|
Solenizant
wyczesał się na jeżyka. Po powrocie z Tajlandii wyglądał jak buddyjski
mnich, ale minęło już od tego czasu kilka miesięcy i włosy odrosły. Nie
wszyscy w jego rodzinie mogą już sobie na takie eksperymenty z fryzurą
pozwolić.
|
Polską
reprezentację stanowiła Babcia Irena, której zgotowano długotrwałą oklaskową
owację. Dla wielu miejscowych uczestników imprezy była ona przybyszem z
końca świata.
|
|
|
O
przedstawicieli z innych końców świata Grzegorz też zadbał.
|
Jednym
z obowiązkowych punktów programu takiej imprezy są wypowiedzi kolegów na
temat solenizanta. Tutaj odradzano wszystkim słuchaczom wspólne dzielenie
z Grzegorzem pokoju w schronisku w czasie zimowych wyjazdów na narty. Nie
wszyscy akceptują grzegorzowe zwyczaje zrywania się z łóżka o 5-tej rano,
tylko po to by nie marnować dnia i poszusować po zboczach Ruapehu "trochę
dłużej".
|
|
|
Jako
że urzędowymi językami w Nowej Zelandii są angielski i maoryski, to niektóre
fragmenty wystąpień trzeba było babci przetłumaczyć.
|
Przygotowana
wystawa zdjęć z czasów jeszcze polskich wzbudziła duże zainteresowanie.
|
|
|
Monitor
komputera wylądował na szafie po to chyba by go nie ukradli.
|
NIE
!!! Grzegorz chciał pokazać wszystkim co było powodem tego spotkania. Przy
okazji wszyscyśmy obejrzeli interesujący montaż fragmentów filmów video
z różnych okresów dotychczasowego życia Solenizanta.
|
|
|
Potem
trzeba było się wytłumaczyć z treści zawartych na swojej stronie
internetowej (adres poniżej).
|
Niektórzy
słuchali z takim zainteresowaniem, że aż dech im zaparło. Innym słuch się
zdecydowanie wyostrzył.
|
|
|
Suto
zastawione stoły zachęcały do konsumpcji...
|
...
toast jednak skonsumowaliśmy dopiero w domu. W mniejszym i mniej studenckim
gronie. Choć akurat na tym zdjęciu studentów jest dokładnie połowa !
|
|
|
Wśród
telefonów z życzeniami z całego świata (głównie od koleżanek) był też telefon
od dziadków z Polski.
|