Strona domowa Mariana Sosny
Napisz
do mnie
NOWA ZELANDIA fragmenty listów wysłanych
data ostatniej aktualizacji: 2 lipca
2003 |
|| Home ||| Kto jest kto ||| Nowa Zelandia ||| Śląskie sprawy ||| Mapa strony |||
Listy Listy_2003 |
W związku z kierowanymi do mnie, głównie za pomocą poczty elektronicznej, licznymi zapytaniami dotyczącymi formalności proceduralnych związanych z wyjazdem do Nowej Zelandii oraz warunków życia na antypodach, rozpocząłem tworzenie tej autorskiej strony internetowej od umieszczenia na niej fragmentów listów napisanych przeze mnie (niekiedy też przez moją Małżonkę) do wielu różnych osób na przestrzeni ostatnich lat, dotyczących właśnie procedury załatwiania wyjazdu oraz "ciekawostek" życia w Nowej Zelandii. Poszczególne fragmenty, pisane przez dłuższy okres czasu do różnych osób, opatrzone datami, zawierają nasze osobiste obserwacje, przemyślenia i opinie. Być może, w trakcie poznawania realiów i nabierania doświadczenia w emigracyjnym życiu, niektóre nasze poglądy i opinie uległy stopniowej ewolucji i zostały w międzyczasie skorygowane. Nie bierzemy jakiejkolwiek odpowiedzialności za wykorzystanie poniższych materiałów do pokierowania własnymi losami, ani za podejmowanie na ich podstawie jakichkolwiek decyzji. Strona ta nie ma charakteru przewodnika ani instrukcji jak załatwić prawo do stałego pobytu w Nowej Zelandii ! Osoby, które choć w minimalnym stopniu poczuły się usatysfakcjonowane otrzymaniem informacji zawartych na tej stronie, proszę o potwierdzenie tego poprzez wysłanie mi krótkiego email'a. Strona ta będzie stale aktualizowana. Zachęcam do zaglądnięcia na nią znowu za jakiś czas.
04 stycznia 2000 [...] Problemy załatwiania formalności wizowych są mi dość dobrze znane, sam przez nie przechodziłem, wiem też co inni moi znajomi w tej sprawie przeżyli i nadal jeszcze niektórzy z nich przeżywają. Sprawa jest do załatwienia, wymaga jednak zdeterminowania i odpowiedniej skuteczności w działaniu. Czym mniej jest tych dwóch czynników, tym sprawa ciągnie się dłużej i przeważnie kosztuje znacznie więcej. Koszty też rosną niebotycznie jeśli korzysta się z usług firm pośredniczących w uzyskaniu wizy. Firm zawsze bardziej nastawionych na wyciąganie od klientów pieniędzy niż załatwienie im wiz. Do Nowej Zelandii można przyjechać na stałe po uzyskaniu specjalnej
wizy tzw. permanent residence. Jest to możliwe do uzyskania po spełnieniu
i odpowiednim udokumentowaniu pewnych, dość trudnych warunków. Niezmiernie istotną sprawą jest konieczność dość dobrego posługiwania
się językiem angielskim. Już w czasie procedury załatwiania wizy trzeba udokumentować
znajomość języka angielskiego poprzez świadectwo zaliczenia testu IELTS na
poziomie przynajmniej 5.0 dla wszystkich elementów testu. W Polsce ten test
można zdać tylko w British Council w Warszawie. Test taki muszą zaliczyć
wszystkie osoby dorosłe (powyżej 16 roku życia) starające się o wyjazd. Wynik
zaliczenia tego testu jest jednym z dokumentów wymaganych przy składaniu
wniosku wizowego, choć nie zawsze się o tym mówi na początku. Warunki otrzymania wizy są tak skonstruowane, że trzeba mieć
jak najwyższe wykształcenie (nie wszystkie zawody i kwalifikacje są tutaj
uznawane), jak największy staż pracy (koniecznie w wyuczonym zawodzie!) i
jak najmniej lat w życiorysie! Te dwa ostanie warunki trochę sie kłócą, ale
jest pewien przedział wiekowy, w którym obie sprawy mogą wspólnie z sobą,
korzystnie zagrać. Jakie są Twoje szanse na �załapanie się� na wizę możesz sprawdzić sobie sama śledząc przepisy oraz podliczając �swoje punkty� korzystając ze strony New Zealand Immigration Service. Przy okazji sama sprawdzisz ile warta jest Twoja znajomość angielskiego. Na tej stronie są dostępne wszystkie potrzebne informacje, przepisy, nawet formularze. Ale jak sama się przekonasz, sprawa jest dość skomplikowana, choć możliwa do załatwienia. Niestety przenosiny na antypody pociągają też za sobą dość spore koszty. I z tego też trzeba sobie zdawać sprawę. W Warszawie nie ma ambasady Nowej Zelandii. Najbliższa Polsce jest nowozelandzka ambasada w Londynie. Kontaktowanie się z nią na etapie rozeznawania sprawy nie ma sensu, wszystko znajdziesz w Internecie. Do wysłania wniosku wizowego do rozpatrzenia trzeba się bardzo
dobrze przygotować. Wszystkie sprawy muszą być odpowiednio udokumentowane
i przetłumaczone na język angielski (tłumacz przysięgły, notarialne potwierdzenia),
wymagane badania lekarskie (robione tylko w wyznaczonych miejscach) mają dość
krótki okres ważności, należy je robić dopiero po skompletowaniu wszystkich
(!) potrzebnych dokumentów, niemalże w ostatniej chwili przed przekazaniem
ich do rozpatrzenia. 4 lutego 2000 [...] Wszystkie potrzebne formularze są do uzyskania w internecie, kontakt z Londynem na wstępnym etapie starań nie jest potrzebny. Brakiem punktów (na dzień dzisiejszy) nie należy za bardzo się przejmować. Z upływem czasu punktów przybywa (za staż pracy). Warto w międzyczasie podszkolić swój angielski, bo choćby nie wiem jak był dobry w tej chwili, to zawsze lepiej będzie móc posługiwać się nim jeszcze sprawniej. Punkty za kwalifikacje zawodowe uzyskuje się na podstawie certyfikatu
New Zealand Qualification Authority. Trzeba im posłać odpowiednie dokumenty
(potwierdzone notarialnie kopie + tłumaczenia), opłacić procedurę i czekać
na wynik. Niekiedy trwa to ponad pół roku. A nawet i znacznie dłużej. Ale
wysyłane dokumenty muszą być odpowiednio przetłumaczone. Jest to swego �wiedza
tajemna� jak należy te dokumenty tłumaczyć. Na skutek złego tłumaczenia magistrowi
inżynierowi, absolwentowi polskich studiów podyplomowych NZQA może nie przyznać
nawet uprawnień kiwi licencjatu. A to oznacza utratę cennych punktów. [...] 4 lutego 2000 [...] Nie warto angażować się we współpracę z jakąkolwiek firmą pośredniczącą załatwianie wizy do Nowej Zelandii. Wszystkie (!) tego typu firmy nastawione są na wyciąganie od klientów pieniędzy i to potrafią robić wyśmienicie. Mam wiele przykładów na to, co piszę. Firmę [...] znam osobiście (panią [...] też), nie jest ona w stanie załatwić nawet połowy tego co obiecuje na swoich stronach www. O innych firmach mogę napisać to samo. Zrezygnujcie z tej drogi zawczasu, dopóki Was to jeszcze nic nie kosztowało. O pracę w NZ na jakimkolwiek stanowisku i w jakimkolwiek fachu jest niezwykle trudno. Nie ma się żadnych szans na dostanie pracy bez bardzo dobrej, praktycznej znajomości angielskiego. Punktacja jest tylko pewnym schematem, ale do przyznania określonej
ilości punktów muszą być spełnione (i doskonale udokumentowane!) odpowiednie
warunki. Firmy o tych warunkach na początku nie wspominają, by potem przeciągać
procedurę w nieskończoność. Trudności i wymagania pojawiają się dopiero po
podpisaniu umowy z firmą, a np. o konieczności zdania egzaminu ze znajomości
języka angielskiego (IELTS na poziomie przynajmniej 5.0) na ogół informuje
się na samym końcu. Zdanie tego egzaminu często nie jest możliwe od razu,
niekiedy trzeba się przygotowywać do niego przez rok albo i dłużej. A przez
ten czas, w majestacie prawa bo zgodnie z umową, firma kasuje ile się da!
Polecam w pierwszym rzędzie przebrnąć przez strony Immigration
Service, ich zrozumienie da Wam najlepszą opinię o Waszej znajomości angielskiego.
W razie trudności warto na rok, czy nawet dwa, odłożyć myśli o wyjeździe i
w międzyczasie skutecznie poprawić znajomość języka angielskiego. Nie wiem na ile rzetelnie pani [...] oceniła Wasze szanse punktowe. Ja osobiście śmiem w to wątpić (przepraszam), polskie wykształcenie wyższe nie zawsze jest uznawane jako wyższe w Nowej Zelandii, to trzeba bardzo dokładnie udokumentowac i uzyskać certyfikat nowozelanckiego NZQA. Także punkty za staż pracy uzyskuje się tylko za lata przepracowane w wyuczonym zawodzie. O wielu takich szczegółach trzeba po prostu wiedzieć. Wszystko musi być dokładnie udokumentowane (kopie zaświadczeń i dyplomów potwierdzone notarialnie, angielskie tłumaczenia). Dopiero po zebraniu wszystkich (!) potrzebnych dokumentów (włącznie z wynikiem egzaminu ze znajomości języka) zrobić należy odpowiednie badania lekarskie, uzyskać swiadectwo o niekaralności z Centralnego Rejestru Skazanych w Warszawie (te dokumenty mają określony czas ważności), wypełnia formularze i oddaje wnioski do wizowania. Skompletowanie wszystkich dokumentów jest czasochłonne i dość kosztowne. Można to zrobić bez płacenia jakiejkolwiek firmie za podpowiadanie (patrz strona internetowa). A jak się już wszystko skompletuje, to firma nie jest do niczego potrzebna. Firmy obiecują też pośrednictwo w znalezieniu pracy, pomoc w zagospodarowaniu się po przyjeździe do NZ. Kasują za to odpowiednio, ale ich usługi w tym zakresie to są bajki dla naiwnych. Nikt w NZ (i nie tylko w NZ) nie załatwi pracy �zaocznie�. Sporo trzeba się nachodzić samemu aby wreszcie coś dla siebie znaleźć. Informacje o biedujących Polakach w NZ też nie są prawdziwe.
Wprawdzie krezusów polskiego pochodzenia nie ma tu zbyt wiele, ale wszycy
jakoś żyją, żyja godnie i nie muszą się wstydzić niczego. Wielu z nich (przepraszam:
z nas) ma się całkiem dobrze i nie załują decyzji o wyjeździe tak daleko.
[...] 17 lutego 2000 [...] Nie mogę wziąć żadnej odpowiedzialności za Pani decyzje i skutki z nich wynikłe. Na pewno nie usłyszy Pani z mojej strony ani nie przeczyta w moich listach jakiejkolwiek formy namawiania do przyjazdu do Nowej Zelandii. Na pewno nie będę też od tego odmawiał. Po prostu decyzję musi Pani podjąć sama. Nowa Zelandia jest jednym z bardzo nielicznych krajów na świecie,
do którego można przyjechać legalnie na stałe, uzyskać prawo do pracy. I
co najważniejsze, da się to załatwić przed wyjazdem z Polski. Wprawdzie przyjeżdżają
tu Polacy na wizach turytycznych i potem, dopiero tutaj, usiłują załatwić
wszelkie formalności. Czasami się im to udaje, ale nie jest to łatwe (władze
nowozelandzkie coraz rygorystyczniej podchodzą do tych spraw) a na pewno
jest bardzo stresujące i jeszcze bardziej kosztowne. 13 marca 2000 [...] Odpisuję wreszcie na list,
w którym zadałaś mi pytania na temat szkolnictwa w NZ oraz opieki zdrowotnej,
a także wymiaru urlopu. Zacznę od końca, bo na temat urlopów niewiele mam
do powiedzenia. Sprawa jest bardzo indywidualna i zależy od charakteru zatrudnienia
oraz miejsca, w którym się pracuje. Jak Wiesz, w Nowej Zelandii króluje kapitalizm
w dosłownym tego słowa znaczeniu. Wynika z tego, że albo pracuje się u siebie,
albo u kogo innego. Jeśli u siebie, to problem urlopu jest indywidualną sprawą
i można wypoczywać kiedy i ile się chce. jeli jest się zatrudnionym u kogoś,
to sporo prac wykonuje się tutaj na zasadzie kontraktu. Zakłady nie są zainteresowane
zatrudnianiem ludzi na swoich etatach, robią to tylko w przypadku braku innej
możliwości. Najchętniej zatrudnia się pracowników w ramach umowy-zlecenia
(kontraktu), pracownik jest wtedy jakby na własnym rozrachunku i sam, jako
właściciel swojej firmy, dawkuje sobie urlopy według potrzeby i możliwości.
Pracownicy na posadach państwowych, tak jak mój mąż, mają trzy, cztery tygodnie
urlopu w skali roku w zależności od stażu pracy. Do wymiaru urlopu wlicza
się tylko staż pracy w Nowej Zelandii. Na ogół w umowie o pracę zobowiązuje
się pracownika do korzystania z urlopu w okresie świąt Bożego Narodzenia i
Nowego Roku, bowiem wtedy w Nowej Zelandii panują wielkie "holidays" i większość
zakładów pracy pozamykana jest na cztery spusty. W tym okresie przypada także
sporo dni wolnych od pracy (świąt i tzw. statutory holidays), które w połączeniu
z urlopem dają możliwość spędzenia z dala od pracy nawet okresu większego
niż miesiąc. W roku kalendarzowym rozsianych jest też kilka dni wolnych od
pracy, jednakże niektóre z nich kiedy przypadają w sobotę lub niedzielę
są przenoszone na poniedziałek (i wtedy jest to dodatkowy dzień wolny tworzący
long weekend), inne zaś nie. To tyle, jeśli chodzi o system szkolnictwa. Oczywiście szkoły
primary i secondary są tu państwowe i prywatne. We wszystkich obowiązuje
noszenie tzw. uniformów, jednak każda szkoła ma ubranka inne. Tak więc, jak
spotykamy przed południem młodzież szkolną w supermarketach, to doskonale
wiemy, z której szkoły się urwała. My na początku rozważaliśmy skierowanie
naszej młodzieży do college'ów katolickich, gdzie dyscyplina jest wyższa
niż w szkołach państwowych, gdzie często są osobne szkoły dla dziewcząt i
chłopców, ale nasza młodzież szybko nam te rozważania wybiła z głowy.
Na godny uwagi zasługuje fakt doskonałego wręcz przygotowania tutejszego szkolnictwa primary i secondary do przyjmowania i uczenia dzieci różnojęzycznych, z różną, często zerową znajomością języka angielskiego. Przyjście takiego dziecka w środku termu do klasy (a takich dzieci pojawia się tu mnóstwo przez cały rok) nie burzy całego cyklu szkoleniowego i dziecko szybko i na ogół bez większych problemów wtapia się w środowisko rówieśników. Kolejne Twoje pytanie dotyczyło opieki zdrowotnej. Ten temat
skwituję krótko. Życie w NZ jest bardzo spokojne, wielu przyjezdnym ono nie odpowiada. Uważają NZ za jedną wielką wieś. I traktują NZ jako poczekalnię na kiwi obywatelstwo dające im wyjazd na legalny pobyt i prawo do pracy w Australii. Gdzie podobno �tam to jest zycie�. Podobno tam manna spada z nieba, tam jest raj na ziemi i Kiwilandia do Australii się nie umywa. My w to nie bardzo wierzymy, sprawdzimy kiedyś przy okazji turystycznych tam odwiedzin. Nam życie w NZ odpowiada. Ta �wieś� to to czego oczekiwaliśmy. Nie myślimy o przenoszeniu się stąd gdziekolwiek. Przynajmniej na razie. Żyjemy w ponad milionowym, nowoczesnym mieście, a jednocześnie w spokojnej, niezbyt oddalonej od centrum dzielnicy. Do najbliższej pacyficznej plaży mamy 10 minut jazdy samochodem. Jadąc w drugą stronę 15 minut (przez wspaniałe, zielone góry, w których jest ponad 200 kilometrów szlaków turystycznych, a spotyka się tam pojedyncze osoby) mamy plaże nad Morzem Tasmana, raj surfingowców. Na narty wystarczy wybrać się jakieś 300 kilometrów na południe od Auckland w rejon wulkanu Ruapehu, a stamtąd, w tym samym nawet dniu, na �po nartach�, pojechać wykąpać się w gorących żródłach lub wręcz skorzystać z plaży nad Oceanem Spokojnym. W naszym ogrodzie mamy drzewko z cytrynami, zaspokaja ono nasze rodzinne potrzeby na te owoce przez cały rok. U sąsiadów rosną mandarynki i grejpfruty. Trzęsieniami ziemi chyba nie trzeba się za bardzo martwić. Podobnie jak tutejszymi wulkanami (w samym Auckland jest ich ponad 60). Auckland jest położone w tzw. 3-ciej kategorii zagrożeń trzęsieniami (Wellington jest w 1-szej - najbardziej się trzęsącej strefie), tutejsze budownictwo jest specjalnie przystosowane do tego typu zagrożeń, a poza tym dawno już powaznie nie trzęsło. Więcej takich trzęsących atrakcji mieliśmy w naszym domu na Śląsku, gdzie kopalnie pod nami dostarczały ich bez liku. Wulkany zaś niemalże wszystkie są wygasłe. W Auckland jedyny jeszcze niewygasły Rangitoto od kilkuset lat sobie śpi i nic nie wskazuje na to, aby przez najbliższe kilkadziesiąt chciał się obudzić. Prędzej chyba przerdzewieją rosyjskie okręty atomowe zatopione w okolicach Murmańska, co może wywołać więcej sensacji w świecie niż jakiś Rangitoto w Nowej Zelandii. 29 marca 2000 [...] Jeżeli poważnie przymierzacie
się do wyemigrowania z Polski, to cieszy mnie, że pierwsza ocena Waszych możliwości
wypadła pozytywnie. Każda firma trudniąca się załatwianiem wiz działa na podobnej zasadzie. Wykorzystuje niewiedzę swoich klientów i bazuje na ich naiwności. Z całą stanowczością stwierdzam, że kontakty z jakąkolwiek firmą pośredniczącą w załatwianiu wiz do NZ powinny się kończyć definitywnie z chwilą wklejenia odpowiednich wiz do paszportów. Ani grama dalej. Żadnych usług w transporcie, żadnej opieki na miejscu, ani broń Boże, załatwiania tu przez nich pracy. Ta ostatnia sprawa jest wystarczająco trudna do przebycia nawet przy osobistym udziale, nie wierzcie w ich bajki, że ktoś zaproponuje Wam pracę zaocznie. Na internetowej stronie NZIS można sobie nawet samemu sprawdzić swoje punkty oraz szanse w uzyskaniu wizy. Zasada jest prosta: jeśli wymagana ilość punktów jest wystarczająca oraz pozostałe warunki są spełnione (to wszystko jest opisane na tej stronie) otrzymanie wizy dla głównego aplikanta i jego (jej) najbliższej rodziny nie stwarza większych problemów. Cała procedura jest jednak dość kosztowna, to trzeba mieć na uwadze. Sami już jednak nie śledzimy zbyt drobiazgowo bieżących przepisów w tym zakresie, po prostu przestało nam to być potrzebne. Firma na pewno będzie Wam oferowała różne dodatkowe usługi (np. znalezienie oferty pracy lub wręcz pracy � w to nie wierzcie!, dodatkową opiekę nad Wami po przylocie do NZ). Od razu powinniście nastawić się tylko na ich pomoc w uzyskaniu wiz. A dodatkowo ciągle studiować kiwi przepisy imigracyjne. I po zdecydowaniu się na rozpoczęcie działań, za wszelką cenę jak najszybciej doprowadzić sprawę do końca, czyli uzyskania wiz. Dlaczego wyjechaliśmy akurat do NZ? Praktycznie interesował nas wyjazd do strefy anglojęzycznej. Nowa Zelandia jest jednym z nielicznych krajów umożliwiających osiedlenie się ludziom takim jak my. Ludziom bez przeszłości rodzinnej (np. dziadkowie Niemcy), bez przeszłości politycznej (pseudo-azylanci). Interesował nas wyjazd legalny i do nieco cieplejszych niż Kanada krajów. Australia też oferuje podobne możliwości, lecz z tego co wiemy, o wiele trudniej jest dostać tam wizę. My chcieliśmy zamieszkać i spróbować naszych sił w kraju rozwiniętym, ale spokojnym, czystym i atrakcyjnym turystycznie. Takim jest Nowa Zelandia. Czy tęsknimy za Polską? Nie. Przygotowując się do wyjazdu musieliśmy oswoić się z myślą, że nie wyjeżdżamy do kraju położonego "o miedzę". Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nie będzie możliwe przyjeżdżanie an weekendy do Polski. Z rodziną i bliskimi mamy kontakt korespondencyjno-telefoniczny. Być może naszym wyjazdem umożliwimy co poniektórym podróż dookoła świata, czego bez naszej decyzji nie byliby sobie w stanie nawet zamarzyć. Już w tym roku chcielibyśmy uskutecznić kilkumiesięczny pobyt u nas moim teściom. W przyszłym roku zaprosimy do nas moją mamę. Sentymenty i tęsknoty należy zostawić w Polsce. Czego nam najbardziej brakuje? Czasu. Jak się okazało na miejscu,
doba i tutaj ma tylko 24 godziny. Dni uciekają jeden za drugim. Ale jest to
problem chyba ogólnoświatowy, nie widzę więc powodu aby upatrywać tego przyczyny
w naszym wyjeździe z Polski i to akurat do Nowej Zelandii. [...] Marzec 2000 Byc moze to to samo biuro i ta sama pani, ktora zacheca Was do
zatrzymania sie w okolicy Auckland. I od razu napisze, ze swiadczy to o
jej malym rozeznaniu w tym zakresie. Po prostu trzeba zatrzymac sie w Auckland,
a nie w jakiejs jego okolicy. Nie wiem wprawdzie jakiego typu pracy bedziecie
szukac dla siebie, ale praktycznie tylko w Auckland moze byc mozliwe jej
znalezienie w krótkim czasie. Zycie w Auckland jest znacznie drozsze niz
gdzie indziej ale tylko w Auckland istnieje jako taka szansa na znalezienie
odpowiedniej pracy lub tymczasowe zalapanie sie gdziekolwiek. Bo i z taka
ewentualnoscia nalezy sie liczyc. O ewentualnych przenosinach w inne regiony
NZ mozna pomyslec potem, po dokonaniu rozeznania lub po otrzymaniu pracy
w innym miescie. Wyjazd na "prowincje" od razu nie moze byc dobrym pomyslem.
Chociaz to tez w duzym stopniu zalezec moze od zasobnosci konta bankowego
jakie przywiezie sie z soba na antypody. 29 maja 2000 [...] Do Nowej Zelandii można
przyjechać na stałe po uzyskaniu specjalnej wizy. Jest to możliwe do uzyskania
po spełnieniu pewnych, dość trudnych warunków. Warunki otrzymania wizy są tak skonstruowane ( podobnie jak to
ma miejsce w Australii gdzie trzeba mieć �unikalny zawód, na który jest duże
zapotrzebowanie�), że trzeba mieć jak najwyższe wykształcenie (nie wszystkie
zawody i kwalifikacje są tutaj uznawane), jak największy staż pracy (koniecznie
w wyuczonym zawodzie!) i jak najmniej lat w życiorysie. Te dwa ostanie warunki
trochę sie kłócą, ale jest pewien przedział wiekowy, w którym obie sprawy
mogą wspólnie z sobą zagrać. Na tej stronie są dostępne wszystkie potrzebne informacje, przepisy, nawet formularze. Ale jak sam się przekonasz, sprawa jest dość skomplikowana, choć możliwa do załatwienia. Niestety przenosiny na antypody pociągają też za sobą dość spore koszty. I z tego też trzeba sobie zdawać sprawę. W Warszawie nie ma ambasady Nowej Zelandii. Najbliższa Polsce
jest nowozelandzka ambasada w Londynie. Kontaktowanie się z nią na etapie
rozeznawania sprawy nie ma sensu, wszystko co będzie Ci potrzebne znajdziesz
w Internecie. [...] 16 maja 2000 [...] Niektórzy zrażają się do tematu "Nowa Zelandia" od razu jak tylko wspomnę o konieczności w miarę biegłego poruszania się w sferze językowej. Nie muszę chyba dodawać, że chodzi tu o język angielski. I konieczna jest w tym przypadku dobra znajomość tego języka jeszcze przed rozpoczęciem starań o zgodę na wyjazd do Nowej Zelandii. W przeciwnym wypadku (co niektórzy i tak usiłują "obejść" tę zasadę) cała sprawa sprowadza się do niebywale wysokich kosztów samej procedury wizowej, a języka nauczyć trzeba się tak czy tak, bo bez tego, nawet po ewentualnym przebrnięciu spraw wizowych (co jest dzisiaj bez biegłej znajomości języka wręcz niemożliwe) zaczną się problemy ze znalezieniem pracy, a koszty utrzymania się w Nowej Zelandii w przeliczeniu na polskie złotówki sa niebywale wysokie, nie można liczyć na to, "że jakoś to będzie". Przywiezione tutaj polskie oszczędności nie wystarczają na długo, niektóre zawody i kwalifikacje zdobyte w Polsce nie są tu wcale honorowane, ze zobyciem jakiejkolwiek pracy jest dość trudno, co nie znaczy, że niemożliwe. Legalną pracę można tu uzyskać tylko przy odpowiednim wpisie w paszporcie. Na zatrudnienie "na czarno" trudno liczyć, jeśli nawet czasem uda się coś złapać, to jest to krótkotrwałe i zawsze bardzo nisko opłacane. Ale umiejętność posługiwania się językiem jest tu wszędzie sprawą pierwszorzędnej wagi. Nowa Zelandia jest krajem, w którym można
znaleźć wyśmienite warunki do życia. Wspaniała przyroda, życzliwość mieszkańców,
brak konfliktów rasowych, poziom życia niejednokrotnie przekraczający zachodnio-europejski,
ogromny spokój, wręcz leniwy tryb życia (pozorny, albo tylko dla co poniektórych),
niezły klimat (choć wcale nie taki idealny), mimo wszystko dość wysoki poziom
poczucia bezpieczeństwa. 16 maja 2000 [...] Przyjazd do Nowej Zelandii z zamiarem podjęcia tutaj pracy wymaga posiadania odpowiedniej wizy wjazdowej, o którą wcale nie jest łatwo. Na ten temat możesz znaleźć dużo informacji na stronie New Zealand Immigration Service . Polecam dokładne zapoznanie się z jej zawartością. Twoje pytanie o sytuację zarobkową w NZ
muszę, przynajmniej w tej chwili jeszcze, pozostawić bez odpowiedzi. Wszystko
zależy od wykonywanej pracy oraz miejsca gdzie się pracuje. W różnych rejonach
Nowej Zelandii sprawa znalezienia zatrudnienia wygląda inaczej. Na ogół jednak
obowiązuje zasada, że czym dalej od Auckland, to z tym gorzej.
Nowa Zelandia jest krajem, w którym można
znaleźć wyśmienite warunki do życia. Wspaniała przyroda, życzliwość mieszkańców,
brak konfliktów rasowych, poziom życia niejednokrotnie przekraczający zachodnio-europejski,
ogromny spokój, wręcz leniwy tryb życia (pozorny, albo tylko dla co poniektórych),
niezły klimat (choć wcale nie taki idealny), no i mimo wszystko dość wysoki
poziom poczucia bezpieczeństwa. 29 maja 2000 [...] Sprawa emigracji do Australii to
zupełnie inny temat, nie znam tamtejszych warunków. Australia i Nowa Zeladia
to dwa, zupełnie niezależne od siebie, kraje. [...] 7 września 2000 [...] Odpowiadam na postawione pytania: 1. Firm pośredniczących
w załatwianiu wizy stałego pobytu w NZ jest dość 2. Nie znam procentu
pozytywnie załatwionych wniosków wizowych.
[...] Na temat NZ sporo można dowiedzieć
sie poprzez internet. Jest całe mnóstwo nowozelandzkich stron, z których
można się dowiedzieć niemalże wszystkiego. Myśle, że najlepszym punktem zaczepienia
jest strona http://www.nzsearch.co.nz/
albo inna podobna http://www.searchnz.co.nz/
Uważam, że wszędzie, w NZ też, najważniejsze jest wiedzieć czego się chce. Trzeba mieć konkretne plany przed sobą. Potem, jak wszędzie, trzeba zakasać rękawy i brać się za realizowanie założonych sobie planów. Nikt za nas tego nie zrobi, a totolotek rozwiązuje problemy tylko nielicznym. Ważne jest też, aby te plany były realne. Chodzenie z głową w obłokach, w dodatku �do góry nogami� prowadzi na ogół do rozczarowań. Jaka jest Nowa Zelandia? Piękna, cicha, spokojna. Niektórzy uważaja, że to jedna wielka wieś. Jedno wielkie country. Coś w tym jest. Mnie życie na tej �wsi� odpowiada. 10 minut jazdy samochodem i jestem w środku olbrzymiego, milionowego, tętniącego życiem miasta: kina, teatry, knajpy, sklepy, kasyna. 10 minut jazdy w drugą stronę i znajduję się w górach, gdzie trudno spotkać żywego człowieka. O rzut kamieniem kilkanaście plaż, które stanem zatłoczenia niczym nie przypominają Świnoujścia czy Dźwirzyna w środku sezonu. Praca. Roboty jest dużo. Tylko przeważnie trudno jest się załapać. Wykonywanie niektórych zawodów wymaga zdobycia tutejszych uprawnień. Przy biegłej (praktycznej) znajomości angielskiego pracę da się jakoś znaleźć. Rzadko przyjmują do pracy całkiem świeżo przyjezdnych na stanowiska dyrektorskie i managerskie. Aby pracować w NZ konieczne jest posiadanie odpowiedniej wizy. O pracę najłatwiej (nie znaczy to, że bez problemu) w większych skupiskach miejskich (Auckland, Hamilton, Wellington, Christchurch...). Domy wynajmuje się albo kupuje. Z jednym
i drugim nie ma żadnego klopotu. Ceny bardzo zróżnicowane, w zależnosci od
rejonu Nowej Zelandii (najdrożej w Auckland, Hamilton, Wellington, Christchurch...
), dzielnicy i standardu. Służba zdrowia praktycznie nie istnieje. To znaczy jest, ale lepiej nie chorować. Jak się chce chorować, to koniecznie trzeba mieć prywatne ubezpieczenie (dobrowolne) i wtedy slużba zdrowia jest super! Szkoły. Państwowe i prywatne. Państwowe w większości są darmowe, poza drobnymi, normalnymi opłatami za drobiazgi. Uczniowe ubierani są w szkolne uniformy, które trzeba dziecku kupić. Poziom nauczania rożny, w zależności od szkoły. Myślę jednak, że generalnie nie odbiega od standardu ogolnoświatowego. Kto chce się nauczyć, ten się nauczy. Kontakty międzyludzkie. Chyba jak wszędzie, ale odczuwa się tu wiele życzliwości i sympatii. Sąsiadów się na ogół nie zna, z Polakami bywa różnie. Mamy jednak wiele pozytywnych przykładów, poza jednym, w dodatku �własnoręcznie� sprowadzonym sobie z Polski. Wiele ludzi przyjeżdżało do NZ z myślą
przeczekania tylko na tutejsze obywatelstwo. Potem wyjeżdżali do Australii,
gdzie podobno manna spada z nieba, gdzie podobno jest raj i wszystko jest
naj, naj, naj. Taka druga Ameryka! Pozostawiam to bez komentarza. Jednakże
niedawne porozumienia pomiędzy Australią i Nową Zelandią zdecydowanie przykróciły
Kiwusom możliwości stałego wyjazdu za Morze Tasmana. W chicagowskim "Dzienniku Związkowym" z
19-21 listopada 1999 była informacja o biurze ABC Pacific Services funkcjonującym
w Chicago a prowadzonym przez Polaka z Nowej Zelandii. Firma ta podobo specjalizuje
się w załatwianiu spraw transferu do NZ. Na pewno jest możliwe uzyskanie
tam szczegółowych informacji. Podobnych firm sporo reklamuje się też w internecie.
01 lutego 2001 [...] Co do Waszych planów dotyczących
turystycznego przyjazdu do Nowej Zelandii to mogę jedynie stwierdzić, że dwa
tygodnie to zdecydowanie za mało na obejrzenie choćby tylko części miejsc
tego wartych. Wydaje mi się, że w dwa tygodnie można objechać Wyspę Północną,
ale pozostawienie �nietkniętej� Wyspy Południowej to tak jak �być w Rzymie
i nie widzieć papieża�. Nie jest też najbardziej godny polecenia zalożony przez Was czerwcowy termin. Wbrew pozorom (niektórzy uważają Nową Zelandię za �ciepłe kraje�) w tym okresie zdarzają się obfite opady śniegu (na Wyspie Poludniowej) i niezwykle śliskie i niebezpieczne drogi. Także w centralnej części Wyspy Północnej zdarza się wtedy zamykanie dróg z powodu oblodzenia. śnieg leży jednak zazwyczaj krótko, ale jak nie pada śnieg to w czerwcu, lipcu i sierpniu potrafi u nas padać deszcz przez 45 dni w miesiącu. Wysoka wilgotność powoduje wtedy poczucie przenikliwego zimna, mocno dającego w kość. Oczywiście zdarzają się też w tym czasie okresy bardzo ładnej, słonecznej pogody. Wtedy w dzień jest dość ciepło, wystarcza nawet letnie ubranie. Ale liczyć należy się z tą gorszą ewentualnoscią, bo norma to mokre i zimne miesiące zimowe. Tym bardziej, że ładnej pogody nikt nie jest w stanie zagwarantować. Ten okres nie jest najzdrowszy do przyjeżdżania tu z małymi dziećmi. Być może moje �rewelacje� nie są za bardzo
zgodne z oczekiwanymi, niemniej jednak Nowozelandczycy dobrze wiedzą co robią
znacznie obniżając ceny w tym nieciekawym turystycznie okresie. Naprawdę w
czerwcu i lipcu przyjeżdża do NZ tylko ktoś kto nie ma już innego wyjścia.
Najlepszym okresem jest pobyt u nas od stycznia do marca. Ewentualnie dodatkowo
po dwa miesiące z każdej strony, choć i wtedy z pogodą może być tu różnie.
[...] Na temat domów, mieszkań, ich wynajmowania,
kupowania, podejmowania decyzji o budowie bądź nie, pisał będę później, jak
i Was sprawa zacznie choć trochę dotyczyć. Na pewno na początku wynajmiecie
jakiś domek lub mieszkanie. Z tym nie ma tu żadnych kłopotów, a jeśli jest
to z nadmiaru mozliwości do wyboru. Pewien problem może stanowić wybór dzielnicy
do zamieszkania, bo to w zdecydowany sposób później wpływa na kontakty ze
znajomymi (odległości i brak czasu na jeżdżenie z odwiedzinami). Ale zmienić
miejsce zamieszkania to też żaden problem i zwykle wiąże się to z miejscem
pracy lub (jak w naszym przypadku) szkołami dzieci. Uznaliśmy za mało korzystne
częste zmienianie przez nich szkół i tkwimy ciągle w jednym rejonie - West
Auckland - Waitakere City. Należy sobie zarezerwować nieco spokojnego czasu
na znalezienie odpowiedniego domu i nie działać zbyt pochopnie. Jest to możliwe,
należy więc spokojnie dokonać wyboru. Małżeństwo z dwójką dzieci, którzy
przyjechali do Auckland z Południowej Afryki (z ogromną, jak na nasze wyobrażenia,
ilością pieniędzy na koncie) przez dwa tygodnie szukali domu dla siebie do
wynajęcia, obejrzeli w międzyczasie ponad 30 różnych domów. Wybrali dom średniej
klasy za 260 NZ$ tygodniowo. Nasi byli przyjaciele (przyjechali z Polski
niemalże w tym samym czasie co wspomnieni wyej �Afrykanie�), którzy mieli
całego majątku 3 tysiące NZ$ (!!!) już w trzecim dniu pobytu zdecydowali
o wynajęciu pierwszego domu jaki zobaczyli za 300 NZ$ tygodniowo. W dodatku
w odległej od nas dzielnicy, ale za to dzielnicy reprezentacyjnej. Po roku
zmuszeni byli zmienić ten dom na tańszy, ale my w międzyczasie zaoszczędziliśmy
w stosunku do nich tylko na samym czynszu około 5000 dolarów. Za takie pieniądze
tutaj można kupić niczego sobie samochód. Luty 2002 Przyjazd do NZ i �pilotowanie� sprawy stad nie ma najmniejszego
sensu, bo sprawy emigracyjne zalatwiane sa �rejonami�, dokumenty wszystkich
Polakow (nawet zlozone w NZ) kierowane sa do Londynu, bo tam nastepuje ich
weryfikacja i rozpatrywanie. Weryfikacja polega ostatnio na bardzo dokladnym
sprawdzaniu niemalze wszystkich danych. Londyn wysyla pisma z zapytaniami,
dzwoni czesto do osob/firm wystawiajacych te dokumenty i zada potwierdzenia
ich prawdziwosci. Trwa to nieraz miesiacami i z Auckland niczego nie mozna
przyspieszyc ani zalatwic. Siedzenie tutaj to tylko wydawanie kolejnych pieniedzy
bez pewnosci, ze sprawa zostanie zalatwiona pozytywnie. A przeliczniki zlotowkowo-kiwidolarowe
sa niekorzystne dla Polakow przyjezdzajacych tu czasowo i zgromadzone w Polsce
oszczednosci topnieja tu w mgnieniu oka. ... bez odpowiednich wiz w paszportach (czyli na �wariackich
papierach�) najlepiej sie na drugi koniec swiata nie wybierac. Madrzej jest
spokojnie starac sie zalatwic wszystko na miejscu, w tym czasie poduczyc
jak najlepiej angielskiego. Marzec 2002 To, co napisalas mi o pani [...], niestety potwierdza moje zdanie
2 maja 2002 Na Twoje dodatkowe pytania trudno odpowiedziec jednoznacznie
i wyczerpujaco. Moge jednak napisac, ze posiadanie jakiejkolwiek stalej
pracy pozwala w NZ na spokojne zycie bez obaw o �znalezienie sie pod mostem�.
W Nowej Zelandii nigdzie nie ma slamsow, ani dzielnic o podobnym charakterze.
Fakt, sa dzielnice drogie, sa tez zamieszkale przez ludzi o odrebnej niz
nasza kulturze, dlatego nie zawsze chcialoby sie tam mieszkac. Ale zawsze
mozna znalezc cos dla siebie, co nierzadko jest tylko marzeniem wielu naszych
rodakow mieszkajacych w Polsce. ...Mysle, ze przy Twoim nastawieniu do sprawy, przy gotowosci
przezycia jakiegos okresu wyrzeczen, warto dalej myslec o przyjezdzie do
NZ. Z wlasnego doswiadczenia wiem, ze mozna szybko odbic sie i wyjsc na swoje.
Trzeba tylko wiedziec czego sie chce i nie ogladac na innych.
... Co zas tyczy sie pracy dla informatyka, to napisze Ci, ze
w samym tylko Auckland, na roznych uczelniach, corocznie konczy studia informatyczne
ponad 4 tysiace studentow. Wszyscy oni szukaja pracy. Co z tego wynika, wiadomo.
Wiem z wlasnego podworka, ze na ogloszenie o otwarciu naboru na jedno (!)
miejsce technika (do prostych prac instalacyjnych) zglasza sie okolo stu
chetnych, z czego ok. 70 ma stopnie inzynierskie i wszelkie novellowskie
i microsoftowskie tytuly. ...polski dyplom lekarza nie jest honorowany ani w Nowej Zelandii,
ani w Australii. Nie ma mowy o �jakimkolwiek� zalapaniu sie na prace! Trzeba
tutaj swoje kwalifikacje nostryfikowac, co jest procedura niezwykle trudna,
czasochlonna i kosztowna. Ale tez mozliwa do zalatwienia. Sam znam trojke
�mlodych� (okolo 40-stki) lekarzy, ktorzy przeszli cala procedure i pracuja
w swoim zawodzie w aucklandzkich szpitalach. ... Moim zdaniem pomysl wyjazdu do Australii na kurs jezykowy
i ewentualna probe �zlapania� jakiejs okazji nie jest dobry dla kogos kto
ma rodzine na glowie. Ta metoda jest interesujaca przygoda dla mlodzienca
� wolnego strzelca, osoby zadnej przygod i calkowicie niezaleznej. Dlaczego?
Odradzam tez jakiekolwiek posrednictwo w zalatwianiu odpowiednich
wiz. Przynajmniej na etapie wsteonym. Wyjazdu z Polski nie traktujcie jako
sprawy naglej i pilnej, tego w trybie natychmiastowym nie da sie zalatwic.
Radze zaczac od zintensyfikowania szlifowania jezyka. W miedzyczasie mozna
zaczac gromadzic potrzebne dokumenty, robic ich tlumaczenia. Niektore z tych
dokumentow maja krotki okres waznosci, te nalezy skompletowac dopiero na
samym koncu. Majac zaliczone testy z angielskiego na wymaganym poziomie, majac
pewnosc, ze punktow ma sie wystarczajaco duzo, nalezy zgromadzic wszystkie
papiery i wraz z odpowiednimi wnioskami wyslac je do Biura Imigracyjnego w
Londynie. Mozna wtedy ewentualnie skorzystac z pomocy jakiegos posrednika
(maja oni swoje chody i sposoby w szybkim zalatwieniu sprawy; zarabiaja jednak
na ciagnacym sie w czasie kompletowaniu dokumentow przez klienta), ale musi
to byc ktos wiarygodny i sprawdzony a nie przypadkowa �firma z internetu�.
... w Nowej Zelandii istnieje mozliwosc jednoczesnie pracowania
i studiowania. Roznorakie forny studiow umozliwiaja wybor odpowiedniej w zaleznosci
od warunkow i potrzeb. Jak wszedzie jednak, takie godzenie pracy z nauka
wymaga sporo wyrzeczen i nie jest wcale latwe. ... Niestety nie jestem w stanie doradzic jakimi liniami lotniczymi
nalezy sie starac przyleciec do NZ. Ceny biletow zaleza od tak wielu czynnikow
(sezon, trasa, linia lotnicza...), ze tego typu informacje mozna uzyskac jedynie
w jakims biurze turystycznym, a najlepiej kilku i porownac oferty. Wiem tez,
ze te same bilety kupowane w roznych krajach moga kosztowac roznie. Warto
takze sprawdzic i te ewentualnosc rozpytujac sie o ceny np. w biurach niemieckich.
Zdecydowanie drozsze tez sa bilety z Warszawy czy Krakowa. Taniej moze byc
leciec np. z Frankfurtu, Amsterdamu czy Londynu, a tam dojechac autobusem.
...Nieprawda jest, ze tytul magistra nie jest respektowany w
procesie przyznawania wiz. Trzeba go jednak odpowiednio udokumentowac, a
najlepsza tego metoda jest uzyskanie certyfikatu NZQA (New Zealand Qualification
Authority).Trzeba po prostu przeslac do nich (wraz z oplata ok. 200NZ$) odpowiednie
dokumenty i poczekac na ich odpowiedz. Dla uzyskania wlasciwego wyniku dokumenty
te musza byc juz w Polsce odpowiednio przygotowane. Mam tu na mysli dokonanie
odpowiedniego tlumaczenia nazw przedmiotow zapisanych np. w indeksie. Nazwy
te powinny byc jak najbardziej zgodne z nazewnictwem stosowanym przez uczelnie
nowozelandzkie, bo na porownywaniu zaliczonych przedmiotow z przedmiotami
w tutejszym programie studiow polega weryfikowanie kwalifikacji. Jesli odpowiednia
ilosc zaliczonych przedmiotow jest taka sama jak w tutejszym cyklu studiow,
to na ogol nie ma zadnych problemow z uzyskaniem zaliczenia. |
|||