
obiecuję ci, że tym razem będziesz szczęśliwy jak nikt inny na świecie...
Miru
objął Dorisa chudym ramieniem, na nadgarstku widniała wąska blizna. Ach, gdyby
umarł, zanim go poznał... Zanim pierwszy raz spędził z nim noc... Może teraz
nie kochałby go tak bardzo. Za bardzo.
*
* *
Zgrzyt.
Doris włożył klucz w zamek i przekręcił. Nacisnął klamkę i drzwi otworzyły się
z cichym skrzypnięciem.
-
Witaj w domu - uśmiechnął się blondwłosy mężczyzna i wprowadził do mieszkania
Miru, obejmując go mocno, gdyż chłopak był jeszcze bardzo słaby.
Miru
również uśmiechnął się lekko, jednak w tym uśmiechu można było dostrzec pewien
smutek. Ale może to dlatego, że jeszcze nie czuł się najlepiej.
Doris
zamknął za nim drzwi i przeprowadził do salonu. Te same sprzęty, to
mieszkanie... przypominały mu zarówno te dobre chwile spędzone tutaj, jak i te
bardzo złe, niczym z sennego koszmaru. Usiadł na kanapie.
-
Przygotowałem dla ciebie niespodziankę - Doris znów się uśmiechnął, ale tym
razem jakoś tak... uwodzicielsko. Miru zrobiło się niedobrze. Zawsze tak się
uśmiechał, gdy... Nie, uśmiechał się na pewno jakoś inaczej. To wszystko już
minęło. Doris się zmienił, to widać. Nie jest już taki jak dawniej. Jest
inny... Piękniejszy. Tak, chociaż Miru zawsze uważał go za bardzo przystojnego
mężczyznę. Ale teraz jest taki... "odświętny" - przeszło mu przez
myśl i roześmiał się ponuro w duchu.
-
Znów będziemy razem, Miru-chan - Doris podszedł do chłopaka i przytulił go. -
Zaczniemy wszystko od początku. Będziemy obaj szczęśliwi...
Taak,
tylko że twoje szczęście wyklucza moje i odwrotnie. Czy dlatego tak trudno mi
zacząć wszystko od początku?! Przecież, do cholery, to wszystko może się
powtórzyć...
-
Nic nie będzie tak jak dawniej, Doris. Nic. Wróciłem tylko dlatego, że... -
"...że cię kocham jak jasna cholera" - pomyślał, ale nie powiedział
tego. - Dlatego, że poprosiłeś mnie żebym dał ci jeszcze jedną szansę.
Ostrzegam, że jeśli tylko mnie dotkniesz... nie w ten sposób co potrzeba,
odejdę. Na zawsze, Doris. - "Taak, jasne" - odezwał się nagle jakiś
złośliwy głosik w jego głowie. - "Nie odejdziesz od niego, bo bez niego
nie potrafisz żyć, kochasiu. Tak, z nim źle, lecz bez niego jeszcze gorzej.
Jedynym sposobem na uwolnienie się od niego jest twoja śmierć."
"NIE!" - Miru zagłuszył głos i odegnał złe myśli.
-
Ale może być lepiej. Nie bój się, Miru, nigdy już nie zaznasz cierpienia, ani
ode mnie, ani od nikogo innego. Nie pozwolę na to. - Doris wtulił twarz w
miękkie, kasztanowe włosy swojego chłopca i z rozkoszą wdychał ich zapach.
-
A co to za niespodzianka? - zapytał Miru, by zmienić temat.
-
Aaa, zaraz zobaczysz.
Dopiero
teraz Miru zauważył, że część salonu jest oddzielona od reszty małą, czerwoną
kotarką. Doris podszedł i odsunął ją.
-
Ta-dam! - Za kotarką znajdował się suto zastawiony stół, a na jego środku stał
drogi szampan w srebrnym wiaderku wypełnionym lodem. - Przygotowałem
romantyczną kolację - Doris wyprostował się dumnie. - Nie cieszysz się...?
Miru
stał na środku pokoju i wpatrywał się bez emocji w stół.
-
C...co? Cieszę się, oczywiście, że tak, tylko... wybacz, czuję się jeszcze
odrobinę słabo. Muszę usiąść.
Doris
podbiegł i odsunął mu krzesło, po czym zapalił dwie ozdobne, czerwone świece
stojące na stole i sam usiadł naprzeciwko niego. Czemu, kurna, on się wciąż
zachowuje, jakby nic się nie stało!?
-
A ja się cieszę, że... jestem z tobą - Doris wyciągnął rękę i odgarnął włosy z
szyi chłopaka, gładząc go delikatnie. Nagle zauważył brzydki, żółty siniak i
zaszkliły mu się oczy. Jego Miru... jego malutki, mały Miru-chan... I on mu to
zrobił. Miru odepchnął rękę Dorisa i zakrył siniak włosami. Wziął do ręki
widelec i zabrał się do jedzenia.
-
Mmm, pyszne - posłał przyjacielowi delikatny uśmiech. - Pamiętałeś... to moja
ulubiona potrawa.
-
Jasne! Wszystko to przecież jest dla ciebie.
Miru
jadł, wpatrując się z uporem maniaka w swój talerz, i starał się nie zwracać
uwagi na słowa Dorisa, gdyż kłuły go one w samo serce.
Jedli
w dość napiętej atmosferze. Miru cały czas patrzył na swój posiłek, Doris zaś
na niego. Nagle starszy mężczyzna wstał i podszedł do Miru.
-
Miru-chan... Kocham cię, tak mocno cię kocham! Pozwól mi ci to udowodnić,
pokazać, że się naprawdę zmieniłem... - Spojrzał na niego pożądliwie.
Miru
z niedowierzaniem pokręcił głową, otwierając szeroko oczy.
-
N...nawet o tym nie myśl, Doris! Daj mi trochę czasu... Zresztą jestem jeszcze
słaby...
-
Boisz się...?
-
A jak mam się nie bać?! Po tym co...
-
Ja... nie uderzę cię, Miru...
-
Skąd mam mieć tą pewność? Może upłynie dużo czasu, nim przestanę się bać i
znowu zacznę ci ufać, dlatego musisz być cierpliwy... Doris, ja chodziłem cały
posiniaczony, poraniony, nie chcę tego znów przechodzić...
Miru
wstał i wyszedł do sypialni, trzaskając drzwiami. Doris został sam, starając
się nie słuchać przytłumionych szlochów dochodzących z sąsiedniego pokoju.
*
* *
Miru
leżał sam w rozświetlonej pierwszymi promieniami słońca wpadającymi przez zasłonięte
okna sypialni. Doris spał tej nocy na kanapie w salonie; Miru nie potrafił się
przemóc, kochał go, jednak się go bał. To uczucie wysysało z niego ostatnie
siły, sprawiało, że czuł, jak pogrąża się w jakiejś ciemnej otchłani, z której
nie ma już wyjścia. Gorzkie łzy cicho spływały po jego policzkach, choć
wydawało mu się jeszcze przed chwilą, że nie ma już sił nawet żeby płakać.
Doris był ostatnią osobą, o której Miru myślał przed zaśnięciem i pierwszą, o
której myślał tuż po przebudzeniu. Zresztą nikogo innego nie miał. Całe jego
życie kręciło się wokół Dorisa. Wiedział, że to było "chore", coś co
wielcy, wykształceni psychologowie z telewizji nazywają "toksyczną
miłością", ale... jakie oni mogą mieć o tym pojęcie?!! Poczuł, jak wzbiera
w nim wściekłość. Przecież wrócił po to, by dać Dorisowi szansę, a leży
bezczynnie i rozmyśla o przeszłości, podsycając w sobie nienawiść... Nie, musi
chociaż spróbować znów mu zaufać, dać mu tą obiecaną szansę... Tak, po to
wrócił. Doris popełnił wielki błąd, ale wtedy był chory... Teraz się wyleczył,
wszystko będzie jak dawniej... Jak na samym początku.
Nagle
drzwi sypialni uchyliły się powolutku i ukazała się w nich uśmiechnięta twarz
blondyna.
-
Nie śpisz już, Niedźwiadku...?
-
Nieee... - odpowiedział Miru, uśmiechając się również i przeciągając. - Wejdź.
-
Przyniosłem ci śniadanko. - Doris trzymał w rękach dużą tacę z parującym
omletem i świeżą kawą z mlekiem.
-
Jesteś kochany - Miru teraz już naprawdę przysiągł sobie, że od tej chwili
będzie zachowywał się w stosunku do niego jak najlepiej; chłopak ewidentnie
bardzo się starał.
Doris
usiadł obok niego na łóżku i przytulił się do jego miękkich włosów; uwielbiał
je. Pocałował go delikatnie w gołe ramię, wystające spod opadającej koszuli.
Miru wzdrygnął się, ale nie odepchnął już go, choć nie odwzajemnił pieszczoty ani nie zdradził najmniejszych oznak
zadowolenia. Nadział na widelec kawałek omletu i wsunął go sobie do ust.
Obawiał się, że Doris posunie się dalej, ale, ku jego zaskoczeniu, po prostu
odsunął się i usiadł bardziej na skraju łóżka.
-
Dzięki za wyrozumiałość - Miru spuścił wzrok i poczerwieniał lekko. W oczach
Dorisa można było dostrzec jakieś dziwne rozczulenie, spojrzał na Miru, który
niespodziewanie pocałował go w policzek i wtulił się w niego. Po twarzy
młodszego chłopaka znów pociekły łzy...
-
Nie płacz, kochanie, już dobrze... Już wszystko będzie w porządku. - Doris
objął mocno Miru, nie chciał już nigdy, nigdy wypuścić go ze swoich objęć.
*
* *
-
Masz piękne włosy, Miru, wiesz?
Miru
siedział po turecku na łóżku, między nogami Dorisa, który zaplatał jego długie,
bo sięgające prawie do pasa, jasnobrązowe włosy w warkocz. Za oknem świecił już
księżyc. Miru po raz pierwszy od tamtego dnia czuł się szczęśliwy; czuł się
potrzebny, kochany, a Doris wydawał mu się teraz naprawdę innym człowiekiem.
Teraz jeszcze bardziej go kochał... Jeszcze zachłanniej i mocniej.
Doris
rozplątał włosy Miru i zaczął je pleść od nowa. Chłopak posłał mu pytające
spojrzenie. Starszy mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie, ale uśmiech ten nie
objął jego oczu, które pozostały poważne i spokojne.
-
Mówiłem ci już, że uwielbiam twoje włosy? Mógłbym się nimi bawić bez końca...
Są takie miękkie i aksamitne.
Miru
wyczuł w głosie ukochanego jakąś ckliwość; wiedział, bo sam czuł to samo. To
uczucie kłóciło się w jego sercu z niewytłumaczalnym strachem, jaki go
niespodziewanie ogarnął.
Spojrzenie
Dorisa ześlizgnęło się z oczu Miru na jego usta. Ujął go za podbródek, Miru zaś
z lekkim wahaniem wplótł palce między długie jasne kosmyki. Młodszy chłopak
drżał odrobinę. "Przestań się bać, głupku" - zganił się w myślach.
"On ci już nic nie zrobi. Co ci się stało, że trzęsiesz się nawet przed
zwykłym pocałunkiem...?! Zachowujesz się, jakbyś nigdy wcześniej tego z nim nie
robił, a przecież nigdy nie była to platoniczna miłość... bynajmniej..." -
dodał złośliwie, by zagłuszyć swój strach.
Doris
delikatnie musnął jego usta, potem rozchylił je i wsunął w nie język.
-
Mmmmmmiru... Kocham cię, Niedźwiadku... - Doris odsunął się nieco, by spojrzeć
chłopakowi w oczy, wyczytać z nich, czy chociaż mu się to podobało. Miru
uśmiechnął się w odpowiedzi, co ośmieliło blondyna. Uklęknął przed Miru i
zaczął rozpinać mu koszulę. Chłopak podskoczył i zalała go nowa fala strachu.
Co on zamierza zrobić...? Tylko żeby go znowu nie uderzył... bo tego już nie
wytrzyma. Doris prawie zawsze go bił, tylko tak sprawiało mu to przyjemność...
Ale teraz się z tego wyleczył, jest zupełnie inny... Doris zdawał się czytać w
myślach przyjaciela.
-
Nie bój się, Miru... Nie chcę cię skrzywdzić... - Musnął ustami jego szyję i
zaczął schodzić niżej, na tors, zsuwając całkowicie jego białą koszulę. Miru
starał się uspokoić, jednak straszne wspomnienia nie pozwalały mu na to, nie
potrafił przezwyciężyć lęku. Ciągle wydawało mu się nierealne, żeby Doris mógł
chcieć się z nim kochać, nie chcąc go przy tym "skrzywdzić". Prawie
czuł na twarzy pięść Dorisa...
-
Nie, Doris, nie mogę - odepchnął gwałtownie przyjaciela - Jeszcze nie
dzisiaj... Chyba nie jestem jeszcze na to gotowy...
-
Ale... Miru... Przecież...
-
Przepraszam... To jest silniejsze ode mnie.
-
....... W takim razie pozwól mi chociaż spać dziś z tobą... Tylko spać w jednym
łóżku, nic więcej. Chcę być blisko ciebie...
Miru
zawahał się. Nie ufał jeszcze Dorisowi na tyle, żeby uwierzyć mu, że będzie
tylko spokojnie leżał obok. Za dobrze pamiętał tamtego Dorisa.
-
Doris... nie. Wybacz... nie mogę.
-
...........
Doris
spojrzał z żalem na Miru. A może... to nie był żal...? W tym spojrzeniu można
było też dostrzec odrobinę złości i zniecierpliwienia.
-
.... dobrze. Śpij spokojnie Miru.
Doris
wstał z łóżka i wyszedł z sypialni, zamykając za sobą drzwi. Miru,
zdezorientowany, został sam ze swoimi myślami. Dotknął delikatnie dłonią swojej
szyi, gdzie jeszcze niedawno znajdowały się usta Dorisa, całujące zachłannie
każdy centymetr jego skóry. Westchnął głęboko i wstał, by zgasić światło, po
czym położył się do łóżka, nękany wspomnieniami, które jak obrazki w
kalejdoskopie przesuwały mu się przed oczyma. W końcu, po kilku godzinach,
wyczerpany usnął.
*
* *
Obudziło
go... no właśnie, sam nie wiedział co. Chyba jakiś szelest... ale był zbyt
śpiący by się tym jakoś specjalnie przejąć. Dopiero gdy poczuł czyjąś lodowato
zimną rękę na ramieniu, oprzytomniał. Poderwał się, oszołomiony, a raczej
jedynie spróbował, bo ręka przytrzymała go na miejscu. Doris...?
-
Co ty... wyprawiasz...? - Miru spojrzał na elektroniczny zegarek na szafce
nocnej - Jest trzecia w nocy! Po co mnie obu... - Jednak w tym momencie dłoń
zakryła usta Miru i pchnęła go na łóżko. Miru krzyknął.
-
Milcz - rozkazał głos... Tak, z pewnością należał on do Dorisa, ale... O co tu
chodzi???!!
Doris
usiadł na nim okrakiem, przygniatając go tym samym do łóżka. Miru poczuł, jak
silna dłoń ściska go za gardło, a potem jego szyi dotknęło coś bardzo zimnego i
metalowego. Przeszył go paniczny, paraliżujący wszystkie mięśnie strach.
-
To teraz się trochę pobawimy, co...?
Oczy
Miru rozszerzyły się w ciemności.
-
Tyle czasu zmarnowałem, czekając na twoje pozwolenie... Myślałeś, że możesz
sobie robić co chcesz, "albo się zgodzę, albo nie"? Zaufałeś mi...?
Mi nie można ufać, pamiętaj...
Miru
zakwilił ze strachu. Nie mógł się ruszać, trudno mu było nawet oddychać, Doris
przygniatał go całym swoim ciężarem...
-
Ale teraz się trochę zabawimy, zobaczysz, będzie ci dobrze...
Miru na dźwięk tych słów dostał mdłości.
Zawsze to mówił, kiedy... O Boże, zawsze, zawsze, zawsze!!! Miru już wiedział,
że tutaj próba ucieczki na nic się nie zda. Doris delikatnie przesunął nożem po
szyi chłopaka, przyprawiając go o dreszcze.
-
Do...Doris... - Wydukał z trudem. - Co... w ciebie... wstąpiło...?
-
Co we mnie wstąpiło? Jakbyś nie wiedział! Myślałeś że wolno ci mnie tak
traktować?! Chciałeś mnie opuścić... Zostawić... Pójść na łatwiznę. Ale ze mną
nie ma łatwo.
To
mówiąc polizał końcem języka ucho Miru, który zamarł i bał się już odezwać -
czy chociażby nawet oddychać.
-
Jak myślisz, co teraz zrobię?
Miru
milczał; bał się, że każde jego słowo mogłoby jeszcze bardziej rozwścieczyć
Dorisa.
-
Odpowiadaj! - Cios wymierzony otwartą dłonią prosto w twarz był bardzo bolesny.
Z piersi Miru wyrwał się głuchy jęk, a z ust pociekła gęsta krew.
-
Czyli nadal nie wiesz...? W takim razie zaraz się dowiesz...
Doris
przesunął srebrne, błyszczące w ciemności ostrze noża wzdłuż delikatnej szyi
chłopaka; oczywiście starał się, żeby nie uszkodzić przy tym tętnicy - to zbyt
szybko zakończyłoby zabawę. Z przeciętej skóry także popłynęła krew. Ostrze
wędrowało dalej - przesuwało się po szczupłych rękach, torsie, brzuchu. W
pewnym momencie Doris gwałtownie odrzucił na bok nóż i znów chwycił chłopaka za
gardło, tym razem mocniej, zmuszając go, by usiadł na łóżku. Miru zaszlochał.
-
Ucisz się - rzucił mu zniecierpliwiony Doris. Rozerwał jego koszulę na piersi,
po czym chwycił za włosy i wpił się drapieżnie w jego zakrwawione usta.
-
Wiesz... lubię krew... zwłaszcza, gdy płynie z twoich ran.
Całował
go coraz głębiej i mocniej, Miru zaczynało brakować tchu, zaczynał się dławić.
Doris zaczął zsuwać mu spodnie. W tym momencie Miru bardzo żałował, że się
wtedy nie zabił... Szczerze mówiąc wolał, żeby Doris już z nim skończył, w tej
chwili. Na twarzy starszego mężczyzny malował się szaleńczy, diaboliczny
uśmiech, Miru widział go mimo ciemności panującej w pokoju i bólu zalewającego
go coraz to nową falą, przy każdym ruchu silniejszego. Doris zepchnął go z
łóżka, kasztanowe włosy rozsypały się na zimnej podłodze; świeże rany zapiekły
tak bardzo, iż Miru wydało się, że zapłonął żywym ogniem. Blondyn stanął nad
nim, zadowolony i wyprostowany, i z całej siły kopnął go w brzuch. Miru skulił
się i poczuł, jak wszystko zaczyna wirować. Uderzenie w żołądek wzmogło
mdłości; Chłopak zwymiotował na podłogę. Dorisa to rozwścieczyło. Podszedł do
niego i szarpnął go za rękę. Rozległo się złowieszcze chrupnięcie łamanej
kości. Miru krzyknął mimo woli i zwinął się z bólu, trzymając za uszkodzone
przedramię. Doris pochylił się nad nim, bardzo nisko, i szepnął mu do ucha:
-
To nie jest kara dla ciebie. To nagroda dla mnie.
Wszedł w niego brutalnie, a Miru
krzyknął przeciągle z bólu; Doris zaczął się śmiać. Jego przerażający śmiech
dudnił w uszach ledwo przytomnego z bólu Miru. Z każdym ruchem Dorisa Miru
coraz głośniej krzyczał, nie mógł tego powstrzymać, mimo że przez to mogło być
jeszcze gorzej, jeśli Doris by się wściekł. I rzeczywiście - dostał znów w
twarz, tyle że tym razem pięścią.
-
Zamilcz! Chyba nie chcesz, żeby sąsiedzi usłyszeli, co...?
Nie,
nie chciał. Wtedy Doris z pewnością by go zabił. Łzy Miru zaczęły się mieszać z
krwią wypływającą z jego ran. Doris oddychał szybko, on także był cały we krwi
kochanka. Na jego twarzy malował się szaleńczy zachwyt. Ku wielkiemu zdziwieniu
i przerażeniu młodszego chłopaka znów sięgnął po nóż...
-
Nie, nie... - zakwilił ze strachu Miru.
Doris
dochodził. Uniósł nóż nad ciałem chłopaka, ostrze błysnęło złowieszczo w
ciemności... Po chwili opadło na wyciągniętą dłoń chłopaka, przebijając ją na
wylot i przyszpilając do podłogi. Miru nie miał już siły krzyczeć... wszystko
go bolało. Nie był w stanie nawet trzeźwo myśleć... JAKKOLWIEK myśleć. Nawet
nie poczuł, jak Doris się z niego wysunął... Wszystko dookoła zlewało się w
jedność.
-
Czy teraz nadal uważasz, że możesz mnie zostawić, albo ze mną zostać? Że to
zależy od ciebie? Czy wciąż myślisz, że się zmieniłem...? - Doris zaśmiał się
kpiąco. - Pomyśl, jak ktoś taki jak ja mógł się zmienić? Przecież mnie
znałeś... Jesteś naiwny, Miru. Kurwa, jesteś tylko głupim, popierdolonym,
naiwnym skurwysynem!!
Spod
zaciśniętych nagle powiek Dorisa popłynęły łzy. Znowu uniósł nóż, tym razem już
nie po to, by się "pobawić"... Miru otworzył szeroko oczy, przeczuwał
co się stanie... W jego umyśle szybko przelatywały sceny z jego życia...
Totalnie spieprzonego życia. Srebrne ostrze wbiło się w sam środek klatki
piersiowej, przebijając serce. Chłopak zastygł z wyrazem skrajnego przerażenia
na bladej twarzy... Oczy nadal były otwarte. Z piersi chlusnął strumień czarnej,
gęstej krwi. Ogarnęła go lepka ciemność...
-
Oj, stary... Marnowałeś się na tym świecie... Tam będziesz bardziej potrzebny.
Blondyn
odgarnął długie włosy z szyi... Na karku widniał maleńki tatuaż w kształcie
pentagramu.
- The End -
by Serika^_~