Kolejny dzień rozpoczęliśmy od odgrzebania mojego samochodu. Nie ma tego na zdjęciach bo wszyscy byliśmy zajęci. Po bezowocnych próbach odkopania samochodu saperkami i wyjechania z pułapki niespodziewanie pojawiło się dwóch Omańczyków w swoim Pajero. Byli z Bank Muscat. Oczywiście okazało się nagle, że każdy z nas jest stałym klientem tego banku. A oni pokazali swoją klasę – bez żadnego odkopywania samochodu po prostu jeden z nich wyjechał z piachu, wszyscy byliśmy w szoku. Jakby tego było mało dał nam krótki pokaz mozliwości Lancruisera. Na widok tego co wyprawiał autem na 20 – 30 m wydmach włos się jeżył. Z drugiej strony jakby przyjechali na ryby to ja bym im pokazał... Byliśmy niespodziewanym gościom totalnie wdzięczni, gdyby nie oni prawdopodobnie grzebalibyśmy w piachu kolejną godzinę albo dwie. A potem zjedliśmy zasłużone śniadanie... i ruszyliśmy w drogę.
|
|
Po niecałej godzinie dojechaliśmy do morza. Kolejne 20 km jechaliśmy po plaży.
|
|
Tak wygląda podłoże Wahiba Sands. Są to tzw. eolity – skamieniały piasek naniesiony przez wiatr. Jest to ponoć jedno z największych skupisk tego typu skał na świecie. |
|
Po plażowym odcinku trasy wjechaliśmy w obrzeża Wahiba Sands – tereny zwane Woodlands. Jak widać na zdjęciu jest to rodzaj lasu. Jest on dość gęsto zamieszkany przez Beduinów, którzy żyją tam w bardzo prymitywnych skleconych z byle czego szopach.
|
|
Po kolejnych 3 godzinach jazdy dojechaliśmy do asfaltu. Tu kończy się terenowy odcinek trasy. W najbliższym warsztacie samochodowym pompujemy koła i udajemy się w drogę powrotną do Muscatu. Jeszcze tu wrócimy... |