Nie uwaza sie za eksperta od rapu, chociaz uprawia go juz od ponad pietnastu lat. Na wydanie swojej debiutanckiej plyty, "Albóóm" czekal az do 1995 roku. Odniósl wielki sukces wydawniczy. W czerwcu ukazal sie drugi, dlugo oczekiwany album - "L". Z Piotrem Marcem, Liroy'em nie tylko o tej plycie rozmawia Artur ?wietnicki.
XL: Swoja druga plyte zapowiadalea juz na maj zeszlego roku, jednak "L" ujrzala swiatlo dzienne dopiero teraz. Skad wzielo sie takie opóznienie?
LIROY: Opóznienie bylo niewielkie z uwagi na to, ze plyta - choc mniejsza - "Bafangoo cz.I" (BMG - przyp. red.) wyszla na jesieni. Plyta pelnowymiarowa miala ukazac sie w koncówce wakacji '96. Okazalo sie wtedy, ze skoplikowaly sie formalnosci z macierzysta firma zespolu Lordz Of Brooklyn, którego jeden utwór jest na "L" (BMG - przyp. red.). Zanosilo sie na to, ze przekladanie papierków potrwa nawet do lutego '97 lub Bów wie, jak dlugo jeszcze. Ktos z firmy, bodajze Arek Stegenka, rzucil pomysl, aby podzielic plyte na dwie czesci po to, by ludzie dostali juz cos do sluchania. Wybralem ponad trzydziesci minut i powstala taka mini-plyta, a nie singiel. Druga czesc miala sie ukazac, gdy zalatwi sie papierkowe sprawy z Lordz Of Brooklyn. Tymczasem dorobilem duzo materialu i powstala zupelnie nowa plyta, "L".
XL: A czy nie obawiales sie, ze po sukcesie "Albóómu" Twoja nastepna plyta bedzie szczególnie surowo oceniana?
LIROY: Ja nie obawiam sie niczego. Muzyke robie przede wszystkim po to, by ja robic, a nie po to, by sie przejmowac, czy sie ona komus spodoba, czy ktos wezmie ja pod mikroskop, czy nie. Po prostu robie plyty. Nie licze czasu - plyta jest gotowa, kiedy jest gotowa, a jesli juz jest gotowa, to trzeba ja wydac. Tak tez zawsze odpowiadam w firmie BMG, gdy pytaja mnie, kiedy wreszcie skoncze plyte. Nie jestem artysta, który wydaje plyte co roku. By wydac dobra plyte, trzeba minimum dwóch, trzech lat. Mam swoja wlasna, mala, niezalezna wytwórnie, mam takze studio nagran, produkuje i komponuje dla innych ludzi. Czas mam wypelniony tak, ze nie zawsze starcza mi go na wlasne projekty.
XL: "L" jest plyta bardzo róznorodnastylistycznie. Czy dlatego, ze chcesz z nia trafic do jak najwiekszej grupy sluchaczy?
LIROY: Plyta jest róznorodna, poniewaz ja jestem róznorodna osoba. Czasami smiejesz sie, czasami jest ci smutno, czasami bys komus rozpieprzyl leb, bo cie denerwuje. Z takich impulsów powstaja nagrania. Dlatego utwory, jesli maja byc prawdziwe, powinny powstawac bez zastanowienia. Jezeli zaczniesz sie zastanawiac, czy dac to na plyte, czy ludzie odbiora to dobrze, to znaczy, ze sam juz ze soba przegrales na starcie i nie masz po co robic muzyki. Jezeli moja plyta i moja twórczosc maja byc prawdziwe, musza byc takie, jak ja, a nie takie, jakich ktos ode mnie oczekuje. Kiedys marzylem o tym, aby uzyskac brzmienie, z którym bylbym kojarzony. Zrozumialem, ze sukcesem jest to, ze ktos rozpoznaje mój glos, mój styl rapowania, a nie muzyke. Uwazam, ze robienie plyty jednolitej stylistycznie jest pójsciem na latwizne. Praktycznie jest to robienie dziesieciu, dwunastu nagran na podstawie jednego utworu. Jestem czlowiekiem, który slucha kazdego rodzaju muzyki i interesuja mnie bardzo rózne brzmienia. Na przyklad na plycie "L" pojawily sie elementy jungle i pytano sie mnie: "Po co ty to kladziesz?". Jak to po co? Klade to, dlatego ze tak czuje. Jezeli bede chcial na plycie umiescic utwór dyskotekowy, bo tak bede czul, to zrobie to. Jestem prawdziwy i na plycie bedzie to, co chce miec, bez wzgledu na to, co o tym mówi mój kumpel, co na to moja firma, która mnie wydaje czy ktokolwiek inny. "L" nie jest plyta artysty rapowego - ta plyta jest moja!
XL: Jaki wplyw na ksztalt plyty mieli Twoi znajomi z USA?
LIROY: Nie mieli zadnego wplywu, moze poza jedna osoba, która byl Adam "Admoney" McLeer - czlonek zespolu Lordz Of Brooklyn. Bedac w Stanach i szukajac inspiracji, zapytalem Adama, skad on czerpie pomysly. I on pomógl mi otworzyc sie dla mnie samego. Dzieki niemu zobaczylem, ze pewien rodzaj muzyki siedzial we mnie juz od dawna, a ja w ogóle go nie ruszalem.
XL: Sluchajac "L", nie sposób nie zauwazyc, ze przeklinasz o wiele mniej niz na "Albóómie". Czy swiadomie zrezygnowales z wulgaryzmów?
LIROY: Nie zrobilem tego celowo, choc moze jest w tym troche wyrachowania. Do tej pory moje teksty postrzegane byly przez wielu przede wszystkim jako wulgarne slowa. Nigdy nie bylem idealnym teksciarzem. Pisalem o tym, co mnie boli lub mnie smieszy, i pisalem prawde - moja prawde oczywiacie. O dupie Maryny raczej nie pisalem i nawet tekst do "Korby" powstal na bazie autentycznych odczuc. Chcialem zrobic zakrecony tekst, bo sam jestem zakrecona osoba i mam rózne odpaly. Jezeli ktos sie z tym utozsamia, to jest juz inna sprawa. W tej chwili chce, zeby ludzie nie mieli powodu, by sie czepiac tekstów. Jezeli beda musieli mówic o czyms, to beda musieli sie przypieprzyc pierwszy raz do muzyki albo przypieprzyc sie do tego, czy mówie prawde, czy nie. A to zawsze jest rzecza wzgledna z uwagi na to, ze kazdy ma swoja prawde, kazdy ma swoja skale wartosci.
XL: Na ile autentyczne sa watki autobiograficzne w Twoich utworach?
LIROY: Wszystkie teksty bazuja na tym, co sie zdarzylo. Mówilem wielokrotnie, ze nie pisze o rzeczach, które mnie nie dotycza, lub o tych, o których nie mam pojecia. Pisze o rzeczach, które faktycznie sie zdarzyly, nigdy o rzeczach wyssanych z palca. Kazdemu, kto mówi, ze wszystko, o czym spiewam, to glupota, dedykuje utwór: "Chcesz, opowiem Ci bajeczke". Ludzie sami siebie oklamuja i próbuja oklamywac wszystkich dookola, ale mnie to wali, ja robie swoje.
XL: Niektórzy twierdza, ze teksty rapowe sa zapisem swiadomosci mlodego pokolenia. Czy nie jest moze równiez tak, ze po czesci to one zasmiecaja umysly mlodych ludzi?
LIROY: Nikt nie ma prawa mówic, czym sa teksty rapowe. W tym kraju nie ma prawdziwych ekspertów od muzyki rapowej. Ci, którzy próbuja nimi byc, sa o dupe potluc. Slucham tej muzyki juz pietnascie lat, prawie tyle samo ja wykonuje, ale nawet za najblizsze dziesiec lat nie powiem, ze jestem ekspertem od rapu - tak na marginesie z wyksztalcenia jestem technikiem robót wykonczeniowych... Teksty rapowe nie zasmiecaja swiadomosci. Wedlug mnie pelnia taka sama funkcje, co Stanczyk w czasach Zygmunta Augusta. Tak samo, jak on mówil o rzeczach, które wkurwiaja ludzi. Ludzie zawsze beda sie przypierdalali do rapu z uwagi na to, ze traktuje o tym, o czym oni nie chca sluchac. Ta muzyka nie zasmieca umyslów, wrecz odwrotnie - otwiera malolatom mózgi na to, co jest. To wiele innych muzycznych stylów wciska ludziom ciemnote i próbuje omamic mlodziez. Rap jest dokladnie taki, jak zycie - bez sciemy, bez próby uciekania w jakies pólsrodki. Mówi prawde, o tym jak jest, czyli ze czasami jest fajnie, czasami jest chujowo i ze malolat czasami powinien sie zastanowic. My, raperzy pokazujemy tylko, ze cos jest nie tak.
XL: Mozna zakladac, ze Twoja plyta sprzeda sie znakomicie, ale co z innymi raperami? Czy ciezko jest wydac w naszym kraju rapowa plyte?
LIROY: Kazda firma az sie slini, jak uslyszy o kapeli rapowej. Mówie to z gatunku widzenia wlasnych doswiadczen producenta. Podpisuje kontrakty z zespolami, które chce w najblizszym czasie wydawac, i kazda firma tylko ostrzy sobie zeby, zeby cos ode mnie wyrwac. Co prawda ostatnio nie wystarczy tylko mówic, ze sie umie rapowac. Rynek jest zasmiecony, bo firmy wydaja to, co im wpadnie w rece.
XL: Czy mozna powiedziec, ze polski rap sie rozwija?
LIROY: W Lodzi powstal bardzo prezny osrodek. Tam jest Thinkadelic i wiele innych kapel. W Koszalinie jest New Da Won, bardzo duzy rynek jest w Katowicach. Jest duzo kapel z Kielc, m.in. Puzzle z Radoskórem, bylym czlonkiem Wzgórza Ya Pa-3. Jest Alex, którego ja najprawdopodobniej bede wydawal. Jest zespól Zakazani grajacy troche w stylu Ice'a T. Zapomnialbym o Yaro, który sie juz ukazal. Jesli ktos lubi rytmy West Coast, to mysle, ze nie bedzie zawiedziony. Pod wzgledem brzmienia jest to najlepsza produkcja, jaka powstala na tym rynku, i mysle, ze dlugo nie bedzie nic równie dobrego. Moja wlasna firma bedzie sie zajmowala promowaniem dobrych kapel rapowych, które wiedza, o co chodzi w muzyce rapowej, a nie próbuja korzystac z mody. Przewaznie te zespoly, które najglosniej krzycza, ze wszystko dookola jest sztuczne, same sa tworami bardziej sztucznymi niz New Kids On The Block czy Boyzone. Jestem otwarty dla mlodych ludzi. Kazdy zawsze moze liczyc, ze jesli dostane od kogos demo, to na pewno go wyslucham i cos poradze.
XL: A co z rapujacymi kobietami?
LIROY: Ogólnie nie jestem fanem kobiecego rapu. Sa jednak male wyjatki: Lil' Kim i Foxy Brown. Kobiety kojarza mi sie z czyms dosc delikatnym i bardziej mi pasuja w soulu. Nie jestem facetem, który uwaza, ze kobiety nie powinny rapowac, wrecz przeciwnie, moze wreszcie pokaze sie ktos, kto mi sie spodoba.
XL: Jakie przyjecie spotkalo Cie w USA? Czy ciezko gra sie dla tamtejszej publicznosci?
LIROY: Przyjecie? Moge powiedziec o tym przyjeciu, majac w pamieci to, co sie dzieje u nas w kraju. Na mnie naskakuje tutaj wiele osób - tak zwanych ekspertów, ze jestem wtórny itd. Mialem okazje pojawic sie na scenie w "CBGB's" - to jest legendarny klub, w którym zaczynaly Nirvana i Sex Pistols. To jest ponoc najtrudniejszy klub na swiecie, jesli chodzi o publike. Tam przychodza Amerykanie, tam sie nie gra dla Polonii. I wiesz, co sie stalo? Nosili mnie na rekach. A rapowalem po polsku. Freestyle'owalem z basista Bad Brains i ekipa z Lordz Of Brooklyn. To tylko przyklad. Nie jestem facetem, który lubi sie chwalic, ale jeden ze znanych w Stanach producentów dostal moja plyte i powiedzial mi, ze jezeli by takie rzeczy powstawaly w USA, to on by sie bardzo cieszyl. On, mimo ze opowiedzialem mu, o czym sa teksty, nie widzial w mojej muzyce nic wtórnego. Po koncercie w "CBGB's" magazyn "Vibe", który jest znanym pismem od czarnej muzyki, poprosil o moja plyte. Ice T tez podkreslil, ze jemu podoba sie moja muzyka.
XL: Ostatnio do grona Twoich wielbicieli dolaczyl takze rezyser Piotr Szulkin.
LIROY: Bylem przede wszystkim zaskoczony, kiedy Piotr Szulkin zadzwonil do mnie i powiedzial, ze bardzo mu sie podoba to, co robie, i zapytal, czy nie napisalbym muzyki i nie zagral jednej z ról w jego nowym filmie. Odpowiedzialem, ze no pewnie - od dawna marzylem o czyms takim. Niestety z przyczyn, chyba finansowych, nie doszlo do realizacji "Króla Ubu". Piotr poprosil mnie, bym uzbroil sie w cierpliwosc, ze jeszcze sie odezwie. Nie musialem czekac dlugo, bo wkrótce zaproponowal mi udzial w sztuce Bertolda Brechta "Kariera Artura Ui". To byla wielka przygoda, która bede pamietal do konca zycia. Tak jak wiekszosc ludzi zawsze marzylem, zeby zostac aktorem i zobaczyc, jak to jest na planie zdjeciowym. Nie sadze, abym byl Bóg wie jakim aktorem, choc Piotr byl zadowolony z tego, co zrobilem. Poza tym opracowalem muzyke do calego przedstawienia.
XL: Czy bylo to Twoje pierwsze spotkanie z muzyka filmowa?
LIROY: Zanim dostalem propozycje od Piotra Szulkina, zrobilem muzyke i wszystkie efekty dzwiekowe, wlacznie z odglosami spuszczania wody w klozecie i szczekania psa, do krótkometrazowego filmu "Terytorium" Bo Martina.
XL: Jak to sie stalo, ze napisales dla Przemka Salety utwór "Mano a Mano", przy dzwiekach którego wychodzi na ring do swoich bokserskich walk?
LIROY: Bylem i jestem fanem boksu. Od dawna sledze poczynania Przemka, dla mnie jest on dobrym piesciarzem, a wczesniej byl rewelacyjnym kickbokserem. Kiedys w telewizji Przemek powiedzial, ze jego ulubiona muzyka to rap i ze chetnie wyszedlby przy jej akompaniamencie na ring. Mialem juz pomysl, napisalem tekst, zrobilem muzyke i wyslalem do Przemka. Jemu sie mój utwór strasznie spodobal i od tego czasu wychodzi na ring z tym nagraniem. W tej chwili jestesmy juz z Przemkiem chyba w miare dobrymi przyjaciólmi, dostalem nawet od niego w prezencie bokserskie rekawice.
XL: Obiecywales kiedys, ze skoczysz na bungy jumping. Czy udalo Ci sie zrealizowac te zamierzenie?
LIROY: Do dzisiaj jeszcze nie znalazlem czasu, ale skocze, choc nie wiem, kiedy to zrobie. Musze kiedys znalesc troche wolnego czasu, moze wróce takze do sportów walki, bardzo ciagnie mnie do snowboardu. Najwieksza moja slaboscia jest jednak muzyka i wszystko sie do niej, predzej czy pózniej, sprowadza.