Felieton Wojtka Wieczorka z cyklu “Prawym
okiem” przygotowany dla audycji radiowej “Polska Fala”, 16/04/2000,
Auckland
---
o ---
Szanowni Sluchacze,
W naszym dzisiejszym spotkaniu na radiowej antenie kontynuje rozwazania na temat
podatkow.
Tydzien temu mowilem o tym, ze moim zdaniem oplacana z przymusowych podatkow
opieka spoleczna powinna byc ograniczona do absolutnego minimum. Wspolczesne
panstwa zachodnie wydaja sie przescigac w nowych sposobach pomocy tym, ktorzy
nie moga albo nie chca na siebie sami zarobic. Latwo jest stwierdzic, ze jakiejs
kolejnej grupie spolecznej przydaloby sie jeszcze troche pieniedzy na to czy
owo. Ale na biurokratyczna
dobroczynnosc mozna sobie pozwolic tylko zabierajac pieniadze pracujacym. Nie
proponuje, bysmy skasowali od jutra wszystkie zasilki. Chce tylko, by zamiast
szukac jakichs nowych potrzebujacych zastanowic sie, ile pieniedzy mamy moralne
prawo zabrac tym, ktorzy ciezko na nie pracuja. Na przyklad skazancy w
wiezieniach powinni bytowac w prymitywnych warunkach, by ograniczyc koszty
ponoszone na ich utrzymanie przez spoleczenstwo. Obywatel uznany za winnego
popelnienia przestepstwa nie moze sie spodziewac zadnych luksusow. Sa tez moim
zdaniem takie cele, na ktore pieniadze z przymusowych podatkow w ogole nie
powinny byc wydawane. Nie rozumiem na przyklad dlaczego musze placic za
kosztowne telewizyjne kampanie reklamowe roznych agencji rzadowych. W ostatnich
kilku miesiacach mizdrzyly sie do nas w ten sposob Earthquake Commission, IRD i
WINZ. Z reklam dowiedzielismy sie jaki to wspanialy serwis nas czeka, gdybysmy
kiedykolwiek zawitali w progi ktorejs z tych instytucji. Smieszne jest to, ze
wszystkie one sa monopolistami w swym zakresie dzialania. Nie mozemy na przyklad
placic podatkow w innej firmie, jezeli nie odpowiada nam wystroj biur IRD. Po co
agencje rzadowe trwonia miliony dolarow na reklame telewizyjna, jezeli i tak nie
mamy zadnego wyboru w kwestii korzystania z ich uslug?
Zwolennicy wysokich podatkow argumentuja czasem, ze inwestycje publiczne
rozkrecaja gospodarke i tworza nowe miejsca pracy. Zeby ustosunkowac sie do tego
twierdzenia powiedzmy sobie najpierw, ze sam fakt istnienia podatkow nie
wytwarza zadnego dodatkowego dochodu. Gdybysmy zrezygnowali ze sciagania
podatkow, pieniadze zostalyby po prostu w kieszeniach obywateli. Ja za moje
postawilbym na przyklad plot dookola domu. Ktorys ze Sluchaczy kupilby szope na
narzedzia ogrodowe, inny zbudowalby basen. Ktos musialby dostarczyc nam
materialow oraz narzedzi, czyli skorzystalyby na tym glownie lokalne warsztaty i
sklepy. Ci ktorzy glosza wyzszosc inwestycji publicznych dowodza posrednio, ze
Panstwo lepiej umie wydac nasze pieniadze niz my sami. Po przejsciu przez Urzad
Podatkowy pieniadze magicznie nabieraja mocy tworzenia miejsc pracy, w rekach
obywateli sa rzekomo tej zdolnosci pozbawione. Sluchajac takich argumentow, od
lat place podatki a dom mam nie ogrodzony.
Chcialbym tez sprostowac pewien powszechny mit co do wysokosci podatkow w Nowej
Zelandii. Pozornie wydaje sie, ze po stopniowych obnizkach stopy podatku
dochodowego placimy obecnie mniej niz kiedys. Problem w tym, ze Panstwo sciaga
nizszy podatek, ale daje tez duzo mniej w zamian. Podatki lokalne, czyli rates
od lat rosna szybciej niz inflacja. Co roku slyszymy, ze Panstwo przerzucilo
odpowiedzialnosc za jakis projekt na barki wladz lokalnych, wiec bedziemy placic
wiecej. Rowniez inwestycje zwiazane z dostawa pradu i wody pitnej byly kiedys
przedsiewzieciami budzetowymi. Teraz za budowe nowego wodociagu od rzeki Waikato
odbiorcy wody maja zaplacic lacznie ponad 100 milionow dolarow. Mowi sie tez o
wzroscie cen pradu ze wzgledu na koniecznosc budowy nowych elektrowni. Jak widac
obnizenie podatkow w Nowej Zelandii bylo tylko sprytnym manewrem propagandowym.
To tak, jakby ktos koszacy nam za 20 dolarow trawniki przed i za domem obnizyl
nagle cene do 10 dolarow, ale bedzie odtad strzyc tylko od ulicy. Zamiast
wyzszego podatku dochodowego ktory dawniej placil za wszystko, mamy obecnie
nizszy podatek, ale za to wiele dodatkowych oplat, narzutow i innych ukrytych
kosztow. Prosze wiec nie dac sie zwiesc pozornie nizszej w porownaniu z innymi
krajami nowozelandzkiej stopie podatkowej. Podatek mozna ukryc pod tyloma
postaciami, ze jest tylko jeden wiarygodna metoda porownania roznych systemow
podatkowych. Trzeba mianowicie spojrzec na laczna kwote wszystkich naleznosci
podatkowych czyli tzw. tax take w odniesieniu do dochodu narodowego kraju.
Wedlug dostepnych mi informacji, w Nowej Zelandii jest to 40%, w Australii 32 a
w Stanach Zjednoczonych 28%. Widac wiec jasno, ze nie placimy mniej ale wiecej
niz panstwa z ktorymi tak chetnie Nowa Zelandie porownujemy.
Wspomne jeszcze o jednym argumencie czesto przywolywanym dla poparcia tzw.
progresywnych podatkow, czyli wyzszej stopy podatkowej dla ludzi deklarujacych
wieksze zarobki. Mowi sie o tym, ze bogatsi powinni wnosic wiekszy wklad do kasy
publicznej niz biedni. To pozornie przekonywujace stwierdzenie jest klasycznym
przykladem lewicowej demagogii. Otoz nawet gdyby stopa podatkowa byla rowna dla
wszystkich, na przyklad 25%, lepiej zarabiajacy i tak placiliby wiecej. Kiedy
chodzilem do szkoly, jedna czwarta ze 100 wynosila wiecej niz jedna czwarta na
przyklad z 30, i nie sadze aby cos sie od tego czasu w matematyce zmienilo.
Prawdziwym uzasadnieniem idei progresywnych podatkow jest wrodzona nienawisc
lewicy do bogatych. Placac wyzsze podatki maja oni odpokutowac za wlasna
zaradnosc i przedsiebiorczosc. System ten jednak powoduje, ze lepiej zarabiajacy
maja dodatkowa motywacje, by zanizac swoj deklarowany dochod. W tej chwili w
Nowej Zelandii placimy w zaleznosci od zarobkow miedzy 20 a 39% podatku
dochodowego. Gdyby wszyscy placili powiedzmy 22%, bogatszym mniej oplacaloby sie
wynajmowac ksiegowych, ktorzy manipuluja liczbami tak, by sztucznie zanizyc
dochody swoich klientow. Taniej byloby po prostu zaplacic nalezny podatek.
Niestety, takie podejscie jest w konflikcie z nadrzedna zasada gloszaca, ze
bogatych trzeba zgnebic. Tak to od lat duch zwycieza nad materia, czyli lewicowa
ideologia nad praktycznym zdroworozsadkowym dzialaniem. Najbardziej zadowoleni z
calej tej sytuacji sa oczywiscie ksiegowi.
W nastepnym felietonie bede mowil o rownouprawnieniu kobiet.
Do uslyszenia.